Ostatecznie jestem kobietą. I bardzo mnie to cieszy.
Marilyn Monroe
wbiegła we mnie z impetem
jak gość nieproszony
nawet nie zapowiedziała wizyty
nie raczyła zapukać
zahipnotyzowała serce
bajkami krystalicznie słodkich kłamstw
otarła się o ciało jak kotka
na gorącym blaszanym dachu
wplotła się we włosy
kiczowatym blaskiem jasności
przesłoniła oczy
zielonkawą impresją rzęs
wbiła się we mnie
woalką seksownego uśmiechu
nabrzmiałego pragnieniem ust
białą gołębicą ulotnych marzeń
jak drżąca struna wybrzmiała
moje nieistnienie
zachłannym niedosytem
wirującego niespełnienia
przyszpiliła jak entomolog ćmę
uzyskując jedynie wątpliwy efekt motyla
a ja poranną rosą jestestwa
pobłogosławiłam anielską tkliwością
tę moją nieczułą wyniosłą
kobiecość
/3 VIII 2011, p.n.k., JoAnna Idzikowska-Kęsik/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za każdy komentarz, zawsze odpiszę i zajrzę do Ciebie w miarę czasowych możliwości: czasem szybko, niekiedy później, ale zajrzę na Twój blog. Pozdrawiam. :)