⊰✿⊱Witajcie!⊰✿⊱
Dzisiaj chciałabym napisać bardzo, ale to bardzo krótko o dwóch filmach i podzielić się z Wami swoimi refleksjami na ich temat. Na pewno nie będą to recenzje, raczej polecajki, ponieważ oba filmy bardzo mi się spodobały, a cieszy mnie to tym bardziej, że są to filmy polskie, zrealizowane na podstawie polskich powieści, remake'i - nowe wersje znanych i lubianych dzieł filmowych.
Nowego "Znachora" obejrzałam w dzień jego premiery na platformie Netflix, nie mogłam się tak naprawdę doczekać tej adaptacji powieści pisarza, który miał ambicję wyjścia do zwykłych, prostych ludzi i doskonale sobie z tym poradził. Przedwojenna adaptacja powieści Tadeusza Dołęgi - Mostowicza naprawdę trafiła pod strzechy, była pokazywana na wsiach (cudna scena w nowej adaptacji z objazdowym kinem, to chyba pokłon dla przedwojennej adaptacji) a Autor dostał poważną propozycję z Hollywood, bo był także scenarzystą („Znachor” był najpierw odrzuconym scenariuszem, który Dołęga przerobił na powieść). Niestety, wojna zniszczyła nie tylko jego międzynarodowe plany, ale też życie, które stracił na samym jej początku, gdy starał się pomagać ludziom. Na szczęście jego twórczość przetrwała i ma się dobrze. I mamy kolejną, trzecią adaptację (nota bene te adaptacje pojawiły się +/_ co 40 lat), z których druga (1982), w reżyserii Jerzego Hoffmana z Jerzym Bińczyckim, doskonałym w tytułowej roli, weszła już do zacnej historii polskiej kinematografii. I dobrze, gdyż jest piękna, chwyta za serce, ma cudną ścieżkę muzyczną, a aktorzy stworzyli w niej niezapomniane kreacje. Wszyscy pamiętamy cudne oczy Anny Dymnej, róże rzucone jej pod stopy przez Tomasza Stockingera, nieco zawziętą, ale rewelacyjną w roli Sofii Bożenę Dykiel i szczupłego jak trzcinka Artura Barcisia albo oświadczenie w sądzie w wykonie Piotra Fronczewskiego. Piękny film, który jako dziecko obejrzałam w kinie i do którego potem wracałam wielokrotnie.
Otóż nowa adaptacja bardzo mi się podoba ze względu na role kobiece, co nie znaczy, że grający Antoniego Kosibę Leszek Lichota, nie poradził sobie z tytułową rolą. Poradził i zrobił to świetnie, jednak w tej adaptacji prym wiodą kobiety, zwłaszcza jedna...
Zośka, bardzo charakterystyczna, świetnie zagrana, fikcyjna postać cudownej młynarzowej, samotnej kobiety, - w tej roli rewelacyjna Anna Szymańczyk. Tej aktorzycy wróżę wielką karierę, jest cudna, piękna i bardzo mnie swoją rolą ujęła, bo umiała pokazać, że twarde z pozoru kobiety, tak naprawdę są wrażliwe, delikatne, spragnione miłości i ciepła.
Cudna też była Maria Kowalska i zupełnie inna niż Anna Dymna, w roli Marysi oraz Izabela Kuna w roli hrabiny Czyńskiej, matki Leszka. W epizodzie pojawiła się też moja kochana a dawno nigdzie nie oglądana Ewa Szykulska.
W filmie wystąpił również - jak zawsze wspaniały, ale o kilka lat grubszy - Artur Barciś, tym razem w roli kamerdynera.
Zmieniają się czasy, zmienia się spojrzenie na dawne dzieła. Wiadomo, że to, co ponadczasowe, obroni się samo, ale ja lubię nowe, inne, nieszablonowe interpretacje, dlatego ten film, któremu nie brakuje wad, ale dzieł bez wad jest naprawdę niewiele - mnie się podobał. Myślę, że nie będę do niego wracać tak często, jak do wersji z Anną Dymną, ale jeszcze raz zapewne go sobie, na spokojnie, obejrzę i Wam też polecam!
Moja ocena filmu: 7/10
Kolejne dzieło, które chcę Wam polecić to również trzecia z kolei adaptacja utworu Władysława Stanisława Reymonta, z tym, że pierwszej z 1922 roku, w której wystąpił sam Autor, nie znamy, ponieważ zaginęła w wojennej zawierusze. Znamy i pamiętamy serial i film z 1972 z cudną, ale zbyt dojrzałą Emilią Krakowską w roli Jagny i bezbłędnym Władysławem Hańczą w roli Boryny (czyli mamy remake'i raz na pół wieku).
Nową adaptację monumentalnej powieści Reymonta zrobili twórcy rewelacyjnego "Twojego Vincenta", filmu, który kilka lat temu oczarował wiele wrażliwych na sztukę osób.
Z reguły nie czytam recenzji, ale jeszcze zanim poszłam w środę do kina, dotarło do mnie z odmętów internetu, że najnowsza adaptacja "Chłopów" to badziewna cepelia bez ładu i składu, że role kiepskie, muzyka denna a scenariusz spłycony...
Tymczasem ja dostrzegłam w tym filmie cudne role kobiece, a Jagna w interpretacji prześlicznej, młodej i zdolnej aktorki, Kamili Urzędowskiej, była tą właśnie dziewczyną, którą wyobrażałam sobie, gdy czytałam powieść jako nastolatka...
Ale jeszcze moment o kobietach: boska, jak zawsze, cudowna Dorota Stalińska, inna niż zwykle, jednak naprawdę dobra Ewa Kasprzyk (jakby mniej luksusowa), wspaniała Małgorzata Kożuchowska i świetne dwie Sonie: Bohosiewicz w roli wójtowej i Mietielica w roli Hanki. Plejada rewelacyjnych, zdolnych, pięknych kobiet! Uwielbiam!
Film oceniam na 7+/10 i szczerze polecam. Jest cudny plastycznie i muzycznie oraz tanecznie, naprawdę. Bezbłędna scena wesela. Zapewne niebawem obejrzę starą wersję, bo oglądałam ją raz, jako nastolatka czyli wieki temu.
Nowy miły news: Katie Melua nagrała z Goeffem Fosterem piosenkę końcową w angielskiej wersji z filmu pt. End of Summer.
Oba filmy bardzo pięknie wyeksponowały kobiety, więc gdzie te tytułowe chłopy czyli mężczyźni z tych filmów? Są i mają się naprawdę dobrze.
I tak, jak już wspomniałam - Leszek Lichota był naprawdę dobrym Kosibą/Wilczurem, bardzo też podobał mi się w "Znachorze" grany przez Mikołaja Grabowskiego hrabia, a młody i zdolny Ignacy Liss był ciekawym Leszkiem, zupełnie innym, niż ten w wykonaniu Tomasza Stockingera. Dobrze też zagrał Mirosław Haniszewski, który ostatnio chyba lubi grać czarne charaktery. Wspomniany wyżej Artur Barciś cieszył oczy, a Krzysztof Dracz w roli karczmarza - wspaniały.
Mirosław Baka jako Boryna - moim zdaniem - bezbłędny, to już wybitny aktor jest, a świetny był od samego początku (mało kto wie, że omal nie przypłacił życiem roli w "Krótkim filmie o zabijaniu"). Bardzo dobry Robert Gulaczyk w roli Antka i niezły Maciej Musiał w roli Jasia, rewelacyjny Mateusz Rusin jako Mateusz i bardzo wiarygodny Cezary Łukaszewicz w roli Michała. I taka ciekawostka: w roli parobka Kuby wystąpił Andrzej Mastalerz, którego znałam w czasach studenckich i na którego mówiliśmy "nieślubne dziecko Fijewskiego", bo naprawdę był podobny do tego wybitnego aktora. No i chyba twórcy również dostrzegli to podobieństwo, bo zagrał w nowej wersji tę samą rolę, co Tadeusz Fijewski w starej. Tak więc role męskie w obu filmach również są godne uwagi i polecenia. Mnie ucieszył też Mariusz Kiljan w roli Żyda - karczmarza Jankiela.
Ale w obu filmach prym wiodły kobiety! I bardzo dobrze, że oba te obrazy powstały i tak jeszcze nie pobiły ilości remake'ów znanej i powszechnie uwielbianej opowieści o "Narodzinach Gwiazdy"!
Oglądaliście? Podobały się Wam te filmy? Podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami. Teraz czekam do stycznia na kolejny remake - "Akademię Pana Kleksa". Do miłego, dobrego dla Was!