Translate

31 stycznia 2020

Makowość...

 Jak makiem zakwitł

Cisza. Makowa Panienka uciekła w siebie.
Nie pomogły prośby i groźby kolorowych rusałek.
Na nic zdały się szepty i krzyki kapryśnej weny.
Rozsypała na grobie rodziców makowe ziarenka
i cierpliwie czeka na Imbolc*. 

Cisza. Makowa Panienka uwielbia spać.
Lubi podróżować po makowych łąkach,
smaganych lekkim, ciepłym wiatrem,
 pachnącym wolnością, zwłaszcza wtedy, 
gdy jest zmęczona, rozczarowana matrixem.

Cisza. Makowa Panienka skropiła się Opium.
Otulona zapachem czuje się zrelaksowana i bezpieczna.
 Wróci, gdy tylko wymyśli najpiękniejszy makowy wiersz.
 On jest w niej, istnieje, przenika ciszę jak makiem spisał 
i wkrótce się objawi piorunującym
efektem motyla. 


*Imbolc to stare celtyckie święto światła, obchodzone 1 lutego, poświęcone bogini Brigid, która patronowała wiośnie, poezji, lecznictwu i rzemiosłu.
jik 
 **autorką zdjęć jest moja przyjaciółka, Basia Wawrzyniak

26 stycznia 2020

Twórcza niemoc i inne zjawiska emocjonalne. ;)


Osiem lat minęło 22 stycznia czyli cztery dni temu. Moich osiem lat w tym skrawku Sieci. Przebiegło nie wiem kiedy, szybko, coraz szybciej, bo ostatnio mam wrażenie, że czas przyspieszył na maksa, że już mnie po prostu goni, bawi się ze mną w ciuciubabkę, pokazuje mi, gdzie moje miejsce. Wiem, wieczność cierpliwa jest, a ja wciąż się uczę cierpliwego patrzenia czasowi w oczy.
Osiem to liczba, która towarzyszy mi w wielu ezoterycznych aspektach życia: jestem ósemką z dnia urodzenia i z miesiąca (26 VIII), mam osiem kolczyków w uszach i lubię nieskończoność, czyli odwróconą ósemkę. Lubię też kreślić w powietrzu tzw. leniwe ósemki, to mi pomaga w koncentracji.
Dzisiejszy dzień to też ósemka: 2+6. :)
Ponad osiem lat bawię się w bloggerkę z różnym skutkiem. Ale wciąż się bawię i nic mnie w tym nie powstrzyma, nawet - a może przede wszystkim - szantażyki w stylu: "nie piszesz długo, już nie będę czytać twojego bloga". Wolna wola. Rób, co chcesz, nie czytaj, nie komentuj i wcale nie musisz mi tego mówić, bo mało mnie to wzrusza i niewiele obchodzi. Nie jesteśmy w przedszkolu.
Osiem lat w miarę regularnego pisania wierszy, choć bywały przestoje, które uważam za zdrowe objawy. Wręcz konieczne w każdej twórczości. Bo naprawdę lepiej jest milczeć, niż pisać coś na siłę, albo - nie daj boginko - pod publiczkę, dla czyjejś satysfakcji.
Osób, które szukają sensacji, które karmią się czyimiś niepowodzeniami, nie brakuje nigdzie. Person, które szpiegują w necie - również: bo może ma jednak ten romans, bo lepiej zaproszę do znajomych jej najlepszą przyjaciółkę, skoro ją wyrzuciłam, a może ten, z którym niby tylko się przyjaźni, przestanie w końcu jej komentować, zerwą, pokłócą się, zablokują? I takie tam typowo ludzkie, przewidywalne zachowania. Nieco żenujące, ale cóż - każdy orze, jak może. Ja to toleruję. Niezbyt rozumiem, ale toleruję i modlę się do rzekomo wrednej, upiornej Lilith, żeby nie stać się kiedyś takim znudzonym szpiegunem, bez własnego życia, bez pasji, bez swojej przestrzeni, refleksji,  medytacji... Udawać przyjaciela, wkradać się w czyjeś łaski, a potem obgadywać, gdzie tylko się da, podglądać, snuć wizje nikomu i niczemu niepotrzebne do szczęścia, karmić się niczym, zabijać nudę bzdurami? Można i tak, wiadomo, ale daleko ode mnie.
Osiem to bardzo dobra liczba. Bardzo lubię francuski film pt. Osiem kobiet i wolę być jedną z nich, niż obcym, ósmym pasażerem Nostromo. ;-)
Wkrótce wrócę do pisania bloga i wierszy i innych wynurzek na pewno i na sto procent. Ale muszę mieć czas na reset. Muszę pobyć w sobie, w swoim świecie: niemałym, bo poszerzanym codziennie nowymi wyobrażeniami, ale na pewno bardzo intymnym.
Nie poganiam weny, nie piszę na siłę, nigdy tego nie robię. Jedyne rzeczy, które piszę pod presją, to papiery do pracy pisane z obowiązku. Jestem sobą zawsze, czy to się komuś podoba, czy nie. A naprawdę - jak się komuś nie podoba, to mnie to nie obchodzi - bo to li tylko jego sprawa.
Bywam bardzo zmęczona i przygnębiona tym, co się dzieje na świecie. Natłokiem niedobrych, czasem sztucznie napędzanych informacji. Bywam zmęczona pracą i studiami, domowymi obowiązkami, codziennością.  Ale radzę sobie z tym wszystkim, ogarniam. A jak już naprawdę czuję, że nie wchłonę, wtedy uciekam w siebie, w swoją - i tylko swoją - prywatność. A ta, jak mawiał jeden z moich ulubionych pisarzy, Milan Kundera, jest rzeczą świętą. Dla mnie najświętszą w kosmicznym wirze...
I mogę sobie pisać publiczne posty tu i tam, ale i tak są to skrawki, strzępki informacji o mnie i nikomu nic do tego, bo to ja kreuję swoje życie. Udane, pełne pasji, pełne emocji, uczuć. Moje. I moich najbliższych. Mój azyl to ciepły, cichy dom pełen książek, czułych słów, wielu płyt, dobrego, wegańskiego jedzenia, pięknych filiżanek, biżuterii z bursztynem i szczęśliwych, przekochanych zwierzaczków. Pełen kwiatów, kolorów, z kominkiem i dobrą, pozytywną energią, gdzie nie traci się czasu na obgadywanie innych, na bezproduktywne gapienie się w necie na profile byłych znajomych i inne tego typu słabe rozrywki. Dom, w którym wszyscy się szanują, rozmawiają ze sobą, ufają sobie, pomagają sobie nawzajem, a jak coś boli - mówią wprost, bez sztucznego miodu.
Ludzie byli w moim życiu - błogosławię to - odeszli, poszli swoją ścieżką - szanuję i nie wracam do tego. Każdy z nas jest tak naprawdę sam. Sam ze sobą i jest jedyną osobą, z którą przeżyje całe swoje życie. Każdy jest we własnym świecie, a goście raz są, a raz ich nie ma. Jedni przychodzą na długo, inni to aktorzy drugiego planu, jednoaktówki, epizody, tła...
Lepiej jest milczeć i w tym czasie rozwijać swoje zainteresowania, pasje, czytać utwory lepszych i mądrzejszych od siebie, niż wkradać się w łaski cudzych przyjaciół i słodzić im do bólu, sorry, do wyrzygania wręcz. Lepiej jest zamknąć się w sobie, niż otwierać na fałszywe, płytkie znajomości. Na ludzi, którzy tak naprawdę mają niewiele do powiedzenia. Zawsze unikałam słodyczy. W szóstej klasie odstawiłam cukier, bo bałam się, że popsują mi się zęby i nie lubię go do dziś - w żadnej postaci, zwłaszcza fałszywego, sztucznego słodziku. Mam grono sprawdzonych, prawdziwych przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć - z wzajemnością, a to jest bezcenne. Intuicyjnie nie lubię i uciekam od tych, którzy wiecznie słodzą, wykrzykują ochy i achy zachwytu po to, aby później, gdy coś zadzieje się nie po ich myśli, jednym kliknięciem się ich wyprzeć lub jednym słowem wszystko przekreślić. Niech więc praktykują sobie ten typ międzyludzkich kontaktów beze mnie. Ja byłam, jestem i będę sobą, wpuszczam do swojego grona ludzi nadających na podobnych falach.
Najlepiej jest robić swoje, w zgodzie z sobą, nikomu nie szkodząc, a zamknięte rozdziały oddawać nicości, z której przyszły i do której wróciły. Życie mamy jedno, szanujmy je i siebie. Bo to nasze uczucia są tutaj najważniejsze: wyczuwam fałsz - uciekam gdzie rośnie nie tylko pieprz, ale też papryczka chili. A intuicję mam wiedźmowatą i - naprawdę - ludzi wyczuwam na odległość. I zawsze mam dystans do tego typu osób nawet, gdy z nimi rozmawiam, choć - szczerze mówiąc - wolę być ścianą, wolę milczeć. I nigdy, przenigdy nie otwieram się przed nimi tak, jak to potrafię przy bliskich, zaufanych, kochanych.
Niektórzy mówią, że jestem niedostępna i dumna, ale to nie jest prawda. Jestem ostrożna zawsze, gdy intuicja mówi mi: spokojnie, DżoAno, przyjrzyj się temu uważniej. Wtedy się przyglądam i wyciągam wnioski i bardzo rzadko się mylę.
Jakieś dwa tygodnie temu pewna dziewczynka z siódmej klasy, powiedziała mi coś, co bardzo mnie wzruszyło, wbiło mnie w fotel. Coś o czym długo myślałam i zastanawiałam się o co jej chodziło: "Jak tylko panią zobaczyłam, od razu panią polubiłam, bo ma pani niesamowitą, purpurowo - fioletową aurę". Poczytałam o aurze. Uniosłam się kilka milimetrów nad ziemię. :)
Pozdrawiam mocno i bardzo serdecznie tych, którzy są ze mną pomimo wszystko. Życzę spełnienia i dużo miłości. Na koniec zacytuję tekst bardzo mądrej kobiety, Katarzyny Nosowskiej z piosenki, którą uwielbiam:
"życzymy sobie i wam by nas było stać na święty spokój
szczęścia ile się da, miłości w bród, mądrych ludzi wokół".
Do miłego niebawem!
*obrazy z internetu, nie znam autorów