Translate

26 maja 2020

488


(nie)pamięć

objęłam drzewo wezbrało liśćmi
przepływ energii ożywił myśli
o tobie

bywało różnie jak to w miłości
i nie wiem nawet dlaczego tak
rzadko mówiłam ci jak bardzo
lubię patrzeć w twoje mądre oczy

wspomnienia bledną owszem
ale tylko te złe
to się nazywa wyparcie
zawsze wiedziałam jedno
gdy trwoga to do matki

objęłam drzewo tak mocno
jak chciałabym objąć ciebie
gdybyś tylko tu była

a może jesteś

może zmieniłaś się w obłok
i spadłaś deszczem
w przyjazne objęcia traw
w moje rozpostarte ramiona
w nieskończoną przestrzeń życia

na chwilę zapomniałam
że nie istniejesz
że tylko drzewa rozumieją
twój cichy niebyt mamo

JoAnna Idzikowska - Kęsik, 14 V 16

Co mogę napisać po ponad miesiącu milczenia? Po niemal trzech miesiącach sytuacji, w jakiej wszyscy nagle się znaleźliśmy?
Żyję. 
Zajęłam się na dobre ulubioną stroną na Facebooku, stroną, którą uwielbiam i kocham od początku jej istnienia, czyli od prawie czterech lat; dziełem cudownej poetki i pięknej kobiety, o której na pewno napiszę tu, na tym blogu, tylko się trochę pozbieram.
W ogóle będę teraz więcej pisać o kobietach i kobiecej poezji.
Dołączyłam do redakcji Babińca Literackiego i jestem szczęśliwa, bo to mi pozwala przetrwać dziwne czasy, jakie nastały już chyba bezwględnie, bo obawiam się, że te poprzednie nie wrócą... Że nasze życie będziemy dzielić na to przed i po marcu 2020.
Sama nie mam weny na pisanie wierszy.  Nie znoszę pisania na siłę, więc wolę milczeć.
Nie oglądam też żadnych filmów. 
Tylko sobie czytam i czytam.
No i staram się jak najlepiej pracować zawodowo, chociaż w zdalnym charakterze nie jest to proste i nie daje mi takiej satysfakcji jak w poprzednim życiu.
Moje samopoczucie i poczucie mojej wolności, bardzo mocno zaburza widok ludzi pozasłanianych tym, co nakazano nam nosić, a jeszcze tak niedawno, tak wrednie i wręcz chamsko, wyśmiewano się z burek i muzułmanek... Paradoks goni paradoks. 
Generalnie żyję wolniej, mniej zaborczo, bo już nawet nauczyłam się sama obcinać własne, nieposkromione włosy, bo już nie mam potrzeby i chęci kupowania setnych spodni czy kiecki.
Jestem.
Odświeżyłam w pamięci wiersze dla dzieci, nagrywam filmiki na stronę szkoły wraz z koleżankami i kolegami z pracy, bawię się w aktorkę, a przecież zdałam kiedyś egzaminy wstępne do PWST i, jakby nie patrzeć, skończyłam animację teatralną, więc może to jednak było po coś, może miało jakiś sens.
Chodzę z psem na spacery, podziwiam nieustannie piękno Matki Natury, wyszukuję wiersze na naszą stronę, nawiązuję nowe, ciekawe kontakty z poetkami, z tłumaczami poezji...
Ale jestem inna.
Czuję to.
Inaczej patrzę na siebie i świat.
I tylko w rozmowach telefonicznych z przyjaciółmi, zastanawiam się jak będą wyglądać tegoroczne wakacje i czy w ogóle będą miały jakiś kształt, gdyż majowy pierwszy weekend, który miałam spędzić w Trójmieście, przepadł jak kamień w wodę, bo hotel rezerwowałam w lutym, a dopiero po majówce zaczęli je odmrażać, niestety.
Generalnie i krótko: czuję się jak w jakimś Truman Shaw czy innym Matrixie.
Ale co tam, skoro jeszcze jakoś żyjemy?
Pozostaje pytanie: jak długo?