Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą psychologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą psychologia. Pokaż wszystkie posty

06 marca 2025

UWAGA KSIĄŻKA czyli jak się podnieść po toksycznym związku

         Witajcie! 

        Dzisiaj napiszę Wam naprawdę krótko i zwięźle o grubej objętościowo i treściwej książce, która na pewno jest ważna dla tych, którzy kiedykolwiek byli w toksycznym związku lub relacji z osobą z  NPD (Narcissistic Personality Disorder), ale może być przydatna dla wszystkich, którzy chcą poszerzyć wiedzę psychologiczną, lubią nad sobą pracować i potrzebują więcej rozumieć po prostu. Przyda się także psychologom i coachom w celu zgłębienia wiedzy o tym zaburzeniu, bo niestety, osób zaburzonych jest coraz więcej i trzeba sobie z nimi radzić, a wiedzy wciąż jest za mało. Owszem, mnóstwo się mówi i pisze o narcyzach, owszem - ale mało kto robi to merytorycznie, większość internetowych portali i mówców powiela tylko utarte, bardzo schematyczne regułki, nie wgłębiając ani tematu tego zaburzenia, ani problemu, jakim są zawłaszczenia narcystyczne. Uważam, że zbyt często przypina się łatkę narcystyczną ludziom, którzy są egocentryczni, skupieni na sobie zapominając, że jest to poważne zaburzenie osobowości, które może stwierdzić jedynie biegły psychiatra.

        Książka psycholożki i terapeutki p. Katarzyny Loreckiej jest kontynuacją bestsellera pt. "Kolekcjoner krzywd", jednak teraz, w tej nowej pozycji, oprócz bardzo ciekawego i szczegółowego opisu zaburzenia osobowości NPD, czytelnik znajdzie  w bonusie wiele konkretnych porad i ćwiczeń, jak dojść do siebie po toksycznej relacji z narcyzem ukrytym. Autorka pisze głównie o relacjach romantycznych, ale może to dotyczyć także przyjaźni, relacji w pracy czy - niestety - również relacji rodzić/dziecko. Autorka, z właściwą sobie wrażliwością, empatią, sympatią i zrozumieniem, kieruje i zachęca czytelnika do pracy nas sobą po tym - niewątpliwie traumatycznym przeżyciu. Motywuje do tego, aby nie załamywać się i wyjść z tego doświadczenia jeszcze silniejszym, niż się było kiedyś, znaleźć w sobie moc i światło, które zgasił w nas toksyk. 

        O "Kolekcjonerze krzywd" i innych wartych uwagi książkach na temat narcystycznego zaburzenia osobowości, dość szczegółowo i obszernie pisałam w poście z października ubiegłego roku TUTAJ. Poprzednio stwierdziłam, że narcyz to typ jadowity i bezwzględny jak wąż, gdyż w swoim znajomym narcyzie, w jego zawistnej twarzy, widziałam właśnie węża i proszę - jaki mamy obraz na okładce omawianej dzisiaj książki? 

        "Ku sobie" wnosi jeszcze więcej niż "Kolekcjoner krzywd" do naszego postrzegania osób zaburzonych, ale przede wszystkim do postrzegania siebie jako dobrego, wrażliwego człowieka i docenienia samego siebie. Na ponad sześciuset stronach Autorka tłumaczy nam w jakiej relacji byliśmy (lub możemy być), kim są narcyzi, gdzie możemy ich spotkać i jak bardzo na nas oddziałują i jakie spustoszenia sieją w naszej psychice, pisze: "Twórczy wysiłek ludzi, którzy po narcystycznej przemocy odzyskują siebie prawdziwego i swoje życie, ukazuje to, co w życiu jest naprawdę ważne. Jednak odzyskanie siebie po narcystycznym  związku to złożony i wielowymiarowy proces, który często jest źle rozumiany. Ta książka przybliża narcystyczny styl osobowości w typie narcyzmu ukrytego oraz to, jak zachowania cechującego się nim partnera miłosnego korodują relacje i wpływają na funkcjonowanie współpartnera. Wprowadza w ciemność narcystycznej relacji i jej skutków, jednocześnie torując drogę do siebie prawdziwego".

        Z każdej sytuacji jest wyjście, po każdej nocy przychodzi dzień jak słońce po burzy, więc nie ma co załamywać rąk, trzeba zdobywać wiedzę i dbać o siebie, własny dobrostan. Ta książka daje nadzieję wszystkim, którzy poturbowani po związku z narcyzem myślą, że już nic dobrego ich w życiu nie spotka.

        Cytaty, które utkwiły mi w pamięci i z którymi się zgadzam: 

”Ukryty narcyz jest patologicznym kłamcą, ale okłamuje też samego siebie ”.

" Ludzie mają różną odporność psychiczną i w różnym stopniu powstają po narcystycznej relacji, która ciągnie w dół psychologicznie, emocjonalnie, fizjologicznie, duchowo - życiowo".  

"Najistotniejsze jest poszerzanie świadomości i zrozumienie, które nie oznacza tłumaczenia czy usprawiedliwiania czyichś zachowań".

"Zdrowienie przebiega niesekwencyjnie w wielu wymiarach. Jest długotrwałym procesem, który ewoluuje i unikalną mentalną podróżą każdej osoby, która szuka własnych odpowiedzi w sobie. To właśnie tam, w sercu partnera, dokonuje się przemiana, a wiedza przemienia się w mądrość. A po przywróceniu siebie światu nowa mądrość może być utrwalana w relacjach z innymi ludźmi i można uczyć się dalej".

        Moja ocena  książki: 7/10 - Katarzyna Lorecka, KU SOBIE. Jak rozpoznać ukryty narcyzm partnera i odzyskać siebie, impuls, Kraków, 2024, cena 90-125 zł.  Polecam, zachęcam do wgłębiania tematu i poszerzania wiedzy.

*

        Jeśli chodzi o poezję, często piszę wiersze przeciwko przemocy wobec kobiet i dużo na ten temat czytam, ponieważ wspieram kobiety, wysłuchuję ich opowieści, ich - czasem bardzo smutnych - historii. Wspieram też siebie po dwóch pseudo przyjaźniach z zaburzonymi osobami, poza tym lubię się uczyć i wiedzieć, jak działają pewne mechanizmy. Lubię sama wgłębiać temat, zwłaszcza, że wokół narcyzmu narosło wiele mitów i opowieści dziwnej treści, a "ekspertów" mamy wysyp.

   Myślę, że wiersz, który Wam przedstawię w tym poście, pasuje do tematu relacji z osobą narcystyczną, bo taka relacja od początku jest zła. Najpierw narcyz osacza zdobycz, na którą polował, którą sobie upatrzył (często w Internecie), bombarduje komplementami, udawaną miłością, potem, po zwykle krótkim okresie wywyższania, jest już tylko gorzej, bo narcyz nie potrafi długo udawać i stwierdza, że czas zalotów minął, że zdobył, co chciał i teraz może się na ofierze po prostu wyżywać, czerpać energię z jej emocji, a robi wszystko, aby były skrajne. Dla mnie najsmutniejsze jest to, że ludzie potrafią tkwić w takich chorych relacjach całymi latami, ponieważ pamiętają pierwszą, romantyczną fazę i myślą naiwnie, że ona wróci. Chociaż zaburzenie NPD ma wiele odsłon - jest ich całe spektrum, bo narcyzi dla każdego odgrywają inną rolę, zmieniają się jak w kalejdoskopie: np. w domu cię szmacą, a dla obcych ludzi bywają słodcy do wyrzygania, z ciebie ciągną kasę, a innym pomagają, żeby udawać dobrych, bo nic się dla niech tak nie liczy, jak wizerunek. Generalnie są to antyludzie pozbawieni uczuć wyższych czyli w pewien sposób upośledzeni. Narcyzi dla mnie to wredni, chorzy na przerost ego przemocowcy, którzy nie mają szacunku dla nikogo i nic oprócz ich samych się dla nich nie liczy, nawet własne dzieci. Nie wiedzą, co znaczy słowo "kocham", a potrafią nim szastać jak dziwka torebką, nie rozumieją słowa "odpowiedzialność", bo jest im zupełnie obce, a ciągle go nadużywają, a jak mają zerową wiedzę o czymś, to i tak się puszą i czują się ekspertami w dziedzinach, o których nie mają bladego pojęcia, uwielbiają też plotki, obgadywanie, negatywne opinie. I chociaż często są zwykłymi popaprańcami, którzy do niczego w życiu nie doszli - puszą się jak koguty i wszystkich mają za nic. Wielu z nich posiada psychopatyczne, aspołeczne i sadystyczne cechy. Generalnie - typy, od których należy uciekać.

        Zapraszam zatem serdecznie do lektury wiersza i bardzo dobrego popularnonaukowego poradnika p. Loreckiej.

 

*

 nierozumność

"Przemoc to upadek rozumu".
- Margit Sandemo

to przecież była wielka miłość szalone zakochanie
którego nie przekreśliły rysy karczemnych awantur
powstałych w wyniku irracjonalnej zazdrości
to była niebotyczna namiętność tak wielka
jak siniaki pieczętujące żarliwe uczucia
obsesyjne wielbienie w zaciszu domowego ogniska
spopielonego stekami wyzwisk rodem ze slumsów
to naprawdę była gorąca zmysłowość
koloryzowana juchą płynącą z nosa i głębokimi zadrami
a że toksyczna nic to ludzie uparcie twierdzą
że lepsza taka niż żadna że lepiej razem niż osobno
że przynieś podaj pozamiataj i daj kobieto
bo od tego jesteś bo tak było jest będzie i musi być
że zamknij oczy i myśl o Polsce bo do Anglii
to możesz jedynie na zmywak

niestety większość z nich pieprzy od rzeczy
a drzazgi w psychice jątrzą się całymi latami
i jak Etna czekają by wybuchnąć ze zdwojoną siłą

chora pokaleczona tak zwana miłość
kona w szarych pokojach u babek
które uczyły by siedzieć cicho i nie narzekać
łka w schroniskach dla samotnych matek
w więziennych celach obskurnych psychiatrykach
zapleśniałych śmierdzących melinach
albo ucieka w seksoholizm pracoholizm
alkoholizm konsumpcjonizm i inne patologizmy
a wszyscy zestresowani zainteresowani
od wieków uparcie robią swoje
rozdrapują strupy rozcinają blizny
zaplątują supły nie potrafią inaczej
w przestrzeni w której od zawsze
dzieci ryby i kobiety głosu nie mają

nadzieja w grzmotach błyskawicach
piorunach i runie Sowilo

JoAnna Idzikowska - Kęsik, 22 II 16/2020


Wszystkim Kobietom z miłej okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet, życzę udanego, efektywnego bycia ze sobą i w sobie, zdrowej miłości własnej i spełnienia w życiu! 🌺❤️🌷🪻🌷Autorką obrazu poniżej jest wspierająca kobiety ilustratorka i autorka książek, w tym biografii - Maria Hesse.


Życzę Wam wszystkim udanego, wiosennego weekendu!

 Do miłego następnego postu!

25 grudnia 2024

"Alzheimer jest niestety bezwzględny, zabiera bezpowrotnie wszystko".***

 Witajcie moi Drodzy!

    Dzisiaj, zamiast wiersza, proponuję moje stare opowiadanie. Rzadko piszę opowiadania, ale czasem zdarza mi się coś takiego popełnić. Zwłaszcza, gdy temat jest ważny, kiedy dotyka coraz większej części społeczeństwa. I mimo, że nie jest łatwy, a dla mnie jest wciąż bardzo bolesny (zwłaszcza w święta), to na pewno jest wart nagłośnienia. Wiem, że może to nie jest odpowiedni temat na święta, ale teraz mam na tyle czasu, żeby zrobić ten właśnie post...

    Nie będę zatem przedłużać wstępu, zapraszam do przeczytania postu. Tak po ludzku i po prostu...


*********************

Utracona tożsamość

 

    Biegła do domu, spóźniona, zmęczona i zdenerwowana, po jałowej dyskusji ze swoim pokręconym promotorem. Kurczę! W dziennym studium i na dziennych studiach magisterskich nie miała tak "przyczepnego" promotora, jak teraz, na podyplomowych! Myślała o dziecku, które tak bardzo jej potrzebowało, bo było chore, a ona, zła kobieta, nie miała czasu na swoją kobiecą powinność. Tłumaczyła sobie jednak, że to, co robi, robi nie tylko dla siebie, ale też dla swojej rodziny.
    Zdyszana wbiegła na klatkę i zobaczyła, że coś jest w skrzynce na listy. Zdenerwowała się jeszcze bardziej, zanim w torebce pełnej różnych przedziwnych rzeczy, znalazła klucze. Otworzyła skrzynkę, wyjęła kartkę i, zdziwiona, zobaczyła pismo mamy, z którą, nie dalej, niż wczoraj, rozmawiała przecież przez telefon. Dziwna zresztą to była rozmowa, nie kleiła się. Objęła wzrokiem tekst i poczuła się dziwnie: „Skarbie napisz do mnie bo ja mam w skrzynce listy” . Nielogiczny tekst bez znaków interpunkcyjnych, tak niepodobny do jej mamy - polonistki? Ale to jej pismo. Troszkę inne, bardziej wysilone, ale jej! Czytała, czytała i nie miała pojęcia, co się stało. Wbiegła do mieszkania. Na stole w kuchni znalazła kartkę od męża z informacją, że mała lepiej się poczuła i wyszli na spacer, ale słowa mamy nie dawały jej spokoju. Usiadła przy kuchennym stole i zeszło z niej powietrze. Nic jej się nie chciało, tak koszmarnie była zmęczona trzygodzinną jazdą pociągiem z Wrocławia do Jeleniej Góry, a kartka od mamy, zamiast ucieszyć, tylko ją zmartwiła.
    Siedziała bez ruchu ponad pół godziny. Wykończona była pracą w policealnym studium w innym, odległym mieście, pisaniem pseudonaukowej pracy dyplomowej, brakiem snu. Wstała i leniwym krokiem przeszła do łazienki. Kąpiel zawsze stawiała ją na nogi, moczyła się więc kolejne pół godziny w zbyt gorącej wodzie z pachnącymi lawendą olejkami. Słuchała w kółko, jak Toni Braxton śpiewa prosto z trzewi swój genialny przebój „Unbreak my heart”, uwielbiała tę piosenkę, choć pod tekstem, ze swoją niezależnością, nigdy by się nie podpisała. Kochać trzeba, owszem, ale najważniejszy jest związek z samym sobą, a uzależnienie od drugiej osoby tylko umniejsza naszą osobowość. Ona kochała wiele razy, nawet do zatracenia, ale wiedziała, że pewnych granic się nie przekracza, że należy jakąś cząstkę siebie, zostawić tylko dla siebie.


- Skarbie, jesteś już w domu? – usłyszała głos męża.
- Jestem w łazience – i ledwo zdążyła odpowiedzieć, mała już siedziała przy wannie.
- Cześć, mamuniu, byliśmy z tatulkiem nad rzeką i narwaliśmy kwiatków dla ciebie.
- Dawaj buziaka, bo strasznie się stęskniłam – powiedziała i przyciągnęła małą do siebie.
- Fuuu – powiedziała dziewczynka. – Mokra jesteś, mami, wychodź już z tej wody, to ci bajeczkę opowiem z przedszkola!
    Sylwia miała nieco ponad dwa latka, ale była na tyle samodzielna i tak świetnie mówiła, że nie było żadnego problemu z przyjęciem jej do maluchów. Skazana też była na to, że będzie jedynaczką, więc tym bardziej zależało im na tym, aby była wśród dzieci. Kochała to swoje dziecko, jak każda matka, nad życie, bo jego stworzenie wiele ją kosztowało. Z bardzo inwazyjną nadczynnością tarczycy, z którą się borykała od czasów liceum, każdy lekarz odradzał jej zajście w ciążę. Ale pragnienie było silniejsze i zaryzykowała. I choć większość z tych dziewięciu miesięcy spędziła pod kroplówką w różnych szpitalach, to jeszcze dwa dni przed porodem, oczarowała lekarza, wyszła na przepustkę i pomalowała nowiutkie, drewniane łóżeczko w kolory tęczy, bo wyczytała, że dzieci powinny być otaczane kolorami. Sylwia czuła, jak bardzo jest kochana i świetnie się rozwijała, nie było też problemów z pójściem do przedszkola, bo lubiła dzieci.
    Teraz siedzieli we trójkę i jedli przygotowaną przez Adama kolację, śmiejąc się i rozmawiając o tym, jak minął dzień. Lubiła te ich wieczorne spotkania przy posiłkach, uwielbiała patrzyć na podobieństwo swej córeczki do jej tatusia, którego kochała od wielu lat, od czasów szkoły średniej.
Poznała go na pielgrzymce pieszej z Wrocławia do Częstochowy, bo w rodzinie była akcja pt. wyprowadzamy Zuzę z jej złej ścieżki prowadzącej w ateizm i cioteczny brat, Mariusz, starszy od niej o dwanaście lat, artysta plastyk, namiętnie co roku zabierał ją na pielgrzymki, a ona chodziła, bo ostatecznie były to wakacje i mogła sobie pograć na gitarze, czym w domu, wprawiała mamę we wściekłość. Podszedł raz do niej w czasie kolacji wysoki,niebieskooki blondyn i od tej pory szli sobie razem, dwa lata z rzędu, a gdy na koniec, poprosił ją o adres, bezczelnie, jak na głupią i butną gówniarę przystało, stwierdziła, że nie zadaje się z ludźmi z zawodówek i że może do niej napisać, jak się dokształci. No i dostała we wrześniu miły list, w którym napisał, że rozpoczął naukę w technikum, a że zapewne, z zaocznymi nie chciałaby mieć do czynienia, poszedł do dziennej szkoły z internatem, a potem pójdzie na anglistykę. I od tej pory byli już właściwie nierozłączni, najpierw jako świetni przyjaciele, potem jako para, aż wreszcie, już w trakcie studiów, jako małżeństwo.
    Po kolacji Adam wykąpał małą i usiedli razem w pokoju z kubeczkami gorącej, pachnącej herbaty.
- Zuza, widzę, że coś cie gnębi, co się dzieje? Coś nie tak na uczelni?
- Nie, na uczelni i w pracy w porządku, choć mam dość tych dojazdów pociągiem, niech mi naprawią to auto, bo zwariuję.
- To co jest? – zapytał i przytulił ją mocno.
Wstała, poszła do swojego pokoju i wróciła po chwili z kartką od mamy w dłoni:
- Przeczytaj.
Cisza. I jego wzrok biegnący po kartce kilkanaście razy w tę i z powrotem.
- Chyba ma depresję. Zawsze przecież poprawiała mnie, jak jej się coś nie podobało w moich wypowiedziach – powiedział. – Dzwoniłaś do nich?
- Nie, nie ma sensu. Przecież w sobotę mamy tam pojechać. Może wyprowadzka Tomka, ten jego nagły ślub, tak ją wyprowadziły z równowagi? Ona zawsze kochała go bardziej, a może inaczej? Napiszę jej kartkę z Wrocławia, może chce sobie posprawdzać, może brakuje jej pracy? Może to rzeczywiście jakaś ciężka depresja?
- Ja bym zadzwonił do ojca, Zuzka, a ty rób, jak uważasz. Masz jednak rację, pojedziemy, zobaczymy, może trzeba będzie też pójść do lekarza. A teraz chodźmy już spać, bo ty jutro wstajesz o świcie.

    „Mamutko, pozdrawiam Cię najmocniej i najserdeczniej z Wrocławia. Kocham, przytulam i uśmiech przesyłam, ZuzAnka.” – napisała i wysłała kartkę. Nie wytrzymała jednak i zadzwoniła do ojca. Usłyszała, że nie chciał jej martwić, ale z mamą dzieje się coś złego, pewnie ma depresję po przejściu na wcześniejszą emeryturę, przepracowała tyle lat, a teraz, od września, nie może sobie znaleźć miejsca, chyba jest jeszcze za młoda na siedzenie w domu, ma dopiero 55 lat. Nie poszła do liceum, w którym uczyła, nawet w Dzień Nauczyciela, choć była zaproszona i przez uczniów i przez dyrektora. 

    Zuzanna nie wiedziała, co powiedzieć, ale po chwili wahania, umówiła się z ojcem, że zadzwoni do znajomej psycholożki, może ona coś poradzi. Pomyślała, że chyba powinna pomóc im obojgu. Zadzwoniła do koleżanki, która jednak odesłała ją do swego znajomego psychiatry. Zapisała numer i adres. Zaczęła płakać.

    Weszli do domu. Tato siedział w dużym pokoju ze spuszczoną głową, ale na ich widok wstał i bardzo się ucieszył. Tulił małą długo, a córkę wycałował po rękach. Należał do tego gatunku dżentelmenów, którzy własne córki traktują, jak damy, bo na damę starał się ją wychować.
- Gdzie mama, tatusiu? – spytała Zuza.
- Gdzie babi, gdzie? – wrzeszczała Sylwia.
- Nie wiem. Zwyzywała mnie takimi słowami, jakich przez 35 lat u niej nie słyszałem, trzasnęła drzwiami i wyszła. Może poszła do Tomka, ale jak do niego dzwoniłem, to mówił, że jeszcze jej tam nie ma.
Zuza spojrzała na Adama, nie musieli nic mówić, wyszedł, jak tylko się ubrał.
- Jadłeś coś, tato?
- Nie, ona wciąż przypala obiady, już kilka czajników spaliła, nastawia wodę, wychodzi, do zamrażarki wkłada koper i natkę pietruszki, bez woreczka, to potem się kruszy i leci na wszystko, co jest w zamrażarce, mówię, tłumaczę, proszę i nic. I tak zaczęła kląć, że uszy puchną. I ciągle kupuje nowe papierosy, bo nie wie, gdzie je schowała. I nie bierze w sklepach reszty, jeden sprzedawca na rynku mi oddał, bo kupiła jogurt i dała stówę, co robi z resztą kasy, nie wiem, ale chyba będę musiał przejąć kontrolę nad naszymi finansami. Zbierałem tobie, dziecko, na nowy samochód – mówił i prawie płakał.
- Tatuś, spokojnie. Zaraz zrobię obiad, ty się pobaw z Sylwią, tylko się troszkę uspokój.
- A wczoraj złapałem ją na tym, że zamiast czesać, wyrywała Wacusiowi sierść i przeklinała nad kociakiem, jak szewc. Do sąsiadki wczoraj powiedziała: won suko, wyobrażasz to sobie?
Usiadła ojcu na kolanach i przytuliła go, ich cichym zwyczajem, głaszcząc go po łysince i całując w czoło.
- Pójdę z nią w poniedziałek do psychiatry, wzięłam wolne, poleciła mi go Kaśka, pamiętasz, ta z równoległej klasy z ogólniaka, z którą byłam w Paryżu, studiowała psychologię na KUL-u.
- Tak, pamiętam Kasię – powiedział i uśmiechnął się. – Ładna czarnulka!
Uśmiechnęła się w duchu do taty i jego ulubionego typu urody, długowłosej czarnulki, takiej, jak mama.
- Tato, nie zapominaj, że jestem blondynką – uśmiechnęła się. – Idę, zrobię obiad, mam nadzieję, że Adam zaraz wróci z mamą.
Pocałowała jego i Sylwię i poszła do kuchni, gdzie na kątniku siedział biedny, głodny, wystraszony Wacuś, ich wielki, perski, szary, a właściwie niebiesko - dymny kocurek z wielkimi, żółtymi oczami.
- Cześć, bestia, chodź, mordeczko kochana.
Wacek był tak niedopieszczony, że łasił się do niej chyba z pół godziny. Nie chciał nawet jeść, chciał się pieścić. Zobaczyła ze smutkiem, że ma wyrwaną sierść na grzbiecie do krwi. Zaczęła podejrzewać najgorsze, ale odgoniła od siebie złe myśli, przemyła ranę, dała kotu jeść i skupiła się na obiedzie.

    Po wizycie u psychiatry świat wywrócił się do góry nogami. Potem jeszcze kilku psychologów, psychiatrów, neurologów, pobyt mamy w klinice na obserwacji i ta cholerna, najgorsza z możliwych diagnoza! I ten zagubiony, jeszcze bardziej, niż mama, biedny ojciec. Później trzeba było wziąć do siebie kota i zatrudnić panią do pomocy, ale większość z nich nie była zbyt uczciwa, albo, przestraszone same odchodziły po paru dniach. Tomek się odsunął, chciał żyć, pracować, więc ona oddała duże, służbowe mieszkanie, jakie Adam dostał od pracodawcy, kupiła dużą kawalerkę w swym rodzinnym mieście i właściwie tylko w niej czasem nocowała, bo choroba mamy postępowała w zastraszającym wręcz tempie. Doszły problemy z dojazdami Adama do pracy w Jeleniej Górze, zasnął za kierownicą, roztrzaskał dwa samochody, a jej momentami odechciewało się studiować, pracować w obcym mieście i pisać pracę o autystykach i jednocześnie biegać za mamą, jeszcze mniej komunikatywną, niż ci wszyscy autystycy razem wzięci, która wychodziła z domu w nocy z bochenkiem chleba pod pachą, w listopadzie, w kapciach i krótkiej koszuli nocnej. Jednak oddanie jej do ośrodka lub hospicjum nie wchodziło w grę. Ojciec by tego nie przeżył. Byli zgodnym, kochającym się małżeństwem, na spacery i zakupy chodzili za rączki, wspierali się zawsze i bardzo kochali, tylko teraz problem polegał na tym, że ojciec nadal ją kochał, a ona skasowała go w swej ulotnej pamięci.
    Ona, kobieta, która uchodziła za chodzącą encyklopedię, która wychowała dwoje dzieci tak dbając o nie i ich edukację, że w czasach zatęchłej komuny, prywatnie, nauczyli się angielskiego do tego stopnia, że Tomek zdał na filologię angielską, a Zuza zdała bez problemu egzamin FCE. Ona, ich mama, która w Pewexie kupowała im pastę do zębów, bo w sklepach była tylko ta ohydna Nivea, podpaski Zuzie, żeby nie bała się swej kobiecości. Ona, która biegała do lasu na jagody, żeby Tomkowi poprawił się wzrok, nauczyła się szyć i robić na drutach, żeby mieli ładne, kolorowe ubrania w tej nudnej, komunistycznej rzeczywistości, czytała im „Ulissesa”, gdy mieli po pięć lat, uczyła gramatyki metodami, które teraz uchodzą za aktywizujące, uczyła dykcji i recytacji, wyganiała na teatralne spektakle, do kina, na koncerty! Ona, ich najukochańsza mama, ginęła teraz w oczach, jej cudowną, ekspresyjną osobowość pochłonął niemiecki doktor, na którego do tej pory nie wynaleziono lekarstwa.

    Któregoś dnia, widząc, jak bardzo ojciec chudnie i cierpi, Zuza ustaliła z Adamem, że w wakacje zamieszka z
mamą, a ojca wyślą do sanatorium. Pojechał niechętnie, ale namówiła psycholożkę Kaśkę, żeby mu wytłumaczyła, jak bardzo potrzebny jest mu odpoczynek do dalszej opieki nad żoną. Mama już wtedy prawie nie jadła, bo zapominała o jedzeniu, ale chodziła jeszcze i czasem nawet mówiła, choć i mowę choroba zaczynała już zabierać. Adam zawiózł ojca do sanatorium i pojechał z Sylwią nad morze, bo też był zmęczony zaistniałą sytuacją, ostatecznie to byli tylko jego teściowie. Zuzanna siedziała w domu rodziców, czytała książki i robiła notatki do pracy dyplomowej. Miała tego już bardzo dużo, w komputerze dwa rozdziały, ale lubiła ręcznie pisać, bo wtedy więcej zapamiętywała i jak już się naczytała i porobiła notatki, siadała do komputera i dostawała słowotoku.
    Czytała akurat dla relaksu o swoim ukochanym Witkacym, jako o pisarzu jedną nogą tkwiącym jeszcze w pięknej epoce okresu Młodej Polski, drugą już w bardziej dynamicznym dwudziestoleciu, gdy do pokoju weszła mama, która spała sobie słodko jeszcze dziesięć minut temu.
- Pani, ja chce to – powiedziała cicho.
- Co chcesz, kochanie? Pić, jeść? Co byś chciała, dziewczynko?
- To – powiedziała i zesikała się na podłogę, stojąc w ubraniu.
Umyła ją, przebrała, posprzątała i poszła do apteki po pampersy, a kiedy wróciła, zastała ją w pokoju, w którym się uczyła. Matka siedziała na dywanie z segregatorem, a wokół leżały jej ważne notatki… podarte na strzępy. Chciało jej się wyć, miała ochotę uderzyć matkę, krzyczeć. Przygryzła wargi do krwi, z trudem pohamowała łzy, ale wzięła mamę za rękę i zaprowadziła do kuchni, żeby ją nakarmić obiadkiem dla dzieci Gerber, bo ona nie umiała już gryźć. Mama opluła ją kilka razy, marudziła, jak dziecko, ale coś tam udało jej się w nią wrzucić. Potem cyrk z kąpielą, jeszcze większy z pampersem, którego nie pozwoliła sobie założyć, szarpanie, gryzienie, wyzwiska i cała noc czuwania, żeby nie uciekła z domu.

    I tak to sobie trwało i trwało i było coraz gorzej i gorzej. Dziewięć długich lat patrzenia, jak najukochańsza osoba odchodzi w niebyt. Czytania książek na temat choroby, oglądania filmów, w hollywoodzkim stylu upiększonych i przereklamowanych. Zgłębiania na różne sposoby zrozumienia choroby, która niszczyła życie nie tylko jej matce, ale chyba jeszcze bardziej jej i ojcu, czyli tym, którzy świadomie w tym uczestniczyli. Cztery lata stanu leżącego, oklepywania, zmieniania pampersów, zapobiegania odleżynom, kremowania, karmienia przez strzykawkę, potem zmieniania kroplówek. Nie wie już teraz, jak udało jej się skończyć studia podyplomowe, a potem jeszcze drugi fakultet, pracować na dwóch etatach w dwóch miastach i na wolontariacie z autystykami i dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną i opiekować się mamą. Nie wie, jak przeżyła dzień jej śmierci: dzień po jej imieninach, dzień przed Dniem Matki. Nie wie, jak zorganizowała pogrzeb, stypę, nie pamięta, jak zemdlała prowadząc zajęcia i jak prowadziła grupę wsparcia dla rodzin dotkniętych chorobą Alzheimera. Nie wie, jak udało jej się nie zwariować, gdy trzy dni po pogrzebie mamy, Wacuś, który ją kochał i uwielbiał do końca, który ciągle gdzieś przy niej siedział, położył się na tapczan, przestał przyjmować pożywienie, zwinął się w kłębek i umarł. Nie pomogły witaminy, trzech wzywanych weterynarzy, kocurek miał chyba taką wolę, żeby odejść z tego świata.

    Nie pamięta nic złego. Pamięta tylko swą bezgraniczną miłość do istoty, która była jej mamą przez dwadzieścia osiem lat i dla której ona była mamą przez kolejnych dziewięć. Pamięta tłum byłych uczniów mamy na jej pogrzebie. Pamięta ból na twarzy ojca, gdy stali nad świeżo usypanym grobem, jego łzy i pełne bólu wiersze, w które uciekł po jej śmierci.
    Nigdy nie zapomni uśmiechu, ślicznego, bardzo kobiecego uśmiechu swojej mamy, jej powiedzonek, pasji czytania książek, uporu w dążeniu do celu. Jej piwnych oczu, w których do samego końca tliła się chęć i wola życia, walka o każdy oddech. Z rozczuleniem wspomina ból matki, gdy oświadczyła rodzicom przy wykwintnym obiedzie, że jest wegetarianką. Z żalem myśli o rodzinnych świętach, pełnych miłości, prezentów i zapachu pierogów z grzybami i barszczu.
    Czasem, gdy spogląda na Sylwię, widzi rysy twarzy swojej mamy, jej temperament i uśmiech i tylko modli się, aby ten cholerny, niemiecki doktorek, nie dopadł więcej jej bliskich. Bo w razie, gdyby dopadł ją, spisała już u notariusza, odpowiedni testament.

***
Widzisz Mamo, minęło pięć lat,
A ja pisać nie mogłam o Tobie.
Może wtedy zawalił się świat,
Gdy myślałam, że nic już nie zrobię?

Może było mi smutno i źle,
Gdy bezradna trwałam przy Tobie.
Moje serce cierpiało jak cień
Twej istoty, zgubionej w chorobie.

Teraz wiem już, że miłość zwycięża
Śmierć, chorobę i inne zgryzoty.
Tylko powiedz, proszę,
powiedz, Mamo,
Jak mam żyć,
by nie umrzeć z tęsknoty?

*

     Wszystkie postaci i cała historia są absolutnie fikcyjne i nie mają nic wspólnego z rzeczywistymi osobami i wydarzeniami, każda zbieżność w opowiadaniu jest zupełnie przypadkowa. 

JoAnna Idzikowska-KęsikB-c, 5 VIII 2011, p.n.k. 

*********************

Wybrane cytaty:

 Alzheimer jest niestety bezwzględny, zabiera bezpowrotnie wszystko. 

Nie sposób poradzić sobie z tą świadomością samemu, a nawet jeśli komuś się tak wydaje, zapłaci bardzo wysoką cenę. Na pewno nie warto czekać do ostatniego momentu z proszeniem o pomoc, tak jak ja. Gdy to zrobiłam, byłam już pod ścianą, rozsypywałam się na kawałki. 

+

Ta choroba się nie zatrzymuje. Coś odda, coś zabierze, na koniec i tak wszystko zmiata. 

Paulina Wójtowicz - cytat w tytule tego postu

~~

 Tak jest z wieloma starszymi osobami z alzheimerem. Ci, którzy niczego nie ukrywali ani nikogo nie udawali, zachowują się jak dawniej, a inni, którzy całe życie się powstrzymywali, nadrabiają, kiedy postradają zmysły. 

Nam - Joo Cho

~~

 Jest taki stary dowcip o alzheimerze: jego plusem jest to, że co dzień poznaje się nowych ludzi. 

Stephen King

~~ 

Na koniec, patrząc na to zamieranie, zaczęłam rozumieć, że człowiek istnieje, dopóki pamięta. Pozostaje sobą, dopóki potrafi kochać i wie, do kogo kieruje swoje uczucia. Nie ma nic gorszego niż to, że śmierć człowieka następuje dużo wcześniej, zanim umrze jego ciało. 

Paulina Jóźwik

*********************

Książki i filmy w temacie opowiadania:

    Wanda Żółcińska, Najdroższa - bardzo dobra, współczesna opowieść o kobiecie, której matka choruje na Alzheimera, powieść o życiowych decyzjach, wyborach, relacjach międzyludzkich.


    William Wharton, Tato - klasyk
sfilmowany w 1989 roku, wzruszająca opowieść o rodzinie, chorobie i sile miłości. Zarówno powieść Whartona, jak i film, są godne polecenia i uwagi. W filmie w tytułowej roli wystąpił wybitny aktor Jack Lemmon. Uwielbiam i książkę i film.

    Nie zapomnij mnie -amerykański film z 1999 roku o kobiecie tracącej pamięć, w którą bardzo pięknie wcieliła się Mia Farrow.

    Lisa Genowa, Motyl. Still Alice - zarówno powieść, jak i film, który przyniósł Oscara cudownej Julianne Moore są godne polecenia. Wyję za każdym razem, gdy czytam powieść lub oglądam jej wspaniałą ekranizację.

        Iris amerykańsko - brytyjski film z 2001 roku opowiadający historię wybitnej pisarki (jednej z moich ulubionych) Iris Murdoch, która zachorowała na Alzheimera. Wybitną kreację w tym obrazie stworzyła wspaniała Judi Dench. Scenariusz filmu powstał na kanwie pamiętników męża pisarki.

    Pamiętnik to wzruszająca powieść poczytnego pisarza Nicolasa Sparksa, która została sfilmowana w 2004 roku. W tym przypadku wolę film z Ryanem Goslingiem.

 Miłość - cudowny, wzruszający francuski film z 2012 roku. Piękny!

    Ojciec - film z 2020 roku z wybitną kreacją Anthony'ego Hopkinsa i wspaniałą jak zawsze Olivią Colman.

    Strzępy - polski, wspaniały film z 2022 roku w reżyserii Beaty Dzianowicz z bardzo dobrą rolą Michała Żurawskiego i genialną Grzegorza Przybyła. Szczerze polecam, bo jest to najlepszy film w temacie, jaki do tej pory obejrzałam z niesamowitym zakończeniem.

    Niestety, nie oglądałam, bo nigdzie nie mogę znaleźć, południowokoreańskiego filmu pt. Poezja z 2010, bardzo chciałabym obejrzeć ten film o kobiecie, która zapisuje się na kurs poetycki po tym, jak usłyszała diagnozę, dowiedziała się, że choruje na Alzheimera.


    Pozdrawiam wszystkich, którzy do mnie zaglądają i nieustannie dziękuję za komentarze oraz obecność w moich skromnych progach!

15 października 2024

UWAGA KSIĄŻKI czyli dlaczego trzeba odejść od narcyza

Witajcie! 
    Dzisiaj proponuję Wam książki i moje przemyślenia dotyczące narcystycznego zaburzenia osobowości, a zaczniemy rozważania od mojego bardzo starego wiersza, który jednak wciąż jest aktualny.
 

zaczyn
 
obudźcie się smutne śpiące królewny
odkryjcie czary jakimi emanujecie
i ciepło które od was wychodzi
w kosmiczną wymianę energii
 
spójrzcie w lustra wciąż młode
zjawiskowe atrakcyjne dojrzałe
popatrzcie sobie w oczy
mądre odważne nieprzeciętne
 
prześlijcie uśmiech do ptaków
kwiatów drzew dacie radę
 
uwierzcie w siebie śniące piękności
nie musicie tkwić w martwych związkach
cyrografy podpisane w innej epoce
nie powinny dzisiaj rujnować wam życia
 
przebudźcie się zbyt długo przewracałyście się
z boku na bok tkwiąc wiernie obok
chrapiących rycerzyków którym się zdaje
że jesteście na zawsze
 
wieczność nastąpi po tym co nieuniknione
po wyroku z którym wszystkie tu przyszłyście
teraz wypada żyć jeść kochać
i modlić się o rozum
 
dla narcystycznych skurwysynów 
 
JoAnna Idzikowska - Kęsik 
 
*
Posłuchajcie też piosenki Dagmary Korony z tekstem, który - moim zdaniem - traktuje o narcyzie.
 

*
Po tym literacko - artystycznym wstępie, porozmawiajmy realnie o narcyzach! Pewnie większość z Was pamięta mit o pięknym myśliwym i nimfie Echo? Chłopak zniszczył zakochaną nimfę swoją bezwzględną surowością, lekceważącą obojętnością, a potem, gdy ujrzał swoją twarz w wodzie - tak się w siebie zapatrzył i zakochał się w sobie i tak długo gapił się wodę, zapominając o innych czynnościach z jedzeniem i piciem włącznie, aż umarł... W mitach jest wiele życiowej i psychologicznej prawdy, dlatego tak bardzo je lubię...

        Polecam Wam bardzo ciekawą książkę pt. Kolekcjoner krzywd Katarzyny Loreckiej, autorka jest psychologiem i terapeutą. Książka jest bardzo dobrym studium dotyczącym narcystycznego zaburzenia osobowości, napisanym bardzo prostym i przystępnym językiem, który zrozumie każdy i to jest jej ogromny atut. Ponieważ każdy, kto miał do czynienia z osobą zaburzoną zapewne wie, że jest to bardzo toksyczna i wyniszczająca psychicznie relacja, że nie ma się do czynienia z normalnym człowiekiem, tylko z zimną, pozbawioną uczuć, psychopatyczną wydmuszką, często robiącą z siebie ofiarę ludzi i okoliczności, a tak naprawdę drapieżnikiem, jadowitym wężem, który was dusi i stopniowo, ale niezwykle skutecznie zabiera oddech. Jest połączeniem kameleona, hieny i bajkowego, chciwego i podstępnego liska - chytruska, to Dr Jekyll i Mr Hyde w jednym ciele bez duszy; pająk, który cię oplecie po to, aby wyssać cię całkowicie z energii. Jest też zakompleksionym kłębkiem tłumionych nerwów, który, gdyby spadł ze swojego urojonego ego, to zostałaby jedynie miazga. Bo to jest miazga. A w oczach tych ludzi jest tylko jedno: totalna pustka.

        Nie mam siły dokładnie opisywać tej książki, bo temat jest dla mnie z różnych względów dość bolesny, ale myślę, że osoby zainteresowane znajdą ją w Internecie, bo ja ją tam właśnie znalazłam i kupiłam. Można ją zakupić, można posłuchać na YT filmików p. Loreckiej (a także innych specjalistów). 

        Powiem w tym miejscu tylko to, że narcyz ukryty jest najgorszym, najbardziej zaburzonym typem narcyza, zero szacunku, odpowiedzialności, zakłamanie, kontrolowanie, podwójne standardy, zero poczucia humoru, brak dystansu do siebie i odporności na konstruktywną krytykę oraz wyższych uczuć, totalny brak pokory. A związek z takim kimś to pułapka, taniec nad przepaścią, spacer po linie, jazda bez trzymanki, totalny rollercoaster. Narcyz się tak naprawdę tobą bawi, owija cię wokół palca, rozkwita twoim kosztem, uspokaja się, gdy ciebie wkurzy na maksa lub zaneguje twoje sukcesy, umiejętności, choć na zewnątrz nigdy tego nikomu nie pokaże, ani nawet nie przyzna się przed samym sobą. Hipokryta to jego drugie imię. Prymityw to jego domena.

        Narcystyczne zaburzenie osobowości (NPD) jest jednym z trzech silnych zaburzeń należących do tzw. mrocznej (ciemnej) triady – zespołów cech osobowości obejmujących makiawelizm, narcyzm i psychopatię. Nazywa się je „ciemnymi” z powodu ich szkodliwych, niezwykle destrukcyjnych właściwości. Osoby triady łączy brak empatii, bezduszność i skrajny egoizm, przedmiotowy stosunek do ludzi, tendencja do manipulacji interpersonalnej i eksploatacji partnerów.

        Inne ciekawe książki dotyczące tego zaburzenia, które w ostatnim czasie przeczytałam i moim zdaniem są naprawdę godne polecenia to: rewelacyjny  Antyczłowiek dr Izabeli Kopaniszyn (nawet się nie przyznam, ile zapłaciłam za ten wolumin na olx), W cieniu narcyza Julie N. Hall, Narcyzm Jarosława Gibasa, Zostać czy odejść dr Ramani Durvasuli, światowej sławy specjalistki od tego zaburzenia oraz Narcyzm. Zaprzeczenie prawdziwemu JA Alexandra Lowena (ta książka to klasyk z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, badania nad osobowością narcystyczną od tamtego czasu bardzo poszły do przodu, ale i tak warto ją poznać, dlatego, że warto znać różne punkty widzenia, spojrzenia na to zaburzenie) - naprawdę szczerze polecam te książki, ponieważ w zalewie literatury popularnonaukowej w temacie narcystycznego zaburzenia osobowości, te są naprawdę cenne i solidne, rzeczowe, napisane w przystępny sposób, łatwe w odbiorze i naprawdę dużo można się z nich dowiedzieć, a dzięki temu wiele zrozumieć. Bo problem polega na tym, że po zawłaszczeniu narcystycznym zbyt często szukamy winy w sobie, podejrzewamy siebie o zaburzenia, które projektuje na nas narcyz.

        Wniosek z tych wszystkich książek jest tylko jeden i jest dobitny: jeśli jesteś w relacji (jakiejkolwiek: romantycznej, przyjacielskiej, koleżeńskiej, rodzinnej) z osobą zaburzoną narcystycznie DSM-IV: 301.81 - uciekaj jak najdalej i nie miej nadziei, że ta osoba się zmieni. Ona może jedynie zmienić ciebie w straumatyzowany strzępek nerwów, w człowieka z głęboką, kliniczną depresją lub zespołem stresu pourazowego (PTSD). Na pewno nie wyjdziesz z tej relacji bez jakiegoś uszczerbku, jakiejś rysy, nawet jeśli masz silną psychikę. A jeśli narcyz rzeczywiście coś zmieni to może to być ewentualnie strategia manipulowania tobą. Narcyzi to naprawdę antyludzie, demony, fałszywi i nielojalni nawet wobec samych siebie, to takie wydmuszki - jedno wielkie NIC. I wierzcie mi, że wiem, co mówię. Dlatego trzeba ich opuścić, odpuścić sobie kontakt z nimi po to, aby chronić siebie. Narcyzm to osobowość patologiczna (choć słowo "patologia" jest obecnie bardzo nadużywane), często paranoiczna (wszyscy wokół to wrogowie, źli ludzie), socjopatyczna (w każdym widzi zagrożenie, jest skupiony tylko na sobie, na swoich potrzebach, nie lubi siebie, więc nie jest w stanie lubić innych), to ktoś, kogo naprawdę trzeba unikać dla własnej higieny psychicznej, to walec, który przejedzie po tobie i nawet tego nie zauważy, a ty zostaniesz sama ze sobą, ze swoimi ranami, obniżoną samooceną, żalem.

        Jest taki wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego pt. Satyra na bożą krówkę, który zaczyna się słowami: Po cholerę toto żyje? - i ja bym te słowa przypisała nie do biedronek, ale do narcyzów z pełną świadomością siły tego przekazu. 

        Jest też bardzo dobra piosenka Lilly Allen pt. Fuck you very much, której refren również mogłabym zadedykować osobom z NPD (Narcissistic Personality Disorder). Niech im będzie. 🖕W piosence Budki Suflera Bal wszystkich świętych też jest fragment tekstu pasujący do tych person:

Skasowałaś mnie w swej pamięci,
Aż mi siebie jest żal

        Narcyzi to chore stwory, wampiry które wyssą z ciebie wszystkie soki - czytaj: siły życiowe, entuzjazm, radość i blask, zabiorą ci godność, własne ja, często też kasę, wykpią, wyszydzą wiedzę i wykształcenie (bo to oni są najmądrzejsi a wszyscy inni to debile) po to, aby bez jakichkolwiek skrupułów wywalić cię na śmietnik jak podartą koszulę. To wredni manipulanci, którzy oczekują poddaństwa, posłuszeństwa, wiecznej atencji i adoracji. Roboty pozbawione empatii, serca, dobra, duszy, przybierające różne maski mające na celu usidlenie, zniewolenie, zawłaszczenie. To pasożyty żerujące na innych, zwłaszcza na ich emocjach, którymi się karmią, z których często kpią i drwią. Przy obcych: ideały, przy bliskich, w domowym zaciszu - apodyktyczni, bezwzględni, beznamiętni, zimni despoci, apodyktyczni tyrani terroryzujący ofiarę. 

        Narcyz jest to także persona, która nigdy się nie przyzna do błędu i nigdy nie przeprosi (a jeśli już to tylko wtedy, gdy węszy w tym własny interes). Dewiant, który po śmierci niegdyś bliskiej osoby tylko wzruszy ramionami i skomentuje beznamiętnie, że był człowiek i nie ma człowieka (masz nawet wrażenie, że cieszy go śmierć tej osoby, co jest straszne). Pajac, który będzie udawał "twojego mężczyznę”, a wbije się przed ciebie wychodząc z knajpy, w której to ty zapłaciłaś za jego obiad. Głupol, który w chwili, gdy na moment zrzuci maskę geniusza stwierdzi, że od podstawówki nie był w bibliotece, bo de facto jego wiedza sprowadza się do nagłówków w Internecie, gdyż nawet gazet nie czyta. Sadysta, który będzie się napawał twoim smutkiem a nawet posunie się do rękoczynów patrząc z nieukrywaną satysfakcją jak płaczesz albo się miotasz. Mściwy prostak, który po latach wypomni coś totalnie nieistotnego i nazwie cię wariatką albo schizofreniczką (choć de facto jemu jest do tej schizy dużo bliżej niż tobie). Sknerus, który będzie udawał w kawiarni i innych miejscach, że nie ma pieniędzy lub nie umie użyć karty płatniczej i będzie czekał aż coś dostanie, zyska (jakby miał w oczach kalkulator). Wyrachowany obłudnik, który z wielką cierpliwością będzie warunkował twoje reakcje na jego obecność, będzie cię tresował rzucając okruchy dobra po to, aby za chwilę przypiąć cię na smycz, założyć kaganiec. Generalnie: żenujący typ, kolekcjoner krzywd, zbieracz łez, koneser zadawania bólu. 

        Typ, który po krótkiej fazie poznania czy wręcz prześwietlania twoich kompleksów, słabości i uznania, że może z ciebie czerpać, na chwilę zasypie cię udawaną, teatralną miłością (love bombing), pogra na twoich uczuciach (gaslighting), będzie cię karał ciszą po to, żeby pokazać ci swoją wyimaginowaną władzę, aby później zamienić cię we wrak człowieka (dewaluacja, dewastacja, degradacja) i znaleźć sobie nowe źródło zasilania, z którym zrobi dokładnie to samo, co z tobą, wciśnie te same kity o połóweczce i bliźniaczych płomieniach (jakbyś była wybrakowana), nawet nie zmieniając słów. A w całym tym shitcie nawet mu przez mózg nie przeleci refleksja, że każdy jego związek (a ma ich wiele i wszystkie są krótkotrwałe i czasem rozwodzi się dłużej, niż trwało jego przemocowe, beznadziejne małżeństwo, bo jest mściwy, ale też niewinny rozpadu związku we własnym mniemaniu) to płytkie jak kałuża po kapuśniaczku i bardzo szybko wysychające bagno, do którego wciąga coraz więcej ofiar. Narcyz nie ma ani empatii (chociaż umie udawać osobę empatyczną) ani autorefleksji. Działa szablonowo, jakby miał wgrany jeden program. Dla niego wszystko jest czarno - białe, nie zna odcieni ecru ani innych szarości, jest jak źle zaprojektowana, kiepska maszyna.

   Smutny i niezwykle trudny dla w miarę normalnego neurotyka (to taki żarcik dla rozładowania napięcia 🤗, bo kiedyś była histeryczna, potem neurotyczna, a teraz jest narcystyczna osobowość naszych czasów) jest fakt, że narcyz nie rozumie, że jest cholernie podły, bo w swoim mniemaniu jest ponad plebsem i pospólstwem, jest the best i nie robi nic, żeby się zmienić (choć jak we wszystkim bywają wyjątki od reguły i są jednostki, które zaczynają nad sobą pracować, jednak naprawdę są to nieliczne przypadki). Wciska w swoim chorym mózgu guziczek z napisem delete i wyrządza kolejne krzywdy, zostawiając ofiarę często bez słowa, bo po prostu mu się znudziła, albo jest już tak wyczerpana, że nie reaguje na jego chamstwo, a on tym samym nie ma z kogo czerpać. Często będąc jeszcze w jednym związku, ma w zanadrzu kilka następnych kandydatek na "towarzyszkę samotności”, z której potem wyciśnie witalność i życiowy entuzjazm jak sok z limonki. Nienawidzi ludzi, traktuje ich jak przedmioty codziennego użytku, które można wyrzucić na wysypisko lub - dla uśmiechu, parafrazując Zafona - na cmentarz wyczerpanych znajomości.

  Pisałam o mężczyznach, bo było mi łatwiej, bo obiecałam sobie, że będę wspierać kobiety, ale i wśród kobiet jest sporo narcystycznych osobowości i do dzisiaj zbieram się po tak zwanej "przyjaźni”. Bo narcyza ukrytego trudno jest tak od razu rozpoznać i rozgryźć, niestety. Najpierw myślisz, że ktoś jest dziwny, potem że jest egoistą, później zaczynasz rozumieć, że jest z nim coś nie tak, że ma coś z głową… Dlatego naprawdę warto poszerzać swoją wiedzę, czytać, słuchać, oglądać podcasty, wywiady z psychologami.

        Warto też wiedzieć, że wiele osób ma narcystyczne ryski, że czasem każdy z nas zachowuje się jak np. narcyz gwiazdorzący czy inaczej jawny, jednak to nie znaczy, że jesteśmy narcyzami zaburzonymi osobowościowo - tę przypadłość wykazują testy. Poza tym, niestety, dużo łatwiej jest być złym niż dobrym człowiekiem, bo dobro wymaga nie tylko odwagi, ale też konsekwentnej, codziennej pracy nad sobą i swoimi reakcjami, uczuciami, emocjami. Watro jednak podejmować wyzwania i być coraz ciekawszą wersją siebie. Rupi Kaur w tomiku mleko i miód napisała:

trzeba wdzięku
by pozostać dobrym
w okrutnych sytuacjach

        Narcyzi, którzy przeczytają ten post (o ile w ogóle dotrą do tego miejsca), pomyślą: Co za durna baba, zero wiedzy, wymyśliła to sobie, bo wydaje się jej, że jest taka mądra! Mam jednak nadzieję, że jest on ciekawy i przydatny dla wszystkich zainteresowanych osób, bo z taką intencją go napisałam. 

        Czego można się nauczyć po zerwaniu i odchorowaniu relacji z narcyzem? Można lepiej poznać siebie, nauczyć się stawiania granic, bycia asertywnym, mówienia stanowczego nie, a także lepszego i bardziej uważnego obserwowania siebie i ludzi. Narcyzi byli, są i będą (jest ich wielu w mitach czy biblijnych przypowieściach, a historia aż się od nich roi, pisali o nich i badali ten typ już "ojcowie" współczesnej psychologii: Freud i Jung), ale nasze reakcje zależą od nas. Możemy stać się lepszymi ludźmi, gdyż po takiej znajomości lub relacji, wiemy na pewno, jak nie powinno się postępować. Warto jednak przestać być naiwnym i wierzyć, że wszyscy są dobrzy. Tak nie jest, bo narcyzi to zło wcielone i potrafią jedynie tę dobroć udawać w celu zniszczenia innych i zaspokojenia własnych potrzeb.

        Jednak przede wszystkim i nade wszystko musimy zacząć słuchać siebie i własnej intuicji, bo ona często już od początku narcystycznej interakcji, podpowiada nam, że to nie jest dla nas dobre, a my, lekceważąc jej mądrość, brniemy w relację, która zawsze źle się skończy. Nasze ciało też często daje nam podpowiedzi, które lekceważymy albo ich nie dostrzegamy, nasze ciało wręcz krzyczy: uciekaj, bo będzie źle! Inne scenariusze nie istnieją w przypadku narcyza. To zawsze jest krwawy horror klasy D.

        Na koniec podaję Wam do przemyślenia kilka cytatów z właśnie przeczytanej (i całej pobazgranej zakreślaczami) książki Katarzyny Loreckiej Kolekcjoner Krzywd (tytuł wybrany przez Autorkę jest dla mnie najbardziej adekwatny ze wszystkich książek, jakie o narcyzach przeczytałam, a te cytaty dodam rózwież na Lubimy Czytać, bo widzę, że nie ma tam nic z tej książki, a warto podawać dalej rzeczy cenne i pomocne). Są to cytaty, pod którymi mogłabym się podpisać obiema rękoma:

Narcyzm jest pojęciem niejednorodnym, a ludzie o takim stylu osobowości różnią się między sobą. Można spotkać jednostkę narcystyczną i być pod urokiem jej pozornej nieśmiałości, iluzorycznej wrażliwości lub złudnej refleksyjności. I nie przypuszczać nawet, że ma się do czynienia z narcyzem. Miłosny związek z narcyzem jest zaś wyniszczający i potencjalnie niebezpieczny.

*

Narcyzm ukryty jest konsekwencją rozwojowej niedojrzałości, u której podłoża leży defekt poczucia siebie - zniekształcona, nieświadomie napompowana i niestała koncepcja siebie jako pokłosie szkodliwych dla dziecka przeżyć z początków życia.

*

Im bardziej nasilony jest narcyzm, tym gorsze przystosowanie do życia.

*

Wiedza o narcyzmie nie powinna służyć usprawiedliwianiu albo minimalizowaniu nadużyć.

*

Związek z narcyzem rani i lepiej się przed nim ustrzec.

*

Stały związek jest dla ukrytego narcyza transakcyjny.

*

Ludzie nie są dla narcyza ludźmi, ale narzędziami spełniania potrzeb i kolekcją korzyści, emocjonalnych lub materialnych.

*

Trudno uwierzyć, że osoba, z którą ma się pamiątkowe zdjęcia w czułym objęciu z okresu bombardowania miłością, tak naprawdę nie istniała. Że to, co się widziało, to była zjawa zapraszająca do fantazyjnego świata, przysłana przez bezcielesną istotę zamieszkującą odmęty nieświadomości narcyza.

*

Ukryty narcyz może deklarować wzniosłe ideały i pielęgnować czarujący wizerunek, ale w rzeczywistości nie szanuje dobroci.

*

Narcyzm to psychologiczna tożsamość i styl funkcjonowania. A ponieważ był i pozostał strategią przetrwania jest niezmiernie oporny na zmianę.

*

Kiedy ukryty narcyz opuszcza związek, wyciera w umyśle wspomnienia, jakby miał magiczną gumkę. Do perfekcji opanował przełączenie sposobu postrzegania drugiej osoby z idealizacji w dewaluację i wyrzucenie jej z głowy.

***

I jeszcze cytat przypisywany francuskiemu  komikowi Louisowi de Funesowi:

Nie ma znaczenia czy masz styl, reputację czy pieniądze.  Jeśli nie masz dobrego serca, nie jesteś niczego wart.

Powiem Wam: narcyzi nie mają serca, mają pompę ssąco-tłoczącą i mają gdzieś nawet swoje dzieci oraz relacje z nimi. To naprawdę antyludzie.

A na finał mój nowy wiersz o NPD:

Antybajka
 
Kopciuszek nie był dobrą, smutną, poniżaną dziewczynką
ani nawet Pretty Woman. Był niskim, zahukanym chłopcem
z zespołem FAS, codziennie walczącym o uwagę otoczenia,
który wyrósł na narcystycznego dorosłego po przejściach.
 
Wiele kobiet zapraszał do tańca lecz one uciekały z balu 
przed czasem, nie gubiąc złotych ani szklanych pantofelków.
Nigdy nie nauczył się odróżniać dobra od zła i choć wszystkie
byłe miłości grzebał w popiele, nie przeistoczył się w Feniksa.

Nie płakał, nie żałował, nie rozumiał, że krzywdzi.
Udając spokój i stoicyzm, codziennie od nowa zabijał małego,
nieszczęśliwego chłopca, który w nim krzyczał, błagając o opiekę.
Aż w końcu stał się pozbawioną empatii i wyższych uczuć wydmuszką.
 
Nie lubił i nie rozumiał baśni, archetypów, symboli, metafor.
Nie wierzył w nie, uważał za bzdury. Wykreował cyniczną,
iluzoryczną personę, której nie zdołały uratować żadne dobre
wróżki, żadne matki chrzestne, żadne milutkie, uległe królewny.
 
Kiedy umarł - nikt nie uronił łzy, nikomu nie pękło serce,
nikt nie posadził na jego grobie gałązki leszczyny,
a jego dusza nie zmieniła się w pięknego, białego ptaka.
 
Kopciuszek nie miał duszy ani serca dowodząc,
że można przeżyć życie, będąc jedynie kreacją
w pozbawionym widowni, amatorskim teatrze
jednego aktora.
 
JoAnna Idzikowska - Kęsik 11 VIII 24


 
Męczą mnie krótkie, coraz chłodniejsze dni (które po bezsensownej zmianie czasu będą jeszcze krótsze, niestety), dlatego uciekam w czytanie książek psychologicznych i słuchanie audiobooków. Wena nie przychodzi, więc wyciągam z Archiwum X stare wiersze i czytam je od nowa sprawdzając, czy mają jakąkolwiek wartość. 
 A z miłych rzeczy to zakwitła moja grudniówka i cieszy oczy.
Na zdjęciu w poście dzisiejsza ja - totalnie niewyspana (zbliża się superpełnia w Baranie, która dopełni się w czwartek), z podkrążonymi oczami, bo czuwałam w nocy żeby nie zaspać dzisiaj do pracy, w której było cudownie, jakoś tak spokojnie i fajnie i bardzo szybko minęły mi 4 lekcje i biegłam do domu, żeby jeszcze poczytać, a potem byłam jeszcze na dość długim spacerze w lesie z moim bratem Leszkiem i psiakiem, który biegał jak szalony po opadłych liściach. 🍂🍁
 Dobrego czasu, trzymajcie się ciepło i zdrowo!