Translate

20 kwietnia 2022

A życie biegnie swoim rytmem...

 
 
No i sobie napisałam w styczniu uroczy, jubileuszowy pościk i mnie wcięło, wywaliło z tego bloga na trzy miesiące. Myślę jednak, że z blogiem, jak ze wszystkim, czasem warto odpuścić, odejść i darować sobie pisanie, żeby potem wrócić z radością i entuzjazmem, jak do czegoś nowego.

Mam wrażenie, że moje życie już nie biegnie, tylko galopuje, że jestem na jakichś wyścigach dalekobieżnych i końca, mety nie widać.  Cierpię na notoryczny, chroniczny brak czasu, a jeśli go trochę wyrwę dla siebie, to głównie po to, żeby chociaż troszeczkę poczytać, nadrobić zaległości w lekturach albo pójść do kina lub obejrzeć coś ciekawego na Netflixie, HBO czy Canal +. Innych programów w TV nie oglądam. 

Od miesięcy nie napisałam wiersza, nie piszę też pamiętnika, notatek, które potem stają się wierszami, nie zapisuję pomysłów na wiersze, jedynie wymyślam je na chwilę w swojej głowie, zwłaszcza przed zaśnięciem i na tym się kończy moja radosna twórczość. De facto, jest to dla mnie przykre, czuję się niepełna, niespełniona, niekreatywna, jałowa, a jednocześnie nie potrafię tego przeskoczyć, bo wszystko wydaje mi się wtórne, bo mam poczucie, że nie warto już pisać, ponieważ wszyscy wszystko napisali, piszą... Przecież mamy od kilkunastu lat zalew poetów, pisarzy, twórców, a tomy poetyckie powstają jak grzyby po naprawdę obfitym deszczu... Czy warto zatem pisać, tworzyć? Publikować swoje, nikomu niepotrzebne wiersze?

Jaka będzie sytuacja globalna, przeczuwałam od dawna i - co prawda bardzo delikatnie, ale jednak pisałam o niej na tym blogu już ponad dwa lata temu. Mimo przeczuć, mimo wiedźmiej intuicji,  niektóre sytuacje mnie - pacyfistkę i zagorzałą, w pełni świadomą wegetariankę, która już jako małe dziecko nie jadała zabitych istot - po prostu przerastają. Bolą, zważywszy na fakt, że należę do grona osób wysoko wrażliwych. Nie chcę też wzmacniać pewnych złych wydarzeń energetycznie, więc je przemilczam, co znaczy, że po prostu i zwyczajnie nie jestem poetką, bo poeci przecież powinni zostawiać dla potomnych ślady, migawki, impresje swojego istnienia i wydarzeń, w których biorą udział... A ja nie chcę wzmacniać zła, czegoś, co uważam za niesprawiedliwe, tragiczne. 

Jedyne, co idzie mi ostatnio dobrze w moim własnym odczuciu, to moja praca. Owszem, bywam zmęczona, nie tylko psychicznie, ale fizycznie również, ale teraz wiem na pewno, po tym okropnym zdalnym nauczaniu, że jestem we właściwym miejscu, że naprawdę jestem wielką szczęściarą, bo bardzo lubię to, co robię, bo jestem szczęśliwa i spełniona na tym polu. Na osobistym zresztą też mam wielkie szczęście, ale tutaj nie chcę o tym pisać, bo, jak wiadomo, netowych hejterów nie brakuje.

Tak więc jestem, żyję, trwam. Staram się robić swoje, myśleć pozytywnie, ale z dużą dozą racjonalizmu, medytować, spacerować, chwytać chwile, żyć w zgodzie z naturą i z samą sobą, chociaż kolejna z rzędu wiosna, wbrew opiewanym teoriom o ociepleniu klimatu, wcale nas nie rozpieszcza. Dzisiaj, pod koniec kwietnia, gdy piszę te słowa, pada deszcz i jest zaledwie 6 stopni, ale temperatura odczuwalna jest znacznie niższa. Jednak na pogodę wpływu nie mam, więc tej dobrej pogody ducha, szukam w sobie. Chociaż bywa niełatwo, a nawet ciężko i depresyjnie. Wujek Google przypomina mi codziennie zdjęcia robione telefonem sprzed lat: tego dnia 8, 6, 5 lat temu i wiem, że bywało dużo cieplej o tej porze roku. I też bywało weselej, dużo bardziej optymistycznie...

A propos klimatu, dychotomia jest spora nawet wśród naukowców, ekologów i innych mądrych głów. Jedni mówią o ociepleniu, inni zapowiadają kolejną, małą epokę lodowcową. Faktem jest, że klimat stał się bardzo emocjonalny, nieprzewidywalny, jakby Matka Ziemia, która jest przecież żywym ciałem, wyczuwała nasze zbiorowe emocje, albo jakby była zmęczona nami, ludźmi i tym, co na niej, z nią wyprawiamy. Z astrologii, która wciąga mnie coraz bardziej, wynika, że raczej będzie chłodnawo.

Cóż jeszcze powiedzieć? Mam materiał na kilka postów, mam wiersze znajomych poetek, więc mam jednocześnie nadzieję, że nie będę już tak bardzo zaniedbywać tego miejsca, tego mojego skrawka w sieci. 

Życzę Wam nadziei i wiary w to, że nie ma tego złego, że po burzy będzie słońce, tęcza i inne piękne zjawiska, nie tylko atmosferyczne. Od dziecka mam w sobie tekst Steda - Edwarda Stachury i bardzo często do niego w myślach wracam i niechaj tak się dzieje, niech tak się stanie dla nas, dla świata, dla wszystkiego, co żyje na tej pięknej planecie:

"Dla wszystkich starczy miejsca
Pod wielkim dachem nieba
Na ziemi której ja i ty
Nie zamienimy w bagno krwi"

Pozdrawiam i ściskam, JoAnna.

*obrazy z internetu, nie znam Autorów