Translate

28 lutego 2021

Mężczyźni wolą blondynki?

Zawsze, od dzieciństwa fascynowały mnie piękne kobiety, bez względu na kolor oczu i włosów.

 Jednak gdybym miała wybrać swój ulubiony typ kobiecej urody i tę jedną, jedyną, najpiękniejszą ze wszystkich, na pewno byłaby to brunetka z niebieskimi albo zielonymi oczami. Taką brunetką jest Joanna Pacuła, którą kocham od dzieciństwa i po prostu uwielbiam jej urodę; dla mnie ta kobieta jest po prostu doskonała, najpiękniejsza wśród pięknych. W dzieciństwie również bardzo podobała mi się Anna Jantar. Z gwiazd tamtych lat uwielbiałam Jaclyn Smith, Jacqueline Bisset czy nieodżałowaną Romy Schneider.

W sztuce przez wieki dominowały blondynki, potem także rudowłose, dopiero koniec XIX wieku i sławna powieść Tołstoja Anna Karenina, zwróciła brunetkom miejsce w kanonach piękności. 

Dzisiaj zapoczątkowuję cykl o ulubionych aktorkach i innych cudnych kobietach ze świata pop kultury, ze względu na kolor włosów, a że podobno mężczyźni wciąż najbardziej lubią blondynki, przedstawiam swoje ulubione. Będą to aktorki, które niekoniecznie są naturalnymi blondynkami, raczej te, które ja najlepiej lubię z włosami blond, bo przecież teraz zmiana koloru włosów to kwestia dwóch, trzech godzin.

W każdym poście przedstawię co najmniej tuzin piękności. Serię będę kontynuować w kwietniu. Posty będę publikować w niedziele i osobno przedstawię gwiazdy polskie i zagraniczne.

Czekam też na Wasze typy, które będę dołączać do postów. Bardzo mnie interesuje, które aktorki lubicie i podziwiacie za urodę. Tutaj często wraz z urodą idzie talent. Ale nie zawsze. To jest szowinistyczny post urodowy. ;-)

Zapraszam!

Marilyn Monroe (1926-1962) - ikona stylu, kobiecej urody i - niestety również - włożona w stereotyp ślicznej, ale niezbyt lotnej blondynki, naturalnie miała kasztanowe włosy z rudawym połyskiem. Dużo przeszła w dzieciństwie i to miało wpływ na całe jej życie. Krótkie, trzydziestosześcioletnie zaledwie. Miała wielkie ambicje, sporo czytała, kupowała książki i pisała wiersze, całkiem niezłe zresztą. Chciała wyjść poza ramy, stereotypy, brała prywatne lekcje aktorstwa u prestiżowych nauczycieli, jednocześnie wciąż przyjmowała role naiwnych ślicznotek. Była zdolną kobietą, cierpiała na chorobę afektywną dwubiegunową, pełna kompleksów, sprzeczności i skrajnych emocji.

 Zawsze mi jej będzie mało. Stąd tyle wierszy o niej, pewnie jeszcze kilka napiszę, bo wciąż coś nowego o niej czytam.

Uwielbiam od zawsze i dozgonnie.

Czekam na ekranizację mojej bardzo ulubionej powieści Joyce Carol Oates Blondynka, w której Normę Jean zagrała... kubańska aktorka Ana de Armas.

Brigitte Bardot (1934) - cenię za to, że wiedziała kiedy odejść, kiedy się wycofać. Zdolna, piękna i temperamentna Francuzka. Śliczne usta, naturalne, włosy farbowane, ale chyba już nikt nie wyobraża jej sobie z ciemną fryzurką. Pamiętam z kilku filmów, zwłaszcza z ostatniego: Gdyby Don Juan był kobietą. No i jeszcze jej działalność na rzecz zwierząt - bezcenna.

Britt Ekland (1942) - szwedzka aktorka, scenarzystka i reżyserka filmowa, która dłuższy czas przebywała w Wielkiej Brytanii.

Sharon Tate (1943 - 1969) - odeszła chwilę przed moim urodzeniem, a jej syn, którego nie zdążyła wydać na świat, mógł się urodzić w tym samym czasie, co ja. Bardzo piękna, zdolna. Nie zdążyła rozwinąć skrzydeł. Podarowała mężowi powieść w ich ostatniej rozmowie, chciała zagrać główną rolę w jej adaptacji. Tę powieść sfilmował po latach i stała się gwiazda, o której napiszę w pięknych brunetkach. 

Była ruda, miała perukę, ale rolę w Balu Wampirów zapamiętałam!

Catherine Deneuve (1943) - o niej powiem krótko: uwielbiam! Za Wstręt, Zagadkę nieśmiertelności, Indochiny. Za teledyski i styl. Mimo, że pali nałogowo, jest cudna. Kilka dni temu obejrzałam jej najnowszy film Prawda- zawsze świetna i piękna, mimo upływu lat.

Farrah Fawcett (1947 - 2009) - burza blond włosów i nienaganna figura, szeroki, jasny uśmiech. Pamiętam plakat z nią w filmie Gorączka sobotniej nocy - film pamiętam słabo, widocznie ona zagrała tym plakatem lepiej, niż John Travolta. Polubiłam ją jako dziewczynka po obejrzeniu w kinie zapomnianego już filmu s/f Saturn 3. Zapamiętałam też jej rolę w filmie z Jeffem Bridgesem pt. Zobaczymy się jutro. Bo Aniołki Charliego chyba każdy pamięta. Była zdolną artystką - plastyczką, wspaniale malowała, studiowała nawet sztuki plastyczne. Jednak gwiazdą była głównie w modelingu i na małym ekranie, nieliczne filmy kinowe, w których zagrała, nie odniosły sukcesu.

Jej życie osobiste nie było usłane różami, aktorka często była ofiarą przemocy, a wiadomość o jej śmierci, po długiej walce z rakiem, przyćmiła wiadomość o śmierci Michaela Jacksona, który odszedł w ten sam dzień.

Joanna Pacuła (1957) - jest przykładem na to, że pięknej kobiecie ładnie jest z każdym kolorem włosów.
Nasza rodaczka - naturalna brunetka - miała blond włosy przez jakiś czas i wyglądała naprawdę ślicznie. Bardzo pasowały do jej cudownych, niebieskich oczu.

Sharon Stone (1958) - blond petarda z pięknymi, szerokimi brwiami, która teraz nie boi się ról zaniedbanych, brzydkich kobiet w średnim wieku i za to ją kocham. I wiadomo: Nagi instynkt, ale też Sliver. Cudna i bardzo zdolna, inteligentna.

Michelle Pfeiffer (1958) - nie wiem, kiedy się w niej zakochałam, ale się zakochałam w jej talencie przede wszystkim i oglądałam chyba wszystkie jej filmy. Wtopiłam jak zagrała prostą kelnerkę we Frankie i Johnny. Klasyczna uroda, talent muzyczny. Po prostu boska Miśka - tak o niej mówię. Bardzo ulubiona rola w duecie z Seanem Pennem w filmie I am Sam. Bardzo mile mnie zaskoczyła kilka miesięcy temu, gdy pokazała na Instagramie zdjęcia i filmiki make up free. Cudowna jest!

Jana Nagyová-Pulm (1959) – słowacka aktorka telewizyjna i filmowa, która w dzieciństwie wydawała mi się prześliczna jako księżniczka Arabella.


 Heather Locklear (1961) - po prostu - najpiękniejsze oczy Hollywoodu!


Śliczną kobietą i dobrą aktorką jest Joely Kim Richardson (1965) – angielska aktorka, dwukrotnie nominowana do Złotego Globu za rolę Julii McNamary w serialu Bez skazy. Jest córką aktorki Vanessy Redgrave oraz reżysera i scenarzysty Tony’ego Richardsona, wnuczką aktorów Michaela Redgrave’a i Rachel Kempson, siostrą nieżyjącej Natashy Richardson

Kyra Sedwick (1965) - bardzo dobra aktorka amerykańska, mało u nas znana.

Robin Wright (1966) - zdolna aktorka i kobieta o nieprzeciętnej urodzie. 

Nicole Kidman (1967) - dla mnie najpiękniejsza w blond odsłonie.

Renee Zelweger (1969) - można ją krytykować za to, jaki ma teraz image, ale to jest niesamowicie zdolna dziewczyna. Cudna po prostu. Pomijając Bridget Jones, niesamowita we Wzgórzu Nadziei, a ostatnio, jako brunetka Judy Garland - powaliła mnie na kolana.

Cate Blanchett (1969) - jeszcze jedna moja rówieśnica, cudowna aktorka. Chyba nie ma złej roli na swoim koncie, a w Notatkach o skandalu była po prostu rewelacyjna.


 Claudia Maria Schiffer (1970) – niemiecka modelka, aktorka i projektantka mody. Zyskała sławę na początku lat 90. jako jedna z najbardziej uznanych modelek na świecie. W swojej początkowej karierze porównana była do Brigitte Bardot. Piękna do dziś!

Cudna była i nadal jest holenderska supermodelka Karen Mulder (1970). Śliczna twarz.

Lara Fabian (1970) - absolutnie cudowna wokalistka o wielkiej skali głosu. Uwielbiam!

Charlize Theron (1975) - zjawiskowa. Pokochałam po roli morderczyni skazanej na karę śmierci w filmie Monster. Boska w filmie na podstawie prozy Johna Irvinga, Wbrew regułom, słodka w Słodkim Listopadzie. Cudownie piękna i zdolna, jedna z moich ukochanych aktorek w ogóle.

Reese Withespoon (1976) - Legalna blondynka po prostu (wkrótce po raz trzeci). I niezwykle zdolna aktorka.

Diane Krüger(1976) - bardzo piękna niemiecka aktorka i modelka. Uwielbiam francuski film z jej udziałem pt. Boso po gołych ślimakach (nie wiem, jaki był polski oficjalny tytuł, tł. własne). Zagrała w kilku kasowych filmach, m.in. w Bękartach wojny.

Claire Catherine Danes (1979)  – amerykańska aktorka, laureatka czterech Złotych Globów i trzech nagród Emmy. Mnie zachwyciła, wręcz powaliła na kolana swoją rolą autystycznej Temple Grandin.

Michelle Williams (1980) - poradziła sobie z rolą Marilyn Monroe w filmie Mój tydzień z  Marilyn. Pokochałam ją po kultowej Tajemnicy Brokeback Mountain. Ostatnio podobała mi się w filmie Po weselu, chociaż do filmu mam wiele zastrzeżeń, gdyż dużo mu brakuje do duńskiego oryginału z moim ulubionym Madsem Mikkelsenem. 

Swietłana Chodczenkowa, Светлана Викторовна Ходченкова (1983) - rosyjska aktorka o niesamowitej, słowiańskiej urodzie, znana z udziału w polskim filmie Mała Moskwa, z powodzeniem gra również w filmach amerykańskich.

 Scarlett Johansson (1984) - odkrycie Roberta Redforda i już wtedy cudowna w Zaklinaczu koni. Bardzo piękna. Idealna. Lubię jej role w Dziewczynie z perłą, Wyspie, Wszystko gra.

Amanda Seyfried (1985) - cudnooka Amanda. Zachwyciła mnie jako... gwiazda porno, brunetka w filmie Królowa XXX.

Adele (1988) - kocham bezwarunkowo.

Margot Robbie (1990) - urocza, klasyczna uroda, piękne oczy, a do tego naprawdę bardzo zdolna. Kiedy mnie zachwyciła? Jako królowa Elżbieta w filmie Maria, królowa Szkotów i jako żona Alana Milne'a w Good bye, Christopher Robin. Tak, zagrała Sharon Tate, ale  jeszcze nie umiem ocenić tej roli. W każdym razie aktorce wróżę świetlaną przyszłość.

Kim Wilde (1960) - po prostu: najpiękniejsza buzia na angielskim rynku muzycznym. Słuchało się i śpiewało jej hity w latach osiemdziesiątych, bo wtedy była bardzo popularna.

Natalia Vodianowa, Ната́лья Миха́йловна Водяно́ва (1982) - rosyjska modelka o światowej sławie, zjawiskowo cudna. Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłam w prasie jej zdjęcie i byłam zachwycona.


 Dakota Fanning (1994) - zachwyciła mnie w filmie I'm Sam. Śliczna i zdolna dziewczyna.

Saoirse Una Ronan (1994) – irlandzka aktorka, nagrodzona Złotym Globem za tytułową rolę w filmie Lady Bird. Cudna w wielu rolach, naprawdę świetna aktorka. Lubię za Nostalgię Anioła, Niepokonanych, Małe Kobietki. Właściwie za wszystko.


Florence Pugh (1996) - angielska aktorka, którą pokochałam za Mindsommar. W biały dzień i Małe Kobietki. Wróżę jej wielką karierę, jest śliczna i bardzo utalentowana.

TYP PRALINKI: Naomi Watts (1968) - brytyjska aktorka, gwiazda takich filmów, jak np. 21 gramów, Birdman, Szklany zamek. Bardzo dobra i piękna aktorka.

25 lutego 2021

"Byli mężem i żoną, Adam i Lilith, jak Jehowa ich stworzył. A potem ona uciekła". ***



Ustami Lilith

To stało się nagle i niespodziewanie:
najpierw Jahwe przegnał boginie -
wszystkie swoje żony, córki i kochanki;
nawet matkę zdetronizował, zhańbił, usunął w cień.

Potem Adam zaczął mnie źle traktować,
narzucać swoją wolę, poniżać, gwałcić, bić.
Wyładowywał na mnie swoje frustracje,
zabraniał mówić, kneblował usta, obrażał.

Uciekłam resztką sił, odeszłam najdalej, jak mogłam.
Wąż mi pomagał, mimo wielkiego bólu, bo za to,
że mnie wspierał, obcięli mu ręce, okaleczyli męskość.

Jehowę ucieszyła moja ucieczka i ulepił Adamowi
nową towarzyszkę - śliczną dziewczynkę - potulną,
grzeczną, zdezorientowaną własnym jestestwem.

Chodziła naga po ogrodzie, tańczyła i śpiewała,
denerwowała Adama, przeszkadzała mu
w tworzeniu nowych przestrzeni.
Obserwowałam ją z daleka. Była piękna,
 sprytna, inteligentna, szybko uczyła się
 nowych rzeczy i zaczęła wychodzić poza ogród.

Spotkałyśmy się przypadkiem pod drzewem cienia.
Powiedzieli jej, że jest pierwsza i jedyna,
dlatego bardzo zaskoczyła ją moja obecność.
Przeglądała się we mnie jak w magicznym zwierciadle.
Opowiedziałam jej o życiu w innej przestrzeni,
o światach, które projektował Adam na zlecenie Jahwe.

Traktował ją jak zabawkę, lalkę do seksu pozbawioną uczuć.
 Spragniona ciepła i czułości postanowiła odejść.
Z pomocą Węża opuściła zieloną krainę. 
 
Zemsta była okrutna. Wężowi obcięli nogi i to, 
co między nimi, sponiewierali, rozkazali pełzać.
Ze mnie zrobili krwiożerczego, zazdrosnego demona,
czarownicę, złą kobietę pożerającą noworodki.
 Nazwali ją Ewą, wymyślili kiepską historyjkę
o tym,  jaka była zachłanna, egoistyczna i głupia.

Trwałyśmy długo w wielkiej, szczerej  przyjaźni.
Przez wieki wspierałyśmy siebie i mądre kobiety,
upokarzane, prześladowane, przytłoczone,
pozbawione siły i prawa głosu.

Do dzisiaj czekamy na lepszy świat.
Inspirujemy kreatywne, niezależne wiedźmy
i przeczuwamy, że to już kwestia chwili,
gdy wszystkie odzyskamy wielką
kobiecą moc.

Jahwe, Adam, autokratyczni bogowie
 i psychopatyczni tyrani
 odejdą do lamusa.
 
Życiodajna Matka Kreatorka,
wizjonerka i twórczyni dobra,
 bezwarunkowo pokocha 
wszelkie stworzenie.
 
JoAnna Idzikowska - Kęsik, 25 II 21

***cytat w tytule postu, Penelope Farmer, Ustami Ewy, Warszawa, 1994 - powieść, którą serdecznie polecam

*obrazy z internetu, nie znam Autorów

 **obraz powyżej: John Collier: „Lilith” (1892), The Atkinson Gallery, Anglia

20 lutego 2021

"To był bardzo trudny czas w moim życiu". ***

 

stany lękowe


boję się dnia gdy przestanę kwitnąć stracę okres
kiedy minie rok od ostatniej menstruacji
i stanę się menopauzalną kobietą której
nikt nie zauważy mimo że wciąż cierpi
na zespoły i podzespoły napięć wszelakich

boję się odrzucenia pani już dziękujemy
dzieci lubią młode i szczupłe nauczycielki
z długimi włosami talią wąską jak u Lolity
i różową szminką na pełnych ustach
z uśmiechem od najlepszego speca

lękam się że zapomnę jak zręcznie flirtowałam
z życiem i że przyjdzie mi spojrzeć w oczy
chorobie powodującej degrengoladę intelektu
chwili w której z zazdrości przestanę zauważać piękno
innych kobiet i cieszyć się makowymi łąkami
 
obawiam zmian nastrojów uderzeń gorąca
dotkliwej samotności jakiej doświadczają
stare kobiety o których wszyscy zapomnieli
z tej prostej przyczyny że wymarli
 
ale nie boję się tego starego psychola
którego prędzej czy później pocałuję
z języczkiem i nigdy nie zrozumiem dlaczego
przedstawia się go jako brzydką babę z kosą

on jeden oprócz deszczu na mnie poleci
będzie czułym i jednocześnie sadystycznym
kochankiem nie zawiedzie na pokuszenie
wykopie na szczyty nirwany

JoAnna Idzikowska - Kęsik, 19 II 21 
 

***cytat w tytule postu, anonimowa Czytelniczka Claudii o menopauzie
*drugi obraz z internetu, nie znam Autora

17 lutego 2021

UWAGA POEZJA czyli trzy wiersze Joanny Fligiel

"Obsesyjnie - kompulsywnie szlifuję te wierszyki, układam
w cykle, w rozdziały, w tomiki. Nawet, gdy nikt nie chce
ich wydać, gdy głos w głowie buntuje się: to się leczy,
leczy, a nie zapisuje". - Joanna Fligiel

Joanna Fligiel urodziła się w Katowicach w roku 1968, w znaku królewskiego Lwa i mnie przypomina piękną królewnę, kogoś między Arabellą i wróżką z Pinokia w wykonaniu Giny Lollobrygidy w blond peruce. I gdybym miała wskazać - przy całym podziwie dla urody innych poetek - najpiękniejszą żyjącą poetkę, na pewno wskazałabym Joasię. 

Jednak byłabym bardzo niesprawiedliwa, gdybym tylko rozpisywała się o urodzie poetki, pomijając jej osobowość i bardzo ciekawą, indywidualną i oryginalną twórczość. Joanna jest autorką trzech tomów poetyckich: Autoportretu (2008), Genów (2010)i Rubato (2018). Pracuje obecnie nad czwartym tomem, na który czekam z niecierpliwością.

Jest również laureatką konkursów poetyckich. Jej dwa pierwsze tomy są ich pokłosiem: Autoportret - to Nagroda Główna w konkursie zorganizowanym przez East Bay American Association - Debiut 2008; Geny są nagrodą Grand Prix w III Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim "O Granitową Strzałę". Tom Rubato został wydany przez K.I.T.Stowarzyszenie Żywych Poetów w Brzegu i jest mi bardzo bliski, bo nawiązuje do czasów naszej młodości, dojrzewania, kształtowania osobowości w trudnej rzeczywistości PRL-u.

Joanna pierwszy swój tomik spaliła w piecu w domu babci.

Prywatnie mieszka w Niemczech z trzecim mężem, jest mamą dorosłego syna, oddaną babcią i feministką. Kobietą niebanalną, oczytaną, kreatywną, zdolną, niezwykle pomysłową; z wykształcenia ekonomistką, która przez wiele lat była właścicielką dobrze prosperującej księgarni.

Poetka w latach 2011 - 2020 była  redaktorką odpowiedzialną za strefę twórczości oraz wywiadu w Śląskiej Strefie Gender.

Przede wszystkim i nade wszystko jest pomysłodawczynią i - od sierpnia 2016 r. - naczelną redaktorką Babińca Literackiego - inicjatywy społecznej promującej poezję kobiet, organizującej Ogólnopolski Konkurs Poetycki Babińca Literackiego i prowadzącej coroczną kampanię 16 Dni Przeciwko Przemocy ze względu na Płeć, podczas której w Babińcu Literackim ukazują się wiersze przeciwko przemocy wobec kobiet. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu  Joanny w wydanie i ze wstępem jej autorstwa, ukazała się również "111. Antologia Babińca Literackiego 2016-2019" pod redakcją Anny Musiał (Fundacja Duży Format, 2020).

Wioletta Grzegorzewska (Wioletta Greg) powiedziała o wierszach Joanny: "Od początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy jako studentka odkryłam jednocześnie poezję Anny Świrszczyńskiej czy Anne Sexton, nie czytałam tak świetnych wierszy, które by mną wstrząsnęły i dały do myślenia". Andrzej Saramonowicz napisał, że "od czasów Haliny Poświatowskiej nie było w Polsce bardziej kobiecych wierszy". Zgadzam się z Panią Grzegorzewską ponieważ jest to poezja równie silna i intrygująca, jak utwory poetek, które wymieniła (dodałabym od siebie Sylvię Plath, która mną potelepała w czasach licealnych i była poetycką petardą), natomiast uważam, że jest też dużo ciekawsza i o niebo lepsza, a przede wszystkim o wiele bardziej kobieca i bliższa współczesnym kobietom od wierszy, a czasem wierszyków Poświatowskiej. Bo - powiedzmy to sobie szczerze wreszcie i nareszcie, że uwielbiana przez ogół adeptów poetyckiej sztuki Halina Poświatowska, z całym do niej szacunkiem i sympatią, często tworzyła zaledwie zarysy wierszy, jakieś fragmenty do obrobienia. U Joanny zaś każdy tekst jest przemyślany od a do zet i tworzy zwartą całość. Poetka jako dziecko była świadkiem i ofiarą przemocy domowej i ten temat zdominował jej twórczość. Joanna pisze prawdę, czasem bardzo bolesną, a prawda w poezji zawsze broni się sama. Wiersze Joanny wielu krytyków zalicza do poezji konfesyjnej. Dla mnie jest to twórczość, która  - bez względu na to, czy się komuś podoba, czy nie - nie pozostawia czytelnika obojętnym, która wchodzi w człowieka i zostaje w nim na długo. Jest to wytrawna jak najlepsze wino, bardzo dobra, niestandardowa i osobista poezja świadomej siebie, silnej i jednocześnie wrażliwej kobiety, którą zaliczam do czołówki i uważam za jedną z najlepszych tworzących współcześnie poetek polskich.

Zapraszam więc serdecznie do przeczytania i przeżywania trzech wybranych przeze mnie wierszy bez konsultacji z Autorką (za to z ciekawymi komentarzami Autorki do dwóch z nich) i z małym bonusem w postaci zdjęcia wiersza z tomu Rubato. "Wiersz o kamieniu", bo o nim mowa, już prezentowałam na tym blogu, bo po prostu go uwielbiam; uważam też, że jest wart powtórzenia. 

Zachęcam Was do czytania innych wierszy Joanny Fligiel, bo te, które pokazałam tutaj, to zaledwie mały fragment jej twórczości. Twórczości szczerej, odważnej, momentami przejmującej, ale też pełnej autoironii, humoru, dystansu do siebie, życia i trudnych, wręcz traumatycznych doświadczeń. Twórczości, wobec której po prostu nie da się przejść obojętnie, przeszywającej i wwiercającej się w mózg jak mantry: bo gdy czytam wiersze Joasi, potem trudno jest mi się od nich uwolnić, są ze mną, we mnie, myślę o nich, przeżywam, analizuję i zapamiętuję, co rzadko ma miejsce w przypadku poezji, która nie robi na mnie wrażenia, którą zawsze chętnie czytam, ale o której po chwili po prostu i zwyczajnie zapominam.

Wiersze możecie znaleźć w internecie oraz na stronie Joanna Fligiel - art. na Facebooku, tomiki w księgarniach internetowych.

Podsumuję tę krótką (pewnie za krótką) prezentację słowami, które wypowiedziała o wierszach Joanny poetka Roma Jegor:

 Przeczytaj. I zamknij książkę. Sama zobaczysz, że „serce wciąż biegnie". 

Czytajcie!

Trzecia


Kiedy marzną stopy, myślę o nich więcej.
Jestem ta najsłabsza. Nie urodzę córki.
Przepraszam kochanie. Obiecanej latem,
kiedy moje stopy owiewane ciepłem

nie marzły mi wiecznie. Kaszlę od tygodnia.
Wyszłam gdzieś bez golfa. One wyszły w lutym.
Chodaki za buty, w pasiastych sukienkach,
jestem taka miękka, jestem taka miękka.

Babki we mnie płaczą. Jedna, druga. Trzecia.
Krzyczę po niemiecku, mam zadartą kieckę,
wiem jak śmierdzą Ruski, piersi rwą spod bluzki,
wszystko mam na wierzchu, wszystko mam na wierzchu,

wzięło mnie trzech wespół. Przepraszam kochanie.
Nie urodzę córki obiecanej latem.
Nie dotrzymam zatem.

*
 J.F.:  Minęła kolejna rocznica, gdy do domu moich pradziadków wtargnęło gestapo, w skutek czego prababcia trafiła do Auschwitz, a po roku do Ravensbruck i tam doczekała wyzwolenia przez Armię Czerwoną. Z kolei jej córka, a moja babcia spędziła ten czas w obozie w Głuchołazach. I też wróciła wycieńczona. Głównie im poświęciłam ten wiersz. Pradziadek został powieszony po miesiącu tortur za działalność konspiracyjną.
Niewiele popełniłam wierszy miłosnych w ciągu tak wielu lat ich pisania, ale ten należy do moich ulubionych.

Lubię, kiedy wkłada w to tyle energii

Lubię, kiedy ściera mi odciski.
Wkłada w to tyle energii, jakby
ścierał ślady tamtych mężczyzn.

Gdy nakłada krem na lśniące
placki zwyrodniałej skóry,
mówi: jeszcze

dwa tygodnie i nie będzie ich,
i tak już pięć ostatnich miesięcy słyszę
chichot tamtych mężczyzn.

On nie poddaje się, drze, jakby
miał być pierwszym. Czasem
stopy tak bolą, że w to wierzę.
                                                            
*
J.F.:  Wiersz z początku znajomości z moim trzecim mężem, więc datuję go na luty 2011.

Nadzieja
 
Nawet ścięte gałęzie wypuszczają liście.
Myślą absurdalnie, że przeżyją tę wiosnę.
Wczoraj jej powiedziałeś "jesteś najważniejsza,
jeszcze tylko ten miesiąc,
przyjadę,
po rejsie".
 
Nawet ścięte gałęzie wypuszczają liście.
Już jej nikt nie oszuka. Nie wystarczy woda,
zostawiona w wazonie, by wyrosło drzewo.
Nie wystarczą dwa słowa,
nawet najważniejsze.
 
Pielęgnuje wspomnienia, przeglądając zdjęcia.
Pyta: "czy Ty też tak?" - Nie,
nie urośnie drzewo, jeśli kwitnie w wazonie.
Nie wystarczy woda. Szybko
mija miesiąc. Przyjedzie,
po rejsie,
tam,
a drzewa nie będzie.
Będą suche gałęzie.


Bardzo dziękuję Joannie Fligiel za wyrażenie zgody na publikację wierszy na moim blogu. Zdjęcie Autorki (fot. Barbara Przudzik, Bielsko Biała, 2008) jest jej własnością i nie wolno go kopiować.