Translate

28 listopada 2023

UWAGA POEZJA czyli wiersz na koniec listopada

             Zaczęłam listopad wierszem mojego ukochanego poety, Władysława Broniewskiego i tak samo ten "najdotkliwszy wrzód na dwunastnicy roku" - jak mawiał inny wielki poeta, Julian Tuwim, zakończę. 

            Serdecznie zapraszam, czytajcie (i słuchajcie TUTAJ oraz TUTAJ , a także TUTAJ - całkiem niezła interpretacja) kolejny świetny wiersz, bo naprawdę dzień bez wiersza jest dniem straconym.


Bar "Pod Zdechłym Psem"

Zanim się serce rozełka
- czemu? - a bo ja wiem? -
warto zajrzeć do szkiełka
w barze "Pod Zdechłym Psem".

Hulał po mieście listopad,
dmuchał w ulice jak w flet,
w drzwiach otwartych mnie dopadł,
razem do baru wszedł.

"Siadaj, poborco liści,
siewco zgryzot wieczornych!
Czemuś drzew nie oczyścił?
Kiepski z ciebie komornik.

Lepiej by z trzecim kompanem...
Zresztą - można i bez..."
Ledwiem to rzekł, już stanął
trzeci mój kompan: bies.

"Czym to ja się spodziewał
pić z takimi jak wy?
Pierwszy będzie mi śpiewał,
drugi będzie mi wył.

Cyk! kompania! Na zdrowie!
Pijmy głębokim szkłem.
Ja wam dzisiaj o sobie opowiem
w barze "Pod Zdechłym Psem"..."

I poniosło, poniosło, poniosło
na całego, na umór, na ostro.
I listopad pijany, i bies,
a mnie gardło się ściska od łez.

I poniosło, poniosło, poniosło,
w sali uda o uda trze fokstrot,
wkoło chleją, całują się, wrzeszczą,
nieprzytomnie, głupawo, złowieszczo,

przetaczają się falą pijaną,
i tak - do białego dnia...
Milcząc pijemy pod ścianą
diabeł, listopad i ja.

"Diable, bierz moją duszę,
jeśli jej jesteś rad,
ale przeżyć raz muszę
moje czterdzieści lat.

Daj w nowym życiu, diable,
miłość i śmierć, jak w tem,
wiatr burzliwy na żagle,
myśl - poza dobrem i złem.

Znów będę bił się i kochał,
bujnie, wspaniale żył.
Radość, a nie alkohol,
wlej mi, diable, do żył..."

Diabeł był w meloniku,
przekrzywił go: "Żyłeś dość,
to dlatego przy twoim stoliku
siedzimy: rozpacz i złość.

Głupioś życie roztrwonił.
Życie - to jeden haust.
Słyszysz, jak kosą dzwoni
stara znajoma, Herr Faust?

Na diabła mi dusza poety
- tak diabeł ze mnie drwi -
w wiersześ wylał, niestety,
resztki człowieczej krwi..."

Zniknęli czort z listopadem,
rozwiali się - gdzie? - bo ja wiem?
a ja na podłogę padam
w barze "Pod Zdechłym Psem".

Szumi alkohol i wieczność...
Mruczą: "Zalał się gość..."
A ja: "Zgódźcie na Drogę Mleczną
taksówkę... Ja już mam dość..."

Władysław Broniewski

 

24 listopada 2023

UWAGA POEZJA czyli trzy wiersze Adama Gwary

            Moi Drodzy, zgodnie z obietnicą, przedstawiam Wam dzisiaj trzy wiersze Pana Adama Gwary z małym bonusikiem w postaci limeryku. Pan Adam jest poetą osobliwym, wrażliwym na słowo, czułym narratorem, świetnie obserwującym i bezbłędnie opisującym rzeczywistość.
             Adam Gwara urodził się 23 lipca 1955 roku w Białymstoku. Studia ukończył na Wydziale Aktorskim PWSFTViT W Łodzi. Po kilku latach przerwał karierę aktorską i przeniósł się do Warszawy, oddając się służbie publicznej. Od ośmiu lat zajmuje się pisaniem, głównie poezji. Jest również autorem wielu nagradzanych limeryków i wierszy dla dzieci. Mieszka w Izabelinie pod Warszawą. W tym roku wydał "Kręgi na wodzie" tom wierszy lirycznych pisanych techniką klasyczną. Obecnie pracuje nad wydaniem zbioru limeryków, oraz wierszy nierymowanych, tzw. "białych". Publikuje głównie w internecie.

             Zapraszam serdecznie do zapoznania się z wierszami Poety, zwłaszcza, że twórca sięga po zapomniane już nieco poetyckie kompozycje, a jednocześnie pisze tak, że to, co czytamy, jest nam bardzo bliskie i wręcz wydaje się być nowatorskie. Pisze kunsztownie, świetnie czuje słowo, szanuje je, jest bardzo wszechstronny. Dla mnie jest Autorem jedynym w swoim rodzaju, bardzo kreatywnym i jednym z najlepszych żyjących. 

        Parafrazując Jonasza Koftę: pisać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, jednak o to w tym chodzi, jak co komu tu wychodzi  - stwierdzam, że Poeta Adam Gwara należy do wąskiego grona piszących lepiej, a tak naprawdę - bardzo dobrze i poezja wychodząca spod jego pióra jest poezją przez duże "P". Do Pana Adama pasuje też tytuł i tekst jednej z piosenek Edyty Geppert: Poeci nie zjawiają się przypadkiem.

                Czytajcie! Dla mnie te wiersze to prawdziwa poetycka uczta.



*
villanella
 
ŚLIWKI W CZEKOLADZIE
 
Posłuchaj jaka cisza w sadzie
W głowie dojrzewa groch z kapustą
W kredensie śliwki w czekoladzie
 
Jesień odeszła w listopadzie
Ślad twojej szminki zbladł jak chusta
Została tylko cisza w sadzie
 
"Zeszłego roku w marienbadzie"
Seans zaczynał się o szóstej
Pamiętasz śliwki w czekoladzie?
 
Nie rozumiałem nic w zasadzie
Daliśmy folgę głodnym ustom
Jak tamtej wiosny w dzikim sadzie
 
Modlę się tysiąc razy na dzień
Żebym nasycić się mógł pustą
Pamięcią szminki w czekoladzie
 
Zupełnie dobrze sobie radzę
Zaczynam dzień przed wpół do szóstej
Nie śpię i liczę drzewa w sadzie
Noce i śliwki w czekoladzie
 
*
 
 
PANTUM
 
Staruszka plotła warkocz nad strumieniem
Niteczki zmierzchu wplatając we włosy
Minione chwile wracały wspomnieniem
Spadając w ciszę kropelkami rosy
 
Niteczki zmierzchu wplatając we włosy
Widziała w wodzie młodzieńca oblicze
Spadając w ciszę kropelkami rosy
Przypłynął smutek niebieskim księżycem
 
Widziała w wodzie młodzieńca oblicze
Pod tataraku srebrnym szamerunkiem
Przypłynął smutek niebieskim księżycem
I w warkocz wplótł się miękkim pocałunkiem
 
Pod tataraku srebrnym szamerunkiem
Widziała kogoś kto dzisiaj był cieniem
I w warkocz wplótł się miękkim pocałunkiem
Na pożegnanie i niezapomnienie
 
Widziała kogoś kto dzisiaj był cieniem
Minione chwile wracały wspomnieniem
Na pożegnanie i niezapomnienie
Staruszka plotła warkocz nad strumieniem
 
*
 
sonet
 
ZMYSŁY
 
Lubię słuchać gdy kichasz i patrzeć gdy ziewasz.
Lubię pić z filiżanki z twoim aromatem.
Lubię o zwykłej porze zaparzać herbatę
i całować za uchem, gdy się nie spodziewasz.
 
Gdybym nie mógł cię słyszeć, to bym cię zanucił.
Gdybym oślepł, zobaczył bym ciebie dotykiem.
Gdybym nie mógł dotykać, byłbym lunatykiem.
Psiakiem nieutulonym, że pan go porzucił.
 
Wszystkie moje neurony i synapsy moje,
moją pamięć, sens zdarzeń, umysł niezawisły,
poprzenoszę w bezpieczne kryształowe słoje,
 
by jak bańka mydlana w pył się nie rozprysły.
Bym się nie bał tak bardzo, jak teraz się boję,
że gdy ciebie utracę, utracę też zmysły.
 
*
 
LIMERYK
 
Pewien kornik, żyjący na Bali,
ma ogromny szacunek do drwali.
Wiedząc wszak doskonale,
że on z głodu je bale,
nakarmili go i nie zje bali.
 
*
 
            Bardzo dziękuję Panu Adamowi Gwarze za wyrażenie zgody na publikację wierszy na moim blogu. Zdjęcia Autora są jego własnością i nie wolno go kopiować.

21 listopada 2023

UWAGA POEZJA czyli listopadowy rondel

                 Moi Drodzy, dzisiaj przedstawiam cudowny utwór Pana Adama Gwary, którego trzy wiersze zaprezentuję Wam niebawem! Teraz spróbujcie podelektować się słowami o listopadzie, mnie one zachwyciły, jak wiele wierszy tego Poety. Zapraszam!



LISTOPAD TO NIE TYLKO LIŚCI OPADANIE
 
listopad to nie tylko liści opadanie
odchodzące w niepamięć szarugą jesienną
to płoche na polanach cynobrowe łanie
listopad to nie tylko liści opadanie
to ciche zapatrzenie w lata przemijanie
codzienne zapadanie w melancholię senną
to sny niedokończone listy niewysłane
odchodzące w niepamięć szarugą jesienną
 
dni tak szare i krótkie że długie rozstanie
ukazuje kochankom barwę czasu ciemną
suchą dróżką ostatnich łez na pożegnanie
przybyło dni za krótkich na długie czekanie
po łaniach cynobrowych cicho na polanie
chłód wciska się pod sweter spowalniając tętno
i przez zimę niechcianym gościem pozostanie
ukazując kochankom barwę czasu ciemną
 
jeszcze szansę ostatnią przed świtem racz panie
dać tym dwojgu złączonym tęsknotą codzienną
powstrzymaj melancholię powiek zapadanie
jeszcze szansę ostatnią tym dwojgu daj panie
na ponowne spotkanie i na pojednanie
wymodlone jesiennych tygodni nowenną
listopad to nie tylko świąt oczekiwanie
dla bliskich połączonych tęsknotą codzienną
 
listopad to nie tylko liści opadanie
popołudnia za wcześnie odchodzące w ciemność
to melancholia powiek snów odgadywanie
listopad to nie tylko liści opadanie
to ciche zapatrzenie w świata przemijanie
letnie dni odchodzące szarugą jesienną
ku polanom na których cynobrowe łanie
śnić się będą kochankom tęsknotą codzienną
 
Adam Gwara 
 
PS
Przyznam się, że nie wiedziałam, co to jest RONDEL w poezji. Otóż, jak mówi Wikipedia: Rondel jest to utwór wywodzący się z poezji starofrancuskiej. Składa się z ośmiowersowych strof,  a jego charakterystyczną cechą jest układ rymów (abaAabaB) i powtarzanie określonych wersów. Istnieją też późniejsze modyfikacje – trzy strofy złożone zwykle z 12–15 wersów o 2 rymach; dwa pierwsze wersy powtarzają się w środku i na końcu układu, a zawierają najczęściej refleksję. 
 
*obraz: John Ottis Adams

20 listopada 2023

UWAGA SPOILER czyli miało być pięknie...

            Na wstępie uprzedzam, że zarówno post ten, jak i film, który opisuję, dedykowany jest osobom 21+.

      Czasem, gdy jestem chora, a obecnie mam zapalenie oskrzeli i jestem na zwolnieniu lekarskim, nie mogę czytać, bo z powodu kataru boli mnie nos. Nie chcę siedzieć lub leżeć pochylona nad książką, bo to bardzo utrudnia oddychanie. Nie chcę też tracić czasu, sięgam więc po filmy, nadrabiam filmowe zaległości.

            Tak też zrobiłam przedwczoraj, obejrzałam film z 2017 roku, który gdzieś mi umknął i napiszę Wam o nim kilka słów. Kilka odczuć i impresji na temat tego obrazu.

            Po film sięgnęłam przede wszystkim ze względu na występujących w nim aktorów, chociaż postać Wonder Woman, jak chyba wszystkim, też nie była mi obca, natomiast nic praktycznie nie wiedziałam o jej twórcy - tym bardziej obraz mnie zaintrygował i zainteresował jednocześnie.

        Film "Profesor Marston i Wonder Woman" oparty jest na życiorysie doktora Williama Marstona (1893 - 1947) - psychologa, prawnika, wynalazcy i twórcy komiksu oraz postaci Wonder Woman - amazonki i superbohaterki, wzorowanej na znanych mu kobietach i na wielu mitach, które się wzajemnie uzupełniają, tworząc ideał kobiety.

    Opowiada też o skomplikowanych relacjach naukowca z jego żoną - Elizabeth Halloway i przyjaciółką, byłą studentką i asystentką  - Olive Byrne oraz o tym, jak Marston broni przed powołaną komisją swojej komiksowej bohaterki, która wówczas uchodzi za zbyt wulgarną, seksowną i wyzwoloną. 

    Film wyreżyserowała kobieta - Angela Robinson - i sama nie wiem, czy jest to wadą tego obrazu czy też zaletą, ale nieco mnie drażniły pseudo intelektualne dialogi i wątek feministyczny, jakem feministka.   

        Trochę też nie pasował mi odtwórca tytułowej roli. Interesuję się ludźmi kina i nieco mi zgrzytało, obsadzenie zdeklarowanego geja w roli gościa w poliamorycznym układzie z dwiema kobietami, pomijając fakt, że nie był ani krztynki podobny do oryginału. Był i jest za piękny po prostu.


        No, ale zainteresowałam się tym filmem właśnie ze względu na aktorów. A dobry aktor potrafi przecież zagrać wszystko, jak mawiał Dustin Hoffman w rewelacyjnym filmie "Tootsie": "Byłem najlepszym pomidorem i ogórkiem!". I dotrwałam do napisów końcowych, a to już coś! Naprawdę, bo ostatnio często mi się zdarza, że nie czytam książek do końca i nie oglądam nudnych filmów.

        W roli żony naukowca, pięknej, mądrej kobiety, która w pewnym momencie zrezygnowała z naukowych aspiracji, bo wówczas kobiety na uczelniach nie były jeszcze mile widziane jako doktorantki i została sekretarką, żeby utrzymać rodzinę, pojawiła się brytyjska aktorka Rebecca Hall, której urodę i talent docenił nawet Woody Allen i obsadził ją w głównej roli w swoim filmie z 2007 roku pt. "Vicky, Christina, Barcelona".  Ja też ją bardzo lubię, chociaż w tym filmie akurat wg mnie nie stworzyła wielkiej kreacji. Była świetna jako energiczna, temperamentna żona i naukowczyni, ale jako kobieta zakochana w kobiecie - wcale mnie nie przekonała. I tyle.

    W roli ich kochanki i studentki pojawiła się śliczna Australijka Isabella Heathcote i ona chyba najbardziej zachwyciła mnie swoją wyważoną kreacją. Dla mnie po prostu była najbardziej wiarygodna i jako postać i jako kreacja aktorska, chociaż też nie w każdej scenie, ale jej uwierzyłam, że jest zakochana... Nie, nie w profesorze.

        Dobre kreacje w filmie stworzyli też: mistrz drugiego planu, zawsze świetny i wiarygodny - Oliver Platt w roli wydawcy komiksu i przyjaciela Morrisa (i szczerze to on bardziej by mi pasował do roli Marstona) oraz Connie Britton, jako nieco ograniczona lub raczej konserwatywna albo jeszcze inaczej: patriarchalnie religijna przewodnicząca komisji d/s dzieci i Wonder Woman. 


            No i cóż jeszcze? Zapewne miało w tym filmie być pięknie i zapewne mądrze: śliczne, mądre kobiety, inspirujące mężczyznę, z którym żyły, egzotyczny seks w trójkącie z  przebierankami i gadżetami sado-maso w filmie przedstawiony chyba w zbyt delikatny i uproszczony sposób, wzruszenia, sielanka, domek, wspólne dzieci, jakaś odrealniona symbioza. Jednak dla mnie - mimo, że oparte na true story - było to wszystko jakieś niezbyt prawdziwe, mało autentyczne, przegadane i nie wiem, czy spowodował to fakt, że miałam z tyłu głowy prawdziwą orientację Luke’a Evansa czy to, że mało wiarygodna wydawała mi się miłość między jego filmową żoną a kochanką, że te ich spięcia wcale nie były - w moim odczuciu - przekonujące, że po prostu brakowało między bohaterami jakiejś iskry, zgrzytania, czegokolwiek, co by sprawiało, że wierzymy aktorom? Nie wiem. Może to wina scenariusza, poprowadzenia aktorów przez reżyserkę, a może po prostu brak chemii między odgrywanymi postaciami? A przecież, skoro ten układ trwał, mimo wielu przeciwności (małżonkowie stracili pracę na uczelni, sąsiedzi odkryli ich związek z Olive i byli wrogo nastawieni, bohaterowie rozstawali się i wracali do siebie) to między bohaterami powinno się więcej dziać, być bardziej namiętnie, a mniej sztucznie?
       Fakt biograficzny jest taki, że po śmierci Marstona na raka płuc w 1947 roku, panie zostały razem, razem wychowały czworo dzieci i były ze sobą aż do śmierci Olive w 1990 w wieku 86 lat. Elizabeth przeżyła swoją i męża kochankę o 3 lata i odeszła w 1993 roku trzy miesiące po swoich setnych urodzinach. 
            Drugi fakt jest taki, że w ich relacjach za życia Marstona była też trzecia kobieta, czego, na szczęście, nie pokazano w filmie, bo pewnie nie wytrwałabym do końca, mimo, że pruderyjna nie jestem. 

         Ale chyba najważniejszy jest fakt, że  Wonder Woman ma się świetnie do dziś i do dziś jest jedną z najbardziej znanych super bohaterek, wciąż powstają nowe wersje i nowe filmowe adaptacje komiksu. Lubię ją. 

            Film oceniam na 5-/10. 

Moim zdaniem jest spłycony i nie wykorzystano potencjału biografii bohaterów oraz stworzonej przez Marstona postaci. Opowiada o psychologach i studentce tego kierunku, a jakoś mało tam psychologii głębi w dużej mierze opartej na mitach, archetypach i symbolach (owszem wiele dewiacji jest w tych opowieściach, jednak inaczej się je odbiera). Freuda i Junga bohaterowie wspominają raczej z przymrużeniem oka. Teoria Marstona DISC badająca emocje, jak dla mnie, była w filmie zbyt uproszczona, a sceny badania emocji i ciśnienia i tłumaczenia ich wariografem, to przesada, nie nauka. Ale polecam Wam go obejrzeć, jest dostępny na Netflixie. Sami ocenicie. Kążdy ma swoją percepcję, wiedzę i na pewno każdy z nas inaczej odbierze ten film, zresztą niejednokrotnie nagradzany. Jeszcze jedno: ten film na Netflixie przeznaczony jest dla widzów od 16 roku życia. Gdyby moja córka miała 16 lat, nie pozwoliłabym jej go obejrzeć. Tyle.

        Na zdjęciach poniżej William Marston (strasznie staro wyglądał, bo zmarł tydzień przed swoimi 54 urodzinami) z rodziną: dziećmi, żoną i kochanką.

18 listopada 2023

Był sobie Pan w Białym Ubranku

*
 J'ai un peu trop navigué 
 Et je me sens fatigué 
 Fais-moi un bon café 
 J'ai une histoire à te raconter
 

 

        ... I tym panem nie był Elvis Presley, którego fenomenu chyba nigdy nie pojmę...

    Wśród ogromu wspomnień z dzieciństwa, to należy do najbardziej żywych, kolorowych i pięknych moich wspomnień artystycznych, dlatego postanowiłam o nim napisać coś osobnego. Ten artysta miał być jednym z moich ulubieńców spod Skorpiona (5 XI 1938), ale zasługuje na osobną opowieść, na osobny post...

        Byłam naprawdę małą dziewczynką, gdy w telewizji zobaczyłam anioła. Wiedziałam, że to jest anioł i czułam to dziecięcym sercem. 
        Anioł miał wielkie, niebieskie oczy i białe ubranie: koszulę i rozszerzone na dole spodnie, a do tego głos niezbyt anielski: dość niski, bardzo męski baryton... Utonęłam w tym głosie! Głos śpiewał coś w zupełnie nieznanym mi języku, miał białe zęby i ładny, jasny uśmiech i chociaż nie rozumiałam ani słowa, wiedziałam, że jest to piękna piosenka. Piosenka ta zatem jest ze mną prawie całe życie...
 

    Jestem od dziecka bardzo, ale to bardzo wyczulona na głosy. Być może wynika to z moich aspergerycznych cech - mam świetny słuch i nie znoszę hałasu, ale są głosy, które przyprawiają mnie o dreszcze, które po prostu uwielbiam i rozpoznam nawet w nocy po północy. I są to z reguły  niskie głosy najczęściej: mezzosoprany i alty, barytony i basy. Ale nie zawsze, bo np. uwielbiam sopran Sharon den Adel, wokalistki Whitin Temptation. Kocham głos Jeremy'ego Ironsa i dla niego dwa razy oglądałam "Króla Lwa" bez dubbingu (on był złym Skazą) - ale to tak by the way...

        Wracając do Pana w Białym Ubranku - tak go wtedy nazwałam, po tym, jak zobaczyłam fragment jego występu (w Koncercie Życzeń???) w TV, od tej pory rozpoznawałam już jego cudowny głos, wiedziałam, że nazywa się Joe Dassin i jest najbardziej francuskim ze wszystkich Amerykanów, zna kilka języków obcych, a najmniej popularny jest w swojej ojczyźnie. Wiem też, że śpiewał wtedy o babim lecie i miłości... Miałam może 6 lat? Pierwszy raz w Polsce był na zaproszenie Telewizji Polskiej w 1976 roku. Nagrał wtedy program rozrywkowy na zamku w Pszczynie, a jego gościem była polska piosenkarka Maryla Rodowicz, nawet zaśpiewali razem.

        Niestety, moja przygoda z Panem w Białym Ubranku była dość krótka, bo wciąż byłam dziewczynką, gdy kilka dni, a dokładnie 6,  przed moimi 11 urodzinami, 20 sierpnia 1980 roku, świat obiegła wieść o nagłej, niespodziewanej śmierci artysty...

    Dassin zmarł na atak serca, podczas wakacji na Tahiti, które spędzał z przyjaciółmi i nie udało się go uratować, miał zaledwie 41 lat! I był wówczas najbardziej rozpoznawalnym piosenkarzem francuskim, mimo, że z pochodzenia był amerykańskim Żydem, że w USA skończył dwa fakultety, a nawet zagrał w 3 filmach swojego ojca, który był reżyserem i przeżył go o prawie 30 lat... Wyłam długo, wielki żal!

        Artysta przeżył wcześniej tragedię w życiu osobistym, jego pierworodny syn zmarł 5 dni po urodzeniu, był już dwukrotnie rozwiedziony, palił papierosy, nie stronił od alkoholu, a piąty zawał serca okazał się ostatni, śmiertelny.

        Jestem jednak uparta i wierna w przyjaźniach, fascynacjach i jak zgłębiam temat to robię to maxa. Zaczęłam się sama uczyć języka francuskiego i jego piosenek na pamięć. Co prawda na początku tej przygody, na lekcjach francuskiego w liceum, nasza kochana nauczycielka, Madame G., czasem mnie poprawiała, że mam, hmmm, angielski akcent w tym moim francuskim (angielskiego zaczęłam się uczyć wcześniej), ale potem z dużą cierpliwością poprawiła mi go i nawet wysłała na konkurs recytatorski (do dziś znam na pamięć i uwielbiam wiersz Appolinaire'a pt. Le Pont Mirabeau), dała piosenkę do zaśpiewania na jakimś apelu, potem drugą w szkolnym przedstawieniu...

        Pan w Białym Ubranku, mon Monsieur en Vetements Blancs, i jego piosenki są ze mną do dziś. Są we mnie głęboko i zostaną na zawsze. Kocham, szanuję, uwielbiam, podziwiam! Zawsze, kiedy mam doła, kiedy mam spadek formy, śpiewam z Joe najpiękniejszą modlitwę (tak, modlitwę, choć wielu uważa, że jest to pean na cześć pięknej dziewczyny), jaką znam:

 *

Et si tu n'existais pas
Je crois que je l'aurais trouvé
Le secret de la vie, le pourquoi
Simplement pour te créer
Et pour te regarder
 
 
Et si tu n'existais pas Je crois que je l'aurais trouvé Le secret de la vie, le pourquoi Simplement pour te créer Et pour te regarder

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,joe_dassin,et_si_tu_n_existais_pas.html
Et si tu n'existais pas Je crois que je l'aurais trouvé Le secret de la vie, le pourquoi Simplement pour te créer Et pour te regarder

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,joe_dassin,et_si_tu_n_existais_pas.html
Et si tu n'existais pas Je crois que je l'aurais trouvé Le secret de la vie, le pourquoi Simplement pour te créer Et pour te regarder

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,joe_dassin,et_si_tu_n_existais_pas.html
Et si tu n'existais pas Je crois que je l'aurais trouvé Le secret de la vie, le pourquoi Simplement pour te créer Et pour te regarder

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,joe_dassin,et_si_tu_n_existais_pas.html

        Uwielbiam i znam na pamięć wiele jego piosenek, a mężczyzna z dużymi, niebieskimi oczami i pełnymi ustami, to do dzisiaj mój ulubiony typ męskiej urody.      


 
Dzieciństwo ma na nas i nasze postrzeganie świata ogromny wpływ, ja bardzo się cieszę, że "spotkałam" w nim takiego wrażliwego, zdolnego artystę, który odszedł co prawda zdecydowanie za wcześnie, ale odcisnął na mojej wrażliwości wielkie piętno i jest ze mną do dziś, a patrząc na wyświetlenia jego utworów, na ilość coverów, na ich tłumaczenia i komentarze do nich w popularnym serwisie, jest w pamięci wielu ludzi na całym świecie, bo, jak pisał Miłosz: "w nieszczęściu potrzebny jakiś ład czy piękno", a ja uważam, że ten ład, porządek i piękno potrzebne jest nam na co dzień, w tym naszym szalonym, zabieganym świecie,  a Dassin tego piękna zostawił nam naprawdę bardzo dużo. I z serca mu za to dziękuję, za każdym razem, gdy słucham jego utworów. Są piękne, łatwo się ich uczy, wpadają w ucho i zostają tam na zawsze. 


 On ira
Où tu voudras, quand tu voudras
Et on s'aimera encore
Lorsque l'amour sera mort
Toute la vie Sera pareille à ce matin
Aux couleurs de l'été indien
 
 

Znacie, lubicie tego artystę i jego utwory? Pozdrawiam, niech Moc będzie z Wami! 
 

PS 1
Może też dzięki niemu, podświadomie, kocham białe koty? Przecież moja Balbina jest podobna do kociaka ze zdjęć Dassina...
PS 2
Czy to nie jest ciekawe, że dwa moje ukochane głosy, dwaj ulubieni wokaliści: Dassin i Bryan Adams urodzili się 5 listopada? ;-)

15 listopada 2023

Serniczek prababki i inne impresje

  Witajcie!

        Na prośbę wspaniałych Bloggerek: Jotki i Donki, zrobiłam niedawno sernik z przepisu krążącego po rodzinie od bardzo wielu lat, który chciałam sobie przypomnieć, bo wszystko robię "na oko" i jakimś cudem, zawsze mi wychodzi, ale żeby podać Wam przepis, muszę zrobić opisywane danie i zapisywać proporcje, chociaż w przybliżeniu.

        Prababka Michalina była bardzo inteligentną kobietą, która podobno nie przepadała za domowymi czynnościami i też nie musiała ich wykonywać z wielu względów. Uwielbiała czytać, grać na pianinie, śpiewać, jeździć konno, nosiła kapelusze i piękne suknie z koronkami, była bardzo schludna i kochała się kąpać, co jeszcze wówczas nie było wcale takie oczywiste. Swojego syna, a mojego dziadka wysłała na studia do Sankt Petersburga, gdzie podobno poznał Witkacego (dziadek był dużo starszy od mojej babci i podobno długo o nią zabiegał, ale ok. 5,6 lat młodszy od Witkacego). To są rodzinne opowieści, nie poznałam prababci, chociaż dożyła prawie setki, mając jasny umysł i haftując do końca kiecki dla moich ciotek, pomagała babci, wdowie po swoim ukochanym synu, Janku, jak umiała, musiała się tego wszystkiego nauczyć w czasie wojny. Przeżyła swojego syna, który podczas wojny ukrywał jednych ludzi, a innym, miejscowym, czytał na głos powieści ku pokrzepieniu serc dwa razy w tygodniu w swoim domu, ale pechowo, bestialsko zamordowany został tuż po wojnie, w 1946, gdy w czasie pierwszych po apokalipsie wyborów prosił ludzi, aby głosowali 3 X NIE...

    System, który wygrał, a którego dziadek, jak Witkacy, bardzo się bał, zrobił z nim coś w rodzaju sławnej farsy z pogrzebem Witkacego: gdy po 7 miesiącach znaleziono jego zwłoki wrzucone do bagna i prababka z babcią rozpoznały je po wzroście (nie chcę nawet wyobrażać sobie, jaką przeżyły traumę)  - dziadek był bardzo wysokim mężczyzną, miał 2 metry i 7 cm oraz wszystkie, równe zęby, zrobiono mu pochówek na koszt nowego, "dobrego i litościwego" państwa, a na grobie wpisano, że był działaczem PPS, co absolutnie nie było prawdą. Babkę, jej teściową, dzieci (mój ojciec ucierpiał na tym bardzo, najmłodszy z rodzeństwa, urodzony 1 września 1939, zbyt szybko stracił ukochanego ojca, a wojna, którą miał nawet w imieniu - Edward, była w nim do końca), po skonfiskowaniu tego, co było do skonfiskowania, odesłano na Ziemie Odzyskane, do Wrocławia... Po wielu staraniach, wielu prośbach i pismach do Bieruta, babci przyznano dość wysoką rentę po dziadku... Wiem, że grób dziadka do dziś jest tam, daleko, wciąż zadbany, bo ludzie pamiętają. Tato tam był, wrócił bardzo wzruszony, ludzie przyjęli go jak swego 60 lat po śmierci ojca, opowiadali anegdoty, wspomnienia z nim związane…

    No i ta  moja prababka Michalina, musiała w pewnym momencie zakasać rękawy, nie tyle wziąć się do roboty, co po prostu robić rzeczy, których wcześniej po prostu nie robiła. Okazała się być pełna pokory, delikatności, dobra i niezwykle sumienna oraz pracowita. Robiła wszystko, żeby babci zostały chociaż ślubne obrączki z wygrawerowaną datą ślubu i imionami małżonków. I zostały: szerokie, duże, za świetnej jakości złota... I wszystkie moje ciocie, siostry ojca, opowiadały jak pyszny piekła sernik na święta i cudowne baśnie im czytała do snu, a niektóre z tych baśni, one opowiadały mnie. Michalina była dość wysoką, szczupłą do samego końca i piękną kobietą. Nauczyła moje ciocie: Gabrielę, Martynę, Danutę i Karolinę nie tylko świetnie gotować, ale też przecudnie wyszywać, dziergać na szydełku, malować, recytować i śpiewać na głosy. Serio. Do dziś serce mi rośnie, gdy przypominam  sobie dzieciństwo i rodzinne spotkania i śpiewanie ciotek, z których jedna, Gabrysia, wiele lat pracowała we wrocławskiej Operetce.

   Ale wracając do tematu: oto moja wersja tego sławetnego przepisu, zmodyfikowana po latach. Prababka nie robiła go z brzoskwiniami (z tego, co pamiętam, chyba z owocami kandyzowanymi) i był na kruchym cieście, ja poszłam na łatwiznę. Ale tajemny składnik: pyry w mundurkach, wciąż w nim jest, bo to on dodaje temu wypiekowi szlachetności, świeżości i smaku.

     Uwielbiam serniki i wypróbowałam co najmniej kilkanaście różnych przepisów, ale zawsze wracam do tego rodzinnego, że zacytuję Mistrza Młynarskiego: "Ach, pracowały pokolenia na formę tę i treść".

 SERNIK Z ZIEMNIAKAMI

 I BRZOSKWINIAMI

SKŁADNIKI:

* 8 dużych jajek

* 1, 5 kg dobrego twarogu

* 6-8 dużych ziemniaków ugotowanych w mundurkach

* kostka i ćwiartka dobrego, miękkiego masła

* cukier wanilinowy lub cytrynowy albo pomarańczowy

* olejek do ciasta (waniliowy lub cytrynowy albo pomarańczowy)

* puszka brzoskwiń

* dwa budynie

* paczka ciastek Petit Berre (ja daję jasne i ciemne)

* szklanka lub nieco więcej cukru

* garść rodzynek 

*** opcjonalnie: truskawki, maliny, jagody, galaretki.

 

WYKONANIE

Ziemniaki w mundurkach gotuję dzień wcześniej, wieczorem. Obieram je cieniutko lub po prostu ściągam skórkę i na zmianę z serem przepuszczam przez maszynkę (cieniutkie kółeczka), wystarczy raz. Jajka myję i rozbijam do dużej, wysokiej miski, ubijam z cukrem dość długo, aż podwoją objętość, staną się białą masą. Potem do tej masy dodaję stopniowo ser z ziemniakami, ciągle miksując (sprawdza się dobry robot planetarny, ale ja wolę swojego mańkuta. Jak masa jest gładka, wrzucam pokrojone w kostkę bardzo mięciutkie masło i znowu chwilę miksuję. Odsączone i pokrojone w drobną kosteczkę brzoskwinie i garść rodzynek, dodaję do masy, lekko mieszam łyżką. Następnie wsypuję dwa budynie, cukier wanilinowy, dodaję też olejek zapachowy. Jeśli budynie będą malinowe, truskawkowe lub wiśniowe, masa ładnie się zaróżowi. Budynie z masą i olejkami mieszam już tylko za pomocą łyżki, delikatnie, do połączenia składników (masa jest pyszna!).

Blachę smaruję masłem i posypuję kaszką manną, po czym układam na niej herbatniki, na które sypię takie drobinki, płatki masła, żeby te herbatniki zmiękły, po czym wylewam masę. 

Piekarnik rozgrzewam do 170'C obiema grzałkami, ale gdy wstawiam ciasto, zostawiam już tylko dolną grzałkę i 160'C. Piekę ok. 1h do suchego patyczka.

Jak sernik dobrze ostygnie, zdobię go wg uznania, chęci, czasu, w zależności od sytuacji. Czasem posypuję go wiórkami kokosowymi, czasem robię polewę czekoladową i zdobię płatkami migdałów, ale najlepszy jest z owocami i galaretką, z tym, że galaretkę rozpuszczam w mniejszej ilości wody, niż jest podane na opakowaniu, w 400 ml. Fakt jest też taki, że można go wcale nie stroić, i tak będzie pyszny. Jest delikatny, bardzo wilgotny w środku i długo świeży.

Jeszcze jedno: przepis jest na dużą blachę, bo ja rozdaję, biorę do pracy itp., można zrobić z połowy składników do tortownicy.

Smacznego!

        Ostatnio serniczek wyszedł mi pyszny, ale nieestetyczny. Miałam niebieskie galaretki i jeszcze wylałam je na zbyt ciepły sernik. No i do masy, zamiast cukru cytrynowego, wsypałam - ślepa lady - cynamonowy. Jednak podobno liczy się smak. 

    Nota bene, zawsze, gdy go piekę, myślę: Jak ona to robiła? Bez miksera, bez  elektrycznego piekarnika, skubana? Jak??? Jeszcze podobno sama robiła ser, kopała ziemniaki z pola... Nasze Przodkinie to były prawdziwe heroiny, ciche bohaterki codzienności... Dlatego, jak ktoś w rozmowie mówi mi, że mamy ciężkie czasy - rozśmiesza mnie i nieco irytuje.

            Lubicie stare przepisy?

Pozdrawiam i posyłam moc serdeczności! Niech Moc będzie z Wami. :)

12 listopada 2023

Porozmawiajmy o czułości

 

 

nadczułość

nie wiem dlaczego kobiety
kochają za bardzo
miotają się w nadmiarze emocji

czemu liryczna Safona banalnie
rzuciła się w przepaść
Kleopatra wybrała
nieczuły pocałunek węża
piękna Ofelia i mądra Virginia Woolf
obojętnie chłodną pieszczotę wody
a zdolna i nadwrażliwa Anne Sexton
zagmatwała się w sobie
do totalnego zaśnięcia
odpływając jak Sylvia Plath
w lepkie macki matrixu

czułość wpisana w spojrzenie
skrzy się w sercu
jak suchy jesienny liść
co poczerwieniał
z zazdrości

o tamte


JoAnna Idzikowska-Kęsik, 29 IX 2013

______________________

*

Czułość jest tą najskromniejszą odmianą miłości. To ten jej rodzaj, który nie pojawia się w pismach ani w ewangeliach, nikt na nią nie przysięga, nikt się nie powołuje. Nie ma swoich emblematów ani symboli, nie prowadzi do zbrodni ani zazdrości. Pojawia się tam, gdzie z uwagą i skupieniem zaglądamy w drugi byt, w to, co nie jest „ja”.
Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna, wykracza daleko poza empatyczne współodczuwanie. Jest raczej świadomym, choć może trochę melancholijnym współdzieleniem losu. Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu. 

Olga Tokarczuk, Mowa Noblowska

*

Nie chcę cię dotknąć
Boję się
Boję się twego bólu
Chcę ci zostawić twą samotność
A swą obecność zmienić w czułość 

Jonasz Kofta

 Zawsze cicha jest czułość prawdziwa.

Anna Achmatowa

*

Czułość nie jest bynaj­mniej, sublimacją instynktu seksualnego; jest bezpośrednim wynikiem braterskiej miłości i istnieje zarówno w fizycz­nej, jak i w niefizycznej formie miłości.

Erich Fromm


* 

Na razie nie mogę się z tym uporać. Z tym oczekiwaniem. I z tym napięciem. Ale najbardziej z tymi atakami czułości. Czy można mieć ataki czułości?

Janusz L. Wiśniewski

*
Lubię XIX-wieczne uczucia. Wzniosłość, wzruszenie, cierpienie, namiętność. Mam wrażenie, że dziś skutecznie je sobie pomniejszamy – wolimy, żeby było letnio, w cudzysłowie. To czasy małych emocji. Głębokie zakochanie czy rozpacz wydają się śmieszne.

Zadie Smith

*

Leopold Tyrmand

*

Czułość rodzi się w chwili, gdy człowiek zostaje wyrzucony na próg dojrzałości i poniewczasie zaczyna uświadamiać sobie zalety dzieciństwa, z których jako dziecko nie zdawał sobie sprawy.
Czułość jest lękiem przed wiekiem dojrzałości.
Czułość jest próbą stworzenia sztucznej przestrzeni, w której obowiązuje umowa, że będziemy do tego drugiego zwracać się jak do dziecka. 

Milan Kundera 

*

 To zabawne, że człowiekowi nie brakuje czułości, dopóki jej nie zazna, a kiedy już do tego dojdzie, nigdy nie ma dosyć. 

Libba Bray

*

            Znalazłam swój bardzo stary wiersz sprzed ponad dekady. Teraz pewnie byłby zupełnie inny. Ale postanowiłam nic w nim nie zmieniać, bo to jeden z tych, który sam się napisał. Poza tym wiersz ten ukazał się w świetnej, motywacyjnej książce pt. Mocna jak stal, autorstwa wspaniałej i bardzo czułej kobiety biznesu, Joanny Idzikowskiej. Szczerze tę książkę polecam, naprawdę warto wiedzieć, jak sobie pomóc w samorozwoju, a bycie mocną oznacza jednocześnie bycie wrażliwą, czułą i delikatną. Książka Joasi jest niezwykle wciągająca, inspirująca, mądra, pełna porad, ciekawych cytatów. Naprawdę czyta się ją jednym tchem, jak dobrą powieść, a jednocześnie można się z niej wiele dowiedzieć na temat mechanizmów biznesu, ale też panowania nad własnymi emocjami i życiem.

            Joasia założyła także Serduszkową Nieszkołę. Szacunek, Asiu, chapeau bas!


                Dla mnie czułością jest piękno Matki Natury, dobro doznane - zwłaszcza to bezinteresowne - od ludzi, dotyk pełen delikatności, oczy wpatrzone w moje, wspólne zainteresowania, spacery, dom, morze, zachody słońca, zwierzęta, uśmiech córki, czytanie książek, pisanie wierszy, dobre jedzenie w towarzystwie bliskich, radość, przyjaźń, miłość, widok kobiety w ciąży…

                    Generalnie wszystko, co dobre, prawdziwe i piękne. To czułość sprawia, że czuję się piękna i naprawdę silna, że mam siłę żyć.

                                                                A dla Was? 


*
Czułość rodzi się wraz z pierwszym dotknięciem futerka...
Frau Be 
 
*
Najwięcej jej (czułości) zaznałam od mamy i babci.
Pralinka
 
*
Największa czułość dopada mnie, gdy przytula się do mnie mały człowieczek i razem oglądamy lub czytamy bajkę:-)
jotka
 
*
Czułość to cząstka naszych pozytywnych emocji, którymi możemy obdarzyć drugą osobę.
Karolina90
 
*
La ternura y la amabilidad siempre conquistan.
J.P. Alexander
 
*
Czułość to delikatność, która siada na sercu jak motyl.
Jael
 
*
 Czułość można okazywać na przeróżne sposoby: poprzez delikatność, zainteresowanie, sympatię, drobne gesty, jest współodczuwaniem oraz chęcią dzielenia się tym co nas spotyka i pewnie jeszcze jest wieloma innymi rzeczami, które się wydarzają, jeśli się kogoś kocha.
 
MaB
 
*
 Czułość to takie delikatne dotknięcie, że na sercu od razu robi się cieplej. 
 
Bogusława Matusiak
 
 Moim zdaniem w dzisiejszych czasach brakuje tej czułości i empatii. Najwięcej troski i czułości to posiadają mimo wszystko niezastąpione babcie :)
 
Doris 
 
*
 Czułość jest siostrą miłości, bez niej tego pięknego uczucia nie przeżyjesz.
 
Cela D 
 
*
 Czułość to bardzo ludzkie uczucie, choć mam wrażenie, ostatnio zapomniane. Może być czymś naprawdę pięknym, warto je w sobie budzić, jeżeli przysypia i chowa się gdzieś w zakamarkach ciała i duszy. Każdy z nas czułość może odczuwać na wiele sposobów. Każdy z nas, może czuć to inaczej. To piękne, jak jedno uczucie może być tak różnorodne :) To piękne, że my jesteśmy tak różnorodni :) 
 
Klaudia Zuberska
 
*
 Czułości nigdy za wiele.
 
eljot1946
 
*
 Czułość jest jedną z najważniejszych wartości w życiu, a przynajmniej moim. Podstawą i fundamentem miłości.
I jedną z większych radości.
 
IWnowa
 
*
 Czułość to przedsmak miłości.
 
Łucja-Maria

*Grafika z internetu