... I tym panem nie był Elvis Presley, którego fenomenu chyba nigdy nie pojmę...
Wśród ogromu wspomnień z dzieciństwa, to należy do najbardziej żywych, kolorowych i pięknych moich wspomnień artystycznych, dlatego postanowiłam o nim napisać coś osobnego. Ten artysta miał być jednym z moich ulubieńców spod Skorpiona (5 XI 1938), ale zasługuje na osobną opowieść, na osobny post...
Jestem od dziecka bardzo, ale to bardzo wyczulona na głosy. Być może wynika to z moich aspergerycznych cech - mam świetny słuch i nie znoszę hałasu, ale są głosy, które przyprawiają mnie o dreszcze, które po prostu uwielbiam i rozpoznam nawet w nocy po północy. I są to z reguły niskie głosy najczęściej: mezzosoprany i alty, barytony i basy. Ale nie zawsze, bo np. uwielbiam sopran Sharon den Adel, wokalistki Whitin Temptation. Kocham głos Jeremy'ego Ironsa i dla niego dwa razy oglądałam "Króla Lwa" bez dubbingu (on był złym Skazą) - ale to tak by the way...
Wracając do Pana w Białym Ubranku - tak go wtedy nazwałam, po tym, jak zobaczyłam fragment jego występu (w Koncercie Życzeń???) w TV, od tej pory rozpoznawałam już jego cudowny głos, wiedziałam, że nazywa się Joe Dassin i jest najbardziej francuskim ze wszystkich Amerykanów, zna kilka języków obcych, a najmniej popularny jest w swojej ojczyźnie. Wiem też, że śpiewał wtedy o babim lecie i miłości... Miałam może 6 lat? Pierwszy raz w Polsce był na zaproszenie Telewizji Polskiej w 1976 roku.
Nagrał wtedy program rozrywkowy na zamku w Pszczynie, a jego gościem
była polska piosenkarka Maryla Rodowicz, nawet zaśpiewali razem.
Niestety, moja przygoda z Panem w Białym Ubranku była dość krótka, bo wciąż byłam dziewczynką, gdy kilka dni, a dokładnie 6, przed moimi 11 urodzinami, 20 sierpnia 1980 roku, świat obiegła wieść o nagłej, niespodziewanej śmierci artysty...
Dassin zmarł na atak serca, podczas wakacji na Tahiti, które spędzał z przyjaciółmi i nie udało się go uratować, miał zaledwie 41 lat! I był wówczas najbardziej rozpoznawalnym piosenkarzem francuskim, mimo, że z pochodzenia był amerykańskim Żydem, że w USA skończył dwa fakultety, a nawet zagrał w 3 filmach swojego ojca, który był reżyserem i przeżył go o prawie 30 lat... Wyłam długo, wielki żal!
Artysta przeżył wcześniej tragedię w życiu osobistym, jego pierworodny syn zmarł 5 dni po urodzeniu, był już dwukrotnie rozwiedziony, palił papierosy, nie stronił od alkoholu, a piąty zawał serca okazał się ostatni, śmiertelny.
Jestem jednak uparta i wierna w przyjaźniach, fascynacjach i jak zgłębiam temat to robię to maxa. Zaczęłam się sama uczyć języka francuskiego i jego piosenek na pamięć. Co prawda na początku tej przygody, na lekcjach francuskiego w liceum, nasza kochana nauczycielka, Madame G., czasem mnie poprawiała, że mam, hmmm, angielski akcent w tym moim francuskim (angielskiego zaczęłam się uczyć wcześniej), ale potem z dużą cierpliwością poprawiła mi go i nawet wysłała na konkurs recytatorski (do dziś znam na pamięć i uwielbiam wiersz Appolinaire'a pt. Le Pont Mirabeau), dała piosenkę do zaśpiewania na jakimś apelu, potem drugą w szkolnym przedstawieniu...
Pan w Białym Ubranku, mon Monsieur en Vetements Blancs, i jego piosenki są ze mną do dziś. Są we mnie głęboko i zostaną na zawsze. Kocham, szanuję, uwielbiam, podziwiam! Zawsze, kiedy mam doła, kiedy mam spadek formy, śpiewam z Joe najpiękniejszą modlitwę (tak, modlitwę, choć wielu uważa, że jest to pean na cześć pięknej dziewczyny), jaką znam:
*
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,joe_dassin,et_si_tu_n_existais_pas.html
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,joe_dassin,et_si_tu_n_existais_pas.html
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,joe_dassin,et_si_tu_n_existais_pas.html
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,joe_dassin,et_si_tu_n_existais_pas.html
Uwielbiam i znam na pamięć wiele jego piosenek, a mężczyzna z dużymi, niebieskimi oczami i pełnymi ustami, to do dzisiaj mój ulubiony typ męskiej urody.
Dzieciństwo ma na nas i nasze postrzeganie świata ogromny wpływ, ja bardzo się cieszę, że "spotkałam" w nim takiego wrażliwego, zdolnego artystę, który odszedł co prawda zdecydowanie za wcześnie, ale odcisnął na mojej wrażliwości wielkie piętno i jest ze mną do dziś, a patrząc na wyświetlenia jego utworów, na ilość coverów, na ich tłumaczenia i komentarze do nich w popularnym serwisie, jest w pamięci wielu ludzi na całym świecie, bo, jak pisał Miłosz: "w nieszczęściu potrzebny jakiś ład czy piękno", a ja uważam, że ten ład, porządek i piękno potrzebne jest nam na co dzień, w tym naszym szalonym, zabieganym świecie, a Dassin tego piękna zostawił nam naprawdę bardzo dużo. I z serca mu za to dziękuję, za każdym razem, gdy słucham jego utworów. Są piękne, łatwo się ich uczy, wpadają w ucho i zostają tam na zawsze.
-Sztuka zawsze jest osobista i intymna!
OdpowiedzUsuńTylko dlatego jest prawdziwa.
Prawda nie rośnie na drzewach ani nie rodzi się w platoniczym niebie idei,
tylko wyłącznie w duszy artysty.
// Peter Prange //
Tak, to chyba najbardziej intymna rzecz w moim życiu. Bardzo dobry, prawdziwy cytat.
UsuńNiestety nie znam tego artysty, ale zaraz posłucham na YouTube jego piosenek.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Piosenki są cudne. :)
UsuńPrzepraszam, znam tego piosenkarza i jego piosenki, nie kojarzyłam jednak twarzy.
OdpowiedzUsuńNo, nie dziwię się. Gość nie żyje już tyle lat... :(
UsuńNo lo conocía y busque en youtube y me encantó su voz. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńBesos, J.P.
UsuńJa z kolei kojarzę głównie głos i piosenki, dlatego przyjrzałam się zdjęciom u Ciebie:-)
OdpowiedzUsuńjotka
Głos piękny i gość piękny. :)
UsuńGdy zobaczyłam tytuł u Ciebie, to pierwsza myśl, że będzie o bałwanku ;-)
Usuńjotka
O bałwanie ze śniegu, też może będzie, bo myślę o poście z poezją Bolesława Leśmiana, ale to w styczniu. :)
UsuńNie znam, więc nie mogę na jego temat nic powiedzieć. Ale tak na visus - koszmarny :-)))
OdpowiedzUsuńKoszmarny, jak dla kogo.
UsuńZaczęłam przekopywać się przez piosenki i oczywiście okazało się, że znam :-) Ale z wyglądu to pan w białym ubranku naprawdę brzydki.
OdpowiedzUsuńOczywiście, chyba nie mogło być inaczej. Ale z wyglądu był jak młody buk!
UsuńWcale nie miał dużych oczu!
UsuńJak dla kogo.
UsuńP. S. Oczywiście, że rzecz gustu :-)
OdpowiedzUsuńPS Bien sûr! :)
UsuńKochana! Przede wszystkim dziękuję za przypomnienie tego wspaniałego artysty. I ja jako mała dziewczynka słuchałam tej piosenki w czarno- białym obrazie małego TV "Ametyst" czy coś takiego hahaha :) Artystę w tym białym ubranku, i kroju idealnie przez Ciebie opisanym. Lata 60-te są moimi ukochanymi w modzie, designie, filmie, muzyce [także jazz], sztuce i zawsze będę z sentymentem do nich wracała...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
No, nie pamiętam nazwy TV, pamiętam potem ruskiego Rubina, kolorowego niby. I pamiętam radio Diora z takim fajnym, zielonym okienkiem. Moda lat 60-tych i 70-tych była specyficzna, ale ciągle wraca, więc pewnie podobała się wielu ludziom. Ja lubię długie kiecki, bananówy. Uściski!
UsuńOoo czas na trochę wspomnień. Z miłą chęcia znow posłucham. Ale dodam, że Elvisa również bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńMnie Elvis jakoś nigdy nie przekonał, ani jako aktor ani vokalista... Chya też zmarł na zawał z tego, co pamiętam i miał dużo białych kreacji. Wciąż się zabieram do obejrzenia jego najnowszej, filmowej biografii, ale jakoś na razie nie mam na to weny. Uściski!
UsuńChociaż Elvis;'a znam z historii. Wiem jak wyglądał i jak się ubierał ale nigdy nie zgłębiałam bliżej jego historii życia. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńNo, nie wszystkich da się poznać, taki świat, taka różnorodność. Ważne,, że mamy pasje! Uściski!
UsuńNie znałam. Dziękuję za tę muzyczną podróż, bo mam ciarki, gdy słucham jego głosu.
OdpowiedzUsuńPiosenki z reguły proste, ale piękne i ten głos, naprawdę świetny, serdeczności Karo!
UsuńDzięki za przybliżenie sylwetki artysty. Piosenki są mi znane, ale tylko z radia. Głos niezwykły, piękne oczy. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPiękne oczy, własnie - można utonąć. Uściski!
Usuń