"... jeśli to jest prawdziwa przyjaźń, jeśli jest" - pisał nieodżałowany mistrz słowa, Wojciech Młynarski, w jednym ze swoich utworów, w piosence o przyjaźni, o jednej z największych wartości w naszym życiu.
Chciałam dzisiaj napisać kilka słów na temat przyjaźni, a raczej tego, co o niej myślę, czego doświadczyłam w życiu i dlaczego wyraz przyjaźń jest, moim zdaniem, zbyt często nadużywany, mylony ze zwykłą znajomością.
Przyjaźń, ta prawdziwa i bezinteresowna, to w dzisiejszych czasach zalewu osobowości narcystycznych, konsumpcjonizmu i wyścigu szczurów bardzo rzadka, ale możliwa rzecz, to luksus, dar od losu, który powinniśmy pielęgnować i strzec, a także cieszyć się nim i doceniać.
Doświadczyłam wielu prawdziwych przyjaźni, które trwały lub trwają bardzo długo, ale raczej - wbrew obiegowym opiniom - były to przyjaźnie z mężczyznami. Bo chyba mam męski mózg, nie lubię trajkotania o niczym, obgadywania, gadania o modzie, domu, gotowaniu, nie lubię się zwierzać, zakochuję się w intelekcie, rozmowach o literaturze, sztuce a nie pogaduszkach na poziomie magla, które mnie nużą, nudzą i irytują.
Relacje z kobietami - ku mojemu smutkowi - nie zawsze trwały długo lub były jednostronne. Często wychodziłam z takiego układu zdruzgotana i bardzo rozczarowana, zwłaszcza, gdy uważałam kogoś za przyjaciółkę bez wzajemności.
Ostatnio było bardzo dziwnie, byłam bierna, i naprawdę nie chciałam się angażować. Mianowicie: przez ponad 11 lat, czyli o 11 lat za długo, pewna kobieta wciąż powtarzała, że jest moją wielką i prawdziwą przyjaciółką i dobrym, mądrym człowiekiem, a ja uparcie w to nie wierzyłam i teraz, kiedy skończyłam tę znajomość, wiem, że była to tylko atrapa i erzatz, że na pewno nie było to prawdziwe i szczere. Wiem, że ludzie bywają - jeśli nie fałszywi - to interesowni, wyrachowani, nieszczerzy.
Bo czy prawdziwy przyjaciel mówi ci na koniec, że jesteś głupia, chociaż wykształcona (nota bene to jakaś chora, podszyta jadem prawidłowość, domena ludzi bez dyplomu, dokładać wykształciuchom, choć są na to paragrafy: na podważanie kompetencji zawodowych)?
Czy ktoś, kto jest prawdziwym przyjacielem, wykorzystuje cię, wręcz zmusza do omówienia kosmogramu nie tylko własnego, ale też byłych i potencjalnych kochanków, zupełnie ignorując fakt, że nie chcesz tego robić, że nie masz dnia na tego typu aktywność? To jednak wynikało z jej horoskopu, a szczególnie z ascendentu i ta sytuacja sprawiła, że wiele zrozumiałam i postanowiłam odejść, uciec jak najdalej. Mój ascendentalny Wodnik ♒ nie pozwala mi na niewolę w reakcjach i relacjach!
Dalej: czy przyjacielem jest ktoś, kto wymusza, wręcz wyciąga intymne zwierzenia, żeby potem opowiadać o nich innym koleżankom? A gdy idziesz na pierwszą, bardzo długo - intuicyjnie - odwlekaną wizytę i dajesz prezent specjalnie na tę okazję zamawiany, wykonany ręcznie, typowy dla miasta, w którym mieszkasz, to robi taką minę, jakby dostała jakieś totalne gówno, a nie sztukę użytkową, bo woli ozłocone masówki z Home&You za pięć dyszek? OK, o gustach się przecież nie dyskutuje.
Bo czy można nazwać przyjaźnią znajomość polegającą na tym, że jedna strona wciąż do ciebie wydzwania i mimo, że przez długie 8 lat znacie się tylko wirtualnie, notorycznie opowiada ci cały życiorys, a po dwóch godzinach takich zwierzeń, na koniec, zupełnie niezainteresowana odpowiedzią, grzecznościowo pyta co u ciebie i szybko kończy monolog tekstem: no to pa?
Czy przyjaźń polega na tym, że gdy ma faceta, przyjaciółka nie jest jej potrzebna i gdy dobrze jest z facetem, milczy całymi miesiącami skupiona na sobie i swoim związku, a gdy jest źle, dzwoni o każdej porze dnia i nocy, nie zważając, że pracujesz, że masz rodzinę, że możesz być po prostu i po ludzku zmęczona albo źle się czuć lub chcieć wolny czas spędzić z ciekawą książką?
Czy przyjaźnią jest relacja, w której czujesz się jak ktoś gorszy, jak lokaj nadąsanej, wiecznie zapatrzonej w telefon księżniczki (czekaj ponad godzinę, aż raczy się zjawić na umówione spotkanie, stań po obiad w restauracji, bo jak królewna nie zje, to zaraz zemdleje, podaj jej to i tamto, potrzymaj telefon, odpowiedz na pytanie w co się ubierzesz na spotkanie z nią, zrób jej zdjęcie, a w nagrodę powie do innej znajomej: wiesz, ona jest taka brzydka, ma dwa podbródki i staro wygląda; a do ciebie o tamtej: ona ma złe oczy, jest złą kobietą, beznadziejną matką itp., itd. ... Zerwałam z obiema, bo obie mnie wykorzystywały, gadały do mnie o sobie nawzajem, a ze mnie kpiły między sobą - żenada).
Czy dobry człowiek poniża innych, kpi z ich wyglądu i dostrzega w nich jedynie wady, niedoskonałości, stawia siebie ponad innych, patrzy z góry na ludzi? Czy świadoma swojej wartości i uroku kobieta wciąż szydzi, obraża inne, w każdej znajomej dziewczynie widząc kogoś brzydszego, głupszego, mniej zdolnego i starzej wyglądającego?
Czy przyjaźń polega na tym, że jesteś dla kogoś poduszką do wypłakania się po negatywnych ocenach w necie, nieudanych romansach, do obgadywania ludzi, których nigdy w życiu nie widziałaś?
Czy dobre jest to, że jak coś proponujesz lub o coś prosisz "przyjaciółka" udaje, że nie słyszy?
Czy dochodzisz w trakcie prawdziwej przyjaźni wreszcie do wniosku, że nie jest ważne ile to trwa, bo trzeba się obudzić, uciec, wycofać się, znaleźć w sobie odrobinę asertywności, zadbać o siebie i zrywać z egoistami, a precyzyjniej: egocentrykami, narcyzami, osobami skupionymi de facto - li i jedynie na sobie, manipulatorami dbającymi jedynie o swój komfort psychiczny?
I powiem szczerze: wiem, że poza tym, co gadają o mnie niektóre tak zwane "przyjaciółki", mając 53 i pół roku, noszę rozmiar 40, wyglądam dobrze, zważając na to, że zapominam o wszelakich maseczkach, używam niedrogich kremów i nigdy nic sobie nie wstrzyknęłam, nie chodzę też do kosmetyczki. Owszem, zagęszczam rzęsy - nigdy tego nie ukrywałam (co też zostało skomentowane i skrytykowane przez przyjaciółkę), bo mam uczulenie na wszystkie tusze i lubię mieć podkreślone oczy po prostu, nie muszę się w ogóle malować, jeśli nie mam na to czasu.
Nie retuszuję swoich zdjęć milionem filtrów, nie udaję podlotka ani trzydziestki, nie porównuję swojego wyglądu z wyglądem innych kobiet, nie mam takiej potrzeby, nie mam kompleksów, jestem w pełni świadoma siebie, akceptuję swój wiek, swój wygląd i swoje ciało. Umiem też przyjmować i prawić komplementy.
Nie piszę też wierszy ani postów na blogu i portalach społecznościowych "pod publiczkę", nie płacę za posty na FB tylko po to, żeby mieć więcej tzw. lajków (mimo, że do koleżanek wręcz się zarzekam, że nie zależy mi na żadnych lajkach, lubisiach i innych oznakach uwielbienia), żeby dotarły do rzeszy netowych pochlebców i wielbicieli. Jeśli piszę cokolwiek - robię to z potrzeby serca. Wiersze piszę rzadko - mam alergię na grafomańską paplaninę o "miłości" z pozycji totalnego ego: jestem, bo ty jesteś i mnie kochasz, miziasz, całujesz i tego typu brednie. Takie "uczucia" to czysty egocentryzm: kocham cię, bo masz kasę, bo kupujesz mi stosy róż, fundujesz to i tamto, zapraszasz na drogie kolacje, zapewniasz materialne bezpieczeństwo i jesteś moją "drugą połówką" (masełko maślane), bo sama jestem niepełna i wybrakowana... A zasada jest prosta i stara jak piosenka Stinga: "If you love somebody, set them free". Po co komu połówki, jeśli jest całością?
Nie kradnę też słówek, ich zapisu, a jeśli coś cytuję lub się odnoszę do jakiegoś filmu, tekstu - to jest to celowe, wynika z kontekstu, zamysłu wiersza. A najlepsze jest to, że często "kradną" słowa ludzie, którzy na innych piszą donosy do adminów stron i innych o to właśnie posądzają (ach, jestem taka mądra, że wszyscy mnie naśladują, piszą jak ja! - grafomani i owszem, nieoczytani, skupieni jedyne na własnej radosnej TFU!rczości - również).
Jestem, piszę, wypowiadam się, bo mam coś do powiedzenia i mało mnie obchodzi, co myślą o tym inni.
Jestem szczera - jak np. nie palę, nie piję, nie przyjmuję preparatu na jakąś dolegliwość, to tak jest, nie ulegam presji rodziny, środowiska czy znajomych. Robię to, co uważam za słuszne. Nie udaję na potrzebę jakiejś znajomości np. antyszczepionkowca po to, aby potem pobiec i zaaplikować sobie dwie szpryce. Nie udaję też wegetarianki. Z tego prostego względu, że nie muszę, bo jestem nią od wielu lat.
Jestem sobą i jestem lojalna w stosunku do siebie, wierna sobie. Nie potrzebuję pochlebstw, lajków na fejsie, ochów i achów dotyczących mojej twórczości, nie potrzebuję aplauzu i uwagi ze strony zakochanych we mnie byłych i obecnych facetów - potrzebuję być i żyć w zgodzie z samą sobą. Nie lubię wracać do przeszłości - była, minęła i nie wróci.
Bardzo mi żal kobiet i naprawdę szczerze im współczuję, gdy muszą się dowartościować kosztem innych. To smutne, że jest tyle pogubionych pań, samotnych, niespełnionych. Pań, które mogłyby rozbić sobie swoje piękne buzie, gdyby spadły kiedyś ze swojego narcystycznego ego (choć dla Freuda byłyby raczej na poziomie id).
W relacjach z innymi stawiam już teraz tylko i wyłącznie na zdrową, życzliwą komunikację i szacunek, na prawdę, jakakolwiek ona jest. A wszystkim pseudo przyjaciółkom, paniom poniżającym inne kobiety, mówię stanowcze: adieu!
Mam też przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć, którzy mają stałą miejscówkę w moim sercu, którym mogę opowiedzieć o sobie dużo, przy których nie muszę wyglądać jak prowincjonalna, nowobogacka dzidzia - piernik z przyklejonym sztucznym uśmiechem, pełnym makijażem i loczkami, którym mogę się pokazać w dresach i spuchnięta od płaczu, którzy pamiętają o Walentynkach, Dniu Kobiet i moich urodzinach. I to jest dla mnie bezcenne.
Mam też głęboki respekt i wdzięczność do życia, że stawia na mojej drodze różnych ludzi, zsyła mi różne doświadczenia i NAPRAWDĘ jestem głęboko wdzięczna za każdego bez wyjątku człowieka, którego spotykam na swojej drodze, bo każdy mnie czegoś uczy, choćby tego, kogo mam w przyszłości unikać, jakich cech osobowości nie lubię u ludzi, a jakie cenię. I to jest dobre. Tak powinno być, to nas po prostu i zwyczajnie wzbogaca.
A Wy co sądzicie o przyjaźni? Macie przyjaciół? Cenicie tę wartość w swoim życiu?
Na koniec kilka cytatów o przyjaźni z internetu, z którymi się zgadzam:
"Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy". - zasłyszane
"Z czasem przyjaciele znikają na różne sposoby. Niektórzy nagle, jakby ich nigdy nie było. Inni stopniowo, z dyskomfortem, przepraszająco... Przestają dzwonić. Najpierw nie rozumiesz. Potem zaczynasz sprawdzać, czy nie padła ci bateria w telefonie. Ostry brak o piątej po południu. Na początku trwa około godziny, potem coraz krócej. Ale nigdy nie znika. Jak z papierosami, które rzuciłeś lata temu, ale nadal ci się śnią".
Georgi Gospodinow "Fizyka smutku"
*
PS
Jeśli naprawdę jesteś dobrym człowiekiem, to wierz mi: ludzie to poczują, zauważą, potwierdzą. Nie musisz tego powtarzać jak mantrę czy afirmację rodem z kiepskich poradników motywacyjnych.
jik
*
PS 2
Erich Fromm
Życzliwość to nie jest akt, to jest styl życia.
Douglas Williams
Przyjaźń...oparta na wzajemnej życzliwości.
OdpowiedzUsuńPrzyjaźń jest wyrozumiała, sprawdzona, tolerancyjna.
Czy błędy przyjaciół są do wybaczenia ?
Czasem tak, czasem już nie.
" Jerzy! Mój przyjacielu" - pisał w wierszu K. K. Baczyński, a ten wers chodzi mi po głowie, odkąd Cię poznałam, Jerzy, mój Przyjacielu.
UsuńPrzyjaźń kształtuje się w czasie naszego istnienia.
OdpowiedzUsuńNie warto marnować czasu. Szkoda czasu.
Jesteśmy tu tylko na chwilę.
Powoli to ogarniam i rozumiem. Wszyscy jesteśmy chwilowi, taki tytuł miał jeden zpierwszych moich postów na tym blogu... To prawda.
UsuńTemat przyjaźni to trudny temat, wbrew pozorom, bo jak piszesz, często przyjaźń mylona jest z dobrą znajomością.
OdpowiedzUsuńPrzyjaciół nie trzeba wielu, wystarczy jeden, na którego zawsze można liczyć, no i partner tez powinien być naszym przyjacielem...
Czasami doceniamy znaczenie przyjaźni dopiero, gdy kogoś bliskiego tracimy.
jotka
Kochana Jotko, masz wielką rację: nie trzeba mieć wielu przyjaciół, a mąż czy partner to przede wszystkim i nade wszystko powinni być przyjaciele na dobre, niedobre i złe.
UsuńUściski i pozdrowienia. Wiem, zawsze późno, ale miałam kołowrotek, zawsze dużo pracy.
Uważam przyjaźń za piękniejszą, bo bezinteresowną, siostrę miłości.
OdpowiedzUsuńMiałam trzy przyjaciółki. Tak mi się wydawało. Na koniec, po 40 latach okazało się, że jedna z nich była absolutnie egoistycznym, zapatrzonym w siebie pasożytem i zwykłą świnią. Zatem miałam i mam dwie przyjaciółki oraz jednego przyjaciela. Nie wyobrażam sobie życia bez nich.
Siostra miłości - cudnie to określiłaś, poetycko!
UsuńA przyjaźń to wielka rzecz, wielkie wsparcie.
Pozdrówki i serdeczności!
Moim zdaniem przyjaźń to piękna ale bardzo unikatowa sprawa.Mam jedną przyjaciółkę od serca i od dzieciństwa i jest to moja siostra.Mam też mamę i ciocie które uważam za moje dobre duszyczki. Miałam kilka przyjaciółek szkolnych ale teraz każda poszła w swoją stroną.Z facetami zero przyjaźni bo wszystko kończy się w łóżku.
OdpowiedzUsuńMoje ciocie też były super kochane - siostry mojego taty.
UsuńZ facetami od zawsze lubię się przyjaźnić. Lubię z nimi rozmawiać...
Może dlatego, że mam brata. :)
Uściski Joasiu!
(...)były to przyjaźnie z mężczyznami. Bo chyba mam męski mózg, nie lubię trajkotania o niczym, zakochuję się w intelekcie...(...) – to samo zadziało się u mnie.
OdpowiedzUsuńI to jest domena mądrych silnych kobiet, Haniu.
UsuńNajzdrowiej otaczać się osobami życzliwymi - takie jest moje spostrzeżenie. Bardzo widzę przeżyłaś to rozstanie. Z czasem będzie lżej. Doświadczenia nas wzmacniają. A dla siebie też warto być przecież przyjacielem. ;)
OdpowiedzUsuńZdrowych i wesołych Świąt, no i wiosny w sercu i na zewnątrz. Pozdrawiam!
Przeżyłam i pewnie jeszcze mnie potrzyma, ale cieszę się, że byłam asertywna.
UsuńJestem swoją przyjaciólką i coraz częściej słucham i ufam własnej intuicji.
Moc pozdrowień!
Osoba, którą opisałaś w poście, nie była nawet dobrą znajomą. Jutro święta łączone z nadzieją, jej i zdrowia, radości oraz dalszej wiary w siłę przyjaźni życzę. Uściski.
OdpowiedzUsuńMasz rację, Iwono, nie była i nie jest, zerwałam z nią dla własnej higieny psychicznej.
UsuńWszelkiego dobra i dużo światła!
Wierzę w przyjażń, miłość polegającą na wolności, wierzę w dobro.
JoAneczko - i wszystko w temacie............... Dobrze, że się uwolniłaś, chociaż już dawno powinnaś ale lepiej późno niż później, prawda?
OdpowiedzUsuńOdchorowałam, podobnie jak większość rozmów i kontaktów z tą osobą.
UsuńOdchorowałam, wyrzuciłam z siebie i idę dalej.
I owszem - lepiej późno niż nigdy.
Dla mnie przyjaźń to stan wzajemnego zrozumienia i wsparcia. W dzisiejszych czasach raczej o to trudno. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWzajemne zrozumienie i wsparcie to piękne gesty. Naprawdę ważne i potrzebne.
UsuńSerdeczności, Karolino. :)
Wiem jak takie znajomości skutkują w ból. Bo ciebie to boli i to jeszcze potrwa. Najważniejsze, że znalazłas w sobie siłę i moc żeby powiedzieć STOP. Takie osoby nic i tak nie rozumieją i zwisa im to, co czujesz, ale powinnaś być z siebie dumna, że masz ten chory układ za sobą. Przyjaciele zostaną, będą trwać. Ja będę.
OdpowiedzUsuńO, zaskoczyłaś mnie bardzo, bardzo! Dziękuję! Jestem teraz na etapie wywalania tego syfu z siebie. Piszę w pamiętniku, wspominam, ale już nie wyrzucam sobie, że byłam głupia i naiwna. Tak było, nie żałuję. Mam doświadczenie. I obym więcej się nie nabrała.
UsuńRaz jeszcze: merci beaucoup.
Cieszę się, że Cię zaskoczyłam. W każdym z nas jest ciemna strona, ale jak chcemy mieć w sobie światło, musimy się chronić przed toksycznymi ludźmi. Sama doskonale znasz te treści.
UsuńZnam, jednak są chwile, gdy trzeba mnie potraktować jak dezodorant i przed użyciem wstrząsnąć.
UsuńJeszcze raz - dziękuję.
Resume
OdpowiedzUsuń„To lęk każe nam trzymać się tego, co małe".
~ Bert Hellinger
❤️❤️❤️
Namaste 🕉️
Doceniam to, JoAnno.
OdpowiedzUsuńThank you very much, Sandi.
Usuń