~ Jennifer Murgia ~
Bajka o Panu Migaczu
Był sobie raz pewien młody Pan, który bardzo lubił rzucać słowa na wiatr i migał się od praktycznie wszystkich swoich zobowiązań.
Ten Pan kochał siebie samego, jak mityczny Narcyz albo Adonis, uwielbiał mówić, mówić i mówić... Słuchać też uwielbiał, ale tylko i wyłącznie samego siebie... To, co mieli do powiedzenia inni ludzie, czasem nawet dużo bardziej oczytani i inteligentniejsi od niego, w ogóle go nie interesowało.
Pan Migacz nie był ani specjalnie błyskotliwy, ani-tym bardziej - przystojny. Miał rozwichrzone włosy o dziwnym, nieokreślonym kolorze, małe, głęboko osadzone, niebieskie oczy i okrągłą twarz z zawadiackim, nieco dziwnym, trochę kpiącym uśmieszkiem. Przypominał wzrostem braci Kaczyńskich, a posturą Misia Kuleczkę... Ale Pan Migacz za bardzo kochał siebie, żeby zauważyć swoje mankamenty. A przecież wiara w siebie potrafi uczynić cuda. Nawet, jeśli przez kilka lat nie jest się w stanie ukończyć tego, co się zaczęło, i co jest wymagane, gdy wykonuje się pewien zawód, to i tak najważniejsza jest wiara w swój nieodparty urok osobisty. Tytuły i dyplomy schodzą wówczas na drugi plan.
Życie Pana Migacza było spokojne i monotonne, płynęło sobie swoim rytmem, gdzieś między pracą, łóżkiem, komputerem i pobliskim laskiem... Sielanka... Nudna, ale jednak sielanka! Pan Migacz był pomimo wszystko bardzo zadowolony: miał ostatecznie pracę, miał gdzie mieszkać (cóż z tego, że z rodzicami) i co jeść, czegóż chcieć więcej, skoro miał jeszcze okno na świat: internet, ten cudowny wynalazek, dający najwięcej możliwości wspaniałej autokreacji! Dający pole do popisu, możliwość zabłyśnięcia, pokazania swego drugiego oblicza: młodego, zdolnego, przystojnego, wykształconego, wrażliwego, inteligentnego człowieka... Po co Panu Migaczowi real, skoro tutaj, w internecie mógł być tym, kim nie był?
Pan Migacz całymi godzinami przesiadywał przed komputerem. Przytył, ale co tam, zawsze przecież można schudnąć, albo powiedzieć, że waży się mniej niż w rzeczywistości.
Nie miał doświadczenia, ale postanowił polować w necie na kobiety. Tych w realu się bał, z tymi mu nie wychodziło, miał trzydzieści lat i żadnego konkretnego związku za sobą...Tutaj dopiero miał możliwość oczarowania jakiejś naiwnej...Czekał na nią długo, ale cierpliwie… Wchodził na wszystkie możliwe strony internetowe, założył blog, gadu-gadu i skype... czekał... Aż w końcu ją znalazł...
Zaczęło się banalnie, coś głupiego napisała mu na blogu... Zaczęło się od kłamstwa, było kłamstwem i kłamstwem się skończyło... Ale trwało dość długo, bo Pan Migacz, oprócz tego, ze mógł się do woli, wręcz do bólu, popisywać swą erudycją, to na dodatek despotycznie rozdawał karty, to on był górą tego dziwacznego układu... No i zupełnie przy okazji odkrył jeszcze uroki posiadania kolejnego wynalazku, dzięki któremu mógł sobie dużo mówić, delektować się swoimi zdolnościami oratorskimi: uroki telefonu komórkowego... Ale zacznijmy od początku...
Najpierw pojawiła się Panna Jabłuszko, ale go denerwowała. Rozmawiał z nią jednak, wampirycznie podkreślając uroki swego zawodu, czym zresztą bardzo pannie Jabłuszko zaimponował, choć zawód ten nie należy do prestiżowych.
Pani Jesień pojawiła się w trakcie jego internetowego romansu z Panną Jabłuszko. Była inna niż wszystkie dziewuszki w sieci. Była niezwykle tajemnicza. No i pisała dosyć sensownie, co go dodatkowo zaintrygowało. I, żeby było śmiesznie, mieszkała bardzo, bardzo blisko... Dopiero później się okazało, jak bardzo, bardzo daleko...
Czas i odległości to największe paradoksy naszej materii. Podobnie nasze myśli, którymi możemy zdziałać tak dużo, że nie możemy praktycznie nic.
O odległości Pan Migacz skłamał na dzień dobry. Wymieniali posty na blogach, ale to mu nie wystarczało, poprosił o numer gadu-gadu, którego Pani Jesień nie posiadała, gdyż nie miała nigdy potrzeby takiego komunikatora. Ona kochała przede wszystkim książki - to był jej świat, świat ciszy, ale świat barwny i ważny, w którym czuła się bardzo dobrze. Internet traktowała jako źródło informacji, blog prowadziła także dla uzyskania pewnych informacji, z dziedzin wiedzy, które ją szczególnie interesowały.
Tak więc gadu-gadu Pani Jesień założyła dla Pana Migacza, a on od razu skłamał, że mieszka gdzieś, gdzie wcale nie mieszkał. Znał to miasto z czasów, gdy w nim zaocznie studiował.
No i zaczęli ze sobą rozmawiać. Spędzać godziny, jak to kiedyś określił... Wymieniać myśli...
On od początku miał zabawę, kłamał, a ona od początku czuła, że coś jest nie tak. Nie potrafiła uwierzyć do końca w jego słowa i w szczerość jego intencji. Nie potrafiła go zdefiniować i zrozumieć. Nie umiała, mimo wiedzy mediatorskiej, dojść z nim do porozumienia. Bardzo się starała, ale nie wychodziło... Próbowała skończyć tę znajomość w zarodku, ale on jej na to nie pozwalał, był despotyczny, władczy. Wysyłał rzewne piosenki, umieszczał na blogu i w opisie gg romantyczne wpisy, opisy i linki, zmieniał blogowe avatary. Bywało to i krępujące i żenujące zarazem, ale i mile łechtało jej kobiece ego, gdyż Pan Migacz był od niej sporo młodszy, choć czasem była wściekła na siebie, ponieważ jej poczucie własnej wartości było stałe, wysokie i niezachwiane od wielu lat. Irytował ją bardzo, ale i rozczulał...W końcu, po kolejnej nieudanej próbie zerwania... podjęła grę. Po prostu grę.
Ona... Taka sobie, bardzo zwyczajna, przeciętna kobieta, nic szczególnego. Jak jedna z wielu. Ani ładna ani brzydka. Ani mądra ani głupia. Od dziecka wmawiano jej, że najważniejsze w życiu jest nikomu nie zaszkodzić i jak najwięcej się nauczyć. Uczyła się więc i uczyła. Ciągle coś studiowała, wciąż czytała, poznawała nowe rzeczy... I starała się nikomu nie szkodzić, ba wybrała taki zawód, żeby nieść pomoc ludziom. Ale też jej rogata dusza, która czasem brała górę nad rozumem, pchała ją do tego, żeby się nie dawać: konwenansom, zasadom, normom, moralności, religiom i innym pomysłom ludzkości, według niej chybionym... Za największy wzlot myśli ludzkiej w tym temacie, uważała słowa Kanta: "Prawo moralne we mnie."
Jeszcze w czasie studiów, jako dwudziestolatka, po tym, jak dostała obuchem w serce, zakochując się w bardzo kreatywnym, zdolnym, inteligentnym i niezwykle przystojnym, dużo starszym od siebie Panu Homosiu, wyszła za mąż za Radosnego Chłopaka, bo wiedziała, czuła w sercu, że on akceptuje ją taką, jaka jest, że nie zrobi jej krzywdy. Właściwie tylko przy nim i tylko dla niego była sobą, nie zakładała maski Poważnej Kobiety. Lubiła go i darzyła prawdziwą, szczerą przyjaźnią, czuła się przy nim bezpiecznie. Uważała, że podstawą dobrego związku jest przyjaźń. Wolała to, niż uniesienia, kończące się na roli posługaczki. Radosny Chłopak był wysoki, szczupły, miał niebieskie oczy, bardzo ładne zęby i nosił okulary. Dbał o siebie, o higienę, co dla niej było priorytetem. Zawsze ładnie pachniał - można go było brać bez obaw w każdej chwili. Kochał ją bezgranicznie, słuchał jej, choć chyba nie zawsze rozumiał, wspierał i czasem stopował jej nonszalanckie, dziwaczne pomysły i fanaberie (nurkowanie w oceanie, bieganie po niewyznaczonych szlakach, szybką jazdę bez zapinania pasów i temu podobne sporty ekstremalne) miał ścisły umysł, nie zawsze rozumiał jej długie wywody o książkach, literaturze, teatrze. Zupełne przeciwieństwo niskiego malkontenta-humanisty, jakim był Pan Migacz... lub raczej: jakim chciał się zaprezentować.
Małżeństwo Pani Jesieni i Radosnego Chłopaka było, jak oni, zupełnie nietypowe, inne, niekonwencjonalne. Pozbawione zazdrości, bzdur, niepotrzebnych układów i głupich słów. Jeszcze przed ślubem ustalili zasady wspólnej samotności, "wspólnego bycia serc" i zawsze ich przestrzegali. Byli jak para zgranych przyjaciół i bezgranicznie sobie ufali. A że przy okazji, wyglądali razem jak filmowa, zakochana, romantyczna para? Tym lepiej, przynajmniej skłonni do plotek ludzie, nie mogli sobie na nich poużywać. Rozmawiali zawsze o wszystkim, co ich nurtowało. Byli wobec siebie szczerzy. Ona czuła, wiedziała, ba - była pewna, że nawet jeśli ich związek się rozpadnie, pozostaną dobrymi przyjaciółmi, bo czasem "lubić" znaczy dużo więcej, niż "kochać"...
To właśnie Radosny Chłopak nauczył Panią Jesień obsługi gg, a potem skype'a. Od początku wiedział o istnieniu Pana Migacza. Szkoda, ze Pan Migacz nie był tego wart.
To właśnie Radosny Chłopak nauczył Panią Jesień obsługi gg, a potem skype'a. Od początku wiedział o istnieniu Pana Migacza. Szkoda, ze Pan Migacz nie był tego wart.
Radosny Chłopak nie zdejmował z palca obrączki od dnia ślubu. Pani Jesień, założyła ją na palec... tylko w dzień ślubu. On był wielkim optymistą, ona wszystko widziała w czarnych, ewentualnie szarych kolorach.
Flirtowała z kobietami, które się w niej jakimś dziwnym trafem zakochiwały, przyjaźniła z wieloma facetami, ale tylko superinteligentnymi, a on był z nią, dla niej, przy niej. Wiedział, że jeśli spróbuje ją powstrzymać, zatrzymać, przetrzymać, upomnieć... ona odejdzie. A była to ostatnia rzecz, jakiej sobie życzył. Poza tym wiedział, że ich przyjacielski związek jest dla niej opoką, Itaką, ostoją. I chciał, żeby tak zostało, bo ona miała w sobie to coś... coś, co sprawiało, że chciało się z nią być.
Pan Migacz też chciał z nią być, ale tylko wirtualnie i telefonicznie, nawet raz zaproponował ... wirtualny seks czym ją jedynie rozśmieszył do łez. Po okresie rozmów na gg, odkryli telefon i skype, przyzwyczajali się do swoich głosów. Opowiadali sobie o wszystkim i o niczym. A właściwie to Pan Migacz opowiadał, mówił, inicjował rozmowy nawet w środku nocy... Jednak Pani Jesień była wzrokowcem, chciała, wyczuwając jego nieszczere intencje, zobaczyć Pana Migacza, chciała mu spojrzeć prosto w oczy... Fotografie wysyłane MMS - ami to przecież nie to samo, co kontakt z żywym człowiekiem.
Po ponad pół roku rozmów zaproponowała niezobowiązujące spotkanie, łamiąc swoje zasady, bo nigdy wcześniej tego nie robiła, czekając na inicjatywę mężczyzny. Najpierw udał, że nie usłyszał, potem się wykręcił, że nie lubi miasta, w którym chciała się spotkać, a potem się debilnie tłumaczył, że nie zrozumiał jej do końca... Mimo wszystko, nieustannie twierdził, że mu zależy na niej, na spotkaniu, na wspólnym wypiciu kawy, co przez jakiś czas robili podczas rozmów na gg...
Migał się i migał, a ona miała dość. Dość słów, których w żaden sposób nie potwierdzały czyny. Zaczęła ją ta dziwna znajomość najpierw męczyć, a potem irytować, drażnić... Ciągnęła to wszystko latami tylko po to, aby przekornie przekonać się, co będzie dalej, co się stanie, jak ta gra będzie się dziać...
Zrywała z Panem Migaczem sto pięćdziesiąt razy, a on uparcie wciąż dzwonił i pisał SMS - y, jakby nigdy nic się nie stało. Wymyślił nawet, że ją bardzo kocha i że chciałby się z nią spotykać, choćby nawet potajemnie (przedszkole górą!)... Ale oczywiście, tylko to sobie palnął, bo on tak potrafił... Może po prostu nie miał z kim gadać? Umówili się z lata na wiosnę, a gdy przyszła wiosna o spotkaniu nawet się nie zająknął. Pani Jesień odczekała miesiąc i spytała wprost... Stwierdził, że może (sic!) latem będzie miał czas...
Poczekała, aż nadarzy się okazja, żeby z nim zerwać raz na zawsze. Wiedziała, że jest to, jak u Witkacego, jedyne wyjście z tej chorej sytuacji, w którą uwikłała się, niestety, na własne życzenie. Pewnego dnia po prostu i zwyczajnie wyrzuciła telefon z mostu do rzeki... Drogi, nowy, błyszczący czerwony aparat. Był to akt symboliczny, ale oczyszczający... Padał zimny deszcz, woda płynęła swoim nurtem, jak wszystko na tym świecie, a Pani Jesień pomyślała o tym, o czym mówił Shakespeare, o czym przypominała Desiderata... pomyślała, że nie igra się z miłością... Słone łzy przypomniały jej, że chciała najpierw pokochać Pana Migacza, a potem się z nim zaprzyjaźnić, że naiwnie wierzyła w szczerość jego wyznań, bo po prostu i zwyczajnie chciała w nie wierzyć... Słone łzy przypomniały jej, że był ktoś, kto lubił ją naprawdę, realnie.
Wirtualna "miłość" odpłynęła wraz z telefonem, którego numer został zmieniony i zastrzeżony, skasowanym gg i skypem.
Pani Jesień odetchnęła z ulgą. Czasem miewała alergiczne problemy z oddychaniem, ale tym razem poszło jej łatwo. Uśmiechnęła się, jak zwykle smutno i popatrzyła swymi bursztynowymi, jesiennymi oczami z zielonkawą nutką, optymistycznie w przyszłość, chociaż ta akurat bajka nie doczekała happy endu, a Pani Jesień nie podaje numeru swojego telefonu nawet kolegom z pracy...
jik, 2009
* wszystkie zdarzenia i postaci są absolutnie fikcyjne i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością
Dostrzegaj różnicę między ludźmi, którzy rozmawiają z tobą w wolnym czasie, a tymi, którzy poświęcają swój wolny czas, aby rozmawiać z tobą.
~ Autor nieznany ~
*** cytat w tytule notki, Agnieszka Osiecka
Pioseneczka dla wytrwałych. ;-)
~ Autor nieznany ~
- Można kochać i nie być z tym kimś. Wystarczy, że uczucie nie jest odwzajemnione albo, że ta druga strona nie jest wolna.
- I można być wiernym takiej osobie przez dłuższy czas?
- Jeżeli to ta jedyna, to chyba warto czekać, prawda?
- Czyli nie jest pan sam?
- Nie w sercu.
~ Marc Levy ~
*** cytat w tytule notki, Agnieszka Osiecka
Pioseneczka dla wytrwałych. ;-)
Niektóre kobiety są bardzo głupie... naprawdę głupie :(
OdpowiedzUsuńNo są i co poradzisz?
UsuńNiektóre się uczą, wyciągają wnioski, inne nie.
Jednak uważam, jak Staszewski, że "z tylu różnych dróg przez życie, każdy ma prawo wybrać źle".
Dobrego! :))
Przywędrowałam tu od Michała, z ciekawością przeczytałam...
UsuńZastanawiam się, dlaczego Antek po przeczytaniu tego tekstu nie napisał: "niektórzy mężczyźni są bardzo głupi... naprawdę głupi". Być może Migacz miał okazję, (którą stracił) poznać bliżej fajną kobietę. Wiem, wiem... najczęściej prawda jest taka, że nie poznając tej kobiety zrobił jej przysługę - o czym Pani Jesień jeszcze po prostu nie wie. :)
Pozdrawiam :)
Witaj, Tereso, bardzo mi miło, że przywędrowałaś do mnie, cieszę się. :)
UsuńAnek napisała, to co czuje, ona zawsze jest szczera i ma święte prawo do swoich odczuć.
Za tę szczerość bardzo Ją cenię, choć osobiście nie oceniam w ten sposób ludzi, staram się wczuć. :)
Z tego, co się orientuję, Pan Migacz, po zerwaniu kontaktu, odnalazł Panią Jesień - nie było to trudne, wystarczyło zjawić się w miejscu jej pracy. Z tym, że karta bardzo się odwróciła, jak to bywa w bajce pt. życie - i choć Pan Migacz już bardzo, bardzo chciał się spotykać, Pani Jesień wrzuciła na luz.
Wiesz, czasem jest tak, że ktoś pisze, iż jest np. Twojego wzrostu, a potem się okazuje, że jak jesteś odziana w szpilki, nie sięga Ci nawet do ramienia. ;-))))
Pan Migacz nauczył Panią Jesień paru rzeczy, za co dozgonnie zostanie mu wdzięczna, bo każdy człowiek, jakiego spotykamy na swej drodze, nawet wirtualnie, to nasz nauczyciel - on nauczył ją zasady ograniczonego zaufania. :)
Pozdrawiam serdecznie, j. :)
Nie popełniłam niczego takiego jak Pani Jesień, ale... poza ta wirtualną znajomością Pani Jesień jest wściekle podobna do Pani Zimy, którą znam bardziej niż osobiście.
OdpowiedzUsuńPani Jesień jest głupia i już taka zejdzie z tego porąbanego padołu, a Pani Zima jej bardzo imponuje.
UsuńPani Zima jest zakręcona jak ruski termos, a rozgarnięta jak liście jesienią.
UsuńI ma świetne riposty. :p
UsuńOraz pierdolca :))
UsuńBez pierdolca byłoby nudno!
UsuńCo prawda, to prawda.
UsuńZresztą... Popełniłam coś znacznie głupszego niż Pani Jesień: wyszłam za mąż za debila.
OdpowiedzUsuńPani Jesień popełniła w życiu tyle głupstw, że starczyłoby dla pięciu takich paniuś.
UsuńZakochała się sto lat temu w pewnym bardzo mądrym i bardzo dużo od siebie starszym
erudycie i potem wszystko jej zwisało i powiewało, jak kilo kitu...
Zapomniała, że jedyną osobą, której może zaszkodzić podejmując głupie decyzje,
jest ona sama...
Pani Jesień jest nieznośna z tym podobieństwem do Pani Zimy, również w zamiłowaniu do starszych erudytów!!!
UsuńStarsi erudyci towarzyszyli Pani Jesieni od zawsze.
UsuńRaz tylko się głupio w jednym zabujała, a on nie mógł
się jej odwzajemnić - potem mogła sobie powiedzieć...
un coeur en hiver...
Pani Zima przez pewien czas miała skłonność do starszych panów, która szybko przerodziła się z skłonność do młodszych panów :)
UsuńDo młodszych to ja mam jakieś "szczęście".
UsuńMoże dlatego, że głównie mnie irytują...
A może nie trafiłam na fajnego niebieskiego 30+. ;-))))
Ty do mnie nawet nie mów o młodszym, jasnym i niebieskookim, bo zaraz Karenina się we mnie z powrotem obudzi i pójdę na dworzec :(
UsuńAle... dlaczego postanowiłaś ukarać wytrwałych tymi potwornymi dźwiękami?!
OdpowiedzUsuńBo... nie przypuszczałam, że ktokolwiek wytrwa do końca!
UsuńA ja nie tylko wytrwałam, ale na dodatek byłam zaskoczona i zawiedziona, że tak szybko się skończyło...
UsuńPowinnaś wiedzieć, jak dobrze mi robi czytanie... w tym czytanie Ciebie.
UsuńKoniec tego czegoś jest odwrotny do początku i Pani Jesieni nie chce się już o tym ani myśleć,
Usuńani - tym bardziej - pisać.
Ale będzie pisać inne bzdety i będzie też prowokować!
A niech sobie prowokuje, ja tam podatna na zgorszenie nie jestem :)
UsuńJuż awansowałam na głupią lesbę, to co mi tam. :)))
UsuńA kto Cię tak wywyższył?
UsuńWitaj Joasiu.
OdpowiedzUsuńPełno jest takich Migaczy na tym łez padole.
Jestem hetero, więc Migaczki pierd....
Znam jednego kurdupla Migacza... Szkoda gadać.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Ja też jestem hetero, Michale...
UsuńCzasem myślę, że niestety... Bo zdarzyło mi się
w moim popapranym życiu spotkać kilka
interesujących kobiet...
Bo faceci, jakich spotykam...
Michale, wiesz, że żartuję, prawda?
Serdeczności!
Bardzo ciekawe opowiadanie, zdaje mi się, że mogłoby mieć wzorce bohaterów w rzeczywistości i nawet nie trzeba by było ich długo szukać.
OdpowiedzUsuńZnajomości internetowe często źle się kończą, szczególnie gdy chodzi o mężczyznę i kobietę. Monitor przyjmie nawet największe kłamstwo. Dlatego nigdy nie kłamię, najwyżej nie napiszę o tym, czego nie chcę. Dobrze, że Pani Jesień była rozsądną kobietą, choć nie do końca.
Stare powiedzenie mówi, że kłamstwo ma krótkie nogi i na pewno jest to prawdą.
Miłego końca tygodnia i oby nie padało, bo na to się zanosi.
Mężczyzna i kobieta, Aniu, sama wiesz, ile powstało tomów w tym temacie,
Usuńa on wciąż pozostaje otwarty.
Czasem myślę, że chciałabym być potulną kozą,
taką blondi z loczkami, wypatrującą wsparcia
i oparcia na męskim ramieniu ku zadowoleniu ogółu...
Niestety, nie umiem.
Nierozsądna bywam, ostatecznie moja numerologia zobowiązuje. :)))
Zimno dziś, byłam już z pieśką na spacerze: zmarzłam w swetrze i jeansach.
Na razie nie pada... Delektuję się pustym domem...
Dobrego i jeszcze lepszego!
A ja znam bardzo dobre małżeństwo, które poznało się przez Internet... Ich pierwsze związki legły w gruzach, a w tym drugim odnaleźli się jak dwie połówki jednej pomarańczy. To Tobołkowa i Tobołek...
UsuńNo i niech im się szczęści!
UsuńJuż kilkanaście lat im się szczęści - i to coraz bardziej. I dobrze. Po tym, co przeszła z pierwszym, należało jej się jak chłopu ziemia!
UsuńPowiem Ci, że wielu moich znajomych w drugich związkach odnalazło to, czego nie mieli w tych pierwszych.
UsuńAle najlepsza była moja imienniczka: całe LO i studia z jednym kolesiem, do wyrzygania, wszystkie wolne chwile...
po to, aby zerwać z nim w trzy dni po poznaniu innego i wyjść za tego innego w niecały miesiąc... i byc z nim do dziś.
Prawie jak u Mortycji, mojej kuzynki, tylko odwrotnie... Pisałam kiedyś o tym na blogu, niewesoła historia.
UsuńNa pewno do tego dojdę, powolutku, w swoim tempie-
Usuńna razie drżę z emocji pod numerem 7...
"Coraz trudniej przerobić na 7
numer nieba, pod którym
przyszło nam żyć..."
Poniedzielski
Powiem Ci, że to, co napisałam pod numerem 7, to ledwo muśnięcie... Oj, jest co wspominać!
UsuńCiekawie się czyta. Podobno kłamstwo w dzieciństwie wyrabia inteligencję :) Ale w tym przypadku nie powinno mieć miejsca, jednak życie zna wiele takich przypadków... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie odstawiałam tzw. kłamstwa fantazyjne - były tak dziwne,
Usuńże mama zaprowadziła mnie do psychologa. :)))
Wyrosłam z nich szybciutko.
Wyrosłam też z pewnych znajomości. :)
Pozdrowienia!
W takim razie jestem debilką - od zarania życia nie umiałam kłamać :)
UsuńJa kłamałam.
UsuńŻe miałam czapkę na łbie - po to, aby dwa dni później mieć zapalenie płuc;
że nie paliłam - po to, aby wypadła mi z kieszeni paczka "Zefirów";
że złożyłam podanie na polonistykę - po to, żeby zdawać do PWST...
i że nie kocham - po to, aby gryźć paluchy z nadmiłości...
i takie tam... bzdety...
Ludzie robią w życiu różne głupie rzeczy, których potem żałują. Ja nie oceniam Pani Jesieni. A panów Migaczów wyczuwam na odległość.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Ci zazdroszczę tego rentgenka w oczach, bo ja, niestety, mam zwodniczą intuicję. :))
UsuńPozdrawiam ciepło!
Myślę, że temat mężczyzny i kobiety nigdy nie zostanie zamknięty. Z mojego balkonu widzę dwa drzewa, jedno ma ciemniejsze liście, drugie jaśniejsze. To ostatnie jest tak przechylone, że wygląda, jakby wspierało się na tym pierwszym. Często na nie spoglądam i wyobrażam sobie, że to drzewo o jaśniejszych liściach, to kobieta, która wspiera się na mężczyźnie, o on chętnie służy jej pomocą. Tak powinno być w małżeństwie i niekoniecznie trzeba być blondynką z loczkami, aby potrzebować męskiej podpory.
OdpowiedzUsuńCzytałaś "Emancypantki" Prusa?
Nigdy nie sfotografowałam tych drzew, bo obok stoi pojemnik na używane ubranie, a to mnie odstrasza, bo psuje moje wyobrażenie.
P.S. Znowu pod Twoim komentarzem nie widzę możliwości odpowiedzi, więc piszę dużo poniżej.
U nas w nocy padało, od dwóch nocy nie widzę spadających perseidów i szlag mnie trafia.
Oby dzisiejszy dzień był bezdeszczowy, bo mąż kosi trawniki.
Pozdrawiam bezdeszczowo.
Anno, gdy chcesz w tamtym wątku odpowiedzieć JoAnnie, to kliknij w "Odpowiedz" pod Twoim komentarzem. Twój komentarz ukaże się w tym wątku na dole, czyli pod moim.
UsuńPrzepraszam, że się wtrącam, ale chciałam Ci to wyjaśnić, żebyś nie miała trudności.
P. S. Wymieniłaś jedną z moich ulubionych powieści :)
Teraz wpadłam tu na moment, będę później, odpiszę na wszystkie komentarze, dziękuję, dziękuję i znikam... (goście, goście)...
UsuńANNO,
Usuńcudnie napisałaś o tych drzewach!
temat kobiety i mężczyzny, podobnie, jak miłości i śmierci pewnie nigdy nie zostanie wyczerpany.
Bo i po co? Wszak jest jak najbardziej ludzki...
"Emancypantki" to jedna z moich ulubionych powieści w polskiej literaturze!
PS
Byłam wczoraj na zamku w Kliczkowie i pozdrowiłam Cię w myślach. :))
Dobrego!