Translate

16 lutego 2016

Przeczytane, obejrzane...



Przedstawię dzisiaj niewielki wycinek tego, co ostatnio udało mi się przeczytać i obejrzeć, bo czas mnie goni, jak Morgana Freemana i Jacka Nicholsona. 
;-)

Książek mam jeszcze kilkanaście do przeczytania własnych, więc na razie w ogóle nie zaglądam do biblioteki, chyba, że jest jakaś ciekawa wystawa lub jakieś nowe filmy na DVD w mediatece.

Ostatnio, albo raczej - niedawno światło dzienne ujrzały dwie nowe książki o moim ukochanym artyście, Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, więc nie byłabym sobą, gdybym ich nie miała, gdybym nie przeczytała... 
Jak zawsze nie zamierzam spamować i opowiadać treści, jednak chciałabym Was zachęcić do sięgnięcia po książki i filmy, które są tego naprawdę warte...




Pozycja, moim zdaniem,  bardzo ważna, bo do tej pory o okresie pierwszej wojny w życiu Witkacego nie było wiele wiadomo. Owszem, wspominano, iż Witkacy przez udział w wojnie bał się komuny, że przez to, iż 17 IX 1939 Sowieci wkroczyli do Polski, popełnił samobójstwo we wsi Jeziory, jednak nie było pełnej analizy tego ważnego okresu w życiu artysty, bo nawet on sam o nim nie wspominał.
Książka Krzysztofa Dłubińskiego (autor przygotowywał ją przez cztery lata) przybliża nam ten okres i na pewno stanowi ważny wkład w postrzeganie Witkacego i jako człowieka i jako twórcy oraz zrozumienie jego późniejszych dzieł.


Zakopane. Ulubione miejsce na Ziemi wszechstronnego artysty, który - wbrew pozorom - już za życia stał się legendą i sam się do tej legendy przyczynił. Artysty wielbiącego zwierzęta, zwłaszcza psy (potrafił góralom spuszczać z łańcuchów psy, bo uważał, że to nieludzkie tak je traktować), dostrzegającego piękno w źdźbłach traw, majestacie gór...
Nie sposób przejść obojętnie wobec tej książki, stanowiącej kopalnię wiedzy o wariacie, który nie był żadnym świrem, tylko niesamowicie wrażliwym człowiekiem, wizjonerem wyprzedzającym swoją epokę i niebanalnym filozofem, wciąż się dokształcającym, śledzącym na bieżąco (mimo braku internetu) naukowe i filozoficzne nowinki. W bezbłędny sposób Pinkwart rozprawia się też z rozpowszechnionym stereotypem postrzegania Witkacego, jako ćpuna i pijaka, tworzącego po używkach.


Możliwe, że jestem i byłem zawsze wariatem, ale nie chcę zamienić tego na żadną przytomność.


Stanisław Ignacy Witkiewicz



Ta książka wieloletniego sekretarza i - można tak powiedzieć - przyjaciela wielkiej poetki, dotrze do mnie dziś lub jutro, ale już mam za sobą lekturę. Mam cudownych sąsiadów: "Na razie nie mam czasu, proszę sobie przeczytać!" No i przeczytałam i jestem zachwycona, mam pełniejszy obraz Wisławy Szymborskiej - cudownego człowieka z krwi i kości, nie pozbawionego przywar, ale jednocześnie niezwyczajnego (niestety, nałogowego palacza).
Szczerze polecam!

Wisława Szymborska uważała, że nie wypada do nikogo dzwonić przed dziesiątą rano. No chyba, że stałoby się coś złego. 

Michał Rusinek, Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej
 


Prosiła mnie, żebym nie komentował jej wierszy: "Jeśli pan skrytykuje, będzie mi przykro. Jeśli pan pochwali, to i tak nie uwierzę." Ograniczałem się do nieśmiałych sugestii interpunkcyjnych. Pani Wisława nie przepadała za przecinkami. Mnie, świeżo upieczonego polonistę, ich brak w oczywistych miejscach trochę uwierał. Dostawałem maszynopis pisany przez kalkę. Kopię zostawiała sobie, mnie dawała oryginał, zazwyczaj z ręcznymi poprawkami. Przepisywałem wiersz na komputerze, następnego dnia przynosiłem jej wydruk - z sugestiami przecinków. W ostatnich pięciu tomach wierszy jest sporo moich przecinków. To mój wkład w literaturę polską. Śmialiśmy się, że może kiedyś wydam "przecinki zebrane".


Michał Rusinek, Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej, 2016



Filmy



Saoirse Ronam, która gra praktycznie od dziecka, ukazuje nam się w "Brooklynie" nieco zmieniona fizycznie (ciemne, kasztanowe włosy), starsza, dojrzała aktorsko. Wciela się w postać biednej dziewczyny, która z Irlandii wyrusza do Nowego Jorku szukać lepszego życia. Taka niby prosta historia, jakich wiele. Ale ja uwielbiam Julie Walters, odkąd zachwyciła mnie w "Edukacji Rity" i Jima Broadbenta i choćby dla nich warto obejrzeć ten film. Na uwagę zasługuje też Domhnall Gleeson, który bardzo dobrze zagrał również w "Zjawie".
Miłość, zauroczenie, rozdarcie i trochę komplikacji - można obejrzeć ten klimatyczny i urokliwy film.

7/10 za aktorów na drugim planie


Ups... No cóż, jestem kobietą. Chyba dość wrażliwą. Zanim wybrałam się na ten film, poczytałam sobie sporo o faktach, jakie przedstawia, o tym, jak był realizowany. Nie było wątpliwości, że go obejrzę. Przecież Leo to mój ulubieniec, odkąd zachwycił mnie w "Co gryzie Gilberta Grape'a"... Tu też mnie zachwycił, na tyle, że nie mogłam spać. Są w tym zbyt długim i nieco monotonnym filmie dwie sceny, które sprawiły, że było mi niedobrze. Powiem tak: generalnie chodzi o mięso, a wiem skądinąd, iż Leo jest wegetarianinem, więc osobiście uważam, że choćby za to powinien w końcu dostać tego Oscara (ale go nie lubią, to chyba znów nie dostanie, jak Glenn Close, która go nie ma do dziś). Ludzie mówią - rola polegająca na czołganiu się. Nieprawda. To dobra rola, pełna pasji, z tym, że w moim odczuciu, aktorski prym w tym filmie wiedzie Tom Hardy w roli drugoplanowej. On, niestety, kasuje boskiego Leo. A DiCaprio mnie się bardzo podobał w "Django".

7/10 - za mięcho i ten iskrzący aktorski duecik DiCaprio/Hardy


Tarantino. I chyba wszystko na ten temat. Ale, jak dodamy dawno niewidzianego Kurta Russella, którego kocham za "Tombstone", w dueciku z Samuelem L. Jacksonem, to tym bardziej warto. Ma Quentin lepsze tytuły w swoim artystycznym dorobku. Tutaj - jak w "Zjawie" - jest ciut za długo, ale JEST (i to jak!) jedna z moich ukochanych, ostatnio chyba zbyt zapomnianych, świetnych aktorek, Jennifer Jason Leigh. Kto pamięta jej świetne, bezbłędne role w "Sublokatorce", "Pani Parker i kręgu jej przyjaciół" czy w "Placu Washingtona" Agnieszki Holland, wie, o kim mówię.

7/10 za głos narratora


Jeżeli ktoś, kto szuka taniej sensacji o homoseksualnym podłożu, wybierze się na ten film, to bardzo się rozczaruje. To film pozornie bez akcji, z bardzo dobrymi kostiumami i scenografią. Film subtelny, opowiadający o związku dwóch kobiet z dwóch odległych światów. Cudowne, moje ulubione aktorki, urocza Cate Blanchett i Rooney Mara (która tutaj wygląda bardzo ładnie i świeżo, zupełnie inny image, niż w "Dziewczynie z tatuażem", co świadczy o jej niemałym talencie), stanęły na wysokości zadania, doskonale oddając nastrój i uczucia. Powiedziałabym, gdyby to nie było śmieszne, że ten film jest... ładny.

7/10 za Blanchett, która wygląda bosko!


Oparta na faktach historia miłości młodziutkiej poetki i pisarki pragnącej studiować, jednak bez wahania przerywającej wymarzone studia, żeby służyć pomocą w obliczu katastrofy I wojny światowej i jej miłości do młodego poety.
Dobre aktorki na drugim planie: znana ze świetnej roli w "Przełamując fale" i ze "Złodziejki książek" Emily Watson, oraz jedna z moich ulubionych angielskich aktorek, Miranda Richardson.
Bardzo ładna i dobrze zapowiadająca się młoda aktorka w roli Very Brittain, Alicia Vikander.

6/10


Bardzo lubię Hilary Swank, to dobra, rasowa aktorka. Nie ukrywam, że lubię westerny, a ten film wydaje mi się szczególnie ciekawy. Oprócz tego, że wyreżyserował go i zagrał główną rolę starszy i nie tak seksowny, jak na przykład w "Ściganym", ale za to dojrzały i nadal świetny Tommy Lee Jones, atutem tego filmu jest aktorstwo (Meryl Streep i John Lithgow w dobrych epizodach) i temat, jaki został w nim poruszony... Chyba dotąd nie było westernu opowiadającego o eskorcie trzech bezbronnych kobiet, które po przejściu życiowych traum, postradały zmysły...

7/10 za cudną scenę kąpieli pięknych kobiet i bosko brzydką Swank (to piękne, gdy ładna aktorka pozwala tak bardzo oszpecić się do roli).


Temat ograny (świetny film "50/50" czy wcześniejsze "Za wcześnie umierać" z Julią Roberts i rewelacyjnym Campbellem Scottem), film, moim zdaniem, nieudany, słaby. Ale! Jest jedno ale i dlatego uważam, że warto obejrzeć. Tym ale jest Tomasz Kot, którego bardzo lubię, a odkąd zagrał profesora Religę, wręcz uwielbiam. Tomasz Kot, który wychudł do tej roli nie wiem, ile kilo, który był wiarygodny i wzruszający.

3/10

11 komentarzy:

  1. A ja jestem na razie czynnym uczestnikiem filmowego maratonu :-))

    Planeta Singli,Zjawa,Marsjanin,Nienawistna ósemka
    Brooklyn,Interstellar,Nietykalni,Sicario,Dzika droga
    Widzę, widzę,Łowca czarownic,Ex Machina,Incepcja
    ...

    Spokojnego wieczoru !




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planeta singli - w kinie ryk, a nie wiem z czego;
      Marsjanin - odkąd Mattek zagrał utlenionego geja, nawet go lubię. ;-)
      Interstellar - yes!
      Nietykalni - loobię to!
      Sicario - nie oglądałam.
      Dzika droga - Reese. :))
      Widzę, widzę - na razie nie widzę (ale oblookam).
      Łowca czarownic - se czeka, choć kusi Michael Caine.
      ExMachina - bez podnietki.
      Icepcja - forever!

      ;-)))

      Ostatnio ja:

      Sufrażystka, Nigdy nie jest za późno, Król życia.


      --------------------------------

      Padam na twarz, mieliśmy dziś radę, cały dzień w pracy - jestem niedotleniona...

      Dobrego wieczoru, Ra!

      Usuń
    2. Dzisiaj obejrzę "Ojcowie i córki"(2015)
      Fathers and Daughters-
      Jest tu Russell Crowe jako: Jake Davis

      Na jutro zaplanowałem"Niemożliwe"(2012)
      Lo Imposible-

      Spokojnego wieczoru.J

      Usuń
    3. O, Russellek to pikuś przy Amandzie Seyfried i Diane Kruger - muszę oblookać!

      Niemożliwe - podbudowujący film.

      Nie mam siły...
      Na nic.

      Dobrego, Jerzy!

      Usuń
  2. Chodziłabym do kina częściej, gdyby moi nie przeszkadzano w oglądaniu na wszelkie sposoby. Bo już sama nie wiem, czy jestem w kinie, w barze, gdzie wszyscy jedzą, piją, mlaszczą, chrupią, siorbią, czy może w kawiarence internetowej, gdzie świecą po oczach ekranami smartfonów, bez których nawet w kinie wiele osób obyć się nie potrafi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MIało być "gdyby mi nie przeszkadzano", przepraszam za literówkę, która zmienia sens

      Usuń
    2. Kocham kino,
      nie umiem nie chodzić.
      Ale owszem - zapach popcornu gorszy, niż mięcho zeżarte przez DiCaprio w "Zjawie". :))

      Już nawet w teatrze zachowują się podobnie, przyłażą w wytartych jeansach...

      OK. Milknę, dzięki za wizytę!!!

      Usuń
  3. Kino, telewizor, DVD - dla mnie nie istnieją. Nie wiem, dlaczego, ale nie lubię oglądać filmów. Zaraz zaczynam kombinować, wiercić się, wymyślać, a przecież nie należę do istot ruchliwych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam odwrotnie, Be.
      Generalnie się wiercę, trudno mi wysiedzieć.
      Nawet raz dzieciaki do mnie: Mogłaby pani usiąść i nie łazić po klasie?

      Ale w kinie lub przed TV, gdy cos mnie zachwyci - jestem grzeczna i moje ADHD zasypia. ;-))

      Dobrego, chyba się dziś wcześniej położę, choć kuszą "Wiersze wszystkie" Czesia Noblisty. ;-)))

      Pa.

      Usuń
    2. Dziwna rzecz z Czesiem. Bardzo nie lubiłam go jako człowieka, ale wiersze to i owszem.

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz, zawsze odpiszę i zajrzę do Ciebie w miarę czasowych możliwości: czasem szybko, niekiedy później, ale zajrzę na Twój blog. Pozdrawiam. :)