Witajcie!
Już na wstępie, od razu ostrzegam, że jeśli ktoś spodziewa się u mnie, w tym poście krytyki, to się zawiedzie.
Nie napiszę o kiepskim, pozbawionym logiki scenariuszu, który zawiera lokowanie produktu producentów i sponsorów, krzyczy wręcz o wyobraźni a zabrakło jej scenarzystom, którzy chyba są po kursie u nawiedzonych coachów od pozytywnego czy raczej życzeniowego myślenia i jeszcze gorszym, teledyskowym montażu, braku konsekwencji w prowadzeniu postaci, o rażącej poprawności politycznej, o przeniesieniu akcji do innego kraju, o szarżowaniu słowem empatia, która de facto jest totalnie ignorowana w akcji, o zmianie głównego dziecięcego bohatera w bohaterkę, o tym, że nie wykorzystano potencjału aktorów ani pierwowzoru literackiego. Nie powiem, że wiało a nawet pizgało Harrym Potterem i innym strasznie ogranym, stereotypowym Hollywoodem oraz totalnym kiczem rodem z "Titanica". Wtórność wylewała się jak dzika rzeka płynąca pod prąd i że efekt był płytki jak kałuża po kapuśniaczku. Nie napiszę również, że ah, oh, eh - wersja sprzed czterdziestu lat była sto razy lepsza, a ta jest bez sensu. Nie zrobię tego - skupię się na "plusach dodatnich", a "plusy ujemne" oddam w ręce lub raczej klawiatury profesjonalnych recenzentów lub kamerki youtuberów, którzy do tego miana pretendują i uważają się za znawców. Ja jestem jedynie amatorką książek i kina i z takiej perspektywy piszę ten tekst? A to feler!
Owszem - wychowałam się i na powieści Jana Brzechwy, którą kocham do dziś i na filmach z lat osiemdziesiątych, które uwielbiam, ale czasy się zmieniają i bajki też, a jak się nie zmieniają, to przynajmniej ewaluują. A więc:
"Czekaliście na to czterdzieści lat! Witajcie w całkiem nowej bajce!"
Czy rzeczywiście czekaliśmy, nie wiem, ale pojawiła się. A jaka jest nowa bajka, nowa fabularna wersja filmu opartego na motywach książki z 1946 roku? Powieści autorstwa poety, pisarza, adwokata i prawnika walczącego o prawa autorskie, Jana Brzechwy, kuzyna mojego kochanego poety Bolesława Leśmiana? Jest bajką pełną akcji i wizualnych atrakcji. Jest kolorowa i pełna piosenek. A piosenki są świetne i już! Ta poniżej przypomina bardzo klimatem te z Męskiego Grania.
Nową wersję, którą ja określiłabym bardziej jako impresję na temat tej uroczej powieści fantasy wyreżyserował Maciej Kawulski (ur. 1980), a scenariusz napisali Krzysztof Gureczny i Agnieszka Kruk. Film miał swoją prapremierę 20 grudnia 2023 roku w Katowicach, a oficjalnie wszedł do kin 5 stycznia 2024 roku. Bardzo na ten film czekałam, byłam ciekawa adaptacji i już we wrześniu ubiegłego roku o tym pisałam. No i dzisiaj wraz z moimi chłopakami z klasy i kilkoma koleżankami i ich uczniami, udałyśmy się do kina - dobry termin, tuż przed feriami zimowymi, które u nas zaczynają się w poniedziałek.
W roli tytułowej wystąpił aktor, którego nie sposób nie lubić. Puk, puk - jest tu ktoś, kto nie lubi tego pana? Aktor, który, podobnie jak jego poprzednik w tej roli, potrafi zagrać wszystko, nawet "na drągu i w przeciągu" - Tomasz Kot znany choćby z takich wcieleń jak rola lidera zespołu Dżem, Ryszarda Riedla w "Skazanym na bluesa" czy genialna kreacja genialnego profesora Religi w filmie "Bogowie". A i dla poprzednika Kota - Piotra Fronczewskiego - nie zabrakło miejsca w tym filmie, z czego bardzo się cieszę. Obaj aktorzy to aktorzy wybitni, znani, lubiani, cenieni przez widzów.
Aktorsko podobał mi się człekoptak Mateusz (bo kruk to raczej nie był) grany przez Sebastiana Stankiewicza, dobrego, charakterystycznego aktora (widać było, że gość bardzo starał się zrozumieć graną przez siebie postać, ale jakoś nie bardzo dano mu szansę na popis jego możliwości) oraz przez Pana Stanisława Brudnego jako starego Mateusza, wspaniałego aktora, który w tym roku w maju skończy 94 lata - i to właśnie jego pojawienie się w tym filmie wzruszyło mnie do łez (w kinie ciemno, można płakać, jednak ten powód to mało jeśli chodzi o całość). Podobały mi się także wszystkie dzieciaki (bo uwielbiam dzieciaki) występujące w filmie, multi - kulti i chłopiec na wózku inwalidzkim w Akademii. Zawsze cudna Danuta Stenka, która również bardzo starała się dobrze wypaść w roli złej wilkuski i wydaje mi się, że przez pewien moment była też kwiaciarką w Nowym Jorku w chyba najładniejszej scenie tego filmu, gdy Ada oswajała psa; poznałam w jednej ze scen jednego z moich ulubionych wokalistów - Ralpha Kaminskiego.
Jednak najbardziej podobał mi się Albert, który wyglądał jak Daria Zawiałow (też jedna z moich ulubionych wokalistek) lub dziecko żywcem wyjęte z "Wioski potępionych" tylko z autystycznymi cechami i przepięknie zaśpiewał piosenkę z uroczym tekstem. Alberta, przyjaciela (?) głównej bohaterki - Ady Niezgódki - zagrał Konrad Repiński - niesamowicie zdolne dziecko. Piosenkę w jego wykonaniu, najpiękniejszą w tym filmie, posłuchajcie TUTAJ - jest przecudna. Rewelacyjna jest piosenka mojej ulubionej Sanah.
Najmocniej wzruszyło i urzekło mnie to, że film podobał się dzieciakom - że moje chłopaki i inni uczniowie, których czasem trudno jest zaktywizować, żywo reagowały na to, co działo się na ekranie, a przy piosenkach niektóre z nich wstawały z krzeseł i tańczyły. Z kina wszyscy wyszli zadowoleni i uśmiechnięci. To jest atut tego filmu.
Czego mi zabrakło? Ufff... Bardzo wielu rzeczy i to w każdym niemal aspekcie tego dzieła, ale miało być o "plusach dodatnich", więc niech będzie, niech jest.
Tak troszkę, z miłości wielkiej, brakowało Tomasza Kota w większej ilości scen, ponieważ aktor nie pokazał tutaj całego wachlarza swoich możliwości. Pokazał Kleksa, który wyglądał cudownie po prostu, jakby wyjęty z rewelacyjnych ilustracji Jana Marcina Szancera, wspaniałego, niezapomnianego, wybitnego ilustratora (cudne kostiumy, charakteryzacja) i chyba niewiele więcej oprócz tego, że Kleks jawi się jak schizofreniczny i bardzo infantylny oraz strachliwy osobnik, a nie charyzmatyczny i ekscentryczny profesor.
I co muszę jeszcze powiedzieć - Pan Piotr Fronczewski, mimo upływu lat, wciąż ma bezbłędny głos, wygląda świetnie i jest w rewelacyjnej aktorskiej formie. Czasem zatem warto pójść do kina, żeby zobaczyć ulubionych aktorów. Oni zawsze są atutem nawet słabego filmu.
Film oceniam na 3+... No, dobrze; na 4-/10 przede wszystkim za piękne plenery, kostiumy, scenografię i czy polecam pójście do kina nie tylko młodszym, ale też starszym dzieciakom - nie wiem. Dla wielu przesłanie i teksty w filmie wydadzą się spłycone i banalne - ja uważam, że były na miejscu, że dobrych afirmacji nigdy dość, zwłaszcza w kinie familijnym. Uważam, że ten film każdy musi ocenić sam, bo przecież pada w nim naprowadzający tekst, że "Chmury są jak stres - prędzej czy później przeminą"... Spodziewałam się więcej?
A książkę Jana Brzechwy, wielowarstwową, niezwykłą, która mimo upływu lat nic a nic nie straciła na wartości - polecam z całego serca.
Właśnie jestem bardzo ciekawa, jak wypadnie Kot w roli Fronczewskiego, bo wiesz, to jak ze Znachorem, ale przekonać się muszę sama...
OdpowiedzUsuńKot w roli Fronczewskiego = LOVE U!!!
UsuńCudnie to ujęłaś.
Joanna, te soy sincera, no vi la película, pero la tendré en cuenta, hoy la música, niños sonriendo, alegría nos hace falta un poquito de todo eso en estos tiempos tan violentos, y esa película por lo que leí ofrece ese espacio para relajarse y disfrutar en familia.
OdpowiedzUsuńGracias por compartir.
Cariños y besos
Muchas gracias por tu comentario. La película es una producción polaca y acaba de llegar a los cines. Abrazos, saludos, besos!
UsuńNo conocía ni los libros y la película pero me diste curiosidad. Tomó nota. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńMuchas gracias Judith,! Es un libro polaco y una película polaca.besos!
UsuńCan't remember when I last time visited a cinema ... this sounds really interesting.
OdpowiedzUsuńThank you, Angie, best regards. :)
UsuńCzłowiek bierze do ręki rozdane karty, ogląda je, nie dostanie nowych.
OdpowiedzUsuńMoże jedynie grać najlepiej, jak umie, tymi, które mu przypadły.
I marzyć o tych, które mogły się trafić.
// Jo Nesbø //
O! Bardzo lubię Jo Nesbo. :)
UsuńWybieram się, chcę własnej opinii. :)
OdpowiedzUsuńA głosu Fronczewskiego zawsze miło jest posłuchać.
To naprawdę czekam na Twoją opinię, Twój post o tym filmie. Bardzo jestem ciekawa, co napiszesz o tym filmie.
UsuńDear JoAnna! Thank you for telling about your favourite films! Happy January!
OdpowiedzUsuńDear Irina, thank you, I finally have winter holidays and I'm going to the seaside to relax. Happy January!
UsuńSo sad when they do not adapt your favourite book the way you want them to. Good adaptations of books are usually very rare.
OdpowiedzUsuńIt's true what you write, but there have been adaptations that are better than books. For example, Clint Eastwood's "Madison County Bridges" or "The Hours" with Nicole Kidman they liked them better than books.
UsuńNie znam autora i jego dzieł.
OdpowiedzUsuńNiestety, czasami adaptacje książek na filmy nie są najtrafniejsze. Przynajmniej pozytywne było to, że dzieciom się podobało i były zadowolone.
Estou desapontado porque pensei que o filme seria melhor. Abraços!
UsuńA ja, jak to ja, chromolę zarówno iwszą, jak i drugą wersję filmową. Kocham natomiast książkę!
OdpowiedzUsuńKsiążka 📗 jest the best. Chociaż było za naszych czasów powiedzenie: To nie książka, to lektura 😂 to akurat ta lektura wciąż jest fajną książką 📗 . Jadę do Gdyni, pozdro z pociągu.
UsuńCzasem się zastanawiam, czy taki "remake" ma sens? Ale później stwierdzam, że nowe spojrzenie wnosi coś ciekawego do znanego wcześniej dzieła i w rezultacie jestem na tak. Jestem zaciekawiona nową "Akademią Pana Kleksa" i na pewno obejrzę, jeśli tylko będzie dostępna. Pozdrawiam cieplutko💕
OdpowiedzUsuńWszystko ma sens. Obejrzeć warto, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Serdeczności i pozdrowienia z zasypanej Gdyni.
Usuń