Witajcie moi Drodzy!
Na początek mój stary wiersz podyktowany doświadczeniami strasznie bezwzględnej choroby mojej mamy.
tylko nie to
zniosę wszystko
wezmę na siebie całe zło tego padołu
przygryzę zęby i w pokorze uśmiechnę się
do swojego cierpienia
przyjmę wszelkie kłody rzucane
pod moje zbyt małe stopy
ale nie pozwól mi którykolwiek boże
stracić siebie
nie funduj toksycznego romansu
z tym chichoczącym niemieckie kołysanki
wrednym bezwzględnym afazyjnym doktorkiem
nie odbieraj pamięci zdziwionym oczom
wścibskim dłoniom spragnionym ustom
rozszalałym zmysłom
konsekwentnie stosuj się
do własnych przykazań
nie kradnij
nie zabieraj mi
mnie
JoAnna Idzikowska - Kęsik, 16 II 15
zniosę wszystko
wezmę na siebie całe zło tego padołu
przygryzę zęby i w pokorze uśmiechnę się
do swojego cierpienia
przyjmę wszelkie kłody rzucane
pod moje zbyt małe stopy
ale nie pozwól mi którykolwiek boże
stracić siebie
nie funduj toksycznego romansu
z tym chichoczącym niemieckie kołysanki
wrednym bezwzględnym afazyjnym doktorkiem
nie odbieraj pamięci zdziwionym oczom
wścibskim dłoniom spragnionym ustom
rozszalałym zmysłom
konsekwentnie stosuj się
do własnych przykazań
nie kradnij
nie zabieraj mi
mnie
JoAnna Idzikowska - Kęsik, 16 II 15
Ostatnio wszystko robię z jakimś poślizgiem, opóźnieniem, spowodowanym nadmiarem wrażeń w realnym świecie. Posty, które mam w głowie od dawna, czekają na publikację, na "ubranie w słowa" miesiącami, a niektóre nawet latami. Coś wymyślę, wydaje mi się ciekawe, a potem nie mam czasu, żeby to zmaterializować, opisać, napisać o tym.
Temat, który dzisiaj poruszę jest mi bliski od wielu lat, odkąd w 1997 roku okazało się, że moja bardzo inteligentna mama, żywa, rozmowna, z wielką wyobraźnią, kreatywna kobieta, nagle zaczęła się dziwnie zachowywać po to, aby przez dziewięć długich lat, z dnia na dzień powoli, ale konsekwentnie gasnąć i w maju 2006 roku, w wieku 63 lat, odejść jako ktoś, kto od lat nie mówi, nie rozpoznaje bliskich, nie potrafi się ubrać, umyć, najeść, samodzielnie załatwić, nie chodzi, niknie w oczach i od dwóch lat tylko leży w pampersie na elektrycznym, przeciwoleżynowym materacu, wpatrzony pustym wzrokiem poza zasięg tego świata.
Wrzesień od 2001 roku jest Światowym Miesiącem Choroby
Alzheimera (Alzheimer's Disease), a 21 września to Światowy Dzień Choroby Alzheimera, po raz
pierwszy obchodzony w 1994 roku.
Chorobę tę jako pierwszy opisał niemiecki naukowiec związany z Uniwersytetem Wrocławskim, dr Alois Alzheimer (1864 - 1915) – lekarz psychiatra i neuropatolog, profesor psychiatrii Uniwersytetu Wrocławskiego. Zauważył dziwne zachowanie swojej gosposi i wnikliwie badał i opisał przypadek jej demencji, która dopadła ją - jak moją mamę - w stosunkowo młodym jeszcze wieku. I tu moja refleksja - w im młodszym wieku pojawia się ta straszna choroba, tym trwa dłużej i gorzej się ją przechodzi, przeciętnie chory po diagnozie żyje (o ile można to nazwać życiem) ok. 7 lat.
Jest to choroba neurodegradacyjna, nieodwracalna i na razie jeszcze - nieuleczalna. Może dotknąć każdego, nawet najbardziej inteligentnego. I jest straszna nie tylko dla chorego, dotyka też bardzo dotkliwie jego bliskich. Alzheimer nie tylko zabiera tożsamość, zabiera wszystko i w efekcie człowiek kończy w stanie wegetatywnym, wyniszczony strasznie (moja mam ważyła może 35 kg w chwili śmierci). Niestety, w skali globalnej, co roku notuje się większą ilość zachorowań, nie tylko dlatego, że społeczeństwo generalnie się starzeje, ale też dlatego, że mamy medycynę na coraz wyższym poziomie i dostęp do opieki medycznej. I nawet nie wiem, co polecić, aby tej choroby uniknąć, bo akurat moja mama bardzo dużo czytała (czytała na głos mnie i bratu klasykę rosyjską zamiast bajek), rozwiązywała krzyżówki, projektowała swetry na drutach (liczyła oczka, w ogóle dobrze liczyła w pamięci), a choroba dopadła ją w wieku ok. 55 lat...
*
Z filmów, które wryły mi się w pamięć na zawsze i które polecam z całego serca, wymienię trzy, wszystkie zrealizowane na podstawie książek i dwa inne, które nie mają swojego pierwowzoru w literaturze, chociaż jeden z nich powstał na kanwie sztuki teatralnej:
Iris – brytyjsko-amerykański dramat biograficzny z 2001 roku
w reżyserii Richarda Eyre’a, zrealizowany na podstawie wspomnień Johna
Bayleya "Elegy for Iris", opisujący zmaganie się z chorobą wybitnej brytyjskiej pisarki, Iris Murdoch, wspaniale zagranej przez Dame Judith Dench.
Pamiętnik – amerykański melodramat z 2004 roku w reżyserii
Nicka Cassavetesa, na podstawie scenariusza Jana Sardiego, oparty na
powieści Nicholasa Sparksa o tym samym tytule. Była to pierwsza powieść z chorobą Alzheimera w tle, którą przeczytałam, chociaż generalnie nie lubię romansów, melodramatów. Film mnie powalił, bo uwielbiam Ryana Goslinga.
Motyl Still Alice – amerykańsko-francuski niezależny dramat
filmowy z 2014 roku w reżyserii i według scenariusza Richarda Glatzera i
Washa Westmorelanda. Adaptacja powieści Motyl autorstwa Lisy Genovy z przejmującą, rewelacyjną oscarową rolą Julianne Moore. Jest w tym filmie scena, gdy bohaterka w łazience używa kubka z bolesławieckiej ceramiki, która rozdarła mi serce na strzępy - mama kiedyś zbiła mi pięć ukochanych kubeczków, a mnie pozostało ją jedynie przytulić.
Ojciec – brytyjsko-francuski dramat filmowy z 2020 roku w
reżyserii Floriana Zellera. Zdjęcia kręcono w Londynie.
Zeller napisał Ojca w języku francuskim dziesięć lat przed powstaniem
filmu jako sztukę teatralną, która miała premierę w 2012 roku, w Paryżu. Świetna, koncertowa kreacja Anthony'ego Hopkinsa i równie świetna Olivii Colman w roli jego córki.
Strzępy – polski film, dramat z 2023 roku w reżyserii Beaty Dzianowicz, to poruszająca opowieść o tym, jak ważna jest rodzina i jak wiele jesteśmy w stanie zrobić dla bliskich. To również smutny obraz choroby Alzheimera, która dotyka coraz więcej osób na świecie. I naprawdę dobry, godny uwagi film ze wspaniałymi rolami Michała Żurawskiego w roli syna i Grzegorza Przybyła w roli byłego wykładowcy, ojca dotkniętego chorobą. A najdziwniejsze dla mnie jest to, że prawie nikt nie mówi o tak dobrym filmie, ale lansuje się gnioty.
Cytat w tytule postu pochodzi z powieści Lisy Genowy pt. Still Alice, wybrałam go, bo myślę, że moja mama była do samego końca kochana przez mojego tatę, brata i przeze mnie i czuła to. Myślę, że chociaż bywa bardzo trudno, gdy się opiekuje osobą tak bardzo chorą, to fakt, iż czuje się ona naprawdę kochana, bardzo ją wzmacnia.
Temat AD (choroby Alzheimera) jest bardzo obszerny, wydawało mi się, że napiszę dużo więcej, ale widocznie wciąż nie jestem na to gotowa. W maju minie już 20 lat od śmierci mojej mamy, a we mnie wciąż żyje strach, ciągle nie potrafię o tym sensownie napisać. Trzymajcie się zdrowo w te chłodne dni, pozdrawiam serdecznie.
Trzy filmy widziałam i chyba ten polski zrobił na mnie największe wrażenie, może dlatego, że osadzony w naszych realiach i taki prawdziwy do bólu.
OdpowiedzUsuńMoja babcia miała demencję , tak wtedy mówiono, nie była diagnozowana, wiec kto wie...
Mama miała 63 lata gdy zmarła na raka, ale chyba bardziej bała się demencji i wszelkich chorób psychicznych.