Translate

31 stycznia 2021

"Nasze życia rozchodzą się". ***



odchodne

odejdź, nie zatrzymuj na siłę
kobiety, do której nic nie czujesz.
ona doskonale rozumie,
że ten związek jest jak stara
nagrobna fotografia -
wyblakły i popękany,
martwy i nikomu niepotrzebny.

ona nie widzi perspektyw.

jeszcze niedawno była demonem,
femme fatale, obiektem gorących wrażeń.
teraz przypomina durnostojkę,
kurzojada, którego nie chcesz dotknąć,
porcelanową lalkę z rozbitym sercem.
 
kiedyś może byłeś dla niej
przez chwilę dobry,
może lubiłeś i chciałeś więcej.
dzisiaj wydaje ci się obca,
odległa jak matka, która
odchodzi zawsze
w nieodpowiedniej chwili.

zostaw ją. odpuść. przemilcz.
nigdy nie patrzyłeś jej w oczy. 
to zazwyczaj oznacza nieszczerość.
idź. obdaruj kogoś innego
bukietem swoich frustracji,

a jej pozwól przetrwać w świecie,
w którym wszystkie udawane miłości
mają krótkoterminową gwarancję
przydatności do zabawy w dom.
są atrapą wyższych uczuć,
erzatzem bliskości. 

to nie boli.
to tylko wiersz o czymś,
co nie powinno się zdarzyć.
 
JoAnna Idzikowska - Kęsik, 2017
***cytat w tytule postu, Lew Tołstoj, Anna Karenina
*obrazy z internetu, nie znam Autorów
 

27 stycznia 2021

"Dobra matka jest więcej warta niż stu nauczycieli" ***

bezpowrotność

jak chciałam wkurwić matkę do czerwoności
żegnałam się lewą ręką
sadystycznie i z premedytacją pokazywałam
mojej pobożnej mamusi
jak bardzo gardzę tymi gusłami

gdy miałam kaprys zepsuć milusią
rodzinną uroczystość jadłam mańkutem
a moja mama mówiła znajomym
że jej córka to niesforny odmieniec
i że zrobi z tym porządek

laurki na dzień matki i jej imieniny
rysowałam i wypisywałam krzywymi bukwami
odgrywałam się za to że mnie przestawiła
że nie chciała mieć dziwoląga

biła mnie po ręce i wrzeszczała
pisz prawą jedz prawą podcieraj się prawą
krój obieraj rysuj maluj sprzątaj prawą
masz być prawa i koniec
p r a - w a
rozumiesz

nienawidziłam jej wtedy
własnej pięknej matki
za to że mnie nie akceptowała
że dysponowała moim ciałem
że usłyszałam jak mówiła do koleżanki
jak bardzo jestem zdolna 
i dlatego zapisze mnie na angielski francuski
na zajęcia plastyczne taneczne
oraz do szkoły muzycznej

dzieciaki biegały po podwórzu
wspinały się na drzewa 
grały w klasy wisiały na trzepaku
ja pilnie uczyłam się słówek
godzinami ćwiczyłam frazy na pianinku
a potem żeby jej dopiec
nauczyłam się grać na gitarze
i celowo fałszowałam pieśni Cohena
czym doprowadzałam ją do łez 

uciekłam na studia niezgodne z jej planem
i wyszłam za mąż o wiele za wcześnie
żeby nie myślała że nikt mnie nie zechce
i żeby się odciąć od przenikliwości
od czytania w myślach wyprzedzania zdarzeń

i tak sobie robiłyśmy drobne przyjemności
póki nie zachorowała stała się dziecinna
zagarnięta przez alzheimera
który uskutecznił resecik jej mózgu
a ze mnie zrobił oddaną opiekunkę
czułą piastunkę bezbronności
lewą ręką rozczesującą matowe włosy
głaszczącą wychudzone policzki 
karmiącą zmiksowanym na papkę obiadem
delikatnie masującą obolałe ciało pełne odleżyn
sprytnie zapinającą pampersy

nie wiem czy teraz siedzi sobie po prawicy
tego swojego boga ojca niebieskiego
ale bezgranicznie za nią tęsknię
i oddałabym bilet na Marsa

za jeden najmniejszy znak z tamtego prawego świata
 
JoAnna Idzikowska - Kęsik, 27 I 21 
***cytat w tytule postu, George Herbert
*obrazy Emile Munier, Stanisław Wyspiański 

24 stycznia 2021

UWAGA POEZJA czyli trzy wiersze i obrazy Beaty Kieras

Wielokrotnie wspominałam na tym blogu i w innych miejscach w internecie, że mam wielkie szczęście do ludzi. Naprawdę, mało kto ma takiego fuksa, żeby poznawać ludzi w wirtualu i uwielbiać ich w realu, ba - żeby z tych wirtualnych znajomości zrodziły się wieloletnie przyjaźnie.

U mnie tak to właśnie wygląda. Jedną świetną kobietkę poznałam na Cytatach.info, kilka wspaniałych osób poznałam na Filmwebie, kilka na Naszej Klasie, na Mojej Generacji, a jeszcze więcej na Facebooku. Najpiękniejsze jest to, że te znajomości, przyjaźnie są, trwają i dają mi wiele radości!

Jedną z takich osób, która zaprosiła mnie do znajomych na FB, a potem mi zaufała na tyle, że wpuściła mnie do swojego przyjaznego, pełnego książek domu, jest poetka Beata Kieras (1967).

Beata mieszka w Gdyni, studiowała polonistykę i podyplomowo kilka innych kierunków na Uniwersytecie Gdańskim, uczyła się od wielkich, od Marii Janion, Stefana Chwina. Pracuje w Gdyni, jako nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej. Jest kobietą renesansu, kobietą wielu talentów: pisze, gra na fortepianie i keyboardzie, maluje, rysuje, wkłada też serce w przygotowanie posiłków dla przyjaciół i malowanie ich portretów.

Jest laureatką wielu konkursów poetyckich, autorką dwóch tomów poezji, które również są pokłosiem konkursów literackich: "Lady Hiob otwiera drzwi" (2013) oraz "Epizody mieszane" - pierwsza nagroda w konkursie Wydawnictwa Fundacji Duży Format w kategorii po debiucie (2019).

 Jej tomik "Epizody mieszane" został uznany poetycką książką roku na blogu Daj Przeczytać.

Kiedyś już prezentowałam tutaj utwór Beaty, dzisiaj szczerze zapraszam do przeczytania kolejnych wierszy Autorki. 

 Beata maluje też Nikty. Nikty z wielkimi, cudnymi oczami, jak u Margaret Keane lub u Witkacego, jednak w absolutnie własnym, niepowtarzalnym stylu. 

Czytajcie, obejrzyjcie, zatrzymajcie się na chwilę, pochylcie nad pięknem sztuki Beaty Kieras. Serdecznie zapraszam i dziękuję Autorce za wyrażenie zgody na publikację w moich skromnych progach!

Dodam - nie z sympatii, tylko dlatego, iż trochę się znam na poezji i bardzo dużo jej czytam - że Beata jest jedną z moich zdecydowanie ulubionych współczesnych, żyjących poetek.

 ***

kiedy zabrakło porównań
odwracających oczy od oczu
i metafor skłonnych do połączeń innych
niż dłonie w dłoniach
przyszła pora na najprostsze epitety
które łamią nam głosy
 
mamy mało czasu
do powiedzenia między wierszami
przeciekł mniej się staramy
mówimy więcej
 
lepsi dla siebie niż dla słów
powtarzamy się
miły
za wszystkie lata bliskoznaczne
 


***
 
szczepionka
 
wróżka
tańcząca wokół dziecięcego łóżka
marchewkowe czary mary
zaklęcia w lanych kluskach
przyszłość warzona w bulionie
 
żadna nimfa
bladoróżowy bałwanek
z niebieskimi oczami
błękitnowłosy od płukanki
 
kiedy umieram
przepowiadam sobie bajki
wysypywane razem z obrazkami
na kołdrę
i słyszę lekki czujny oddech
bo mimo odległości
wciąż nade mną śpiąc nie śpi
 
ile było tej miłości
że wciąż z chłodem sobie radzi
i zbywa żartami
tęsknotę
za zaświatami
 
masz rację
babciu
z ciemności trzeba chichotać
prosto w zwężone źrenice
 

***
 
wyznanie grafomanie
 
jeśli zaczną omijać mnie wiersze
będę wiedziała - umarłam
jeśli nikogo za siódmą górą i obok
na myśli czułej
do przytulenia kiedyś tam albo zaraz
będę wiedziała - nie żyję
jeśli umilknie las przestanie szeptać cisza
nie powie ni słowa morze
będę wiedziała - zniknęłam
jak wymazana z obrazka plama
po rysownika pomyłce
 
nie wcześniej
 
pomimo mogił bezimiennych
usypanych ledwie
pospiesznie
wbrew kamieniom nagrobnym
które się rzuca za siebie lub w wodę
by nie pamiętać o nich w drodze
 
jestem
 
krzywo prostacko
zrymowana niezgrabnie
na bakier z rozumem
w trzeszczących połączeniach z Bogiem
kochana wyłącznie na niby albo w wyniku błędów
niczego nie wiem
niczego nie mam
niczego nie umiem
poza wymianą radości strachu i głodu
z wróblem
*zdjęcia są własnością Autorki, nie wolno ich kopiować
**tomik wierszy Beaty Kieras można kupić TUTAJ
***ostatnie zdjęcie - mój portret wykonany przez Beatę, cudowny prezent

22 stycznia 2021

Post 511 czyli 9 lat minęło i strzelam w 10! :)

 


No proszę, jak szybko mija czas. Niesamowite. Podobno tak szybko mija od osiemnastki. A ja swoją osiemnastkę pamiętam, jak dziś. 

Pamiętam też dzień, kiedy przybyłam tutaj, bo blogi na Filmwebie i na Mojej Generacji nie spełniały moich oczekiwań. Chciałam czegoś innego, tylko dla siebie, czegoś bardziej poetyckiego. I jestem tutaj już tak długo i ciągle coś zmieniam, kombinuję, raz piszę więcej, raz mniej, ale wciąż tu jestem.

Podobno wystarczy być. 

Blog założyłam w urodziny ukochanych wielkich poetów: Bolesława Leśmiana i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (nota bene dzisiaj mija sto lat od urodzin K.K.B.). Poetów oryginalnych, niepowtarzalnych, wielkich, rozpoznawalnych. 

Poezja od maleńkości była mi bardzo bliska, dużo jej czytałam, pisałam, brałam udział w wielu konkursach recytatorskich. Interpretowałam utwory ulubionych poetów także po rosyjsku i francusku i ta poezja tkwi we mnie do dzisiaj i już na pewno nie ucieknie, bo jest nie tylko moim chlebem powszednim, ale także pasją, co nie znaczy, że mnie ogranicza. Mam wiele innych pasji i zainteresowań, o których czasem wspominam na tym blogu. Ciągle poznaję nowe i uczę się nowych rzeczy. Człowiek jest młody, dopóki jest ciekawy świata, dopóki chce mu się uczyć.

Życzę sobie - w tym dziesiątym roku blogowania - wielu ciekawych postów i wierszy, weny do pisania.

Chciałabym też przygotować do druku i wydać tomik moich wierszy. Po kilkunastu udziałach w różnych poetyckich antologiach, chyba już dojrzałam do własnego tomu.

A Wam, drodzy Czytelnicy, życzę pozytywnych wrażeń w moim skrawku internetowego pisania.

Pozdrawiam serdecznie, JoAnna.

*obrazy z internetu, nie znam Autorów

21 stycznia 2021

Wszelka norma jest abstrakcją


latanie

dzieci rezydujące w wariatkowie
lubią arteterapię

otwierają swoje wnętrza
słuchając muzyki relaksacyjnej
wesołych piosenek na każdą okazję
albo rysując czarne kruki
w brunatnych dziuplach

uśmiechają się czasem do mnie
i mówią że ładnie pachnę
bywa że opowiadają historie
głębokich rys na przegubach dłoni

lub podpitych mamusiek
fundujących cyklofrenicznie
za każdym razem gorszych
sadystycznych wujków

mają smutne a niekiedy puste
oczy podrasowane końską dawką
psychotropowej wycieczki w nicość
i otchłań mrocznej wyspy tajemnic

od lat niezmiennie uczą mnie
pokory której tak bardzo brakowało
niewzruszenie zimnej siostrze Ratched

paradoksalnie wychodzę stamtąd
szczęśliwa że lekcja muzyki
nie została przerwana

własne dziecko lubi ze mną być
a moje intymne odloty na K-PAX
i czerwony nos Patcha Adamsa
to zupełnie naturalna sprawa

błogosławię chwilę gdy
uśmiechając się do Fisher Kinga
odnalazłam w sobie Świętego Graala
i biegałam boso po gołych ślimakach
nie bacząc na ciernie i etykietki

Don Juan DeMarco
byłby ze mnie dumny


* w wierszu odniosłam się do filmów i książek opowiadających o rzekomej inności, a przecież wystarczy słuchać i akceptować

JoAnna Idzikowska - Kęsik, 25 I 15



  • Na zdjęciach kadry z filmów, które szczerze polecam obejrzeć. Filmów poruszających temat zdrowia psychicznego. Niektóre zrealizowane na podstawie bardzo dobrych powieści. Warto znać. Warto się zatrzymać, pomyśleć. Teraz, w królestwie Saturna, dobie nakazów, zakazów i wszechobecnych fake newsów, warto się zastanowić nad niezwykle cienką linią, oddzielającą zdrowie psychiczne od szaleństwa.
    Warto też zadbać o siebie i własny komfort psychiczny.
  •  
  • *
  • Polecam też przeczytać post na blogu Jotki, która napisała wszystko, co mogłabym napisać w tym temacie. Znajdziecie go TUTAJ. 
  •  

12 stycznia 2021

No i niechaj się dzieje...

 


Co ma się dziać? 

Nowy rok, nowy krok, nowe dni dla nas wszystkich. Ważne, bo jeszcze ich nie znamy i czekamy na coś pięknego, wzniosłego.

Chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni zeszłym rokiem, jak również zimą, krótkimi, szarymi dniami, panującą aurą. Niechaj więc będzie, co ma być. 

U mnie od września jest dziwnie. Cholernie dziwnie, a nawet kiepsko. Naprawdę. Nie chciałam o tym pisać, ale w końcu jestem u siebie, w swoim skrawku sieci. I mogę pisać, o czym chcę. 

Zeszły rok nie był dla mnie generalnie złym rokiem. Przeżyłam, jestem, zarówno ja jak i moi bliscy, przyjaciele, znajomi. Nie mogę narzekać i nie robię tego.

Pięć razy byłam nad morzem: najpierw w Gdyni w ferie zimowe, potem w Kołobrzegu i Ustroniu Morskim na przełomie maja i czerwca, dwa razy w wakacje  - w sumie ponad miesiąc i jeszcze trzy dni we wrześniu na kursie z zakresu rytmiki i logorytmiki. Byłam głownie w Trójmieście, ale odwiedziłam też mniejsze miejscowości takie jak Puck, Jastarnia i Władysławowo. 

I do czego zmierzam? Mianowicie do tego, że jeżdżę nad to morze nie tylko dlatego, że uwielbiam szum fal, Klif Orłowski, Polankę Redłowską, gdańskie Stogi czy molo w Sopocie, ale też dlatego, że lekarz mi je zaleca, jako alergikowi. Że długo cierpiałam na nadczynność tarczycy, dlatego teraz chwytam bursztynowe klimaty.

A problem polega na tym, że mimo tylu tam pobytów, zeszły rok dał mi się bardzo we znaki pod względem zdrowotnym. Paradoksalnie - bo nie zachorowałam na koronkowe zemsty nietoperza - bardzo mnie rozwałkował.

Najpierw, na przełomie grudnia 2019 i stycznia 2020 miałam bardzo, ale to bardzo ciężką, dziwną grypę lub nie wiem co... W każdym razie było to coś, co sprawiło, że naprawdę pierwszy raz w życiu - mimo wielu wcześniejszych podbramkowych sytuacji - myślałam, że zejdę i w połowie stycznia napisałam na FB, że co by to nie znaczyło: wracam do świata żywych... Schudłam bardzo, bolały mnie mięśnie, stawy i nic nie mogłam jeść, miałam wysoką gorączkę, dreszcze, wszystko naraz. Ale jakoś z tego wyszłam: dużo cytryn, imbiru, witaminy c, d i miodu dobrej jakości z pasieki teścia kolegi z pracy... Potem, gdy przyszła zaraza pomyślałam, że miałam jej wszelkie objawy, ale nie było już nad czym dumać i się rozczulać... 

Później było w miarę dobrze, w wakacje dużo chodziłam, biegałam, pływałam w morzu i takie tam... I przyszedł wrzesień... I się zaczęło i trwa do dziś... Niby korzonki, niby rwa, ale jeszcze nigdy, przenigdy tak długo u mnie nie trwała, zawsze pomagały tabletki, ewentualnie zastrzyki, a tu nagle - bęc... Na tabletki uczulenie, a po zastrzyku wstrząs i kroplówki... I albo krzyż - dolna część kręgosłupa, albo udo, albo łydkę ciągnę za sobą, a jak to mija - ból przechodzi na ramię i bark... Fizjoterapeuta mówi, że nic mi nie jest, lekarz, że nie wie, co mi jest, ja - że chyba się pogrążyłam...

Lubiłam chodzić na aerobik w wodzie, póki było można, przynosił ulgę. Zresztą woda to mój ulubiony żywioł. Lubiłam i lubię czuć się wolna, zwłaszcza, że jestem numerologiczną piątką, a u piątek poczucie wolności - to podstawa, a tu jest jak jest i końca nie widać...

Ból ramienia, barku, jest czasem nie do wytrzymania, nie sypiam po nocach, potem śpię w dzień i wcale nie jest to fajne. Fakt, że przepłakałam całą noc sylwestrową mówi sam za siebie, zwłaszcza, że naprawdę nie należę do histeryczek i rzadko płaczę, a tabletki przeciwbólowe biorę dopiero wtedy, jak już naprawdę muszę.

Wiem, że to może być psychosomatyczne. Bo miałam tak po śmierci taty, gdy nie pozwoliłam sobie na żałobę, na łzy, których mi zabronił... Ale NIGDY nie trwało to aż tak długo. 

Wiem, starzeję się, ale też dbam o siebie, grzecznie łykam różne witaminki i suplementy, bo jestem już na tyle zatwardziałą wegetarianką, że nic i nikt nie zmusi mnie do zjedzenia ryby lub - nie daj boże - mięsa...

Stres?

Nie wykluczam, zwłaszcza, że chyba bezpowrotnie odchodzi bliski i znany nam świat i trzeba się będzie dostosować do nowego. Niepewność jutra to nigdy nie była łatwa do ogarnięcia sprawa, zwłaszcza dla nadwrażliwców...

Ale niech się dzieje, niech będzie to nowe, niech przyjdzie, co ma przyjść...

I oby lepsze dla nas wszystkich!

*fotografie własne