Kocham słowa i nie zawaham się ich użyć, bo w nich mieści się całe życie, jednak... strojna milczeniem - powiem najwięcej.
Translate
31 stycznia 2021
"Nasze życia rozchodzą się". ***
27 stycznia 2021
"Dobra matka jest więcej warta niż stu nauczycieli" ***
sprytnie zapinającą pampersy
24 stycznia 2021
UWAGA POEZJA czyli trzy wiersze i obrazy Beaty Kieras
Wielokrotnie wspominałam na tym blogu i w innych miejscach w internecie, że mam wielkie szczęście do ludzi. Naprawdę, mało kto ma takiego fuksa, żeby poznawać ludzi w wirtualu i uwielbiać ich w realu, ba - żeby z tych wirtualnych znajomości zrodziły się wieloletnie przyjaźnie.
U mnie tak to właśnie wygląda. Jedną świetną kobietkę poznałam na Cytatach.info, kilka wspaniałych osób poznałam na Filmwebie, kilka na Naszej Klasie, na Mojej Generacji, a jeszcze więcej na Facebooku. Najpiękniejsze jest to, że te znajomości, przyjaźnie są, trwają i dają mi wiele radości!
Jedną z takich osób, która zaprosiła mnie do znajomych na FB, a potem mi zaufała na tyle, że wpuściła mnie do swojego przyjaznego, pełnego książek domu, jest poetka Beata Kieras (1967).
Beata mieszka w Gdyni, studiowała polonistykę i podyplomowo kilka innych kierunków na Uniwersytecie Gdańskim, uczyła się od wielkich, od Marii Janion, Stefana Chwina. Pracuje w Gdyni, jako nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej. Jest kobietą renesansu, kobietą wielu talentów: pisze, gra na fortepianie i keyboardzie, maluje, rysuje, wkłada też serce w przygotowanie posiłków dla przyjaciół i malowanie ich portretów.
Jest laureatką wielu konkursów poetyckich, autorką dwóch tomów poezji, które również są pokłosiem konkursów literackich: "Lady Hiob otwiera drzwi" (2013) oraz "Epizody mieszane" - pierwsza nagroda w konkursie Wydawnictwa Fundacji Duży Format w kategorii po debiucie (2019).
Jej tomik "Epizody mieszane" został uznany poetycką książką roku na blogu Daj Przeczytać.
Kiedyś już prezentowałam tutaj utwór Beaty, dzisiaj szczerze zapraszam do przeczytania kolejnych wierszy Autorki.
Beata maluje też Nikty. Nikty z wielkimi, cudnymi oczami, jak u Margaret Keane lub u Witkacego, jednak w absolutnie własnym, niepowtarzalnym stylu.
Czytajcie, obejrzyjcie, zatrzymajcie się na chwilę, pochylcie nad pięknem sztuki Beaty Kieras. Serdecznie zapraszam i dziękuję Autorce za wyrażenie zgody na publikację w moich skromnych progach!
Dodam - nie z sympatii, tylko dlatego, iż trochę się znam na poezji i bardzo dużo jej czytam - że Beata jest jedną z moich zdecydowanie ulubionych współczesnych, żyjących poetek.
***
22 stycznia 2021
Post 511 czyli 9 lat minęło i strzelam w 10! :)
No proszę, jak szybko mija czas. Niesamowite. Podobno tak szybko mija od osiemnastki. A ja swoją osiemnastkę pamiętam, jak dziś.
Pamiętam też dzień, kiedy przybyłam tutaj, bo blogi na Filmwebie i na Mojej Generacji nie spełniały moich oczekiwań. Chciałam czegoś innego, tylko dla siebie, czegoś bardziej poetyckiego. I jestem tutaj już tak długo i ciągle coś zmieniam, kombinuję, raz piszę więcej, raz mniej, ale wciąż tu jestem.
Podobno wystarczy być.
Blog założyłam w urodziny ukochanych wielkich poetów: Bolesława Leśmiana i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (nota bene dzisiaj mija sto lat od urodzin K.K.B.). Poetów oryginalnych, niepowtarzalnych, wielkich, rozpoznawalnych.
Poezja od maleńkości była mi bardzo bliska, dużo jej czytałam, pisałam, brałam udział w wielu konkursach recytatorskich. Interpretowałam utwory ulubionych poetów także po rosyjsku i francusku i ta poezja tkwi we mnie do dzisiaj i już na pewno nie ucieknie, bo jest nie tylko moim chlebem powszednim, ale także pasją, co nie znaczy, że mnie ogranicza. Mam wiele innych pasji i zainteresowań, o których czasem wspominam na tym blogu. Ciągle poznaję nowe i uczę się nowych rzeczy. Człowiek jest młody, dopóki jest ciekawy świata, dopóki chce mu się uczyć.
Życzę sobie - w tym dziesiątym roku blogowania - wielu ciekawych postów i wierszy, weny do pisania.
Chciałabym też przygotować do druku i wydać tomik moich wierszy. Po kilkunastu udziałach w różnych poetyckich antologiach, chyba już dojrzałam do własnego tomu.
A Wam, drodzy Czytelnicy, życzę pozytywnych wrażeń w moim skrawku internetowego pisania.
Pozdrawiam serdecznie, JoAnna.
*obrazy z internetu, nie znam Autorów
21 stycznia 2021
Wszelka norma jest abstrakcją
* w wierszu odniosłam się do filmów i książek opowiadających o rzekomej inności, a przecież wystarczy słuchać i akceptować
JoAnna Idzikowska - Kęsik, 25 I 15
- Na zdjęciach kadry z filmów, które szczerze polecam obejrzeć. Filmów poruszających temat zdrowia psychicznego. Niektóre zrealizowane na podstawie bardzo dobrych powieści. Warto znać. Warto się zatrzymać, pomyśleć. Teraz, w królestwie Saturna, dobie nakazów, zakazów i wszechobecnych fake newsów, warto się zastanowić nad niezwykle cienką linią, oddzielającą zdrowie psychiczne od szaleństwa.Warto też zadbać o siebie i własny komfort psychiczny.
- *
- Polecam też przeczytać post na blogu Jotki, która napisała wszystko, co mogłabym napisać w tym temacie. Znajdziecie go TUTAJ.
-
12 stycznia 2021
No i niechaj się dzieje...
Co ma się dziać?
Nowy rok, nowy krok, nowe dni dla nas wszystkich. Ważne, bo jeszcze ich nie znamy i czekamy na coś pięknego, wzniosłego.
Chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni zeszłym rokiem, jak również zimą, krótkimi, szarymi dniami, panującą aurą. Niechaj więc będzie, co ma być.
U mnie od września jest dziwnie. Cholernie dziwnie, a nawet kiepsko. Naprawdę. Nie chciałam o tym pisać, ale w końcu jestem u siebie, w swoim skrawku sieci. I mogę pisać, o czym chcę.
Zeszły rok nie był dla mnie generalnie złym rokiem. Przeżyłam, jestem, zarówno ja jak i moi bliscy, przyjaciele, znajomi. Nie mogę narzekać i nie robię tego.
Pięć razy byłam nad morzem: najpierw w Gdyni w ferie zimowe, potem w Kołobrzegu i Ustroniu Morskim na przełomie maja i czerwca, dwa razy w wakacje - w sumie ponad miesiąc i jeszcze trzy dni we wrześniu na kursie z zakresu rytmiki i logorytmiki. Byłam głownie w Trójmieście, ale odwiedziłam też mniejsze miejscowości takie jak Puck, Jastarnia i Władysławowo.
I do czego zmierzam? Mianowicie do tego, że jeżdżę nad to morze nie tylko dlatego, że uwielbiam szum fal, Klif Orłowski, Polankę Redłowską, gdańskie Stogi czy molo w Sopocie, ale też dlatego, że lekarz mi je zaleca, jako alergikowi. Że długo cierpiałam na nadczynność tarczycy, dlatego teraz chwytam bursztynowe klimaty.
A problem polega na tym, że mimo tylu tam pobytów, zeszły rok dał mi się bardzo we znaki pod względem zdrowotnym. Paradoksalnie - bo nie zachorowałam na koronkowe zemsty nietoperza - bardzo mnie rozwałkował.
Najpierw, na przełomie grudnia 2019 i stycznia 2020 miałam bardzo, ale to bardzo ciężką, dziwną grypę lub nie wiem co... W każdym razie było to coś, co sprawiło, że naprawdę pierwszy raz w życiu - mimo wielu wcześniejszych podbramkowych sytuacji - myślałam, że zejdę i w połowie stycznia napisałam na FB, że co by to nie znaczyło: wracam do świata żywych... Schudłam bardzo, bolały mnie mięśnie, stawy i nic nie mogłam jeść, miałam wysoką gorączkę, dreszcze, wszystko naraz. Ale jakoś z tego wyszłam: dużo cytryn, imbiru, witaminy c, d i miodu dobrej jakości z pasieki teścia kolegi z pracy... Potem, gdy przyszła zaraza pomyślałam, że miałam jej wszelkie objawy, ale nie było już nad czym dumać i się rozczulać...
Później było w miarę dobrze, w wakacje dużo chodziłam, biegałam, pływałam w morzu i takie tam... I przyszedł wrzesień... I się zaczęło i trwa do dziś... Niby korzonki, niby rwa, ale jeszcze nigdy, przenigdy tak długo u mnie nie trwała, zawsze pomagały tabletki, ewentualnie zastrzyki, a tu nagle - bęc... Na tabletki uczulenie, a po zastrzyku wstrząs i kroplówki... I albo krzyż - dolna część kręgosłupa, albo udo, albo łydkę ciągnę za sobą, a jak to mija - ból przechodzi na ramię i bark... Fizjoterapeuta mówi, że nic mi nie jest, lekarz, że nie wie, co mi jest, ja - że chyba się pogrążyłam...
Lubiłam chodzić na aerobik w wodzie, póki było można, przynosił ulgę. Zresztą woda to mój ulubiony żywioł. Lubiłam i lubię czuć się wolna, zwłaszcza, że jestem numerologiczną piątką, a u piątek poczucie wolności - to podstawa, a tu jest jak jest i końca nie widać...
Ból ramienia, barku, jest czasem nie do wytrzymania, nie sypiam po nocach, potem śpię w dzień i wcale nie jest to fajne. Fakt, że przepłakałam całą noc sylwestrową mówi sam za siebie, zwłaszcza, że naprawdę nie należę do histeryczek i rzadko płaczę, a tabletki przeciwbólowe biorę dopiero wtedy, jak już naprawdę muszę.
Wiem, że to może być psychosomatyczne. Bo miałam tak po śmierci taty, gdy nie pozwoliłam sobie na żałobę, na łzy, których mi zabronił... Ale NIGDY nie trwało to aż tak długo.
Wiem, starzeję się, ale też dbam o siebie, grzecznie łykam różne witaminki i suplementy, bo jestem już na tyle zatwardziałą wegetarianką, że nic i nikt nie zmusi mnie do zjedzenia ryby lub - nie daj boże - mięsa...
Stres?
Nie wykluczam, zwłaszcza, że chyba bezpowrotnie odchodzi bliski i znany nam świat i trzeba się będzie dostosować do nowego. Niepewność jutra to nigdy nie była łatwa do ogarnięcia sprawa, zwłaszcza dla nadwrażliwców...
Ale niech się dzieje, niech będzie to nowe, niech przyjdzie, co ma przyjść...
I oby lepsze dla nas wszystkich!