Translate

30 marca 2020

Luźne zapiski z dziwnych zamyśleń...

Moje oczy jaśnieją wraz z wiosną, na którą długo czekałam, przybierają barwę moich ulubionych bursztynów, a w słońcu wydają się zielone. Ciekawa sprawa, takie oczy. Jasne lub ciemne, w zależności od humoru i pogody... Bo jak jestem zdenerwowana, zła - są jak Morze Czarne.
Teraz, od wielu już dni, moje oczy zmieniają kolor kilkanaście razy dziennie, z przewagą na jasną stronę barw ciepłych.

Na początku zastoju było spokojnie, kilka dni delektowałam się spokojem i ciszą, sprzątałam, śpiewałam ulubione piosenki po francusku, rosyjsku i angielsku (moje dziecko, gdy jest w domu komentuje: "Znowu dzień francuski".), czytałam, przygotowywałam zadania dla dzieci. Chodziłam z psem na spacery do lasu, robiłam zdjęcia fiołków i zawilców. Co kilka dni wieczorem jeździłam po zakupy.

Od tygodnia tęsknię coraz mocniej.
Za pracą, za dziećmi, za rytmem dnia, za...
No właśnie, za czym?
Chyba za motywacją.
Bo co się stało?
Pracuję zdalnie, owszem, do tego motywacji nie stracę chyba nigdy.

Jednak brakuje mi motywacji do samej siebie, do takiej siebie, jaką byłam przed tym wszystkim, ponieważ oprócz codziennego porannego prysznica i wieczornej kąpieli, mycia zębów po każdym posiłku i smarowania wieczorem twarzy najtańszym kremem, przestałam cokolwiek robić w temacie swojej tak zwanej urody, swojego wyglądu.
Przestałam prostować i farbować włosy, malować się, a ubrania, w których chodzę należą do tych niewymagających prasowania tudzież nie należą jednocześnie do tych eleganckich...
Perfumy stoją w szafkach w łazience i czekają na lepsze czasy.
Lakiery do paznokci, rozświetlacze do oczu i policzków, kredki do brwi, cienie, tusze do rzęs, ulubione czerwone szminki, zasnęły poukładane w szufladkach.
Biżuterii, której mam naprawdę dużo -  minimum na mnie...
Jeden plecak, jeden płaszcz, jedna para butów, jakieś trzy bluzki i trzy pary spodni, chociaż - tak, to smutna prawda o mnie i mojej próżności- szafy pękają w szwach.

I tak sobie siedzę i myślę, jak tak naprawdę człowiek niewiele potrzebuje. Wystarczy dach nad głową, niewiele wegetariańskiego jedzenia, kawa i herbata, a przede wszystkim woda z cytryną, zwierzaki, bliscy, domowe ciepło, poczucie bezpieczeństwa...

I jak bardzo człowiek czuje się szczęśliwy, gdy może się z kimś podzielić, coś komuś dać bezinteresownie.  W piątek wieczorem, gdy wychodziłam z marketu, pewien Ukrainiec poprosił mnie o cokolwiek do jedzenia. I to było takie... normalne i ucieszyłam się w duchu, że mogę dać, pomóc i że pomoc innym jest czymś normalnym, naturalnym...
Pomagam też pewnej starszej osobie i wciąż dokarmiam bezdomne koty.

Zapewne nikomu nie jest łatwo w sytuacji, w której wszyscy się znaleźliśmy.
Skrzynka w każdym miejscu (FB, WhatsApp, Messenger, e-mail, telefon) wypełniona mnóstwem dziwnych wiadomości, memów, filmów pełnych teorii spiskowych, wypowiedzi "expertów". Staram się być ponad to, myśleć samodzielnie, nie brać do siebie niektórych newsów.

Jestem. Trwam.
Blisko znajomych, przyjaciół, kolegów, koleżanek.
Blisko bliskich.

I chyba przede wszystkim i nade wszystko - blisko, coraz bliżej siebie.
Siebie naturalnej, normalnej.
Bez otoczki pt. eleganckie perfumy, ubranko, makijaż...
Z nieumalowanymi oczami, zmieniającymi barwę w zależności od nastroju i światła.
Siebie - skromnej i niewiele potrzebującej do życia i szczęścia, medytującej, pełnej wewnętrznego spokoju.
Myślącej, współczującej, połączonej z  duchem Wszechświata.

A jak jest u Was?
Napiszcie, jak spędzacie ten czas.
Zdjecia od Jurka, który wczoraj specjalnie dla mnie poszedł w śnieg z deszczem i zrobił fotki morza ku pokrzepieniu mojego serca, dziękuję!

10 komentarzy:

  1. Uwielbiam wiosne. Zawsze na nia czekam niecierpliwie. Ciesza mnie pierwsze stokrotki, slonce w oknie i mozliwosc otworzenia wszystkiego. A tym roku taka dziwna wiosna... na szczescie mieszkam na koncu swiata, gdzie jeszcze mozna wyjsc i sie tym nacieszyc. W swoim lesie, ogrodku. Spokojnie i powoli obserwowac, jak pojawia sie zielen. Mimo straszych wiadomosci, mamy tu swoj maly swiat i choc zawsze to docenialam, teraz cieszy mnie jeszcze bardziej. Pozdrawiam i zycze wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Joasiu.
    Wiosna, słowiki, gwiazdy jak byki,
    Księżyc, że tylko w mordę go lać.
    Serce człowieka z żalu się wścieka,
    Gdy my w areszcie. Kurw... go mać.
    Coraz gorzej znoszę samoizolację.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czuję się uwięziony,aresztowany...raczej ograniczono mi kilka rzeczy i utrudniono.
    Ale nic to,spacer na bulwar,praca,zakupy...mieszczą się w normie dnia codziennego :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak,to dziwny czas.Trudno go jednoznacznie ocenić ale daje nam wiele do osobistych przemyśleń.Pomaga, jeszcze raz,spojrzeć na świat i swoje życie,zupełnie inaczej,tak jakbym patrzył na nie oczami innego człowieka.Jesteśmy sobie potrzebni,bo tylko w tej ludzkiej wspólnoćie,nasze życie nabiera dopiero prawdziwych wartości.Pozdrawim cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana
    Grunt, to być sobą i czuć się dobrze we własnej skórze:)
    Co ja robię teraz?
    Nadal jestem na L-4, po operacji nie czuję się jeszcze za dobrze.
    Pichcę w kuchni, słucham audiobooków, gram z bliskimi w planszówki, rozmawiamy dużo.
    Tęsknię za Wnusiem, nie widziałam go już miesiąc!
    Pozdrawiam najserdeczniej:)



    OdpowiedzUsuń
  6. Z jednej strony stagnacja, z drugiej - trzeba bronic się przed marazmem. Dla mnie to przymiarka do emerytury, wówczas tez będę miała podobnie, tyle że czas zagospodarować można będzie bez ograniczeń.
    Minimum dyscypliny trzeba zachować. Znajoma opowiadała o swojej sąsiadce, która była zawsze elegancka i aktywna, gdy przeszła na emeryturę stała się z dnia na dzień starą kobietą, jakby dotąd żyła tylko i ubierała się dla innych.
    Staram się wykorzystać każdą chwilę i nie poddawać ponurym myślom, czego i Tobie życzę:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe ile to jeszcze potrwa bo ja póki co nie mogę sobie rehabilitanta do nogi załatwić.A to że się nie malujesz siedząc w domu to normalne, buzia Ci odpoznie, ja tez nic nie ronbię,ale ja jestem w innej sytuacji-orteza mnie unieruchamia.Trzymaj sie ciepło i pisz, pisz, pisz - bo to daje radość, asiu,pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, to prawda, człowiek niewiele potrzebuje. W dniu, w którym to sobie uświadomiłam, z domu wyjechały pełne wory niepotrzebnych rzeczy. Kiedy to było... Do tej pory wspominam to ze śmiechem.
    Spędzam ten czas mimo wszystko aktywnie. Wcale nie siedzę więcej przy komputerze. W domu też można się ruszać. Co jakiś czas jeździmy z mężem w bardzo ustronne miejsca, gdzie nie widać ludzi. To jest dozwolone, korzystamy więc z natury.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo Wam dziękuję za komentarze.

    Złapałam doła.

    Piesia jest chora.

    Pozdrawiam i dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja już dawno nauczyłam się, że do szczęścia wcale nie trzeba posiadać, a raczej chodzi o to by po prostu być. To właśnie dawały mi podróże, nowe miejsca, piękne widoki, kontakt z naturą, a teraz to wszystko zostało mi odebrane. Po miesiącu siedzenia w jednym miejscu, stwierdzam, że muszę się ruszyć, że dłużej już tak nie dam rady i skoro nie mogę nigdzie wyjść, to mogłabym się skupić na własnym rozwoju, jakiś kurs online czy coś takiego, ale nie mam pojęcia, skąd ja wezmę na to czas... Niech to wszystko już się skończy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz, zawsze odpiszę i zajrzę do Ciebie w miarę czasowych możliwości: czasem szybko, niekiedy później, ale zajrzę na Twój blog. Pozdrawiam. :)