Zbigniew Herbert – zjawiskowa postać w polskiej literaturze współczesnej. Poeta, eseista, dramaturg, autor słuchowisk radiowych, recenzent, tłumacz, filozof, erudyta; twórca znanego nie tylko w Polsce ale i na świecie, intelektualnego cyklu poetyckiego „Pan Cogito”. Laureat wielu prestiżowych nagród literackich oraz poważny pretendent typowany już od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku do najwyższej – literackiej Nagrody Nobla.
Urodził
się we Lwowie 29 października 1924 roku i spędził w tym mieście pierwszych
dwadzieścia lat życia (szczęśliwe i dostatnie dzieciństwo w pięknym domu i
ojciec czytający na głos dzieciom wielkie dzieła literatury polskiej[1],
co zapewne miało wpływ na wrażliwość późniejszego poety). W 1943 roku zdał
maturę. Po maturze zdawał z dużym powodzeniem do krakowskiej Akademii Sztuk
Pięknych i na Wydział Aktorski – w obu przypadkach znalazł się w pierwszej
dziesiątce, jednak, m.in. po to, aby zadowolić ojca – prawnika, wybrał studia
ekonomiczne w Akademii Handlowej, które ukończył z dyplomem w 1947, a w 1949
roku w Toruniu, uzyskał tytuł magistra praw. Uczęszczał również w różnych
okresach swego studenckiego życia na wykłady z filozofii, polonistyki (po
maturze, na tajnym uniwersytecie), historii sztuki i miało to odbicie w jego
późniejszych dziełach literackich, nie tylko w poezji, ale także w esejach i
szkicach. Rozległą wiedzę humanistyczną, zdobył poeta także dzięki licznym
podróżom, co również miało odbicie w jego twórczości. Całe życie fascynowała go
szeroko rozumiana sztuka i jej historia, człowiek jako jej twórca i to znalazło
odbicie w wielu jego dziełach.
Pierwszą
zagraniczną podróż odbył Herbert po oficjalnym debiucie poetyckim (wcześniej
drukował wiersze w prasie i pisał wiele recenzji, jednak on sam za swój
właściwy debiut uznał tomik pt. „Struna
światła”, wrzesień 1956 – miał wówczas 32 lata i był już dojrzałym,
ukształtowanym człowiekiem); w maju 1958 roku – pojechał wówczas przez Wiedeń
do Paryża i od tej pory podróże stały się jego wielką pasją, a wręcz sposobem
na życie w Gomułkowie, jak zwykł
określać ojczyznę, w której panoszył się ustrój socjalistyczny ze wszystkimi
jego wadami; ostatnią w październiku 1994 – niecałe cztery lata przed śmiercią
– na zaproszenie gazety „NRC –
Handelsblad” poleciał samolotem na tydzień do ulubionej Holandii na wystawę
tulipanów, o których tak pięknie i nieco sarkastycznie pisał w swoim eseju pt. „Tulipanów gorzki smak”.
Poeta,
wiele lat cierpiący na astmę, ale też na chorobę afektywną dwubiegunową, zmarł
w Warszawie 28 lipca 1998 roku w wieku 73 lat, trzy dni później został
pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, żegnany m.in. przez
wieloletniego przyjaciela, którego w latach dziewięćdziesiątych bardzo
skrytykował (napisał o nim nawet wiersz pt. „Chodasiewicz”) i z którym pojednał
się – wg relacji żony, Katarzyny Herbert i Michała Rusinka[2],
przed śmiercią – Czesława Miłosza i Wisławę Szymborską – polskich Noblistów w
dziedzinie poezji (Miłosz otrzymał nagrodę w roku 1980, Szymborska została jej
laureatką w roku 1996), której to nagrody sam Herbert (podobnie zresztą jak
inny wielki polski niezłomny poeta, Tadeusz Różewicz, który też należał do
Pokolenia Kolumbów), niestety, nie otrzymał. Nobliści na trumnę poety złożyli
czerwone róże. Róże, które nieodłącznie kojarzą się nam z poezją i sztuką, a
one właśnie – poezja i sztuka wraz z jej historią oraz człowiek, jako twórca i
odbiorca sztuki uwikłany w nie zawsze życzliwą historię - były domeną Zbigniewa
Herberta – autora niezwykłych esejów o sztuce, historii, człowieku. I na
esejach poety chciałabym się skupić, chociaż zaznaczyć należy również, że
poezja Herberta także przepełniona jest odniesieniami do twórczości i sztuki autorów
z kręgu kultury śródziemnomorskiej. Już w pierwszej książce poetyckiej
uwydatnia się bardzo silne zainteresowanie poety sztuką, architekturą i
malarstwem. Wielu badaczy i krytyków jego dzieł zgodnie twierdzi, że Herbert
zawsze miał w sobie coś z rasowego
historyka sztuki, choć on sam ubolewał, że opisy obrazów go frustrują i wciąż
ma problemy z doborem odpowiednich słów.
Efektem
wielu zagranicznych podróży, poszukiwań, studiów i przemyśleń Zbigniewa
Herberta były więc tomy esejów, osobliwe lekcje historii i historii sztuki a
także mitologii:
·
„Barbarzyńca w ogrodzie” – wydany po raz pierwszy w 1962
roku w wydawnictwie Czytelnik – poświęcony kulturze Francji i Włoch, efekt
podróży, którą odbył pisarz w latach 1958 – 1960; 10 szkiców publikowanych
wcześniej w czasopismach, przetłumaczonych m.in. na niemiecki i angielski;
·
„Martwa natura z wędzidłem” – wydany w 1993 roku w
Wydawnictwie Dolnośląskim niezwykle ciekawy – i moim zdaniem najlepszy - tom
szkiców dotyczących sztuki holenderskiej, wzbogaconych „Apokryfami” inspirowanymi holenderską historią. Ciekawostką jest,
że eseje z tego tomu drukowane były w czasopismach polskich i zagranicznych, a
wydanie książkowe ukazało się najpierw w Niemczech, Ameryce i Holandii, a
dopiero później w ojczyźnie autora;
·
„Labirynt nad morzem” – wydany w 2000 roku, czyli dwa
lata po śmierci pisarza, tom szkiców i esejów dotyczący głównie kultury
antycznej. Eseje te stanowią wraz z dwoma poprzednimi swoistą trylogię
poświęconą europejskiej sztuce. Ciekawe jest to, iż pisarz złożył maszynopis tego
dzieła w Czytelniku już w 1973 roku. Niestety, druk wstrzymywano ze względu na
niechęć ówczesnych władz do autora „Pana
Cogito”, który stał się bardzo popularny głównie poza granicami naszego
kraju. Natomiast po wprowadzeniu w Polsce w 1981 roku stanu wojennego, poeta
postanowił wycofać maszynopis z wydawnictwa. Jako patriota bardzo przeżywał
nieciekawą sytuację polityczną w ojczyźnie, z której nigdy nie wyemigrował,
chociaż wiele długich lat spędził poza jej granicami, skazując siebie na
tułacze życie często w niedostatku czy wręcz w biedzie.
·
Chciałabym
jeszcze napomknąć, iż dorobek prozatorski i eseistyczny Zbigniewa Herberta to w
sumie sześć dzieł, z których tylko dwa wydane zostały za życia poety. Pozostałe
tomy to „Król mrówek. Prywatna mitologia” (2001, dzieło stanowiące
interpretację mitów, głównie greckich ale również rzymskich), „Węzeł gordyjski oraz inne pisma rozproszone”
(2001) i „Mistrz z Delf” (2008).
Tomy
„Barbarzyńca w ogrodzie”, „Martwa natura z wędzidłem” i „Labirynt nad morzem” stanowią swoistą trylogię esejów opowiadających o
sztuce, historii i cywilizacji, chociaż
w moim odczuciu najważniejszym, centralnym elementem tych szkiców jest człowiek,
który zawsze pozostaje w kręgu zainteresowań i obserwacji twórcy. Nie byłoby
przecież sztuki, jej historii i historii, gdyby nie istniał jej kreator. Z
filmów i szkiców, które obejrzałam i przeczytałam o Zbigniewie Herbercie
dowiedziałam się, że jego twórczym mottem było stanie zawsze po stronie
człowieka, także tego słabszego, pokrzywdzonego – cechowała go duża empatia i
wyrozumiałość. Herbert – intelektualista i erudyta miał w sobie dużo
zrozumienia dla zwykłych, prostych ludzi. Jednak w swoich esejach nie stronił
od żartu, ironii i czasami – cynizmu. W liście do wydawnictwa Czytelnik napisał:
„W szkicach staram się połączyć informacje z bezpośrednim wrażeniem,
uwzględniając także tło ludzkie, krajobraz, nastrój i kolor opisywanych
miejsc.”
Wszystkie
tomy esejów Zbigniewa Herberta to swoiste lekcje tradycji, sztuki, historii i prawdziwych
wartości. I to takie lekcje, które się zapamiętuje, które zmuszają do myślenia
i dalszych poszukiwań, rozważań. Uruchamiają naszą wyobraźnię, wpływają na
postrzeganie świata. Dzieła, które opisuje i interpretuje Herbert, to nie
zawsze dzieła powszechnie znane, poeta zmusza czytelnika do poszukiwań – kiedyś
do szukania opisywanych obrazów w albumach poświęconych sztuce, bibliotekach,
archiwach i muzeach; teraz do poszukiwania i oglądania ogólnodostępnej grafiki w
internecie. Dodam jeszcze, że poeta był również zdolnym rysownikiem, ze swoich
podróży przywoził nie tylko słowa układane w eseje i wiersze, ale także rysunki[3].
Napomknę także, że dzięki esejom jego autorstwa rozwój tego gatunku
literackiego nabrał w Polsce tempa, chociaż do dziś jego szkice należą do
najchętniej czytanych, omawianych i inspirujących, zapewne dlatego, że, jak
pisze Andrzej Franaszek, literaturoznawca i krytyk literacki (a także sekretarz
przyznanej już czterokrotnie Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta):
„We wszystkich esejach widać wielopłaszczyznowość, dążenie do niestereotypowych
punktów z których (Herbert) przygląda się światu, przysłania do rzeczywistości
nieoczywistych kluczy.”[4]
Według
mnie najciekawszym tomem esejów Herberta jest drugi z cyklu, tom – rzec można
holenderski - „Martwa natura z wędzidłem”.
Sam tytuł tego tomu zmusza do poszukiwania. Jest to tytuł obrazu holenderskiego
twórcy, Johannesa Torrentiusa (naprawdę nazywał się Johannes van der Beeck, 1589
– 1644), po którym do naszych czasów zachowało się tylko jedno jedyne dzieło.
Wytwór na pierwszy rzut oka zwykły, nieciekawy, szary – tytułowa „Martwa natura z wędzidłem”, obraz z
1614 roku, odnaleziony niemal trzysta lat później w 1913. Tytułowy szkic to
zdecydowanie mój ulubiony w całym tomie. Ulubiony, gdyż opowiada o
niekonwencjonalnym, pełnym sprzeczności człowieku, o twórcy, który wyprzedzał swoją
epokę i – myślę, że podobnie jak autor szkicu – był człowiekiem niezłomnym,
barwnym (ośmieliłabym się nawet nazwać go Witkacym swoich czasów, mając na
myśli bardziej osobowość, niż twórczość Witkiewicza juniora). Herbert nazywa go
prekursorem impresjonizmu, podziwia jako człowieka – artystę uwikłanego w
historię, w niesprawiedliwość dziejową. Gdy opisuje pierwsze zetknięcie z obrazem
Torrentiusa, z opisu wylewa się szczery podziw: „Od razu pojąłem (…), iż stało
się coś ważnego, istotnego, coś znacznie więcej, niż przypadkowe spotkanie w
tłumie arcydzieł. Jak określić ten stan wewnętrzny? Obudzona nagle ostra
ciekawość, napięta uwaga, zmysły postawione w stan alarmu, nadzieja przygody,
zgoda na olśnienie. Doznałem niemal fizycznego uczucia - jakby ktoś mnie
zawołał, wezwał do siebie. Obraz zapisał się w pamięci na długie lata –
wyraźny, natarczywy (…)”[5]
No i skoro obraz tak bardzo zapisał się w pamięci odbiorcy, poeta zaczął szukać
informacji i o obrazie i o jego twórcy. Szukał źródeł, dokumentów opisujących
życie i twórczość holenderskiego barokowego malarza: postaci zagadkowej,
tajemniczej, niepokojącej, legendarnej - artysty, który zrobił szybką,
błyskotliwą karierę i którego koniec był zgoła tragiczny (uwięziono go za
rozwiązłość, bo wypowiadał się często o religii, skazano na tortury w bardzo
niesprawiedliwym procesie, powołując wielu fałszywych świadków). Herbert
wspaniale i trafnie nazywa go Orfeuszem martwej natury[6]
i wysnuwa słuszną tezę, iż życie tego człowieka jest gotowym materiałem
literackim[7],
rzekłabym także wspaniałym scenariuszem ciekawego filmu.
W
eseju tym zaintrygowała mnie jeszcze jedna rzecz. Mianowicie opisuje w nim
Herbert swoje jedyne spotkanie z innym wielkim twórcą w 1963 roku – Witoldem
Gombrowiczem, wspomina ich przekorne dialogi, pisze m.in.: „Gombrowicza
drażniła – jak się zdaje – przyrodzona <<głupota>> sztuk
plastycznych. (…) Ale mnie właśnie owa <<głupota>> - lub delikatniej mówiąc, naiwność – wprawiała
zawsze w stan szczęścia. Za sprawą obrazów doznawałem łaski spotkania z
jońskimi filozofami przyrody. (…) Jak to dobrze, że zabójcze abstrakcje nie
wypiły do końca całej krwi rzeczywistości.”[8] -
czyżby aluzja do słynących z abstrakcji dzieł Jaśnie panicza[9]?
W każdym razie szkic o Torrentiusie jest kopalnią wiedzy o nim, czasach, w
których żył i tworzył, a także ludziach, których spotykał na swojej drodze
życiowej i badawczej Zbigniew Herbert, a byli to zawsze ludzie interesujący, godni
uwagi.
Torrentius
skończył swój żywot po kolejnym uwięzieniu, gdy z niewiadomych przyczyn
powrócił do ojczyzny, kiedy to po pierwszym, bardzo niesprawiedliwym procesie
skazującym go za rozwiązłość i obrazoburstwo, wziął go do siebie na dwór król
Anglii. Do dziś zarówno osoba artysty jak i jego proces budzą kontrowersje,
wciąż pojawiają się pogłoski o odnalezionych obrazach, których nikt nie
widział… Ma więc rację Herbert (który, jak wielu dobrych poetów ma coś z
proroka), pisząc w ostatnich słowach eseju: „Zagadkowy malarz, niepojęty
człowiek, zaczyna przechodzić z planu dociekań uzasadnionych skąpymi źródłami –
w mętną sferę fantazji, domenę bajarzy.”[10]
Jest
w tym tomie jeszcze jeden szczególnie interesujący szkic, o którym już wyżej
wspomniałam. Szkic, który bardzo mnie zainteresował i zaintrygował, nie tylko
jako kobietę, która lubi kwiaty, ale jako dociekliwego obserwatora
rzeczywistości, w której przyszło mi żyć. Pierwszą rzeczą, jaką spostrzegłam,
była ta, jakby z „Parady paradoksów” Władysława Grzeszczyka: mianowicie
Herbert, który dość często podkreślał swoje zamiłowanie do Holandii, do kultury
i sztuki tego kraju, który za
najwybitniejszego malarza, uważał holenderskiego artystę, autora znanej
powszechnie dzięki filmowi z Colinem Firthem i Scarlett Johansson[11],
”Dziewczyny z perłą” - Jana Vermeera van
Delfta (1632 – 1675), swoją ostatnią w życiu zagraniczną podróż odbył właśnie
do Holandii, na dodatek na wystawę kwiatów, o których napisał świetny esej. A
ten esej to kopalnia wiedzy zaprawiona lekką nutką sentymentu, ironii, a także
wielu aluzji do współczesnego świata (w filmach, które obejrzałam o poecie,
jego znajomi i przyjaciele wspominali, że podróże, które odbywał i
przedłużające się pobyty poza krajem, były wynikiem jego niechęci do ustroju
państwa) . Czasy się zmieniają, obyczaje, ludzie też, ale wiele rzeczy
pozostaje niezmiennych lub są takie same, jednak dostosowane do panującej
rzeczywistości. Mam tu na myśli sprawę tulipanowej gorączki, tulipanowego
zawrotu głowy, który Herbert tytułuje „Tulipanów
gorzki smak”. Mnie się ten smak
tulipanów skojarzył z równie gorzkim smakiem łatwo dostępnych kredytów, które
potem bardzo ciężko spłacać, z kryzysem światowym z 2007, z kreatywną
księgowością a nawet ze stanem obecnym...
„Oto historia jednego z ludzkich szaleństw”[12] – pisze Herbert we wstępie… Iluż podobnych szaleństw – i to na dużą większą skalę, niż holenderskie tulipanowe szaleństwo – zaznała w swych dziejach ludzkość?
„Oto historia jednego z ludzkich szaleństw”[12] – pisze Herbert we wstępie… Iluż podobnych szaleństw – i to na dużą większą skalę, niż holenderskie tulipanowe szaleństwo – zaznała w swych dziejach ludzkość?
Jedną
z podstawowych cech eseju jest wyrażanie przez autora swoich poglądów i
przemyśleń. Czy można pozostać obojętnym na takie przemyślenia: „Dewiacje
psychiczne określane nazwą manii posiadają pewną wspólną cechę. Osobnicy
dotknięci tą przypadłością mają tendencję do stwarzania urojonych
autonomicznych światów, rządzonych własnymi prawami.”[13]
– Herbert wyraził tę myśl odnośnie tulipanowego szaleństwa, ale pasuje ona
również do jego twórczości, do stworzonych w esejach i wierszach światów
pełnych metafor, wyobraźni, a także świętej naiwności – bo kiedy raz wejdzie
się do świata tego poety, trudno z niego wyjść, trudno się uwolnić. Struna
światła wciąż uwodzi, poezja smaku zaczyna żyć swoim własnym życiem, Pan Cogito
zmusza do myślenia, a podróże w krainę sztuki i historii, pozostawiają
niedosyt, zmuszają do powrotów, do delektowania się słowem, opisem.
Myślę,
że Herbert – chyba nieświadomie – potwierdza w swoich dziełach słowa
starożytnego liryka z wyspy Keos, Symonidesa o tym, że „Malarstwo jest milczącą
poezją, a poezja mówiącym malarstwem”, ponieważ jego eseje, noszą w sobie ducha
poezji, która uwydatnia się właśnie w opisywanych przez niego obrazach.
Wkład
poety – eseisty – podróżnika w polską eseistykę jest bezcenny. Jego świetny,
giętki styl nie ma sobie równych.
Mam teraz dużo czasu na czytanie i oglądanie filmów, dlatego polecam eseje Herberta, jednego z moich ukochanych poetów, do których często wracam, podobnie jak do esejów mojego ulubionego pisarza, Milana Kundery. Szczerze polecam również film pt. "Tulipanowa gorączka" z 2017 roku.
Mam teraz dużo czasu na czytanie i oglądanie filmów, dlatego polecam eseje Herberta, jednego z moich ukochanych poetów, do których często wracam, podobnie jak do esejów mojego ulubionego pisarza, Milana Kundery. Szczerze polecam również film pt. "Tulipanowa gorączka" z 2017 roku.
[1] Wspomina
o tym siostra Zbigniewa Herberta w dostępnym na YT filmie biograficznym pt.
Potęga smaku, reż. Adam Pawłowicz, 1995
[2] Michał
Rusinek, Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej, Kraków 2016, s.103
[3] Rysunki
poety zostały opublikowane pośmiertnie w dwóch książkach, można je również
obejrzeć na stronie internetowej poświęconej jego twórczości: http://www.fundacjaherberta.com/multimedia/rysunki-zbigniewa-herberta
[4] http://www.fundacjaherberta.com/tworczosc4/esej
[5] Zbigniew
Herbert, Martwa natura z wędzidłem, s. 89
[6] Tamże,
s.91
[7] Tamże,
s. 108
[8] Tamże,
s.110
[9] „Jaśnie
panicz” to tytuł biografii Witolda Gombrowicza autorstwa Joanny Siedleckiej
[10]
Zbigniew Herbert, Martwa natura z wędzidłem, s. 120
[11]
Dziewczyna z perłą, reż. Peter Webber,
2003
[12]
Zbigniew Herbert, Martwa natura z wędzidłem, s. 46
[13] Tamże,
s. 58
Wow, dziś uraczyłaś nas wspaniale...o dwubiegunowej u Herberta nie wiedziałam.
OdpowiedzUsuńDobrze w tym wirusowym zawirowaniu poczytać o czymś odległym od szarej rzeczywistości.
Zawsze lubiłam Herberta, muszę go sobie przypomnieć, teraz jest na to czas i pora dla refleksji...
Dzięki za wspaniałe informacje o Herbercie,większość,dla mnie"ścisłowca,to zupełna nowość.Wspaniały tekst.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj Joasiu.
OdpowiedzUsuńLubię poezję Herberta i często do niej sięgam.
Uczę się cały czas i jestem pod wrażeniem Twojego wpisu.
Dużo się dowiedziałem.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Pozdrawiam najserdeczniej, życzę dobrego zdrowia.
OdpowiedzUsuńNie ma co się dziwić, że Herbert kochał Holandię i inspirował się nią, to na prawdę piękny kraj.
OdpowiedzUsuńWspaniała biografia, a niektóre tytuły muszę nadrobić. Pozdrawiam serdecznie :).
Przy tak intensywnej pracy,
OdpowiedzUsuńodbiegłem od literatury,poezji.
Wspaniały opis :-)
Joasiu droga jak ja lubię takie Twoje pisanie. Nie, ja lubię każde Twoje pisanie a to mi przypomina Twoje dawne wpisy o poetach, malarzach, artystach, aktorach,bardzo je tlubiłam i lubię.Pamiętam taki o Sylwi Plath i o Szymborskiej i jeszcze o paru innych.Cieszę się zę powróciłaś z tekstami o sztuce.Nie wiem czy pamiętasz, jaką wojnę kiedyś wywołałaś pisząc o filmie o Jezusie? Tu o Hernercie, nie czytałam esejów.A kwarantannę to ja mam już od jakiegoś czasu przez nogę i będzie to jeszcze trwało.Teraz nie przeczytam, bo biblioteka chyba zamknięta a i tak nie moge pojechać,ale jak to wszystko się skończy to na pewno przeczytam.Teraz oglądam dużfilmów na róznych kanałach i na DVD, te co lubię.I obejrzałam "Żródło"ten cud.
OdpowiedzUsuńJoasiu droga Ty się trzymaj i pisz,bo naprawdę dobrze piszesz,pewnie masz teraz wolne, bo szkoły pozamykali wszedzie.Bedę tu i czekam na kolejny wpis i na wiersze.Buziaki pa pa, badż zdrowa.
Dziękuję wszystkim Wam za dobre słowa.
OdpowiedzUsuńHerbert to jeden z moich ulubionych poetów, a jakoś na tym blogu nie miałam okazji o nim pisać, mimo, że towarzyszy mi od bardzo dawna, jak Różewicz, Miłosz, Szymborska, Świrszczyńska i wielu, wielu innych.
Teraz mam - niestety, bo bardzo tęsknię za dziećmi - dużo czasu i wreszcie napisałam o Herbercie, a chciałam to zrobić od wielu lat.
Udało się.
Kochani, uważajcie na siebie, bądźcie zdrowi i nie poddawajcie się.
Moc serdeczności dla Was!
♥️♥️♥️💜💜💜💚💚💚🌿🍀😘🥰
Kochana
OdpowiedzUsuńO Herbercie muszę sobie przypomnieć, miałam do czynienia w szkole średniej.
Uważamy na siebie, siedzimy w domu, nadrabiamy zaległości!
Pozdrawiam serdecznie zdrówka życzę, pogody ducha i spokoju:)
Mam coraz gorsze myśli, chociaż staram się nie panikować...
UsuńWierzę jednak, że damy radę i będzie dobrze.
Serdecznie pozdrawiam, Morgano.
Trzymaj się zdrowo i ciepło.
🌹🌹🌹♥️🌈🍀
Udało się! Odnalazłam ten wpis. Cudowne opracowanie. Zachęciłaś mnie, aby jeszcze raz przyjrzeć się Jego wierszom. Dziękuję Joanno!🌹
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, że zajrzałaś! Lubię Herberta od zawsze. Muszę uzupełnić etykiety na tym blogu, będzie łatwiej szukać i przenieść je w bardziej widoczne miejsce. Raz jeszcze dziękuję, że zaglądasz do mnie. Uściski!
Usuń