Translate

17 marca 2020

Kilka słów o sztuce



Zbigniew Herbert – zjawiskowa postać w polskiej literaturze współczesnej. Poeta, eseista, dramaturg, autor słuchowisk radiowych, recenzent, tłumacz, filozof, erudyta; twórca znanego nie tylko w Polsce ale i na świecie, intelektualnego cyklu poetyckiego „Pan Cogito”. Laureat wielu prestiżowych nagród literackich oraz poważny pretendent typowany już od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku do najwyższej – literackiej Nagrody Nobla.
Urodził się we Lwowie 29 października 1924 roku i spędził w tym mieście pierwszych dwadzieścia lat życia (szczęśliwe i dostatnie dzieciństwo w pięknym domu i ojciec czytający na głos dzieciom wielkie dzieła literatury polskiej[1], co zapewne miało wpływ na wrażliwość późniejszego poety). W 1943 roku zdał maturę. Po maturze zdawał z dużym powodzeniem do krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych i na Wydział Aktorski – w obu przypadkach znalazł się w pierwszej dziesiątce, jednak, m.in. po to, aby zadowolić ojca – prawnika, wybrał studia ekonomiczne w Akademii Handlowej, które ukończył z dyplomem w 1947, a w 1949 roku w Toruniu, uzyskał tytuł magistra praw. Uczęszczał również w różnych okresach swego studenckiego życia na wykłady z filozofii, polonistyki (po maturze, na tajnym uniwersytecie), historii sztuki i miało to odbicie w jego późniejszych dziełach literackich, nie tylko w poezji, ale także w esejach i szkicach. Rozległą wiedzę humanistyczną, zdobył poeta także dzięki licznym podróżom, co również miało odbicie w jego twórczości. Całe życie fascynowała go szeroko rozumiana sztuka i jej historia, człowiek jako jej twórca i to znalazło odbicie w wielu jego dziełach.
Pierwszą zagraniczną podróż odbył Herbert po oficjalnym debiucie poetyckim (wcześniej drukował wiersze w prasie i pisał wiele recenzji, jednak on sam za swój właściwy debiut uznał tomik pt. „Struna światła”, wrzesień 1956 – miał wówczas 32 lata i był już dojrzałym, ukształtowanym człowiekiem); w maju 1958 roku – pojechał wówczas przez Wiedeń do Paryża i od tej pory podróże stały się jego wielką pasją, a wręcz sposobem na życie w Gomułkowie, jak zwykł określać ojczyznę, w której panoszył się ustrój socjalistyczny ze wszystkimi jego wadami; ostatnią w październiku 1994 – niecałe cztery lata przed śmiercią – na zaproszenie gazety „NRC – Handelsblad” poleciał samolotem na tydzień do ulubionej Holandii na wystawę tulipanów, o których tak pięknie i nieco sarkastycznie pisał w swoim eseju pt. „Tulipanów gorzki smak”.
Poeta, wiele lat cierpiący na astmę, ale też na chorobę afektywną dwubiegunową, zmarł w Warszawie 28 lipca 1998 roku w wieku 73 lat, trzy dni później został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, żegnany m.in. przez wieloletniego przyjaciela, którego w latach dziewięćdziesiątych bardzo skrytykował (napisał o nim nawet wiersz pt. „Chodasiewicz”) i z którym pojednał się – wg relacji żony, Katarzyny Herbert i Michała Rusinka[2], przed śmiercią – Czesława Miłosza i Wisławę Szymborską – polskich Noblistów w dziedzinie poezji (Miłosz otrzymał nagrodę w roku 1980, Szymborska została jej laureatką w roku 1996), której to nagrody sam Herbert (podobnie zresztą jak inny wielki polski niezłomny poeta, Tadeusz Różewicz, który też należał do Pokolenia Kolumbów), niestety, nie otrzymał. Nobliści na trumnę poety złożyli czerwone róże. Róże, które nieodłącznie kojarzą się nam z poezją i sztuką, a one właśnie – poezja i sztuka wraz z jej historią oraz człowiek, jako twórca i odbiorca sztuki uwikłany w nie zawsze życzliwą historię - były domeną Zbigniewa Herberta – autora niezwykłych esejów o sztuce, historii, człowieku. I na esejach poety chciałabym się skupić, chociaż zaznaczyć należy również, że poezja Herberta także przepełniona jest odniesieniami do twórczości i sztuki autorów z kręgu kultury śródziemnomorskiej. Już w pierwszej książce poetyckiej uwydatnia się bardzo silne zainteresowanie poety sztuką, architekturą i malarstwem. Wielu badaczy i krytyków jego dzieł zgodnie twierdzi, że Herbert zawsze miał w sobie coś z rasowego historyka sztuki, choć on sam ubolewał, że opisy obrazów go frustrują i wciąż ma problemy z doborem odpowiednich słów.
Efektem wielu zagranicznych podróży, poszukiwań, studiów i przemyśleń Zbigniewa Herberta były więc tomy esejów, osobliwe lekcje historii i historii sztuki a także mitologii:
·        „Barbarzyńca w ogrodzie” – wydany po raz pierwszy w 1962 roku w wydawnictwie Czytelnik – poświęcony kulturze Francji i Włoch, efekt podróży, którą odbył pisarz w latach 1958 – 1960; 10 szkiców publikowanych wcześniej w czasopismach, przetłumaczonych m.in. na niemiecki i angielski;
·        „Martwa natura z wędzidłem” – wydany w 1993 roku w Wydawnictwie Dolnośląskim niezwykle ciekawy – i moim zdaniem najlepszy - tom szkiców dotyczących sztuki holenderskiej, wzbogaconych „Apokryfami” inspirowanymi holenderską historią. Ciekawostką jest, że eseje z tego tomu drukowane były w czasopismach polskich i zagranicznych, a wydanie książkowe ukazało się najpierw w Niemczech, Ameryce i Holandii, a dopiero później w ojczyźnie autora;
·        „Labirynt nad morzem” – wydany w 2000 roku, czyli dwa lata po śmierci pisarza, tom szkiców i esejów dotyczący głównie kultury antycznej. Eseje te stanowią wraz z dwoma poprzednimi swoistą trylogię poświęconą europejskiej sztuce. Ciekawe jest to, iż pisarz złożył maszynopis tego dzieła w Czytelniku już w 1973 roku. Niestety, druk wstrzymywano ze względu na niechęć ówczesnych władz do autora „Pana Cogito”, który stał się bardzo popularny głównie poza granicami naszego kraju. Natomiast po wprowadzeniu w Polsce w 1981 roku stanu wojennego, poeta postanowił wycofać maszynopis z wydawnictwa. Jako patriota bardzo przeżywał nieciekawą sytuację polityczną w ojczyźnie, z której nigdy nie wyemigrował, chociaż wiele długich lat spędził poza jej granicami, skazując siebie na tułacze życie często w niedostatku czy wręcz w biedzie.
·        Chciałabym jeszcze napomknąć, iż dorobek prozatorski i eseistyczny Zbigniewa Herberta to w sumie sześć dzieł, z których tylko dwa wydane zostały za życia poety. Pozostałe tomy to „Król mrówek. Prywatna mitologia” (2001, dzieło stanowiące interpretację mitów, głównie greckich ale również rzymskich), „Węzeł gordyjski oraz inne pisma rozproszone” (2001) i „Mistrz z Delf” (2008).

Tomy „Barbarzyńca w ogrodzie”, „Martwa natura z wędzidłem” i „Labirynt nad morzem” stanowią swoistą trylogię esejów opowiadających o sztuce, historii  i cywilizacji, chociaż w moim odczuciu najważniejszym, centralnym elementem tych szkiców jest człowiek, który zawsze pozostaje w kręgu zainteresowań i obserwacji twórcy. Nie byłoby przecież sztuki, jej historii i historii, gdyby nie istniał jej kreator. Z filmów i szkiców, które obejrzałam i przeczytałam o Zbigniewie Herbercie dowiedziałam się, że jego twórczym mottem było stanie zawsze po stronie człowieka, także tego słabszego, pokrzywdzonego – cechowała go duża empatia i wyrozumiałość. Herbert – intelektualista i erudyta miał w sobie dużo zrozumienia dla zwykłych, prostych ludzi. Jednak w swoich esejach nie stronił od żartu, ironii i czasami – cynizmu. W liście do wydawnictwa Czytelnik napisał: „W szkicach staram się połączyć informacje z bezpośrednim wrażeniem, uwzględniając także tło ludzkie, krajobraz, nastrój i kolor opisywanych miejsc.”
Wszystkie tomy esejów Zbigniewa Herberta to swoiste lekcje tradycji, sztuki, historii i prawdziwych wartości. I to takie lekcje, które się zapamiętuje, które zmuszają do myślenia i dalszych poszukiwań, rozważań. Uruchamiają naszą wyobraźnię, wpływają na postrzeganie świata. Dzieła, które opisuje i interpretuje Herbert, to nie zawsze dzieła powszechnie znane, poeta zmusza czytelnika do poszukiwań – kiedyś do szukania opisywanych obrazów w albumach poświęconych sztuce, bibliotekach, archiwach i muzeach; teraz do poszukiwania i oglądania ogólnodostępnej grafiki w internecie. Dodam jeszcze, że poeta był również zdolnym rysownikiem, ze swoich podróży przywoził nie tylko słowa układane w eseje i wiersze, ale także rysunki[3]. Napomknę także, że dzięki esejom jego autorstwa rozwój tego gatunku literackiego nabrał w Polsce tempa, chociaż do dziś jego szkice należą do najchętniej czytanych, omawianych i inspirujących, zapewne dlatego, że, jak pisze Andrzej Franaszek, literaturoznawca i krytyk literacki (a także sekretarz przyznanej już czterokrotnie Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta): „We wszystkich esejach widać wielopłaszczyznowość, dążenie do niestereotypowych punktów z których (Herbert) przygląda się światu, przysłania do rzeczywistości nieoczywistych kluczy.”[4]
Według mnie najciekawszym tomem esejów Herberta jest drugi z cyklu, tom – rzec można holenderski -  „Martwa natura z wędzidłem”. Sam tytuł tego tomu zmusza do poszukiwania. Jest to tytuł obrazu holenderskiego twórcy, Johannesa Torrentiusa (naprawdę nazywał się Johannes van der Beeck, 1589 – 1644), po którym do naszych czasów zachowało się tylko jedno jedyne dzieło. Wytwór na pierwszy rzut oka zwykły, nieciekawy, szary – tytułowa „Martwa natura z wędzidłem”, obraz z 1614 roku, odnaleziony niemal trzysta lat później w 1913. Tytułowy szkic to zdecydowanie mój ulubiony w całym tomie. Ulubiony, gdyż opowiada o niekonwencjonalnym, pełnym sprzeczności  człowieku, o twórcy, który wyprzedzał swoją epokę i – myślę, że podobnie jak autor szkicu – był człowiekiem niezłomnym, barwnym (ośmieliłabym się nawet nazwać go Witkacym swoich czasów, mając na myśli bardziej osobowość, niż twórczość Witkiewicza juniora). Herbert nazywa go prekursorem impresjonizmu, podziwia jako człowieka – artystę uwikłanego w historię, w niesprawiedliwość dziejową. Gdy opisuje pierwsze zetknięcie z obrazem Torrentiusa, z opisu wylewa się szczery podziw: „Od razu pojąłem (…), iż stało się coś ważnego, istotnego, coś znacznie więcej, niż przypadkowe spotkanie w tłumie arcydzieł. Jak określić ten stan wewnętrzny? Obudzona nagle ostra ciekawość, napięta uwaga, zmysły postawione w stan alarmu, nadzieja przygody, zgoda na olśnienie. Doznałem niemal fizycznego uczucia - jakby ktoś mnie zawołał, wezwał do siebie. Obraz zapisał się w pamięci na długie lata – wyraźny, natarczywy (…)”[5] No i skoro obraz tak bardzo zapisał się w pamięci odbiorcy, poeta zaczął szukać informacji i o obrazie i o jego twórcy. Szukał źródeł, dokumentów opisujących życie i twórczość holenderskiego barokowego malarza: postaci zagadkowej, tajemniczej, niepokojącej, legendarnej - artysty, który zrobił szybką, błyskotliwą karierę i którego koniec był zgoła tragiczny (uwięziono go za rozwiązłość, bo wypowiadał się często o religii, skazano na tortury w bardzo niesprawiedliwym procesie, powołując wielu fałszywych świadków). Herbert wspaniale i trafnie nazywa go Orfeuszem martwej natury[6] i wysnuwa słuszną tezę, iż życie tego człowieka jest gotowym materiałem literackim[7], rzekłabym także wspaniałym scenariuszem ciekawego filmu.
W eseju tym zaintrygowała mnie jeszcze jedna rzecz. Mianowicie opisuje w nim Herbert swoje jedyne spotkanie z innym wielkim twórcą w 1963 roku – Witoldem Gombrowiczem, wspomina ich przekorne dialogi, pisze m.in.: „Gombrowicza drażniła – jak się zdaje – przyrodzona <<głupota>> sztuk plastycznych. (…) Ale mnie właśnie owa <<głupota>> -  lub delikatniej mówiąc, naiwność – wprawiała zawsze w stan szczęścia. Za sprawą obrazów doznawałem łaski spotkania z jońskimi filozofami przyrody. (…) Jak to dobrze, że zabójcze abstrakcje nie wypiły do końca całej krwi rzeczywistości.”[8]  -  czyżby aluzja do słynących z abstrakcji dzieł Jaśnie panicza[9]? W każdym razie szkic o Torrentiusie jest kopalnią wiedzy o nim, czasach, w których żył i tworzył, a także ludziach, których spotykał na swojej drodze życiowej i badawczej Zbigniew Herbert, a byli to zawsze ludzie interesujący, godni uwagi.
Torrentius skończył swój żywot po kolejnym uwięzieniu, gdy z niewiadomych przyczyn powrócił do ojczyzny, kiedy to po pierwszym, bardzo niesprawiedliwym procesie skazującym go za rozwiązłość i obrazoburstwo, wziął go do siebie na dwór król Anglii. Do dziś zarówno osoba artysty jak i jego proces budzą kontrowersje, wciąż pojawiają się pogłoski o odnalezionych obrazach, których nikt nie widział… Ma więc rację Herbert (który, jak wielu dobrych poetów ma coś z proroka), pisząc w ostatnich słowach eseju: „Zagadkowy malarz, niepojęty człowiek, zaczyna przechodzić z planu dociekań uzasadnionych skąpymi źródłami – w mętną sferę fantazji, domenę bajarzy.”[10]
Jest w tym tomie jeszcze jeden szczególnie interesujący szkic, o którym już wyżej wspomniałam. Szkic, który bardzo mnie zainteresował i zaintrygował, nie tylko jako kobietę, która lubi kwiaty, ale jako dociekliwego obserwatora rzeczywistości, w której przyszło mi żyć. Pierwszą rzeczą, jaką spostrzegłam, była ta, jakby z „Parady paradoksów” Władysława Grzeszczyka: mianowicie Herbert, który dość często podkreślał swoje zamiłowanie do Holandii, do kultury i sztuki tego kraju,  który za najwybitniejszego malarza, uważał holenderskiego artystę, autora znanej powszechnie dzięki filmowi z Colinem Firthem i Scarlett Johansson[11], ”Dziewczyny z perłą” -  Jana Vermeera van Delfta (1632 – 1675), swoją ostatnią w życiu zagraniczną podróż odbył właśnie do Holandii, na dodatek na wystawę kwiatów, o których napisał świetny esej. A ten esej to kopalnia wiedzy zaprawiona lekką nutką sentymentu, ironii, a także wielu aluzji do współczesnego świata (w filmach, które obejrzałam o poecie, jego znajomi i przyjaciele wspominali, że podróże, które odbywał i przedłużające się pobyty poza krajem, były wynikiem jego niechęci do ustroju państwa) . Czasy się zmieniają, obyczaje, ludzie też, ale wiele rzeczy pozostaje niezmiennych lub są takie same, jednak dostosowane do panującej rzeczywistości. Mam tu na myśli sprawę tulipanowej gorączki, tulipanowego zawrotu głowy, który Herbert tytułuje „Tulipanów gorzki smak”. Mnie się ten smak tulipanów skojarzył z równie gorzkim smakiem łatwo dostępnych kredytów, które potem bardzo ciężko spłacać, z kryzysem światowym z 2007, z kreatywną księgowością a nawet ze stanem obecnym...
 „Oto historia jednego z ludzkich szaleństw”[12] – pisze Herbert we wstępie… Iluż podobnych szaleństw – i to na dużą większą skalę, niż holenderskie tulipanowe szaleństwo – zaznała w swych dziejach ludzkość?
Jedną z podstawowych cech eseju jest wyrażanie przez autora swoich poglądów i przemyśleń. Czy można pozostać obojętnym na takie przemyślenia: „Dewiacje psychiczne określane nazwą manii posiadają pewną wspólną cechę. Osobnicy dotknięci tą przypadłością mają tendencję do stwarzania urojonych autonomicznych światów, rządzonych własnymi prawami.”[13] – Herbert wyraził tę myśl odnośnie tulipanowego szaleństwa, ale pasuje ona również do jego twórczości, do stworzonych w esejach i wierszach światów pełnych metafor, wyobraźni, a także świętej naiwności – bo kiedy raz wejdzie się do świata tego poety, trudno z niego wyjść, trudno się uwolnić. Struna światła wciąż uwodzi, poezja smaku zaczyna żyć swoim własnym życiem, Pan Cogito zmusza do myślenia, a podróże w krainę sztuki i historii, pozostawiają niedosyt, zmuszają do powrotów, do delektowania się słowem, opisem.
Myślę, że Herbert – chyba nieświadomie – potwierdza w swoich dziełach słowa starożytnego liryka z wyspy Keos, Symonidesa o tym, że „Malarstwo jest milczącą poezją, a poezja mówiącym malarstwem”, ponieważ jego eseje, noszą w sobie ducha poezji, która uwydatnia się właśnie w opisywanych przez niego obrazach.
Wkład poety – eseisty – podróżnika w polską eseistykę jest bezcenny. Jego świetny, giętki styl nie ma sobie równych.

Mam teraz dużo czasu na czytanie i oglądanie filmów, dlatego polecam eseje Herberta, jednego z moich ukochanych poetów, do których często wracam, podobnie jak do esejów mojego ulubionego pisarza, Milana Kundery. Szczerze polecam również film pt. "Tulipanowa gorączka" z 2017 roku.

[1] Wspomina o tym siostra Zbigniewa Herberta w dostępnym na YT filmie biograficznym pt. Potęga smaku, reż. Adam Pawłowicz, 1995
[2] Michał Rusinek, Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej, Kraków 2016, s.103
[3] Rysunki poety zostały opublikowane pośmiertnie w dwóch książkach, można je również obejrzeć na stronie internetowej poświęconej jego twórczości: http://www.fundacjaherberta.com/multimedia/rysunki-zbigniewa-herberta
[4] http://www.fundacjaherberta.com/tworczosc4/esej
[5] Zbigniew Herbert, Martwa natura z wędzidłem, s. 89
[6] Tamże, s.91
[7] Tamże, s. 108
[8] Tamże, s.110
[9] „Jaśnie panicz” to tytuł biografii Witolda Gombrowicza autorstwa Joanny Siedleckiej
[10] Zbigniew Herbert, Martwa natura z wędzidłem, s. 120
[11] Dziewczyna z perłą,  reż. Peter Webber, 2003
[12] Zbigniew Herbert, Martwa natura z wędzidłem, s. 46
[13] Tamże, s. 58

12 komentarzy:

  1. Wow, dziś uraczyłaś nas wspaniale...o dwubiegunowej u Herberta nie wiedziałam.
    Dobrze w tym wirusowym zawirowaniu poczytać o czymś odległym od szarej rzeczywistości.
    Zawsze lubiłam Herberta, muszę go sobie przypomnieć, teraz jest na to czas i pora dla refleksji...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za wspaniałe informacje o Herbercie,większość,dla mnie"ścisłowca,to zupełna nowość.Wspaniały tekst.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Joasiu.
    Lubię poezję Herberta i często do niej sięgam.
    Uczę się cały czas i jestem pod wrażeniem Twojego wpisu.
    Dużo się dowiedziałem.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrawiam najserdeczniej, życzę dobrego zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma co się dziwić, że Herbert kochał Holandię i inspirował się nią, to na prawdę piękny kraj.
    Wspaniała biografia, a niektóre tytuły muszę nadrobić. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Przy tak intensywnej pracy,
    odbiegłem od literatury,poezji.
    Wspaniały opis :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Joasiu droga jak ja lubię takie Twoje pisanie. Nie, ja lubię każde Twoje pisanie a to mi przypomina Twoje dawne wpisy o poetach, malarzach, artystach, aktorach,bardzo je tlubiłam i lubię.Pamiętam taki o Sylwi Plath i o Szymborskiej i jeszcze o paru innych.Cieszę się zę powróciłaś z tekstami o sztuce.Nie wiem czy pamiętasz, jaką wojnę kiedyś wywołałaś pisząc o filmie o Jezusie? Tu o Hernercie, nie czytałam esejów.A kwarantannę to ja mam już od jakiegoś czasu przez nogę i będzie to jeszcze trwało.Teraz nie przeczytam, bo biblioteka chyba zamknięta a i tak nie moge pojechać,ale jak to wszystko się skończy to na pewno przeczytam.Teraz oglądam dużfilmów na róznych kanałach i na DVD, te co lubię.I obejrzałam "Żródło"ten cud.
    Joasiu droga Ty się trzymaj i pisz,bo naprawdę dobrze piszesz,pewnie masz teraz wolne, bo szkoły pozamykali wszedzie.Bedę tu i czekam na kolejny wpis i na wiersze.Buziaki pa pa, badż zdrowa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję wszystkim Wam za dobre słowa.
    Herbert to jeden z moich ulubionych poetów, a jakoś na tym blogu nie miałam okazji o nim pisać, mimo, że towarzyszy mi od bardzo dawna, jak Różewicz, Miłosz, Szymborska, Świrszczyńska i wielu, wielu innych.
    Teraz mam - niestety, bo bardzo tęsknię za dziećmi - dużo czasu i wreszcie napisałam o Herbercie, a chciałam to zrobić od wielu lat.
    Udało się.

    Kochani, uważajcie na siebie, bądźcie zdrowi i nie poddawajcie się.

    Moc serdeczności dla Was!

    ♥️♥️♥️💜💜💜💚💚💚🌿🍀😘🥰

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana
    O Herbercie muszę sobie przypomnieć, miałam do czynienia w szkole średniej.
    Uważamy na siebie, siedzimy w domu, nadrabiamy zaległości!
    Pozdrawiam serdecznie zdrówka życzę, pogody ducha i spokoju:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam coraz gorsze myśli, chociaż staram się nie panikować...
      Wierzę jednak, że damy radę i będzie dobrze.
      Serdecznie pozdrawiam, Morgano.
      Trzymaj się zdrowo i ciepło.
      🌹🌹🌹♥️🌈🍀

      Usuń
  10. Udało się! Odnalazłam ten wpis. Cudowne opracowanie. Zachęciłaś mnie, aby jeszcze raz przyjrzeć się Jego wierszom. Dziękuję Joanno!🌹

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, że zajrzałaś! Lubię Herberta od zawsze. Muszę uzupełnić etykiety na tym blogu, będzie łatwiej szukać i przenieść je w bardziej widoczne miejsce. Raz jeszcze dziękuję, że zaglądasz do mnie. Uściski!

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz, zawsze odpiszę i zajrzę do Ciebie w miarę czasowych możliwości: czasem szybko, niekiedy później, ale zajrzę na Twój blog. Pozdrawiam. :)