nie tylko pomarańcze
-ojcu
motto: Uważam, że stan wojenny trwa — dla każdego — przez całe życie.
- Jacek Kaczmarski
pamiętasz, tato, tamtą zimę, kiedy przez biedny i smutny kraj
przeszła armia gwiazdorów w modnych ubrankach w kolorze khaki?
gdy całą rodziną staliśmy na siarczystym mrozie w długiej
kolejce po brzydkie, łykowate kubańskie pomarańcze?
miałam dwanaście lat i napisałam straszny wiersz
o zwłokach dziecka spoczywających w ciemnym grobowcu,
w drewnianej skrzynce po kubańskich owocach.
tych, których dla nas zabrakło, bo rzucili za mało.
pamiętasz tamto ciepłe lato? młodzi chłopcy już nie pocili się
w grubych uniformach, a moja kobiecość rozkwitła jak maki.
kupiłeś dolary u konika, żebym to lepiej zniosła, otulona
pachnącymi, różowymi produktami do higieny intymnej.
nie mam traumy z dzieciństwa. nie odczułam złowrogiej energii.
dbałeś o mój komfort psychiczny. rozpieszczałeś i w tajemnicy przed mamą
kupiłeś mi w pewexie parkera dla leworęcznych. naprawdę było dobrze, tato.
wtedy nawet nie zarejestrowałam braku teleranka. zawsze wolałam czytać.
tylko te cholerne, zielone, niedojrzałe kubańskie cytrusy. ich cierpki zapach
wraca do mnie w aurze zbliżających się świątecznych zakupów
i nawet tysiąc drzewek pomarańczowych nie zniweluje stresu.
stan wojenny trwa, kotłuje się i wojuje we mnie od wielu lat.
JoAnna Idzikowska - Kęsik, 7 XII 15
***cytat w tytule notki,Sławomir Mrożek
*zdjęcia z netu
Piękny wpis to wszystko pamiętam ale ludzie byli więcej życzliwi i uśmiechnięci pomimo powagi sytuacji w której mi bylo żyć serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo były inne czasy.
UsuńLudzie umieli wówczas ze sobą rozmwiac, być,
Teraz wolą komórki i net.
Pozdrówki, Różyczko!
Racja. Umieliśmy ze sobą rozmawiać! Sądzę, że mimo niewygodnego ustroju i nieciekawej sytuacji, byliśmy wszyscy w stosunku do siebie bardziej życzliwi. Tamten czas zrównywał ludzi. Pamiętam jak szłam do pracy a śnieg zgarnięty na boki chodnika, przez pracowników zakładu do którego szłam, sięgał wyżej mojej głowy. Uważam, że takie sytuacje polityczne jednoczą Polaków. W każdym razie JEDNOCZYŁY!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
A za dolary, kupowałam w PEWEKSie "Soir de Paris".
UsuńKażdy ma jakieś wspomnienia, wszystkie są ciekawe.
UsuńMoja mama też używała perfum z peweksu, ale nie pamiętam ich nazwy.
Nam (bratu i mnie) kupowała pastę do zębów "Pepsodent", bo nie chcieliśmy myc wszędobylską, ohydną "Nivea".
Tak, zima była wtedy zimna... I ludzie... chyba fajniejsi, skupieni nie tylko na sobie.
Pozdrawiam ciepło, j.
Zgubiłam Cię - i nareszcie odnalazłam! Matko, nawet nie wiesz, jak się cieszę! :)
OdpowiedzUsuńA co do postu... Moje dzieciństwo w PRL-u było sielanką, mam wyłącznie dobre wspomnienia. Pomarańcze pachniały i wcale nie były zielone...
OdpowiedzUsuńJa też się bardzo cieszę. :)))
UsuńMoje dzieciństwo tez było naprawdę fajne, ale jakoś mocno zapamiętałam ten dzień, bo moja mama prawie się popłakała z żalu, a ja tak zmarzłam, że się rozchorowałam. I dlatego zapamiętałam te zielone pomarańcze, które pani sąsiadka nam przyniosła, jak się dowiedziała, że nie wystaliśmy.:))
Powiem Ci jednak w sekrecie, że jako dziecko komuny mam niejaki kompleks materiałów piśmienniczych (mimo, iż pisałam Parkerem) i wciąż sobie kupuję masę żelowych, kolorowych długopisów, takich w żarówiastych kolorkach, których nie miałam w swoich czasach. ;-))
Serdeczności!
Nigdy nie lubiłam pomarańczy, nawet na przerwach prosiłam uczniów, aby ich nie obierali w mojej obecności. W czasie stanu wojennego nasz syn, wtedy 4-letni, koniecznie chciał, abym przejeżdżała obok patrolu żołnierzy. Kiedyś nawet się zatrzymałam samochodem i poprosiłam, aby mnie skontrolowali;). Oj, syn miał wtedy frajdę.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i przykro mi, że masz takie niemiłe wspomnienia z grudnia 1981 roku.
Witaj, Aniu,
Usuńlubię cytrusy, najbardziej pomelo, które wcinam ostatnio namiętnie, ale pomarańcze też.
Mój brat też przejawiał zainteresowanie patrolami. :))
To jedno wspomnienie utkwiło mi w pamięci z tzw. prozy życia. Mam inne, gorsze: internowanie połowy rodziny do Wołowa, wizyta ZOMO czy innych gadów w domu wujka w celu zarekwirowania obrazu mojego kuzyna pt. Siedmiu górników... Ulotki, wystawy, czytanie wierszy w kościele przy Sudeckiej we Wrocławiu... Konspiracja i drugi obieg literacki...
A z grudnia'81, jak wracaliśmy z bratem od jego chrzestnego po zmroku i nagle spadł na nas grad czekolad: kierowca TiRa w nas rzucił mnóstwem słodyczy. :))) Miłe, choć w pierwszym momencie się przestraszyliśmy.
Ale generała bałam się w ten dzień bez Teleranka i jeszcze dość długo po nim.
Serdeczności i pozdrówki!
Nie mam żadnych złych czy smutnych wspomnień z tamtego okresu. To były dobre czasy. Mieliśmy mało, ale KAŻDY miał mało - nie tak, jak dzisiaj. Za to każdy sobie bezinteresownie pomagał i było więcej życzliwości.
OdpowiedzUsuńAniu, było, jak było, ja osobiście się cieszę, że przyszło mi żyć w takich ciekawych czasach.
UsuńSerdeczności!
Jacek Kaczmarski, bard „Solidarności”, wypowiedział kiedyś następujące słowa:
OdpowiedzUsuń„Uważam, że stan wojenny trwa - dla każdego - przez całe życie, od narodzin do śmierci.
Zawsze istnieją nowe wyzwania, zawsze jest konieczność wyboru: pomiędzy aktywnością i biernością, buntem i posłuszeństwem, myśleniem i jedzeniem.
I dlatego kiedyś śpiewaliśmy o niewoli, teraz - o tym, co zrobić z wolnością”.
Obyśmy, dzięki łasce Bożej, nauczyli się obchodzić z darem wolności, okupionej tak wieloma ofiarami, i nigdy nie stracili naszej pamięci historycznej.
45 lat temu władze komunistyczne krwawo stłumiły robotnicze protesty na Wybrzeżu.
14 grudnia 1970 r. w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk wywołany ogłoszonymi podwyżkami cen, zwłaszcza na żywność.
Rozpoczął on falę protestów, które objęły większość Wybrzeża.
Najtragiczniejsze zdarzenia miały miejsce w Gdyni, gdzie 17 grudnia wojsko otworzyło ogień do robotników.
W rejon Gdańska I Gdyni gdzie nasilały się walki uliczne, zaczęto ściągać jednostki pancerne i zmotoryzowane.
O godz. 15 w stoczni zaczął się strajk okupacyjny. Władze wprowadziły godzinę milicyjną od godz. 18 do 6 rano.
W Gdyni aresztowano komitet strajkowy, z którym porozumienie zawarły wcześniej władze miejskie.
17 grudnia doszło do masakry w Gdyni.
Dzień wcześniej w telewizyjnym wystąpieniu wicepremier Kociołek nawoływał stoczniowców do powrotu do pracy.
Około godz. 6 rano wojsko otworzyło ogień w stronę robotników idących z dworca do zablokowanej stoczni. Padli zabici i ranni. Do wieczora trwały starcia.
Do demonstrantów strzelano z ziemi i powietrza.
Milicja i służby więzienne z niezwykłą brutalnością traktowały zatrzymanych.
Krwawa pacyfikacja robotniczego protestu na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. spowodowała wg oficjalnych danych śmierć 45 osób.
1 165 osób odniosło rany, około 3 tys. zostało najpierw bestialsko pobitych, a następnie aresztowanych.
Na samym tylko Wybrzeżu do akcji wprowadzono około 27 tys. żołnierzy, 550 czołgów, 750 transporterów opancerzonych i około 100 śmigłowców i samolotów.
Lecę do następnego wpisu :-)
"...a Janek Wiśniewski padł..." :(
Usuń