Translate

04 października 2015

...bo ja zła kobieta jestem... (wpis bardzo osobisty).

Czyli post narzekająco - usprawiedliwiający, płaczliwy i męczący!

Jest na świecie taka miłość, która jest bezinteresowna i najprawdziwsza ze wszystkich – to miłość matki do dziecka. Choćby nie wiem co się stało, choćby nie wiem jak bardzo własne dziecko cię zawiodło, zraniło, to i tak będziesz je kochać ze wszystkich sił. Ta miłość jest jedną z najpiękniejszych miłości.


~ Gabriela Gargaś, Trudna miłość



Ech, ten blog to i tak tematyczny misz-masz, choć w założeniu miałam tu umieszczać tylko wiersze, więc tym razem się wyżalę, bo muszę to z siebie wyrzucić.
Sami wiecie, jak to jest: "czasami człowiek musi, inaczej się udusi", jak pouczał Mistrz Jonasz.
Ja muszę.
Bo jest mi dziwnie.
Nie jest mi źle.
Ale nieswojo, tęskno i jakoś tak... inaczej, a do innych stanów trzeba się adoptować, przyzwyczajać.
Zawsze wiedziałam, że to nastąpi, nie brałam nawet innej możliwości pod uwagę, a kiedy nastąpiło, jest mi ciężko. Na sercu. W duszy. Abstrakcyjnie, ulotnie, ale jednak ciężko.
W psychologii to się nazywa syndromem opuszczonego gniazda.
U mnie to zwyczajna, ludzka tęsknota.



W środę ostatecznie wyprowadziliśmy nasze dziecię do Wrocławia (tzn.zawieźliśmy jej resztę rzeczy, bo ona wyjechała we wtorek z kolegą). Dziecko Jowita, jak ją nazywamy, rozpoczęło nowy rozdział w swoim i w naszym życiu: poszło na studia, co nie jest dziwne, bo oboje z mężem też studiowaliśmy.
Dziecko poszło, odeszło. 
Na dodatek na kierunek, na który jakoś w duchu się nie zgadzam (buntuję się, przepraszam, mamo!), bo się sama przed nim broniłam skutecznie! Poszła na cholerną (sić!) filologię polską (nie mogłam ingerować, zawsze dawałam jej prawo wyboru, ale dostała się na lepsze kierunki w moim mniemaniu)...
Dziecię powiedziało, że nas kocha, ma poczucie wsparcia i bezpieczeństwa i... nie przyjechało na weekend. Z jednej strony cieszę się, że nie wychowałam jej na mamincórcię, wiem, że nie miałabym dla niej czasu, bo większą część tego weekendu spędziłam na szkoleniu, a z drugiej - serce mi się kraje.
W chacie cisza. Nikt nie nadaje jak Radio Zet, gdy wracam z pracy, nie zdaje mi relacji z całego dnia w szkole, nie wyzywa od "malkontentnego, introwertycznego egola ze spectrum Aspergera", gdy proszę o chwilkę ciszy. Nikt nie domaga się nowych kosmetyków, ciuszków, książek, nie krytykuje mojego make-upu (a raczej jego braku) i fryzury (lub raczej jej braku), zakupionych kolejnych filiżanek (co zresztą robię z myślą o niej).
Nie przyjechała, bo ma lektury do przeczytania, bo ma co jeść i ma fajnych ludzi na roku... A ja wysycham z tęsknoty.
Jeszcze niedawno była taka malutka, słodka, bezbronna... Jak się urodziła, mierzyła 49 cm, prawie jak Calineczka (do dziś jest sporo niższa ode mnie)... 


Dzieci rosną, odchodzą, żyją własnym życiem. Wiem, że trzeba im na to pozwolić. Nikogo, prócz siebie nie mamy na własność... Muszę się tylko przyzwyczaić. Na razie oswajam sytuację. I myśl o kierunku, jaki wybrała(wrrr!). Najlepszy text usłyszałam od kolegi (oczekując pocieszenia!), którego znam od wieków: "A czego oczekiwałaś, dając jej taki, a nie inny przykład? Nadając stale o poezji i książkach?"
Co jeszcze? Jeszcze wkurza mnie tatuś mojej córeczki, który sprawia wrażenie bezdusznego i tylko się cieszy, że do niego dzwoni, Piotruś Pan, kurczę!


Kolejna rzecz to usprawiedliwienie. Wiem, że jestem zła, wredna, niepoprawna, że nie zostawiam Wam komentarzy na blogach...
Mam jeszcze do skończenia sprawozdanie ze stażu, które ze względu na chorobę w czerwcu, odłożyłam na październik. Mam też nauczyciela kontraktowego pod opieką, który ubiega się o wyższy stopień awansu i mam klasę, zajęcia indywidualne i lekcje w szpitalu. Więc troszkę roboty jest. 
Mam też mnóstwo kupionych książek, które czekają, aż raczę je przeczytać i sporo filmów do obejrzenia.
Wczoraj zaczęłam czytać jedną z nowszych powieści Kinga, którą kupiłam za 4 zł. (reszta to punkty Payback za zakupy w drogerii).


Tym bardziej dziękuję Wam, że zaglądacie tu do mnie, komentujecie, jesteście.
Naprawdę dziwnie mi ciężko bez tej mojej jedynej córeczki z inteligencją lingwistyczno - artystyczną, którą kocham nad życie.


Wyżaliłam się.
Ale nie wiem, czy jest mi lżej.
Kto będzie teraz robił na mnie eksperymenty fryzur, makijażu i takich tam? Kto będzie pilnował, żebym nie polazła do fryzjera obciąć włosów na jeża (w środę już usłyszałam, że zbyt dużo podcięłam!). Kto będzie kradł moje perfumy, dezodoranty, lakiery do paznokci? Kto mnie zwyzywa od "prawego mańkuta", gdy skręcę nie w tę uliczkę (bo nigdy nie wiem, która strona jest prawa, a która lewa) lub gdy krojąc ogórki przejadę sobie nożem po paluchach?
Komu ja będę "ryć beret", żeby nie robił się na rudo, choć w jej wieku byłam taką samą wiewiórą?
Życie.




banalny wiersz dla córki

-Jowicie Sylwii


wiesz, że zemdlałam, gdy laborantka z uśmiechem
przekazała mi dobrą nowinę? a potem, wściekła,
rzekłam do karteczki, na której napisano, że wynik jest
dodatni: masz być dziewczynką, cholerna blastulo!

nie wiem, jak przetrwałam poranne mdłości. pamiętam,
że jadłam rodzynki. i wnerwił mnie do białego młody
ginekolog: to będzie chłop, jak dąb! nie chciałam 
żadnego chłopa, chłopca, synka. chciałam ciebie.

wiedziałam, że będziesz piękna jak Inge Bartsch.
bo wiersz poety wszedł we mnie głęboko, na długo,
zanim w ogóle o tobie pomyślałam. i jesteś. taka śliczna.
kobieca, nieuchwytna. i daleka. i bliższa niż matka,

niż anioł stróż, w którego i tak nie wierzę. pamiętasz
jak smakują poziomki, wygrzewające się dziko na skraju
lasu? ich zapach śni mi się, kiedy za tobą tęsknię, jednak
nie potrafię dać ci innej rady, jak tylko banalne:

bądź sobą, rób swoje i żyj według własnych zasad,
a chwilę chwytaj
pazurami, córeczko.


JoAnna Idzikowska - Kęsik, 4 X 15




Obiecuję poprawę i rewizytę na Waszych blogach.
Przesyłam moc serdecznych serdeczności.


PS

Bardzo się cieszę, że P. Olga Tokarczuk otrzymała Nagrodę Nike, choć trzymałam też kciuki za Jacka Dehnela.
Obie książki szczerze polecam!





Podaruj temu, kogo kochasz skrzydła, by mógł latać, korzenie, aby wracał i powody, aby został.


Dalajlama


Nikt nie może być tobą zamiast ciebie; żadna matka ani ojciec. Bycie sobą jest nieuniknione i wkurwiające, ale nie ma przed nim ucieczki.

Jan Jakub Kolski, Las, 4 rano



Czasem z Jowitą robimy śmieszne fotki i minki:
 listopad 2010
maj 2011




sierpień 2012
grudzień 2012
grudzień 2013
10 października 2015

A to ja na spacerze 10 X 15 - wśród drzewek, które uwielbiam, ale nie znam ich nazwy, więc może ktoś...Nowego wpisu nie będzie, dopóki nie skończę tego straszliwego sprawozdania ze stażu, buziaki!
*na fotkach z rodzinnego archiwum moja córka i my

36 komentarzy:

  1. Witaj Joanno:* Wiem, co czujesz. Kiedy moja córka wyjechała na studia do Krakowa, zaczęłam wpadać w lekkie weekendowe depresyjki. Potem zamieszkała w innym kraju, a ja musiałam sięgnąć po antydepresanty. No i trwa to już siedem lat: przecięcie pępowiny równa się powracające depresje. Ech, te jedynaczki... I głupie matki:))

    Przepraszam za "głupie" i bardzo serdecznie Cię pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Magdo, dziękuję za tę wypowiedź. :)
      Cieszę się, że jest tak wiele głupich matek.
      Nie podobają mi się takie, które tylko rodzą.


      Moc serdecznych pozdrowień!!!

      Usuń
  2. KochAsiu.
    Ani Ty nie jesteś wredna i zła, ani tato Jowity nie jest bezduszny. To po prostu kwestia uzewnętrzniania emocji. Extra~ i Intro~. To jak Jing i Jang.

    Mnie też trochę brakuje tych cowieczornych hałasów, tłuczenia się w kuchni, muzyki z czeluści jej pokoju, która "przecież gra cicho".
    Wiem jednak, że nie ma co rozpaczać z powodu czasowej nieobecności Jowity - gdy zatęskni, poczuje potrzebę, chęć - to przyjedzie; nawet w środku tygodnia.
    ... i znowu będzie przez chwilę tak jak dawniej :)
    "Odcinanie pępowiny" nie musi być bolesne - to wszystko zależy od nas... i od Jowity :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mi lepiej, Kęs.
      Była, pogadałyśmy, zrobiłyśmy fotki, ważne, że jest jej dobrze.
      Ważne, że ma poczucie sensu i bezpieczeństwa. :)
      A że zabrała mi kilka książek... ;-)))

      Sam wiesz.
      Teraz muszę skończyć wreszcie to sprawozdanie, ksiązki czekają, sam mi kupiłeś... XD

      Kisses

      Usuń
  3. JoAnno, taki czas musiał nadejść i powinnaś się zawczasu przygotować na rozstanie. Ciesz się, że nie studiuje w Londynie, tylko sto kilometrów od Waszego miasta.
    Na początku będzie pusto, ale przecież masz słodkiego pieska i męża, który na pewno też jest słodki;).
    Może córka wybierze jeszcze inny kierunek, po którym znajdzie pracę, bo grozi jej tylko zostanie nauczycielką.
    Trzymaj się cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na rozstanie nie ma jak się przygotować, to długi proces, ale już mi lepiej. Szybko się regeneruję i podnoszę,
      Fajnie by było, gdyby studiowała gdzieś Cambridge,na Oxfordzie albo i dalej, w Harvardzie. To byłoby coś.
      Może mąż jest słodki, ale wkurzający na pewno.
      Nauczycielką być nie zamierza, wystarczą jej babcia, mama, wujek, ciocie...

      Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny.

      Najserdeczniej pozdrawiam, p weekendzie z nią czuję się cudnie i jest mi lepiej. :)

      Usuń
    2. A znasz jakiegoś męża, który nie jest wkurzający?
      Te krzewy to sumaki, rosną nie tylko na naszej działce, ale też przed moim domem. Pięknie się przebarwiają.
      Miłej i spokojnej niedzieli.

      Usuń
    3. Jak się Z kims przebywa praktycznie bez przerwy, to trudno się nie wkurzać.
      Mój mąż sprawia wrażenie kolesia z komplexem Piotrusia Pana, wiecznego chłopca o wesołym, optymistycznym usposobieniu.
      Drażni mnie czasem, bo ciągle mi mówi, że nie ma czym się przejmować.

      Jednak nie wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym.

      Dziękuję za nazwę, zapamiętam!
      W tym roku było tak sucho, że wiele sumaków w mojej okolicy po prostu uschło. :(
      Uwielbiam ich barwy jesienią, tak, jak powiedziałaś - przebarwiają się pięknie!

      Niedzielę spędziłam na dzierganiu... analizy przypadków do sprawozdania.
      Na oczy nie widzę, ale jest OK!

      Serdeczności i pozdrowionka!

      Usuń
  4. Bardzo lubię ten...Twój misz-masz.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przez całe życie rodzice martwią się o swoje dzieci i tak juz jest na świecie. Kiedy nasza córka studiowała w Krakowie, to kilka razy do roku jeździliśmy do niej, mimo że to na drugim końcu Polski. Pisz wiersze i nie martw się, córka da radę. pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już daję radę, okrzepłam.
      Było mi dziwnie.
      Bo ona strasznie dużo gada, a tu nagle cisza...
      Ale jest OK, uczy się chętnie, więc nie jest źle.

      Serdeczności, Lotko!

      Usuń
  6. Pamiętam, jak ja szłam na studia i mama, choć nie dawała po sobie znać, też usychała z tęsknoty (tym bardziej, że tez jestem jedynaczką;)...
    A teraz wróciłam do domku, mieszkamy z mężem z moimi rodzicami, więc znów jest ze mną. Dopóki nie zbudujemy domku, ale zawsze to jednak w tym samym mieście.
    No i ja wkrótce zostanę mamą i już nie mogę się doczekać tego mojego małego największego Szczęścia...:)))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dom już blisko, będzie Wam cudnie, bo się kochacie, co widać.
      A wiadomość o dzieciątku: przecudowna, gratuluję!!! Zobaczysz, jakie to piękne, mieć maleństwo pachnące nieskazitelnością.

      Pozdrawiam, będzie wspaniale, zobaczysz!

      :)))))))))))))))

      Usuń
  7. Samo życie serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak, tylko i aż: życie! :)))

      Pozdrawiam, Różyczko!

      Usuń
    2. ,,bądź sobą, rób swoje i żyj według własnych zasad''to Twój cytat takie jest życie mamy sercem zawsze przy najukochańszych dzieciach wnukach i mężu pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  8. A moi rodzice jakoś nie mogą się mnie pozbyć :) Skutki studiowania blisko (stosunkowo) domu.
    Tęsknota będzie. Ale jaka będzie Wasza radość, kiedy spędzicie razem któryś weekend po długim czasie rozłąki!
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tu mnie masz.
      Naładowałam akumulatory z nią i jej koleżankami.Nawet sobie trochę łacinę poprzypominałam, żeby ją przepytać. ;-)
      Koleżanki, które zostaly w domu, będą do mnie przychodzić na kawkę, żeby mi nie było smutno. :))))

      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Witaj Joasiu.
    Dla mnie to ty jesteś dobra kobieta i to w całej rozciągłości.
    Trudno mi komentować osobiste wyznania i nie pozostaną one non coment.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  10. Zostałam nauczycielką, jak Mama. Byłam we Wrocławiu, wracałam na każdy weekend, potem wróciłam do domu i nadal w nim jestem...

    I wybacz, ale nie będę Cię dziś pocieszała, bo ten Twój smutek, to naprawdę żaden smutek... bo moja Przyjaciółka co roku, od sześciu lat szykuje się na odejście - takie prawdziwe - swojej małej córeczki... podczas każdej operacji na otwartym sercu... w tym miesiącu czeka ją kolejna - w Niemczech - nie wiadomo, ile jeszcze mała będzie w stanie znieść... więc Cię nie pocieszę, wybacz....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie muszę Ci nic wybaczać.
      Wiem, o czym mówisz.
      Szczerze współczuję Twojej przyjaciółce i mocno trzymam kciuki za jej córeczkę.

      Usuń
  11. Tęsknota za ludźmi, których kochamy to nieodłączna część życia. To właśnie znak, że wiele dla nas znaczą. Nie możemy ich trzymać w klatce, bo to by znaczyło, że im nie ufamy. Dopiero kiedy damy im wolność i pozwolimy odejść, a oni i tak wrócą to znaczy, że znaczymy dla nich równie wiele co oni dla nas. Pozdrawiam, K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne słowa, bardzo mądre, prawdziwe, dziękuję i pozdrawiam K. - j.

      Usuń
    2. Jowita, jest bardzo rozważną, dojrzałą, mądrą i inteligentną dziewczyną, więc nie ma co się bać. Jest cudowną osobą i ma wspaniały charakter. :) Musiała zostać dobrze wychowana! K.

      Usuń
    3. A skąd Ty to wszystko wiesz?
      Choć nie mogę zaprzeczyć.
      Odkrywam kolejne cechy Jej osobowości i coraz bardziej jestem z niej dumna. :)
      Pozdrawiam, j.

      Usuń
  12. Cześć :-)
    Jakoś nie mogę zająć tu prawidłowej,zwyczajnej pozycji
    ponieważ moja córka Paulina(jedynaczka)rozkwitała w innym miejscu.
    Znam,pamiętam uczucie stałej tęsknoty,
    niewiarygodnie wielkiej miłości i paskudnej bezsilności.
    A czas płynął jak rzeka-nieprzerwanie.
    Nauczyłem się żyć własnym życiem odstając nieco od standardów,schematów.
    Paulina to teraz dojrzała mężatka z dwuletnią córeczką Kingą.

    Fajne zdjęcia.
    Fajny wiersz do Jowity.
    Fajna złota rada dla córci.
    Fajny ten post.

    Dom bez dzieci to pusty i smutny dom :-(
    dom bez kota(mam)to to samo :-))

    Serdecznie pozdrawiam.
    Miłego,spokojnego i pogodnego czasu.
    Trzymaj się zdrowo.

    Do następnego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestandardowo, ale po swojemu i to się liczy.
      Paulina - piękne imię. Na pewno śliczna i mądra dziewczyna, Kinga też.
      Jesteś dziadkiem, super!

      życie pisze nam rózne scenariusze, musimy się do nich dostosować, musimy się godzić, dopasowywac, żyć...

      Dom bez dzieci, kota... - tu mnie masz...

      Post spontaniczny, chciałam go w pewnym momencie skasować, ale niech zostanie.
      Każdy z nas ma swoją historię, każda jest inna i tak samo ważna.

      Zimno się u mnie zrobiło kosmicznie, ubieram się w jasne ciuchy, bo niedługo ciemności pokryją ziemię (cholerna zmiana czasu - bez sensu!).

      Trzymaj kciuki za moją wenę do napisania sprawozdania, bo bazgrolenie głupich postów przychodzi mi bardzo łatwo, a mądrych sprawozdań do roboty - jak krew z nosa. ;-))

      Do miłego, trzymaj się ciepło!

      Usuń
  13. Chyba każdy z nas musi to przeżyć - wyfruwanie piskląt z gniazda. Moje pisklę na szczęście ma dopiero dwa lata, więc jeszcze wszystko przede mną, ale... kiedy to nastąpi, będę korzystać z Twoich doświadczeń ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, Karo, jak szybko to minie.
      Chwytaj chwile szczęścia z dzieciakiem, bo one są przecudnie ważne.

      Pozdrawiam WAS!!!

      Usuń
  14. Przeżyłam dwa takie wyfrunięcia - najpierw syn, potem córka. Zostałam zupełnie sama, z psem. W końcu i pies odszedł na łono Abrahama... I co? I teraz wiem, że życie zaczyna się, gdy dzieci wyjdą z domu i zdechnie pies. Wierz mi, w końcu oswoisz się z sytuacją. Masz męża, nie zostałaś sama. Teraz macie czas dla siebie i wykorzystujcie go na maksa. Życzę wielu wrażeń :)
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkrywamy siebie na nowo, fakt, renesans miłości czy coś w ten deseń, ale za Jowi tęsknie zawsze, każdą komórką mojego starzejącego się ciała...

      Buziaki i serdeczności dla Ciebie!!!

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz, zawsze odpiszę i zajrzę do Ciebie w miarę czasowych możliwości: czasem szybko, niekiedy później, ale zajrzę na Twój blog. Pozdrawiam. :)