Mam wrażenie, że moje życie już nie biegnie, tylko galopuje, że jestem na jakichś wyścigach dalekobieżnych i końca, mety nie widać. Cierpię na notoryczny, chroniczny brak czasu, a jeśli go trochę wyrwę dla siebie, to głównie po to, żeby chociaż troszeczkę poczytać, nadrobić zaległości w lekturach albo pójść do kina lub obejrzeć coś ciekawego na Netflixie, HBO czy Canal +. Innych programów w TV nie oglądam.
Od miesięcy nie napisałam wiersza, nie piszę też pamiętnika, notatek, które potem stają się wierszami, nie zapisuję pomysłów na wiersze, jedynie wymyślam je na chwilę w swojej głowie, zwłaszcza przed zaśnięciem i na tym się kończy moja radosna twórczość. De facto, jest to dla mnie przykre, czuję się niepełna, niespełniona, niekreatywna, jałowa, a jednocześnie nie potrafię tego przeskoczyć, bo wszystko wydaje mi się wtórne, bo mam poczucie, że nie warto już pisać, ponieważ wszyscy wszystko napisali, piszą... Przecież mamy od kilkunastu lat zalew poetów, pisarzy, twórców, a tomy poetyckie powstają jak grzyby po naprawdę obfitym deszczu... Czy warto zatem pisać, tworzyć? Publikować swoje, nikomu niepotrzebne wiersze?
Jaka będzie sytuacja globalna, przeczuwałam od dawna i - co prawda bardzo delikatnie, ale jednak pisałam o niej na tym blogu już ponad dwa lata temu. Mimo przeczuć, mimo wiedźmiej intuicji, niektóre sytuacje mnie - pacyfistkę i zagorzałą, w pełni świadomą wegetariankę, która już jako małe dziecko nie jadała zabitych istot - po prostu przerastają. Bolą, zważywszy na fakt, że należę do grona osób wysoko wrażliwych. Nie chcę też wzmacniać pewnych złych wydarzeń energetycznie, więc je przemilczam, co znaczy, że po prostu i zwyczajnie nie jestem poetką, bo poeci przecież powinni zostawiać dla potomnych ślady, migawki, impresje swojego istnienia i wydarzeń, w których biorą udział... A ja nie chcę wzmacniać zła, czegoś, co uważam za niesprawiedliwe, tragiczne.
Jedyne, co idzie mi ostatnio dobrze w moim własnym odczuciu, to moja praca. Owszem, bywam zmęczona, nie tylko psychicznie, ale fizycznie również, ale teraz wiem na pewno, po tym okropnym zdalnym nauczaniu, że jestem we właściwym miejscu, że naprawdę jestem wielką szczęściarą, bo bardzo lubię to, co robię, bo jestem szczęśliwa i spełniona na tym polu. Na osobistym zresztą też mam wielkie szczęście, ale tutaj nie chcę o tym pisać, bo, jak wiadomo, netowych hejterów nie brakuje.
Tak więc jestem, żyję, trwam. Staram się robić swoje, myśleć pozytywnie, ale z dużą dozą racjonalizmu, medytować, spacerować, chwytać chwile, żyć w zgodzie z naturą i z samą sobą, chociaż kolejna z rzędu wiosna, wbrew opiewanym teoriom o ociepleniu klimatu, wcale nas nie rozpieszcza. Dzisiaj, pod koniec kwietnia, gdy piszę te słowa, pada deszcz i jest zaledwie 6 stopni, ale temperatura odczuwalna jest znacznie niższa. Jednak na pogodę wpływu nie mam, więc tej dobrej pogody ducha, szukam w sobie. Chociaż bywa niełatwo, a nawet ciężko i depresyjnie. Wujek Google przypomina mi codziennie zdjęcia robione telefonem sprzed lat: tego dnia 8, 6, 5 lat temu i wiem, że bywało dużo cieplej o tej porze roku. I też bywało weselej, dużo bardziej optymistycznie...
A propos klimatu, dychotomia jest spora nawet wśród naukowców, ekologów i innych mądrych głów. Jedni mówią o ociepleniu, inni zapowiadają kolejną, małą epokę lodowcową. Faktem jest, że klimat stał się bardzo emocjonalny, nieprzewidywalny, jakby Matka Ziemia, która jest przecież żywym ciałem, wyczuwała nasze zbiorowe emocje, albo jakby była zmęczona nami, ludźmi i tym, co na niej, z nią wyprawiamy. Z astrologii, która wciąga mnie coraz bardziej, wynika, że raczej będzie chłodnawo.
Cóż jeszcze powiedzieć? Mam materiał na kilka postów, mam wiersze znajomych poetek, więc mam jednocześnie nadzieję, że nie będę już tak bardzo zaniedbywać tego miejsca, tego mojego skrawka w sieci.
Życzę Wam nadziei i wiary w to, że nie ma tego złego, że po burzy będzie słońce, tęcza i inne piękne zjawiska, nie tylko atmosferyczne. Od dziecka mam w sobie tekst Steda - Edwarda Stachury i bardzo często do niego w myślach wracam i niechaj tak się dzieje, niech tak się stanie dla nas, dla świata, dla wszystkiego, co żyje na tej pięknej planecie:
Pod wielkim dachem nieba
Nie zamienimy w bagno krwi"
Pozdrawiam i ściskam, JoAnna.
*obrazy z internetu, nie znam Autorów
No i znakomity powrót :-)
OdpowiedzUsuńOby częściej, obyś częściej się pojawiała tutaj :-)
Pozdrawiam :-)
No taki ludzki, normalny jest ten post. Ale dziękuję.
UsuńChciałabym być tutaj długo.
Serdecznie pozdrawiam i też czekam na zdjęcia na Twoim blogu.
I wszystko jasne i czekam na kolejne Twoje zauroczenia i obawy, na smutki i radości, na wielkie i małe rzeczy, bo takie jest nasze życie.
OdpowiedzUsuńSłychać pasję, emocje i zapał, i tak trzymaj!
Wszystkiego pięknego!
Dziękuję, Jotko i pozdrawiam serdecznie, postaram się bywać na Bloggerze częściej.
UsuńDroga Joasiu ! Ja tak bardzo lubię czytać to, co napiszesz... i nie ważne czy prozą to, czy wierszem. Po prostu lubię i w dodatku rozumiem każde słowo i zdanie, bo trzeba Ci wiedzieć, że nie zawsze wszystko rozumiem i nie każdego pisanie rozumiem.
OdpowiedzUsuńCieszę się wiosną, ale powoli. Nie szaleję z radości. Jestem powściągliwa w tym uwielbieniu wiosny, bo czasy są niełatwe. Piszesz, że czas tak szybko galopuje. Mnie też tak szybko mija, że czasami boję się czy zdążę. Czy zdążę zrobić dużo kartek, przeczytać wszystkie zaplanowane książki , nacieszyć się jazdą na rowerze, itp.?
Pozdrawiam Cię serdecznie i przytulam :)))
A to się bardzo cieszę. Też robię kartki, ale takie dla znajomych, z okazji świąt lub w pracy, dla przyjaciół naszej placówki.
UsuńPozdrawiam najmocniej i posyłam uściski!
Pod tym dachem jest miejsce dla nas wszystkich i jedno jest słońce dla wszystkich.Pamiętajmy o tym.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę i bardzo serdecznie pozdrawiam, Eljocie.
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńJesteś, piszesz i to jest ważne📖😀🧡
Moc serdeczności przesyłam na kolejne udane, wiosennie dni🍀💚🌞🌼😊
Wiosenne dni ponure, wczoraj ciepło, dzisiaj leje jak z cebra,
Usuńale mam wiosnę w sercu, więc jest ok.
Moc pozdrowień, Morgano.
Witaj Joasiu.
OdpowiedzUsuńFajnie, że jesteś z nami.
Powroty najczęściej bywają super.
Fajny wpis.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Witaj, Michale, będę, dziękuję i pozdrawiam.
UsuńJoAnno, pogoda jest kapryśna, codziennie dzwoni mój szwagier, który mieszka 13 km od Ciebie, więc wiem, jak jest w Twoim mieście. Nawet na spacer nie chce się wyjść do pobliskiego lasu. Dziś na szczęście było słonecznie i trochę humor mi się poprawił.
OdpowiedzUsuńMasz rację, że każdy "poeta" chce wydać swe wiersze. Tylko czy ktoś chce je kupować i czytać?
Serdeczności.
Witaj, Aniu, wczoraj byłam w Legnicy po wegetariańskie zakupy, było ciepło, dzisiaj - leje jak z cebra, szkoda gadać. I nawet psiak nie ma ochoty na spacer po pobliskim lesie.
UsuńMoc serdeczności!
Każdemu czasami potrzebna jest chwila odpoczynku od bloga. Może potrzebna była Ci po to, aby wrócić do nas ze zdwojoną siłą? I z nowymi wierszami? Bo nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie wena. Wiem coś o tym, też czasami skrobnę jakiś wiersz. Co do pogody to faktycznie szaleje - przedwczoraj było zimno, wczoraj ciepło, dzisiaj znowu jest zimno. Jak będzie jutro? Trudno powiedzieć. Zdalne nauczanie trochę nas rozleniwiło, widzę to sama po sobie. Aż boję się pomyśleć, jak ono wpłynęło na uczniów szkół.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Zdalnego nie lubią ani uczniowie, anie nauczyciele. Naprawdę.
UsuńMoc pozdrówek z zimnego dzisiaj Bolesławca.
Stało mi się prawie to samo. wypadłam z blogowania jak z karuzeli ze zbyt dużą siłą odśrodkową. Próbuję się postawić do pionu, czas mam, tylko życie mi nie idzie.
OdpowiedzUsuńRóżnica między nami polega na tym, że od lat okropnie się męczę w pracy i z dnia na dzień coraz bardziej jej nienawidzę.
W życiu osobitym też się różnimy i... lepiej nie mówić.
Od śmierci Taty napisałam tylko wiersze o Nim, natomiast z innych - raptem trzy. I wkurza mnie to.
Ściskam znad kubeczka.
Dobrze, że chociaż trzy. Ja już chyba nigdy nie napiszę wiersza. Nihil novi sub sole, wszystko już było, co będzie - też było i wszystko wydaje mi się takie wtórne, że chyba nie warto się wysilać na pisanie...
Usuń