Translate

26 stycznia 2015

"Cóż, nie mamy innego środka, by opanować naszą popędliwość, jak tylko inteligencja." ***

kompleks blondynki

w przerwach między miłościami zawieszam się

zastygam jak Marilyn w obiektywach natrętnych paparazzi
również niespełniona choć podziwiana i pożądana

blond włosy przesłaniają jasnowidzenie rozsądek odmawia
intensywności doznań nadwątlonych przereklamowaniem

platynowa MM cierpiała na rozdwojenie końcówek
mnie boli dychotomiczne niespełnienie intelektualne
chciałabym kochać zadziornie z burzą blond loczków
wylądować na Marsie eksplodować jak wulkan

Freud doznałby psychozy natchniony moją czynnością pomyłkową

do diabła z nim psychoanalizą Marilyn i tym czymś co sprawia
że jestem zbyt dziewczynkowata demonicznie kobieca jakbym
grała główną rolę w marzeniach sennych Witkacego uwikłanych
w czystą bebechową formę metafizycznych marzeń o bydlądynkach


 JoAnna Idzikowska - Kęsik, 26 I 15



* tytuł notki: Sigmund Freud, obrazy Theo Danella

10 komentarzy:

  1. Nigdy nie uważałam Merlin za dobrą aktorkę, była sztuczna, dziwna i najczęściej naćpana. Nie bawi mnie jej zblazowane zachowanie. Nigdy nie chciałabym wzorowac się na jej sposobie bycia. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marilyn była piękną, ale bardzo zagubioną kobietą, jak wiele z nas. Wg niektórych biografów cierpiała na schizofrenię.
      Wykorzystywało ją wielu, niestety, także lekarzy, którzy przecież przysięgają, że nie będą szkodzić.
      A ona tak bardzo chciała po prostu kochać i być kochaną i wyjść poza stereotyp głupiutkiej blondynki...

      "Do diabła z miłością" to zabawna komedia z blondynką Renee Zelweger, którą polecam. :)

      Każdy jednak ma święte prawo do swojego zdania.

      Ja od lat czytam wszystko o niej, wgłębiam się w jej życiorys, bo mam dla niej dużo współczucia. Takiego zwykłego, ludzkiego.
      Co do aktorstwa to sam Lee Strasberg, jej nauczyciel w nowojorskim Actors Studio, miał ją za bardzo utalentowaną aktorkę.

      Nie jest rolą autora tłumaczenie własnych wytworów, czytelnik sam musi zinterpretować i zrozumieć tekst.

      Pozdrawiam i życzę dobrego popołudnia, ja, mimo grypy, idę do kina. :))

      Usuń
    2. Dla mnie jednak coś w niej jest. Nie jest może moją ulubioną aktorką, ale są filmy z jej udziałem, które ogląda się miło, lekko i przyjemnie :) Takie też musza przecież istnieć ;)

      Usuń
    3. Ago, jako pedagog na pewno wiesz, jak ogromny wpływ na nas, nasze dorosłe życie, ma dzieciństwo... Osobiście za żadne skarby nie chciałabym mieć takiego dzieciństwa, jak MM...

      Miała blask, nie tylko dzięki rozjaśnionym włosom. To był blask wewnętrzny. I to akurat doskonale widać na zdjęciach i na ekranie... Sam wielki Laurence Olivier wypadł przy niej blado... w swoim własnym filmie...

      Pozdrawiam mocno!

      Usuń
  2. Witaj Joasiu.
    Jakoś za Marilyn nie przepadałem. Mniej gustowałem w tlenionych blondynkach. Wolałem szatynki...
    Ale z gustami się nie dyskutuje.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja lubię być blondynka, to mi rozjasnia myśli. ;-))))

      Serdeczności, Michale!

      Usuń
  3. Marlin była piękna i urocza aktorką ale jak nieszczęśliwą serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była piękna, miała blask i bardzo smutne oczy....
      Pozdrawiam również. :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz, zawsze odpiszę i zajrzę do Ciebie w miarę czasowych możliwości: czasem szybko, niekiedy później, ale zajrzę na Twój blog. Pozdrawiam. :)