Tradycja chińska mówi, że białe zwierzę w domu przynosi szczęście. Od dziecka mam słabość do białych kotów, od wczoraj również do białych psów.
Psy to piękne i niezwykle mądre istoty, bardzo empatyczne, wierne, inteligentne - mają cechy, których brakuje niektórym ludziom. Mają też dużo lepszy węch i słuch, niż ludzie. Wyższą temperaturę ciała. Poza tym - nie ukrywam - odkąd mam psa jestem w tych istotach zakochana po uszy...
Ale już w dzieciństwie dużo o nich czytałam, bo psy często bywają bohaterami książek, a moim ukochanym utworem była historia o kundelku, który podróżował po Włoszech.
Autor tego utworu, opowiadania właściwie, Roman Pisarski, odszedł w lipcu 1969 roku, nieco ponad miesiąc przed moimi urodzinami.
Zainspirowała go do jego napisania w 1967 roku prawdziwa historia psiaka, który w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, we Włoszech stał się swego rodzaju ikoną, celebrytą i najczęściej fotografowanym psem, który doczekał się nawet własnego pomnika, bo uratował małą dziewczynkę, Adelę, przed śmiercią pod kołami pociągu.
O Lampo pisali też inni autorzy, ponieważ prawdziwe historie zawsze są bardziej inspirujące i wzruszające, niż wytwory choćby największej wyobraźni.
A psy to wdzięczny temat do opowiedzenia chwytającej za serce bajki dla dzieci. Mnie jako dziecko ta historia bardzo wzruszyła, czytałam ją kilka razy. Po latach utworu Romana Pisarskiego o podróżującym pociągami kundelku wysłuchała także moja córka, bo to, co nam się podoba w dzieciństwie, czytamy potem swoim dzieciom.
Wczoraj z okazji Dnia Chłopaka, wybrałyśmy się (kilka wychowawczyń) z dzieciakami do kina na film o białym piesku. Film polski, film familijny, a takich u nas mało. Film, który już z plakatów mówi nam: nie ma zła, przemocy, jest piękno, przyjaźń i happy end... I tak jest!
I takich historii w tym zabieganym życiu, w którym media przekazują najczęściej złe newsy, szefowie dają po tyłkach, mężowie lub partnerzy czy kochankowie nie mają dla nas czasu, dzieci żyją w swoim świecie, po prostu nam trzeba.
Tak więc jest rodzinka: polska, przeciętna rodzina z malutkiej miejscowości na prowincji - rodzice i córeczka. I okazuje się w kwietniu, że dziewczynka, od lat pozostająca pod opieką lekarzy, ma już tak chore serce, że wymaga operacji w Stanach. A operacja ma kosztować milion złotych, które dla takiej rodziny wydają się po prostu bajońską, nieosiągalną sumą. Czasu na znalezienie środków jest niewiele, bo profesor wyznacza termin na koniec czerwca po to, aby uratować życie dziecka.
Wiemy, że będzie happy end, więc już więcej nie będę spoilerować i opowiadać historii obejrzanej w kinie. Ale powiem, że po seansie wszystkie byłyśmy zapłakane - nauczycielki, dzieci niekoniecznie (ja mam w tym roku w klasie czterech chłopców), jednak film bardzo im się podobał. Opowiem o aktorach, bo oni są głównym atutem tego filmu.
Pierwszy debeściak to Adam Woronowicz. Aktor, który kiedyś wcielił się w postać legendarnego kapłana, tutaj zdaje się bawić przerysowanymi środkami wyrazu, zwłaszcza mimiką i gestykulacją i trochę też charakteryzacją a la Adolf H. ;) Na początku zdaje się grać czarny i niezbyt przyjemnych charakter, który tępi białego przybysza w postaci psa, ale i on pod koniec znajduje w sobie pokłady dobra (owszem, ograne to, ale czemu nie wykorzystać?).
Wielkim atutem obrazu jest młodziutka i śliczna i niezwykle naturalna Liliana Zajbert w roli chorej na serce Zuzi (czemu nie Adelki?). Jej wróżę już teraz karierę w kinie. Jedna z nielicznych dziecięcych aktorek w polskim kinie, która naprawdę poradziła sobie z rolą.
Oczy Mateusza Damięckiego grającego ojca dziewczynki, zawiadowcę stacji - mówią wszystko i widać w nich miłość i nadzieję. Drugoplanowe postaci są wyraziste i niekiedy przerysowane, jak np. bufetowa grana przez Milenę Lisiecką czy dworcowy kloszard kreowany przez dawno niewidzianego Roberta Płuszkę. Są oddane, dobre i pomocne, jak Joanna i Tomasz grani przez cudowną i piękną Małgorzatę Pieczyńską i zawsze przystojnego Dariusza Jakubowskiego.
Ale największą gwiazdą tego filmu jest Lampo - biały owczarek (w rzeczywistości był to kundelek, mieszaniec), który momentami przypomina anioła: pomaga niepełnosprawnym ludziom na wózku, wskazuje drogę, pomaga woźnemu sprzątać (w tej roli mistrz drugiego planu Henryk Niebudek) w końcu ratuje dziewczynkę, chociaż sam jest ranny.
Film Magdaleny Nieć, która pojawia się w nim w epizodycznej roli pani weterynarz, jest dobrym filmem, bajką dla całej rodziny w przeciwieństwie np. do Barbie, która oprócz kolorów i boskiej scenografii niewiele dzieciom oferowała. Jest to prawdziwe kino familijne, gdzie całe rodziny mogą po prostu obejrzeć obraz, który nam przypomina, iż w każdym z nas jest dobro, że świat nie jest złym miejscem, bo to my tworzymy rzeczywistość, że wiara i jej siła, czynią niekiedy cuda i że nadzieja jednak umiera ostatnia, że w końcu telefony komórkowe i internet to nie tylko pożeracze czasu, ale też źródło wiedzy i miejsce, gdzie dzieje się dobro dzięki ludziom, którzy nie tylko są nastawieni na lajki ale też na to, aby pomagać innym. Że w końcu psy to wspaniałe istoty czasem robiące za anioły stróże, że przyjaźń i rodzina to ogromne wartości w naszym życiu.
Moja ocena filmu: 7/10 mimo, że widać niedociągnięcia (w maju pies biegnie między ogromnymi słonecznikami) ograne gagi, czasem naprawdę słabe, że z góry wiadomo, co będzie za chwilę, że są, mówiąc kolokwialnie, cienkie, naiwne czy wręcz banalne momenty, ale całość po prostu chwyta za serce. A tego nam trzeba. Nie potrzebujemy dark netu, filmów katastroficznych i bredni o rozpadzie rodzin - potrzebujemy dobra i inspiracji. A ten film pokazuje dobre strony naszego życia mimo smutku w tle. I niech będzie, jaki jest. Reżyserce życzę realizacji wielu kolejnych ciepłych, wzruszających filmów.
"Być może codzienne życie, jego pośpiech, jego przeładowanie,
OdpowiedzUsuńpo prostu znieczula i paraliżuje ludzi,
chodzą więc do kina oglądać prostsze światy i przypominają sobie, jak czuć.
W rezultacie w umysłach wielu dorosłych osób,
doświadczenia oferowane w salach kinowych ,
wydają się prawdziwsze od tego, co jest dostępne w świecie zewnętrznym"
/Salman Rushdie/
Prawdziwsze?
UsuńLubię Rushdiego, ale nie należę do ludzi mylących real z filmową, książkową lub wirtualną fikcją.
Czasem warto pójść do kina. Tak dla odmiany, żeby nie siedzieć przed lapkiem i nie oglądać piekarzy z YouTube'a.
Niedawno sobie odświeżałam tę lekturę, bo junior ją przerabiał w szkole. Ale jestem jednak zdeklarowaną kociarą, bo cenię koty za ich intuicyjność i czucie.
OdpowiedzUsuńJa i psiarą i kociarą. Całe życie miałam koty i dopiero odkąd mam Nikoska, po prostu za nim szaleję. Biała kicia Balbina wciąż jest i ma się dobrze. Psy też mają intuicję, czują nasze emocje, potrzeby. Są cudne.
UsuńMnie od dziecka podobały się czarne zwierzęta. Miałam czarnego kota. Na starość dostał białych wąsów i brwi, wyglądał obłędnie. I pecha nie przynosił. ;)
OdpowiedzUsuńMówi się, że bezgraniczną i niemal ofiarną miłość, znają tylko matki względem swych dzieci, oraz psy względem swych właścicieli.
Ale to taka naciągana plotka, jednak wyjaskrawia problem, o którym piszesz – coraz mniej widujemy dobra, a jak już ktoś coś dobrego uczyni, to nagle zostaje bohaterem.
Miałam kiedyś psa, ale to nie moja bajka, zbyt absorbujący, za wiele ograniczeń mi stawiał. Nie to żebym ich nie lubiła, bo najczęściej nie lubię ich właścicieli, którzy nie potrafią się nimi porządnie opiekować.
Czarnego kotka, którego adoptowałam z Bolesławieckich Kotów zabrała mi córka, też dlatego, że był za młody dla moich staruszków. U niej czuje się super. Mój pies to lwi pies i taki charakter. Bywa bardziej uparty niż koty i ma koci charakter. Fakt, że jest bardzo absorbujący z tym, że ja to uwielbiam własnie, bo czasem bliżej mi do zwierząt, niż do bredzenia o niczym z ludźmi.
UsuńTo bez znaczenia, a też nie lubię paplać z ludźmi trzy po trzy. Wolę ciszę i samotność. I towarzystwo zwierzaka o takich samych upodobaniach. ;)
UsuńNo właśnie... Cisza i jej muzyka - coś pięknego!
UsuńJoasiu masz rację naprawdę prawdziwie prawdziwą :) trzeba nam radości i dobra bo mamy tego coraz mniej. Ja pamiętam książeczkę z podstawówki ale filmu nie widziałam. Lubię woronpwicza w teściach był fajny
OdpowiedzUsuńA wiesz, ja Woronowicza polubiłam dość późno, na początku strasznie mnie irytował. Fakt: w "Teściach" był świetny. :) Uściski!
UsuńUwielbiam filmy z psami w roli głównej, więc ten na pewno obejrzę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Niestety, przegapiłam nową wersję Lassie. Może niedługo będzie w TV. :) Serdeczności!
UsuńGracias por la reseña Es de esas películas que de ley me hacer llorar lo mismo pienso de libro. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńMuchas gracias! Te mando un beso. :)
UsuńGracias por la reseña Es de esas películas que de ley me hacer llorar lo mismo pienso de libro. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńBesos!
UsuńIle razy czytałam książkę Pisarskiego, czy to uczniom, czy synowi, zawsze głos mi się łamał i oczy się pociły, zawsze wzruszam się na filmach o zwierzętach z problemami...
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej ekranizacji!
jotka
To prawda. Prosta historia, napisana prostym językiem, a taka piękna. :)
UsuńChętnie bym obejrzała ten film. Pamiętam, że książka bardzo mnie wzruszyła. Pozdrawiam, miłego tygodnia życzę!
OdpowiedzUsuńDo książek z dzieciństwa mam szczególny sentyment, zwłaszcza, gdy najpierw czytali mi je rodzice, a potem sama. Dobrego tygodnia dla Ciebie, uściski!
UsuńOj wyszłabym z kina zalana łzami. Niewiele mi potrzeba- zwierzak albo dziecko [ tu jedno i drugie] to już u mnie morze łez. Wrażliwiec ze mnie okrutny :(
OdpowiedzUsuńA ludzie mogliby się uczyć empatii od piesków właśnie...
Pozdrawiam ciepło...
Serdeczności i dziękuję za komentarz. :)
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jestem Kociarą, miałam w swoim życiu całkiem sporo różnobarwnych kotów. Miałam kiedyś białego kotka z takimi pędzelkami na uszach, ale ktoś mi go chyba ukradł :( Co do filmu, jeszcze nie widziałam ale raczej nie oglądałabym go w kinie. Oglądając filmy o zwierzętach zawsze płaczę. Tego typu historie wolę oglądać w samotności, gdzie mogę głośno szlochać bez uczucia, że patrzy na mnie cała kinowa sala :D
Pozdrawiam cieplutko ♡
Koty, psy - uwielbiam.
UsuńMam tak, że nie chodzę do kina na filmy, o których wiem, że mnie wzruszą. Tak było z "Przełęczą Ocalonych"Mela Gibsona. W domu obejrzałam na chyba 4 raty, które polegały na tym, że wyłam po prostu.
Zwierzęta w filmach potrafią wzruszać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam milo kochana:)
Uściski i serdeczności kochana Morgano!
UsuńOch ! Kochana ! Bardzo zachęciłaś mnie do obejrzenia tego filmu !!!! Jestem gotowa , by go obejrzeć w najbliższym czasie. Buziaki posyłam :)))
OdpowiedzUsuńCieszę się Ulu, uściski i serdeczności!
UsuńOglądałam kilka wspaniałych filmów o wiernych psach. Zawsze na takim filmie ryczę bo to zwierzę jest niezwykle oddane, wierne i niesamowicie inteligentne.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
A ja przegapiłam nową wersję Lassie - pozostaje czekać na jej pojawienie się w telewizji. Serdeczności!
Usuń