Nie wiem, czy żegnam się z tym blogiem, czy po prostu opuszczam to miejsce na jakiś czas: bardzo krótki, krótki, dłuższy, bardzo długi? Nie mam pojęcia, bo "wiem, że nic nie wiem" to naprawdę - jak mawiała Wisława Szymborska - największa ludzka myśl, wzlot naszej mądrości.
Wiem, że na dzisiaj, na tę chwilę, nie mam weny i siły, żeby pisać. Wypaliłam się w pisaniu czegokolwiek. Czuję się jak złamana, nadpalona zapałka.
Kto dziś pisze wiersze? WSZYSCY.
Kto dzisiaj czyta wiersze? NIKT.
A jeśli już, to autorzy są jedynymi czytelnikami własnych tekstów.
No cóż. Pięć moich tworów ukaże się niebawem w ogromnej, ogólnopolskiej antologii "Poeci Polscy 2017" i będzie to chyba dziesiąta albo jedenasta antologia z moim skromnym udziałem.
Były też publikacje w "Libertasie", "Babińcu Literackim", "Śląskiej Strefie Gender" i na blogach ludzi, którzy po prostu znaleźli gdzieś w necie moje teksty.
Ale co to znaczy?
Nic. Absolutnie nic.
Ja też nic nie znaczę.
Słowa...
Były, są i zapewne będą, ale czy muszą to być akurat moje słowa?
Dziękuję wszystkim, którzy tutaj, u mnie, kiedykolwiek byli. Przytłoczyła mnie proza życia. Szukam siebie: energicznej, zdrowej, aktywnej, uśmiechniętej, kochającej siebie i innych, pomysłowej i kreatywnej. Szukam, bo gdzieś mi się ta kobieta zapodziała. Niby wszystko u niej w porządku, niby doceniają ją w pracy, kroi jej się dodatkowa, fajna robota, dziecko poszło na drugi fakultet, adoptowała drugiego kota, tym razem całego czarnego puchatka, a jednak nie może się pozbierać, wciąż choruje i nie ma siły grafomanić. W roku 2017 napisała 11 kiepskich wierszy... Kryzys wieku średniego, a może zwyczajne, ludzkie przeciążenie?
Przy okazji chciałabym, aby w nadchodzącym nowym roku spełniły się Wam wszystkie, nawet najskrytsze marzenia, abyście żyli w zdrowiu i dostatku, w pokoju wewnątrz i na zewnątrz siebie.
Pozdrawiam serdecznie, wszelkiego dobra życzę - JoAnna (a może czas wrócić do takiej zwyczajnej, prozaicznej Joanny?).
***cytat w tytule notki Owidiusz
*grafika z netu