Translate

09 marca 2013

Piosenki na niepogodę, czyli to, czego słucham w czasie burz i niżów intelektualnych...

Miałam wcześniej napisać o Mistrzu Jeremim, bo 4 marca minęła dziewiąta rocznica jego przejścia na drugą stronę cienia, ale jakoś zabrakło mi weny. Dzisiaj jest ta chwila, kiedy chciałabym wspomnieć o nim i jego wspaniałej twórczości, bo, jak sam pisał: Piosenka jest dobra na wszystko!

Piosenka to sposób z refrenkiem
Na inną, nieładną piosenkę
Na ładną niewinną panienkę
Piosenka - the song la chanson


Piosenka to klinek na spleenek - fakt, trudno odmówić Mistrzowi racji. Zwłaszcza, że jego piosenki, które stworzył w duecie z Jerzym Wasowskim i nie tylko, towarzyszą mi od dzieciństwa i zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój.Uwielbiam te drżące dwukwiaty naszych ciał, te słoneczka zachodzące za zimowe stoły, panienki, odbywające pokutę za swój temperament, pomidory tętniące, jak serca, kochanie nieindywidualne, pieszczotę pian, wrześniowe dywany, szwadrony tatusiów, samotne, czekające na kochanka pokoleń i, chyba przede wszystkim, tych cudownych, bezbłędnych, tanich drani:


Ponoć w czasie deszczu dzieci się nudzą, ale nigdy nie będą się nudzić,zarówno dzieci, jaki i dorośli, słuchając pięknych piosenek ze świetnymi tekstami. Dla mnie tekst w piosence, jest czasem dużo ważniejszy od muzyki.

Jedna z uczennic Mistrza Przybory, Magda Umer, napisała wspaniałą piosenkę dla Maryli Rodowicz, tak prostą i zarazem piękną, że tylko śpiewać:

 A na razie fruwają motyle
Tyle tego, tamtego też tyle
A na razie wierzymy w baśnie
I jaśniej i jaśniej...

A na razie kołyszą nas noce
A na razie kołyszą nas dni
Choć już życia, psiamać, popołudnie
Jest cudnie, jest cudnie


W dzieciństwie zakochałam się parę razy beznadziejnie i do bólu (m.in. w Janosiku, tudzież w Marku Perepeczce, oh, mon Dieu!, co ja sobie wtedy wyobrażałam, to głowa mała!), platonicznie i bezpodstawnie. Jedną z takich moich miłości był Amerykanin z doktoratem z etnologii, który był bardziej francuski, niż jego francuscy koledzy po fachu.Pan ów wystąpił chyba (nie dam sobie uciąć ręki, bo za mała byłam) w Sopocie, w białym ubranku a la Elvis i zaśpiewał... Odleciałam, zaczęłam się uczyć francuskiego. Najpiękniejsze w tej historii jest jednak to, że piosenka owa towarzyszy mi do dziś i, moim zdaniem, jest to jedna z najpiękniejszych modlitw, jaką ktokolwiek, kiedykolwiek napisał...
Pan nazywał się Joe Dassin i zmarł na atak serca sześć dni przed moimi jedenastymi urodzinami, a piosenka, która mnie wbiła w fotel i którą uwielbiam do dziś, to Et si tu n'existais pas...




Mam też jakąś dziwną słabość do Kanadyjczyków. Może dlatego, że posługują się z reguły dwoma językami, które stale poznaję i lubię: francuskim i angielskim. Uwielbiam lesbijkę o atłasowym głosie, k.d.lang, lubię Leonarda Cohena, Garou, Shanię Twain, niektóre piosenki Celinki (Celine Dion), ale przede wszystkim kocham tego niewielkiego facecika, szczuplutkiego człowieczka, tego wegetarianina z rewelacyjną chrypką, Bryana Adamsa.Jego płyty mam pozdzierane (zwłaszcza The Best of Me), bo Bryan, nie dość, że ma świetny głos, to jeszcze pisze naprawdę dobre, przemyślane teksty. Jednak w deszczowe  dzionki, wchodzę na YT i oglądam go w duecie z wielkim tenorem, i od razu wprawiam się w świetny nastrój...




Michał Bajor, to artysta, którego bardzo cenię, bo byłam na jego kilkunastu koncertach, na których zawsze świetnie wypadał i śpiewa utwory bliskie mojemu sercu, z bardzo dobrymi tekstami, m.in. Jonasza Kofty i Wojciecha Młynarskiego, o których pewnie jeszcze napiszę. Ostatnio, co prawda, rozczarował mnie koncert francuskich piosenek (tłumaczenia, aranżacje, dobór repertuaru) i nie kupiłam tej płyty, jednak jest piosenka Michała, z tekstem Jana Wołka, która ze względu i na tekst i na aranżację, zawsze pozytywnie na mnie wpływa, na mnie: byłą młodą kozę. ;-)



Jak już kiedyś pisałam na tym blogu, mam w życiu niesamowite szczęście do ludzi, których spotykam na swojej drodze. Jedną z takich wspaniałych osób, jest mój ulubiony Profesor, p. Jerzy Bielunas, który, oprócz tego, że uczy, reżyseruje, pisze teksty (m.in. dla dzieci), to jeszcze wiele tekstów tłumaczy. I robi to świetnie (wiem, że francuski to jego pasja). Jednym z utworów, które mnie bawią, jest przetłumaczona przez p. Jerzego stara, francuska piosenka Claude'a Nougaro, zaśpiewana mistrzowsko przez Jacka Bończyka:



"Czy jest suchy chleb dla konia?" - pytał Jerema Stępowski w serialu pt. Wojna domowa. Ja zaś bardzo lubię płytę z jego piosenkami, śpiewanymi warszawską gwarą, piosenkami wypełnionymi całą gamą surrealistycznego humoru i dowcipu. Moją ulubioną jest pioseneczka o niezwykłym trójkącie:

Żyli w pałacu hrabia z hrabinią                       

on zwał się Rodryg ona Franceska               

a w drugiem domu za ich meliną             
mieszkała sobie jedna Wiśniewska...

Dzisiaj dopiero, ale lepiej późno, niż... później, odkryłam piosenkę z rewelacyjnym tekstem Magdy Czapińskiej pt. Prognoza na jutro. Na pewno będzie mi ona towarzyszyć długo, zresztą tekst już znam na pamięć:

 Są dni, że aż nie chce się wyjść spod pierzyny,
by spotkać się z aurą i resztą
nastawiasz radyjko, lecz słuchać się nie da,
bo w mediach jak zwykle złowieszczą.
Nie sięgaj po flakon z lekarstwem na nerwy
prozaku nie łykaj i bromu
znasz przecież ten refren i zanuć go sobie
nim rano przekroczysz próg domu.


 Pogodę trzeba mieć w sobie
prywatną pogodę wewnętrzną
i włączać ją w sobie jak światło,
gdy chmury i bzdury się piętrzą.
Uśmiechnij się gdzieś tam w środku
i wymuś na sobie optymizm
i poczuj jak nagle moc złudną traci
meteo determinizm.


 


Jak mam zupełnie kiepski humor, rozśmiesza mnie Kinga Preis wraz z Konradem Imielą, śpiewająca wierszy Jana Brzechwy:





 Z moim dzieckiem, Jowitą Sylwią, często sobie śpiewamy (ha, głównie Nirvanę, Lanę del Rey i Adele, a co?), tańczymy i gramy. Ostatnio ubawiłam się przy dwóch pioseneczkach młodego, zdolnego,czującego bluesa człowieka, CeZika, które pokazała mi na YT moja córka. Pierwsza (którą uwielbiam w wykonaniu Piotra Fronczewskiego) jest dowodem na jego kreatywność i zdolności muzyczne, a druga (która w oryginale przyprawia mnie o mdłości i tępy ból uszu, zwłaszcza, jak do kogoś dzwonię i muszę czekać, aż odbierze telefon, a tu drąży mi mózg ten "wielki" hicior!).. przykładem na to, że z chłamu i czteronutowego badziewia można zrobić klejnocik:





Pogoda na mnie wpływa różnie, takie dni, jak dzisiejszy:szaro-buro-deszczowo-senne, sprawiają, że ziewam, jak mops ( o ile te sympatyczne psiaki ziewają... jak mopsy!). Wesołe, pozytywne piosenki są wówczas antidotum na kiepski nastrój.

 A o filmach, książkach i wierszach najbliższych upojnemu ukojeniu, jeszcze kiedyś napiszę.






4 komentarze:

  1. Świetny wpis :)
    Serdecznie pozdrawiam-
    miłego,pogodnego czasu.
    -ra-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, ra.

      Ratujesz mój blog przed skasowaniem.

      Nie zaglądam tu ostatnio, bo korci mnie, żeby wysadzić wszystko w powietrze.

      Jak mi przejdzie, to wrócę.

      Najserdeczniejsze serdeczności, j.

      Usuń
  2. Cześć :)
    Serdecznie pozdrawiam.
    No tak--nasze emocje potrafią namieszać nam w głowie i pchają nas do niewytłumaczalnych postępków.Łatwo zburzyć cokolwiek ale szkoda tego co stworzyliśmy.
    Napewno Ci przejdzie z nadejściem wiosny.
    "Najserdeczniejsze serdeczności",-ra-

    OdpowiedzUsuń
  3. Fuuuuuuuu!
    Jak ja nie znoszę beczenia tego ryżego capa!!!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz, zawsze odpiszę i zajrzę do Ciebie w miarę czasowych możliwości: czasem szybko, niekiedy później, ale zajrzę na Twój blog. Pozdrawiam. :)