Translate

26 lipca 2023

UWAGA SPOILER czyli "Come on, Barbie, let's go party"!

            Wiele postów na tym blogu przez te wszystkie lata, odkąd go piszę, poświęciłam filmom, reżyserom i aktorom tudzież X Muzie. Jednak dopiero dzisiaj zdecydowałam się nadać tym postom stały tytuł, podobnie, jak w przypadku publikowanych tutaj wierszy: UWAGA POEZJA czyli... Ten cykl o konkretnych filmach, które zrobiły na mnie wrażenie będzie miał wspólny mianownik, rozpoznawalną część tytułu: UWAGA SPOILER czyli...

            A zacznę od bardzo gorącego, aktualnego kinowego hitu. Filmu, który już bije w kinach na całym świecie rekordy oglądalności, a jak trafi do telewizji, zapewne zarobi kolejne miliony i o to w tym wszystkim chodzi. O to zapewne chodziło twórcom i firmie Mattel, która wyłożyła na to dziełko wielkie pieniądze. Ale twórcy przemycili swoje racje i swoją wizję przygód najsłynniejszej lalki świata.

            BARBIE jest filmem z tego roku, do którego scenariusz, wraz ze swoim życiowym partnerem - Noah Baumbachem - napisała bardzo dobra i zdolna aktorka, reżyserka i scenarzystka Greta Gerwig, znana z takich filmów jak np. Lady Bird czy Małe Kobietki. Film był reklamowany i było o nim głośno, zanim trafił na ekrany kin. Mnie zwabiło nazwisko reżyserki, bo generalnie lubię reżyserki, jak również nazwiska aktorów odtwarzających główne role: Margot Robbie jako Barbie i Ryana Goslinga w roli Kena.

            Margot Robbie to jedna z najzdolniejszych  i najjaśniejszych gwiazd światowego kina młodszego pokolenia. Obok niej stawiam cudowne: Saoirse Ronan i Florence Pugh - to jest moja subiektywna, najlepsza wielka trójca (wymowne, bo kobieca) przepięknych aktorek, które jeszcze chyba nie zagrały ról swojego życia, a już zagrały dużo i świetnie. Margot ujęła mnie w kilku występach, szczególnie zapadły mi w pamięć królowa Elżbieta z filmu pt. Maria, królowa Szkotów (w roli tytułowej wystąpiła Saoirse i to był rewelacyjny, iskrzący aktorski duet) oraz mama Krzysia z filmu pt. Żegnaj, Christopher Robin. Margot nie tylko jest bardzo piękną, zgrabną kobietą, ma również wewnętrzny blask, wielkie oczy i talent komediowy, ma także temperament i jakiś taki uroczy zadzior w spojrzeniu, pazur w grze, które jednocześnie są niewinne i chochlikowe. I Margot jest uroczą Barbie z olśniewającym hollywoodzkim uśmiechem, i bardzo jej ładnie we wszelkich odcieniach różu...


        Ryan Gosling to od wielu lat jeden z moich bardzo ulubionych aktorów. Zaczynając od Fanatyka czy kultowego już Pamiętnika - filmu dużo lepszego od powieści na kanwie której powstał, a skończywszy na takich filmach jak Driver, Tylko Bóg wybacza, La La Land czy Blade Runner 2049

        Wielu krytyków, (bo jedni kopiują drugich) zarzuca aktorowi, że cały jego warsztat aktorski to jedna mina. I dobrze. Bo ta mina bardzo pasuje do Kena, który ostatecznie jest lalką. A tak serio - Gosling to naprawdę dobry, ambitny aktor, nieco ostrożny i powściągliwy w środkach wyrazu, ale świetny w wielu rolach. Gra, śpiewa, tańczy - a przecież nie każdy to potrafi.

    Jako Ken jest nie do podrobienia. Pomijając platynowe włosy, którego sprawiają, że wygląda śmiesznie, uroczo kiczowate ciuszki, on jest tym Kenem, tym bonusem do żeńskiej formy lalki. On ma też wiele uczuć, bywa przerysowany, ale wychodzi z tej roli obronną ręką. Tańczy i śpiewa rewelacyjnie! I robi cały zestaw różnych dziwnych min, gestykuluje, śmieje się, a nawet denerwuje!

        Jeśli chodzi o film, o czas jego premiery (w ten sam dzień, co inny świetny obraz, o którym napiszę w kolejnym poście), to można mu wiele zarzucić i na pewno zrobią to krytycy wszelkiej maści - ja nim nie jestem, więc skupię się na plusach (zarówno tych "dodatnich", jak i "ujemnych"). I jestem przekonana, że sprzedaż lalek Barbie wzrośnie piorunująco!

        Ten film to przede wszystkim świetna rozrywka na deszczowe letnie dni, jednak - moim zdaniem - nie jest to film dla dzieci. Owszem, dzieci znajdą coś dla siebie (lalki, taniec, piosenki, kolory, szybka akcja), ale to dorośli lepiej zrozumieją wszelkie aluzje, odniesienia, metafory zawarte w tym filmie (podobnie było np. z kultowym już Shrekiem, którego uwielbiam do dziś). 

        Jedna z teorii głosi, że kiedyś, bardzo dawno temu na Ziemi panował matriarchat, dominowała energia kobieca, kobiety były czczone i uwielbiane, bo to one dawały życie. Nie było boga ojca tylko bogini matka, nie wysyłano próśb do bogów tylko do bogiń, które otaczały opieką wszystko, co żyło. To jest zresztą logiczne i echa takich poglądów wciąż dostrzegamy w różnych legendach i mitach. Prawdą jest również to, że im starsza była kobieta, tym uchodziła za mądrzejszą i łagodniejszą. Wiek był często wyznacznikiem mądrości i doświadczenia; w późniejszych czasach nazywano takie kobiety wiedźmami - bo one miały wiedzę po prostu i dużo wiedziały.

        W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy nastąpił wzrost gospodarczy i firma Mattel wypuściła na rynek zaprojektowaną przez Ruth Handler lalkę, dominowały zgoła inne poglądy: kobietom, nawet tym housewifes, narzucono pewien stereotypowy system zachowań, styl ubierania się i postępowania. Kobieta miała być zadbana i piękna, posłuszna mężowi, który najczęściej utrzymywał ją, dom i dzieci, miała pięknie pachnieć i wyglądać sprzątając, gotując, zmywając, piorąc - zajmując się domem. Taki paradoks: kopiesz lub plewisz w ogródku z nienaganną, natapirowaną fryzurką, w pełnym make-upie i w kiecce od dobrego krawca.

        Lalka, która się wtedy pojawiła, też była inna niż jej poprzedniczki - bobaski: miała ciało i ubiór dorosłej, zadbanej kobiety ze zbyt wąską talią i dostała imię po córce jej twórczyni - Barbarze. Dwa lata później, w 1961 roku, do Barbie dołączył Ken - on dostał imię syna Ruth Handler, Kennetha. Tak więc pierwsza była ona - kobieta, a on był wyjęty z jej żebra i był tylko dodatkiem.

W każdym razie lalka Barbie i cała jej otoczka (inne lalki, rodzina lalek, domki, gadżety, ubrania) stały się najpopularniejszymi zabawkami na świecie. Z biegiem lat ewaluowały, dostawały twarze znanych postaci, artystek, aktorek, itp., itd.. Firma stawiała na tolerancję, pojawiały się, m.in. czarnoskóre lalki, potem również grubsze i wszystkie one na stałe weszły do szeroko pojętej popkultury. Barbie jest główną postacią wielu filmów, piosenek, bajek i chyba nie ma na świecie człowieka, który nie kojarzy tej lalki. Barbie jest więc swego rodzaju fenomenem.

        Co mamy w najnowszej, filmowej wersji opowieści o znanej i lubianej lalce? Mamy typową, piękną Barbie, która przeżywa emocjonalne i egzystencjalne rozterki (tutaj skojarzenia choćby z bajką Pinokio czy filmem A.I. Sztuczna inteligencja), ma troszkę dość cukierkowego raju (trochę a la Czarnoksiężnik z Oz) - pięknego, różowego i nieco sztucznego świata, w którym mieszka, w którym codziennie wykonuje te same czynności (trochę jak z Truman Show), bawi się, śpiewa, tańczy i uśmiecha, a także przyjaźni się z wieloma innymi Barbie oraz odrzuca zaloty Kena, któremu asystuje i wtóruje rzesza innych Kenów, stanowiących coś w rodzaju podgatunku w tym cudownym, zdominowanym przez lalki rodzaju żeńskiego, świecie. Ileż można? Jak długo da się tak funkcjonować? Barbie czuje, że chce czegoś więcej, potem poczuje to również Ken...

        Film ma cudowną, bajeczną oprawę, na pewno zasługuje na Oscary za scenografię, kostiumy, piosenki, choreografię. Jednak w moim odczuciu wcale nie jest opowieścią o spłyconym, wulgarnym  feminizmie czy też zaborczym kapitalizmie, jest filmem o dojrzewaniu, dorastaniu, chęci doświadczania, ruszenia, wyjścia ze strefy komfortu, bo bez tego wyjścia nie ma postępu. Wszyscy zmieniamy się, rewidujemy swoje poglądy, z biegiem lat zmienia się nasz wygląd... A Barbie ma, de facto 64 lata i nie może już być tylko uroczą lalką. Chce się starzeć, nosić łapcie zamiast szpilek (podobnych do pantofelków Kopciuszka), chce płakać i czuć!

            Z moich wielu spostrzeżeń i aluzji, jakie wyłapałam w tym filmie (pierwsza scena prawie jak z Diuny, jest tam też trochę z West Side Story i wielu, wielu innych - sami zobaczycie) najbardziej zafascynowała mnie epizodyczna postać starszej pani, jakby wyjętej z Matrixa... A na dodatek grana przez Rheę Perlman Ruth wcale nie wygląda jak Ruth (twórczyni Barbie)...

Ona wygląda jak pewna kanadyjska poetka, pisarka i aktywistka słynąca z feministycznych poglądów i powieści... Serio! To dla mnie jest najfajniejsze w tym filmie! Taka gra z inteligencją odbiorcy zrobiona by the way... Bo czyż filmowa Ruth nie przypomina Autorki Kobiety do zjedzenia i Opowieści podręcznej? Nie wierzę, żeby na świecie nie znaleziono aktorki bardziej podobnej do twórczyni lalki Barbie! A jednak mnie uderza podobieństwo Rhei Perlman do Margaret Atwood (zdjęcie poniżej), pisarki, która najpierw własnym sumptem wydała tomik poetycki, a potem zdobyła mnóstwo nagród literackich. :)

    I co mogę jeszcze powiedzieć? Jest jeszcze jedna starsza pani w tym filmie (nie wiem, kto ją zagrał, nie mogę znaleźć: jedni twierdzą, że to córka Ruth, inni, że ucharakteryzowana reżyserka, jeszcze inni, że jej przyjaciółka, stawiam na Barbarę, ale pewności nie mam na tę chwilę)... W scenie podobnej do wielu scen z Forresta Gumpa, Barbie siada na ławce, na której siedzi starsza kobieta i po krótkiej, ale bardzo inspirującej i motywującej rozmowie, mówi jej, że jest piękna. A chociaż słowa wypowiadane przez starszą panią są dużo bardziej wymowne, to tutaj ich nie przytoczę, ponieważ chcę wzbudzić waszą ciekawość...

        Fala krytyki na pewno wyleje się na ten film, fala znawców wypowie się o kiepskich dialogach, smutnym feminizmie, udawanym patriarchacie, wyolbrzymionym matriarchacie, konsumpcjonizmie, głupocie, płytkości intelektualnej i kiczowatości całości. I dobrze, niech mówią, i piszą, co chcą, każdemu wolno. 

 
        Owszem, jest tu dużo poprawności etnicznej, politycznej, dużo zabawy, ale też niezbyt trafnych, mało śmiesznych żarcików. Jednak jest również siła, jakaś magia kina. Poza scenografią kosmicznie wręcz cudną, poza feerią barw kostiumów i wręcz idealnie zrobionych - skopiowanych oryginalnych zabawkowych domków, poza muzyką, tańcem, dobrymi piosenkami, jest pewna tęsknota za tym, że i kobiety, i mężczyźni pragną jednego: chcą żyć, czuć, przeżywać, doświadczać, uczyć się, starzeć. Jest ukryte przesłanko, że kult młodości jest przereklamowany i nierealny do wykonania, a na dłuższą metę banalny, że w starzejącym się społeczeństwie jego czas minął, że śmierć powoli przestaje być tematem tabu ponieważ jest częścią życia... Słychać powiew nowego trendu, dążącego do tego, że  najlepiej jest żyć razem, w zgodzie i symbiozie ze wszystkim, bo jesteśmy energią. Szufladki, dominacja jednej energii nad drugą nie prowadzą do niczego dobrego. Jesteśmy ludźmi i to jest piękne. Szanujmy się po prostu.

    Ostatnia scena filmu - sztos! O niej cicho, musicie to zobaczyć.

    Moja ocena filmu 8/10. A co? Life in plastic it's fantastic? Tak... Do czasu, gdy każda Barbie i każdy Ken uświadomią sobie, że nic nie jest tylko różowiutkie (podobno różowy to najbardziej "pozytywny" kolor), że wszystkie kolory są tak samo potrzebne, ważne, i tak samo piękne, że sztuczny uśmiech, jak sztuczny miód, zawsze znika, gdy nie wiemy kim jesteśmy tak naprawdę, w co mamy wierzyć i jak postępować. W tym pograniczu kiczu warto zauważyć, że kolor zimny i ciepły, gdy się je wymiesza, dają kolor nadziei... Czyżby na lepsze jutro?

    Polecam ten film. Na pewno go jeszcze raz na spokojnie obejrzę w TV (ale nie w TVP!). Dodam, że narratorką w filmie jest ikona, legenda kina i kobieta, która do dziś zachowała figurę Barbie - Helen Mirren.

        Do filmu, oglądania go w szary, letni dzień i związanych z nim, późniejszych refleksji, bo obejrzałam go w niedzielę czyli dwa dni po premierze, pasuje piosenka wykonywana przez Kwiat Jabłoni: potem powróci mój szary świat..., bo jest on tęczową perłą w szarej codzienności, naprawdę wartą obejrzenia i refleksji. Warto też pamiętać, że kino z założenia, powinno służyć głównie rozrywce i była to dla mnie rozrywka na bardzo wysokim, estetycznym poziomie. 

                A jeśli chodzi o piosenki, to do tej, starej już, też były w tym filmie malutkie aluzyjki:

   PS

     Niestety nie miałam lalki Barbie. Wtedy - czyli w czasie mojego dzieciństwa - dostępna była chyba tylko w Pewexie, ale i z tego sklepu jej nie kojarzę. Miałam zagraniczne lalki od cioci z Kanady, ale nie była to Barbie. Nie żałuję, że jej nie miałam, ale być może wcześniej zaczęłabym bardziej o siebie dbać, mając takie lalkowe cudo? Pewnie byłaby śliczną, kolorową odskocznią od szarej, brzydkiej komunistycznej rzeczywistości? Moja córka miała Barbie i to chyba właśnie dlatego, że ja jej nie miałam, ona miała ich kilka. Czy ta lalka - jak sugeruje wielu psychologów - wpłynęła na jej psychikę? Nie sądzę. Sądzę natomiast, że człowiek lubi otaczać się pięknem, że każda z nas chce być piękna, a wy resztę sami sobie dopowiedzcie.

        A taką Barbie zrobiła ze mnie internetowa aplikacja, zresztą nie mogłam się powstrzymać, żeby z niej nie skorzystać... i chyba kupię sobie różową koszulę, bo sweterek już mam. ;)


 Bywajcie i do miłego - następnego postu, który również będzie o filmie. JoAnna

15 komentarzy:

  1. Twoja recenzja i "Barbie" jako zjawisko kulturowe mnie zainteresowała. Jest kilka rzeczy, które mi trochę nie pasują, np.:
    1) Fakt, że film przypomina mocowanie produktu - firma Mattel sporo zainteresowała w produkcję,
    2) Kolorowa, plastikowa, trochę może kiczowata scenografia (mam problem z taką estetyką),
    3) Barbie, seksownie ubrana, o idealnych wymiarach, zostaje feministką? I feministki nie obraża taki wizerunek? Wydaje się, że jest to sztuczny zabieg.
    Pomijając powyższe nie wykluczone, że się odważę i pójdę do kina na Barbie. 🙈🙉🙊
    Ale wysoka ocena! Pozdrawiam. Życzę miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *lokowanie produktu miało być

      Usuń
    2. I jeszcze: Mattel *zainwestowała* - telefon zmienia mi pisownie.🤷‍♀️
      Będę dwa razy sprawdzać pisownię na przyszłość.
      Jeżeli chodzi o wrażenia, to napiszę o nich dopiero po jutrzejszym seansie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Jestem naprawdę bardzo ciekawa Twojej oceny tego filmu.
      Znam to uczucie, gdy kilka razy poprawiam wyraz, a iPhone i tak robi swoje, poprawia jak mu wygodnie, nie przejmuj się.
      Dla mnie ten film jest dobry, bo jakby czytam między wierszami.
      Pozytywnie rózowego odbioru!

      Usuń
    4. Film jest ciekawy i robi wrażenie pod względem wizualnym. Myślałam, że będą mnie oczy boleć od tej słodyczy, ale nie. ;) Scenografia faktycznie to ogromny atut tego filmu. Poza tym dobór aktorów. Nie wyobrażam sobie innych, tak dobrze zostali obsadzeni w swoich rolach.
      Parę rzeczy jest do przemyślenia, na przykład zderzenie męskiego realnego świata i dziewczyńskiego, do którego przywykła Barbie. Ale pojawia się też trzeci - współczesnej młodzieży, która oczywiście neguje zastany świat.
      Z absurdalnych, ale efektownych scen najbardziej mi się podobała bitwa Kenów. I jak Barbie odzyskały swój świat.
      Pozdrawiam 😉

      Usuń
    5. PS* Super wyglądasz jako Barbie.

      Usuń
    6. Ja też na początku pomyślałam nieładnie: Jak będzie tak oczojebnie, to chyba wyjdę z kina. Ale dałam radę zafascynowana scenografią i tym, jak to wszystko było naprawdę świetnie zrobione (scena z falą, gdy Ken chce się popisać przed Barbie - wymiotła, w ogóle Ryan Gosling był bezbłędny). Podobały mi się te światy równoległe i ten motyw z wielu bajek i baśni, że bohater opuszcza swoją strefę komfortu i wyrusza w inny wymiar - tutaj to było bardzo fajnie ujęte tymi przeprawami do innych światów (Holandia super!). Młodzież bardzo mi się podobała, ona jest od negowania, to jej prawo. :)
      Uściski i bardzo Ci dziękuję, że podzieliłas się ze mną swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami po tym filmie.

      Usuń
  2. Nie wiem czy obejrzę film, ale Twoja recenzja jest fantastyczna i już mi wystarczy za cały film, tyle skojarzeń i ciekawostek, i te zdjęcia!
    Super się czytało, iście wakacyjny post!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za te słowa, Jotko, zachęci mnie to do pisania. Bo jestem z nim na bakier, niestety. Uściski!

      Usuń
  3. O, nie! Co to, to nie. Juz sama ilość różu mnie zabija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sobie kupię dzisiaj różową bluzkę, o ile jeszcze będzie... Bo film zrobił swoje. :D Uściski, Kasiu!

      Usuń
  4. Joasiu kochana w punkt recenzja i obserwacje naprawdę!!!! a film bardzo fajny.Pozrawiam i całusy posyłam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję Joasiu i też bardzo się cieszę, że film się Tobie podobał. Całusy piękna kobieto!

      Usuń
  5. Miałam dwie oryginalne Barbie i dwóch Kenów, do tego trochę biało-różowych mebelków. Zawdzięczam to mojej babki, która wtedy pracowała w handlu i wszystko co przychodziło z zagranicy, kitrała dla mnie.
    Intryguje mnie ten film, bo to niemożliwe, żeby wydano sam pusty kicz, sugerując jednocześnie, że to raczej nie jest sygnowane najmłodszej widowni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę nie jest to film dla dzieci stricte. Poza tym reżyserka też nie lubi łatwych rozwiązań. Są momenty populistyczne - przemowa bohaterki, przez którą Barbie grana przez Margot Robbie staje się inna, są niby śmieszne, ale generalnie film nie jest tak głupi i kiczowaty, jakby się mogło wydawać.

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz, zawsze odpiszę i zajrzę do Ciebie w miarę czasowych możliwości: czasem szybko, niekiedy później, ale zajrzę na Twój blog. Pozdrawiam. :)