JoAnna postanawia zapodać Wam dzisiaj uroczo tkliwy felieton Pana Vargi, a potem na brzegu
wyrka usiąść i zapłakać nad alchemią i pielgrzymką życia przez około
jedenaście minut, w duecie z Bridą po to, aby pod czujnym oczkiem
czarownicy z Portobello być jak płynące ścieki ku zgrozie wszelkiej
maści wojowniczek światełek choinkowych, rezydujących na piątej górze
górnolotności, mając za nic również demona i pannę Prym, szpiega oraz walkirie z
rękopisu znalezionego w Akcie. W całkowitej samotności zaś zrozumieć, że zwycięzca jest sam, a dzięki zdradzie można odnaleźć sens zbyt poukładanego życia!
;-)
-------
A tak serio: wart zatrzymania i przemyślenia tekst Krzysztofa Vargi, dobitnie świadczący o tym, że grafomania to pojęcie względne, a dobre jest to, co się czytelnikowi podoba, co do niego trafia, co chce czytać, bo przecież nawet największe dzieło bez czytelnika jest tylko ciągiem liter, umownych znaków...
A tak serio: wart zatrzymania i przemyślenia tekst Krzysztofa Vargi, dobitnie świadczący o tym, że grafomania to pojęcie względne, a dobre jest to, co się czytelnikowi podoba, co do niego trafia, co chce czytać, bo przecież nawet największe dzieło bez czytelnika jest tylko ciągiem liter, umownych znaków...
Osobiście nie należę do fanek brazylijskiego pisarza i zawsze miałam go za "filozosiową" kalkę, podobnie jak E.E. Schmitta czy naszego J.L. Wiśniewskiego (chociaż z tej trójki Coelho najmniej do mnie przemawia, o ile w ogóle przemawia).
Uważam jednak, że lepiej czytać Coelho niż nie czytać w ogóle, bo Janusz Korczak miał świętą rację, gdy powiedział, że to nie grafomania jest niebezpieczna, ale analfabetyzm. Wtórny również, więc...
De gustibus non est disputandum, a wielbicielek Fleszerowej - Muskat, Danielle Steel czy ostatnio Anny Ficner-Ogonowskiej ci u nas dostatek. Rekordy popularności biją "pozytywne" wytworki Reginy Brett czy naszej rodzimej Beaty Pawlikowskiej.
I dobrze!
W świecie tak zdehumanizowanym, jak nasz, potrzeba wzmacniająco - pocieszających tekstów i bajek o miłości szczęśliwej rośnie nie tylko w dziedzinie prozy ale również poezji.
Mój ukochany poeta, Tadeusz Różewicz, napisał, że nawet najgorszy wiersz może dla kogoś być dobrym wierszem, podobnie jest z prozą, dramatem, filmem, piosenką.
Coelho w chętnie udzielanych wywiadach i wielu wpisach w internecie (który lubi, ceni, uważa za wspaniały wynalazek, zbliżający ludzi), słusznie broni swoich fanów (a że przy okazji wychodzi na ignoranta, krytykując wielkie dzieła wielkich pisarzy, np. "Ulissesa" Joyce'a, to szczegół):
Nikt nie zmieni tego, jak piszę! Ale jest jedna rzecz, której nie mogę znieść. To krytykowanie moich czytelników, sugerowanie, że są głupi. Możesz mówić źle o mnie i moich książkach, ale nie o moich czytelnikach.
Zawsze uważałam czytanie za cudowną, najlepszą zabawę (tu ukłon w stronę naszej Noblistki!), za niesamowitą podróż w inne wszechświaty, więc zawsze i wszędzie będę wspierać czytelników wszelkiej maści, w duchu tylko przyznając rację bardziej wyrafinowanym autorom krytycznych artykułów...
A jeszcze à propos zacytowanych w tytule słów brazylijskiego pisarza: czy więcej znaczy... lepiej?
W świecie tak zdehumanizowanym, jak nasz, potrzeba wzmacniająco - pocieszających tekstów i bajek o miłości szczęśliwej rośnie nie tylko w dziedzinie prozy ale również poezji.
Mój ukochany poeta, Tadeusz Różewicz, napisał, że nawet najgorszy wiersz może dla kogoś być dobrym wierszem, podobnie jest z prozą, dramatem, filmem, piosenką.
Coelho w chętnie udzielanych wywiadach i wielu wpisach w internecie (który lubi, ceni, uważa za wspaniały wynalazek, zbliżający ludzi), słusznie broni swoich fanów (a że przy okazji wychodzi na ignoranta, krytykując wielkie dzieła wielkich pisarzy, np. "Ulissesa" Joyce'a, to szczegół):
Nikt nie zmieni tego, jak piszę! Ale jest jedna rzecz, której nie mogę znieść. To krytykowanie moich czytelników, sugerowanie, że są głupi. Możesz mówić źle o mnie i moich książkach, ale nie o moich czytelnikach.
Zawsze uważałam czytanie za cudowną, najlepszą zabawę (tu ukłon w stronę naszej Noblistki!), za niesamowitą podróż w inne wszechświaty, więc zawsze i wszędzie będę wspierać czytelników wszelkiej maści, w duchu tylko przyznając rację bardziej wyrafinowanym autorom krytycznych artykułów...
A jeszcze à propos zacytowanych w tytule słów brazylijskiego pisarza: czy więcej znaczy... lepiej?
Oto niektóre spostrzeżenia Krzysztofa Vargi:
Kiedyś w weekend przeczytałem w celach antropologicznych trzy książki Coelha, a były to „Alchemik”, „Weronika postanawia umrzeć” oraz „Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam” – łatwo poszło, nie przypominam sobie lektur, które by mniejszy opór stawiały, nie pomnę w tej chwili, czy kiedykolwiek udało mi się w dwa dni przeczytać trzy książki. Żadnego wysiłku to ode mnie nie wymagało, choć pozostało dojmujące poczucie straty czasu i umykającego życia. Zysk jednak z tego był taki, że nabrałem do brazylijskiego szamana swoistego szacunku, wzmocnionego prawdziwą zazdrością – pisać bezwstydne brednie i zarabiać na tym grube miliony to wielka sztuka.
Pojadę tu banałem, ale skoro o królu banałów jest opowieść, to inaczej
się nie da. Czemu ktoś, kto pisze takie zdania jak: „Toniemy nie
dlatego, że się zanurzamy, lecz dlatego że pozostajemy pod wodą”,
uznawany jest za mędrca? Czemu ktoś, kto mówi: „Człowiek walczy, by
przetrwać, a nie po to, by się poddać”, traktowany jest jak wyrocznia?
Dlaczego ktoś, kto ośmiela się bełkotać: „Samobójcza decyzja zmusza do
myślenia przede wszystkim o sobie, o innych myśli się później”, daje
bełkoczącemu miano kapłana? Z jakiego powodu ktoś, kto bez obciachu
pisze: „Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by
pójść naprzód”, uważany jest za nieomal autora Biblii? Ano dlatego, że
ludzie właśnie Biblii potrzebują, a że Pisma Świętego nie czytają, to
czytają Coelha. Gorzej jeszcze: szukają przepisu na szczęście.
Poszukiwanie szczęścia wśród odbiorców kultury popularnej sięgnęło
rozmiarów epidemii. Podaję tu kilka na chybił trafił wziętych tytułów
książek, jakie w ostatnim czasie się ukazały: „Hygge. Duńska sztuka
szczęścia”, „Hygge. Klucz do szczęścia”, „Trening szczęścia”,
„Architektura szczęścia”, „Herbata szczęścia”, „Kod szczęścia”, „Symbole
szczęścia”, „Spontaniczne szczęście”, „Szczęście. Odkrywanie bogactwa
psychicznego”, „Szczęście na każdy dzień”, „O szczęściu. Podróż
filozoficzna”, „Drzwi do szczęścia”, „Znalazłam klucz do szczęścia” –
przerywam brutalnie tę enumerację tytułów, bo zajęłaby całą przestrzeń
przeznaczoną na niniejszy felieton. Naturalnie idzie tutaj o naiwny
eskapizm, ucieczkę od świata, który coraz bardziej nieakceptowalny się
staje, a owa ucieczka przybiera dziecinne kształty. Ściślej – jest to
ucieczka żenująco infantylna.
Brnijmy w banał: wyświęcenie Coelha na
wyrocznię w sprawach duchowych i owa patologiczna popularność poradników
o szczęściu niczym innym nie są niż tylko wyrazem tęsknoty za wiarą, za
religią, za Bogiem wreszcie. Człowiek to jest przecież homo religiosus,
musi w coś wierzyć, nawet jeśli ma to być frajerska wiara w możliwość
osiągnięcia pełni szczęścia dzięki podręcznikom filozofii papuśności –
owiniemy się kocykiem, zaparzymy herbatkę, zapalimy świeczki, przytulimy
kotka i wrzucimy zdjęcie kotka na Facebooka, bez fotki kotka na
Facebooku nie ma szczęścia. W tym momencie nabieram szacunku dla ludzi
średniowiecza. Mówię to ja – zajadły ateista.
Takiego mamy Szekspira, na jakiego zasłużyliśmy, i takiego ewangelistę, jakiego nam infantylna kultura dała.
*
A to dopisuję po latach, 4 listopada 2023, wpis na FB Anny Saranieckiej z memem powyżej:
Od kiedy pamiętam to „wyższa półka” miała niezłą szyderę z Coelho.
Autor ten w swe fabuły wplata bowiem truizmy typu : „Szkoda, że ludzie dostrzegają tylko dzielące ich różnice. Gdyby patrzyli z większą miłością, zobaczą rzeczy, które ich łączą.”
Albo: „Żeby nie cierpieć trzeba wyrzec się miłości. To tak, jakby wydłubać sobie oczy, żeby nie oglądać ciemnych stron życia.”
Oraz: „Miłość jest starsza od samych ludzi, a nawet od piasków pustyni i powracała odwiecznie z tą samą siłą wszędzie tam, gdzie krzyżowały się dwa spojrzenia”.
Marcin Zegadło napisał (o artefaktach literaturopodobnych): "Literatura bierze się z czytania, natomiast grafomania znajduje swoje źródło w przeświadczeniu, że ma się w sobie tysiące książek, więc po pierwsze, po chuj czytać inne, a po drugie koniecznie trzeba się podzielić tymi, które już ma się w głowie.
Nic tak nie napędza grafomana jak przekonanie, że ma coś ważnego do powiedzenia.
Gorsze od grafomanii jest już tylko jej promowanie, w czym wiodą prym książkowi influencerzy w mediach społecznościowych.
Serce mi pęka, kiedy widzę jak podsuwa się potencjalnym czytelnikom tani fast food, wmawiając im, że to zdrowa żywność.
Zresztą często ci, którzy to robią, nie czynią tego w złej wierze. Zdarza się po prostu, że nie bardzo wiedzą o czym mówią.Takie czasy. Nie ma na to rady. Serce mi pęka, kiedy się temu przyglądam, bo nic w takim stopniu nie grozi katastrofą jak pielęgnowanie fałszywych przekonań”.
A ja myślę, że z lekką literaturą jest jak z prostymi puzzlami. Czasem kupujesz je tylko po to, żeby udowodnić sobie, jak niezwykle jesteś bystry
A tak na marginesie, to co czytacie obecnie? Ja, prócz tomików poezji, przeczytałam "Małe życie" Hanyi Yanagihary, "Amerykańskich bogów" Neila Gaimana, "Inną duszę" Łukasza Orbitowskiego i... nie wiem, który już raz "Regulamin tłoczni win" Johna Irvinga. Teraz biorę się za "Dotyk"
**** polecam też felieton Natalii Szostak pt. Paulo Coelho: wykpiwany zbawiciel i jego złote myśli
** cały felieton Krzysztofa Vargi pt. Paulo Coelho. Urodzony grafoman czyli jakie czasy, taka Biblia
Osobiście bardzo lubię Twoje posty i bardzo lubię Twoje lekkie pióro. Do dzisiaj miałem jakieś wyrzuty do siebie, że nie przeczytałem nic z Coelho, ale dzięki Waszym tekstom ze spokojnym sumieniem mogę zagłębić się w utwory innych autorów. ;)
OdpowiedzUsuńPisz nadal i nieustannie. Wiem, że nie tylko ja czekam na Twoje utwory i wytwory pióra. :)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Dzięki RaczKu.
UsuńCieszę się, że do mnie zaglądasz, czytasz.
Wiem, że czytasz częściej, niż komentujesz. :)
Nie mam ostatnio weny, ale wiem, że to minie.
Powiastkami Coelho nie zaśmiecaj sobie głowy,
pozostań przy tym, co naprawdę lubisz z Grzędowiczem
włącznie i tym panem od "Mrozu" też. :))
Ale Bukowskiego mógłbyś jednak poczytać, sam wiesz,
że można na niego podrywać dziewczyny. :)
Pozdrawiam ciepło, dziękuję, że tu jesteś ze mną, u mnie.
hej, hej Dżo - Ano!
UsuńVarga ma rację - jakie czasy, taki Szekspir!
Kasiory Cołejlo ma jak lodu i nadal hurtowo produkuje te swoje "mundre" łopowieści, jak co niektórzy połeci codziennie po pięć wierszyczków.
A Ty, Dżo - Ano nic ostatnio nie zapodajesz i to jest tragedia!
Ale i tak Cię lubię i tu podglądam twoje działania.
A Grzędowicza i Ciszewskiego nawet czytałem.
Do zobaczenia... kk (i co Ty na to? Mówiłem że będę.)
Może założe w końcu ten profil na Googlu.
Ty sieM mi tu lepiej nie wypowiadaj, skoro możesz ze mną gadać face to face i wiecznie gdzieś się chowasz. :p
UsuńZasmuciłaś mnie:( Zdrowiej!kk
UsuńNie smuć się, Krzyśku, dojdę do siebie..
UsuńSłyszysz? Tup, tup, tup... idę. :)))
Odbieraj telefon, odpisz na smsy, bo wszyscy sie martwimy :(
UsuńMam nadzieję ze jest lepiej u Ciebie, Pani Dżo-Ano, kk
Odpisałam, miałam rozładowany telefon.
UsuńJeśli o mnie chodzi, szczerze i serdecznie nie znoszę Coelho.
OdpowiedzUsuńJeśli o Ciebie chodzi, Be, to wcale a wcale mnie to nie dziwi.
UsuńNie obrażając nikogo, zwłaszcza czytelników Coelho,
to nie udało się owemu pisarzowi porwać (poderwać) wielu
myślących ludzi...
Sama zobacz: WOJOWNIK światła... Czyż nie ma w tym połączeniu
czegoś nielogicznego?
Masz, na pocieszenie, cytacik:
"Toniemy nie dlatego, że sie zanurzamy, lecz dlatego że pozostajemy pod wodą".
("Podręcznik Wojownika Światła")
Fajny, co nie?
Dobrego, czekam na maila. :)))))
W takim razie go napisałam :)
UsuńCieszę się, dzięki!
UsuńLepsze utwory lekkie i popularne od snobistycznego bełkotu tzw. wielkiej literatury :)
OdpowiedzUsuńNo i wszystko na ten temat, serdeczności, Aniu!
UsuńWitaj Joasiu.
OdpowiedzUsuńJak zwykle bogato i niezwykle.
Uwielbiam książki mieć i czytać. Dla mnie dom bez książek jat taki zimny i mało przyjazny.
Pozdrawiam serdecznie i do siebie zapraszam.
Michał
Nie wyobrażam sobie domu bez książek, mimo alergii na kurz. :))
UsuńBędę Michale, serdeczności!
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO 2017 ROKU
OdpowiedzUsuńDziękuję, Wandziu.
UsuńOby tylko na tej Planecie był spokój,
to będzie to dobry rok...
Serdeczności!
Po pierwsze: szczęśliwego Nowego Roku 2017! :)
OdpowiedzUsuńPo drugie: kiedyś przeczytałam Alchemika i jakoś mnie nie wzięło... Nie rozumiem fenomenu. No ale jak piszesz, może lepiej czytać coś niż nic? ;)
Po trzecie: ja ostatnio (jak zwykle chyba) w klimatach podróżniczych,a więc przeczytałam: 'Pisane słońcem' M. Roszkowskiego, 'Maju baju czyli żyrafy wychodzą z szafy' M. Sontag, 'Wyspę na prerii' W. Cejrowskiego (no uwielbiam go po prostu, choc wiem, że ma tylu zwolenników, co i przeciwników, ale kurczę no, fajnie opowiada;), 'Amerykę po kawałku' M. Wałkuskiego, 'Przez trzy Ameryki' T. Gorazdowskiego, a z nie podróżniczych to 'Forresta Gumpa' W. Groom'a, 'Sprawiedliwość owiec' i 'Triumf owiec' L. Swann, 'Sto lat samotności' G. G. Marqueza.
Po czwarte: leżą do przeczytania, bo otrzymałam: 'Wałkownaie Ameryki' M. Wałkuskiego, 'Zapachy miast' D. Rosenbauma, 'Co nas nie zabije' D. Lagercrantz'a i 'Drzwi percepcji.Niebo i piekło' A. Huxley'a.
Już nie mogę sie doczekać!
Buziaki ślę!
Dobrze, że nie przeczytałaś "Zdrady" - bzdura bzdurę bzdetem pogania. :-))) Ja mam to do siebie, że czytam do końca, choć po trzech zdaniach najchętniej pierdyknęłabym do kominka. ;-))
UsuńSiedzę z zapaleniem płuc, które mi się przypałętało dwa dni przed świętami, więc mam czas na czytanie, bo mówić nie mogę, a pisać mi się nie chce...
Mam nadzieję, że w nadchodzącym roku nie będę tyle chorować. :( Tylko tyle i aż tyle. I żeby na świecie był pokój.
Na półkę pt. do przeczytania - wolę nie spoglądać, bardzo dużo mi się tego nazbierało.Podobnie jak filmów do obejrzenia...
Do Ciebie wpadnę z życzeniami, więc tu, u siebie, tylko pozdrawiam i dziękuję, ze jesteś.
Serdeczności, j.
Wracaj szybciutko do zdrówka! :) Najlepszego w Nowym Roku!!!
UsuńPS. Moja córcia chora już prawie miesiąc, co jej przejdzie to od nowa, ech... :(
Dzieciaczki tak chorują. :(
UsuńAle wiem, co przeżywasz, bo ja do tej pory mam tak,
że jak Jowita choruje, to całkowicie tracę energię...
Już jest ciut lepiej, jednak opornie to idzie,
ale wiem, że będzie dobrze.
Najlepszego!!!
Coelho- był czas, że czytałam jego książki. Pierwsza to "Wojownik Światła", mam zakreślonych w niej ( wiem, wiem, nie pisze się po książkach, ale ja lubię )kilkanaście cytatów, które są mądre. Czytałam też Alchemika, Weronikę, Czarownicę - powiem tak. Są to książki antydepresanty- tak!, czytając je można uwierzyć , że to co jest niemożliwe staje się możliwe. Fleszarową -Muskat-czytałam baaardzo dawno temu. szczerze mówiąc, mogę tylko powiedzieć, że chyba podobała mi się , chociaż nie pamiętam ani tytułów , ani o czym były powieści. Teraz czytam bardzo rozluźniającą, pobudzającą do refleksji a także i do śmiechu "Jak trwoga to do bloga"- Magdy Umer i Andrzeja Poniedzielskiego. Doskonała język polski, czysty, fantastyczne neologizmy. Jestem zafascynowana tą książką. To tyle na razie, czeka jeszcze "Pilch w sensie ścisłym" . Chcę wrócić do "Ptaśka", pochłonęłam tę książkę kiedyś , a teraz chciałabym jeszcze raz "posmakować" :) Pozdrawiam Joasiu :)
UsuńWitaj, Jagodo, przede wszystkim i nade wszystko dziękuję Ci, że do mnie tutaj zaglądasz.
UsuńUważam, że lepiej czytać cokolwiek, niż nic.
Do mnie Paulo C. nie przemawia, a już powieść pt. "Zdrada"
to w moim odczuciu totalna szmira.
Ale to jest moje odczucie...
Odczucie chwili.
Bo nie wykluczam, że gdybym to przeczytała
w innym okresie życia - mogłoby mi się spodobać...
Lubię czytać, teraz jestem na etapie polskich kryminałów (Żulczyk, Bonda),
wróciłam też do Bukowskiego, którego wielu uważa - podobnie jak Coelho -
za pozbawionego talentu grafomana, a ja lubię i jego wiersze i prozę. :))
Umer, Poniedzielski, Pilch - jak najbardziej.
Whartona przeczytałam wszystko, co wydano w Polsce oraz jego biografię "Bert".
Lubię, oprócz "Ptaśka", "Tatę" i "Spóźnionych kochanków".
Natomiast "Al" - kontynuacja "Ptaśka" - to już nie to.
Mam teraz nowy tomik wierszy Ewy Lipskiej i delektuję się każdym słowem...
Serdeczności!
Pozdrawiam Cię mocno i raz jeszcze dziękuję, że tu ze mną jesteś!
A ja, JoAnn, zza szyb przyglądam się płatkom i rozważam, dlaczego mimo że takie piękne, to bezdusznie groźne.
OdpowiedzUsuńTych myśli nieposkromionych jest tak dużo, że stają się silniejsze od snu.
I jeszcze takie tam, różne... po których nawet nie staram się wyciągać wniosków, bo po co bawić się w wiedźmę z szałasu.
Ale przeczytałam Cię od U do ostatniej kropki. Tylko odniesienia nie ma we mnie. Co możne oznaczać... a czy ja wiem?
Zostawiam Ci dużo ciepła, nie tego pospolitego, tylko takiego, o którym nie ma poezji, bo wszystko jeszcze przed nim, tym ciepłem.
Pięknie rozmyślasz, Alinko, znam ten stan.
UsuńZ tym, że łaknę snu jak tlenu i sen zabiera mi te myśli o bezduszności płatków...
W snach odpływam daleko poza wszechświat,
jestem czymś w rodzaju świetlistej kuli myśli...
Dziękuję za ciepło i szczerze pozdrawiam! :)
j.