No cóż, długo już spaceruję po tym padoliku pięterko niżej od piekła i od dawna wiem, że internet
to świetny wynalazek. Bardzo życiowy. Bardzo ciekawy i
niezwykle kolorowy, różnorodny.
Do ludzi spotykanych w internecie z
reguły mam wielkie szczęście, gdyż, jak już niejednokrotnie pisałam tu i tam,
przyciągam najczęściej tych ciekawych, interesujących, nadających na podobnych
falach, a jeśli nawet na innych, to przynajmniej szanujących moje: fale,
zdanie, światopogląd, przestrzeń, nieważne, jak zwał, wiadomo, o co chodzi. W
internecie, nawet tu na blogu, spotkałam prawdziwych przyjaciół, teraz już
realnych.
No, ale jak wszystkim wiadomo, nie
zawsze spotykamy osoby przyjazne.
Poczucie (podkreślam: bardzo pozorne)
anonimowości i bezkarności sprawia, że niektórzy pozwalają sobie na więcej, niż
wypada, a inni chyba mają w swoich netowych zachowaniach jakiś dziwnie
sadystyczny cel (nie będę się rozwodzić o typach zaburzonych osobowości, bo mi się
po prostu nie chce).
Tak więc żyje sobie taka zwykła,
prosta kobitka, spokojna JoAnna jak ja, pisze sobie różne rzeczy i nagle, ni z gruszki ni
z pietruszki, dostaje obuchem w główkę, bo komuś coś nie pasuje, bo ktoś chce
się lepiej poczuć kosztem kogoś i kretyńsko (sic!) myśli, że ma patent na
rację, że jego światopogląd jest jedyny i prawdziwy czy prawdziwie jedyny,
nieważne.
Sorry, ale trzeba mieć nierówniutko pod
kopułką, aby na coś takiego wpaść, bo ilu ludzi, tyle racji i każdy ma prawo do
swojej.
Kiedyś na polskim portalu
społecznościowym, zaliczyłam chrzest spowodowany hejtem, jakiego zaznałam od
pewnej psychicznie zaburzonej, emerytowanej polonistki. Paniusia chwaląca się orderami zdobytymi w
czasach bardzo zaprzeszłych, wylewała na mnie (i wiele innych kobiet), pomyje i
swój jad. Uważając się za wielką polonistkę z sukcesami i znawczynię poezji
wszelkiej, zapodawała i lansowała taką grafomanię, że po prostu głowa mała. Grafomanię w
najgorszym częstochowskim, pseudo lirycznym wydaniu, zapodawaną na NK przez
samozwańczych poetów. Łaziła za mną krok w krok, obrażała mnie w sposób poniżej
jakiegokolwiek poziomu i nawet tutaj zostawiła swój "uroczo osobliwy"
ślad. Dopiero niedawno, przypadkowo zauważyłam i zrozumiałam, że ta
ponad siedemdziesięcioletnia dziunia, drże koty nawet z kolegami z licealnej klasy i
ze studiów i po prostu taka jest, że inaczej, biedna, nie potrafi.
A ze mną zaczęła, gdyż pan, którego bardzo adorowała i zapewne adoruje do dziś, zaprosił mnie do znajomych, bo byliśmy na forum sztuki, gdzie zgadywało się tytuły obrazów. Napisałam panu, że dziękuję za zaproszenie i się zaczęło! Nagle stałam się k***, grafomanką, złodziejką, idiotką i wszystkim, co tylko możliwe (choć babinka wcześniej podawała panu w komentarzach moje wiersze). Pańcia "wiedziała" o mnie wszystko, że mam borderline i menopauzę, że moje dziecko mnie nie kocha i jest glupie, że mąż jest pracownikiem korporacji, w której się nudzi i pisze za mnie komentarze, że jestem żydówką, mam garba i nie potrafię uczyć... Wszystko, co nawet nie przystoi osobie, która uczyła młodych ludzi i była wychowawcą klasy z mojego rocznika. Ręce opadały, ale tak się działo. Trwało to kilka lat, jednak pańci nie udało się mnie stłamsić (ponoć inne kobiety miażdżyła). Awansowałam w tym czasie na schizofreniczkę, upośledzoną i debilkę po studiach kupionych za świnię, chamkę, grafomankę ze wścieklizną niezaspokojonej macicy, nieuka, debila itp... ale przetrwałam.
Było też wielu innych, mniej lub
bardziej zajadłych trollów, hejterów na portalach poetyckich, forach dla ateistów, grupach dla miłośników sztuki i portalach społecznościowych. Jednak
żaden z nich, z pańcią – polonistką z NK włącznie, nie wpadł na to, że istnieją
ludzie, do których i ja należę, tacy, którzy są naprawdę odporni, silni psychicznie. I że po
paneczkach piszących wielkie dzieła literackie oraz ich wierszach i profilach, nie ma już w
necie (ani w choćby poetyckich antologiach) nawet śladu, a ja wciąż jestem.
Że paniusia polonistka - emerytka z gołym, piegowatym biustem pod
futerkiem, teraz wylewa jad na inne osoby, a ja tu jestem.
Dlaczego? Dlatego, że mam czyste
sumienie, że robię swoje i nikomu nie szkodzę. Że zależy mi i wciąż pracuję nad
sobą, swoim charakterem, nad relacjami z tymi, których szanuję i kocham.
Nie przepadam za poezją Stachury, ale
gość napisał kilka ciekawych kawałków, z których jeden bardzo mi się podoba:
"Dla wszystkich starczy miejsca pod Wielkim dachem nieba".
W kwietniu pojawił się tutaj, w moim skrawku w sieci, dziwny profil z komentarzem w poście, w którym
pisałam o strajku. Teraz wrócił. Nie wiem, po co. Ale nie dam się sprowokować.
Przypomnę swój komentarz, który umieściłam pod postami: Przechodniu drogi, cieszę się, że tutaj zajrzałeś, ale jeśli masz ochotę
pisać o niczym tudzież nie na temat, to lepiej udawaj inteligentnego i milcz.
:)
Hejterom, trollom i spamerom mówię stanowcze: good bye and good luck!
Tu jest miejsce na dyskusję. Można się ze mną nie zgadzać, mieć
diametralnie inne zdanie, ale obrażać się nie pozwolę.
Jeszcze jedno, co zauważyłam od wielu lat w hejterskich, netowych
"dyskusjach": jak już się nie wie, jak dołożyć, dopiec i dogadać, to
się wjeżdża na wykształcenie - żenujące! Dno poniżej mułu.
Zbyt wiele przeszłam w swoim życiu, żeby się użerać z jakimiś avatarami w
internecie lub zniżać się do ich poziomu.
Wszelkie niekulturalne i spamerskie komentarze będę kasować.
Przy okazji bardzo dziękuję tym Znajomym, którzy tutaj są i powtarzam, że naprawdę
jestem otwarta na krytykę, na wymianę zdań i poglądów, na ludzi.
Amen.