sprawozdanie
„Dusza ludzka nie podpada kalectwu”. - Jędrzej Śniadecki
za moich szkolnych czasów nie było dyslektyków, adehadowców, sprawnych inaczej
czy innych niepełnosprytnych. byli debile, imbecyle, idioci i... leworęczni.
powiększając grono przygłupów, milczałam przez rok, bo wyczytałam,
iż milczenie jest złotem, że lepiej jest milczeć niż pleść trzy po trzy.
mańkut - niemowa! darły się za mną dzieciaki z inteligencją kurczaka.
zatroskana wychowawczyni skierowała mnie i mamę do psychologa.
dla mamy - pedagoga, był to duży policzek. kategorycznie zabroniła mi pisać mańkutem.
test Wechslera rozwiązałam przed czasem, wprawiając w osłupienie
miłą panią, która kazała mi również rysować i była rozczarowana,
że nie nabazgrałam czarnej dziupli na drzewie, sinych chmur na niebie,
że zamiast tego, na kartce pojawiły się wielkie czerwone maki,
puszczające wesołe żółte oczka do słońca i do boga.
po wielu latach poszukiwań, eksperymentów ze studiami i pracą,
wreszcie się odnalazłam i teraz sama wykonuję różne testy,
doradzam, odradzam, prostuję, strofuję i staram się nie oceniać pochopnie.
lubię też milczeć, gdy brakuje słów i wróciłam do leworęcznej kaligrafii.
ciągle się uczę pokory, radości, czułości, empatii, podziwu nad światem.
wciąż kradnę im umiejętność bezinteresownego uśmiechu i przytulania.
im – moim uczniom -
naznaczonym niepełnosprawnością
intelektualną, czasem też fizyczną,
za to zadziwiająco bezsprzeczną, wielką
sprawnością serca.
JoAnna Idzikowska-Kęsik, 7/8 IX 14
„Dusza ludzka nie podpada kalectwu”. - Jędrzej Śniadecki
za moich szkolnych czasów nie było dyslektyków, adehadowców, sprawnych inaczej
czy innych niepełnosprytnych. byli debile, imbecyle, idioci i... leworęczni.
powiększając grono przygłupów, milczałam przez rok, bo wyczytałam,
iż milczenie jest złotem, że lepiej jest milczeć niż pleść trzy po trzy.
mańkut - niemowa! darły się za mną dzieciaki z inteligencją kurczaka.
zatroskana wychowawczyni skierowała mnie i mamę do psychologa.
dla mamy - pedagoga, był to duży policzek. kategorycznie zabroniła mi pisać mańkutem.
test Wechslera rozwiązałam przed czasem, wprawiając w osłupienie
miłą panią, która kazała mi również rysować i była rozczarowana,
że nie nabazgrałam czarnej dziupli na drzewie, sinych chmur na niebie,
że zamiast tego, na kartce pojawiły się wielkie czerwone maki,
puszczające wesołe żółte oczka do słońca i do boga.
po wielu latach poszukiwań, eksperymentów ze studiami i pracą,
wreszcie się odnalazłam i teraz sama wykonuję różne testy,
doradzam, odradzam, prostuję, strofuję i staram się nie oceniać pochopnie.
lubię też milczeć, gdy brakuje słów i wróciłam do leworęcznej kaligrafii.
ciągle się uczę pokory, radości, czułości, empatii, podziwu nad światem.
wciąż kradnę im umiejętność bezinteresownego uśmiechu i przytulania.
im – moim uczniom -
naznaczonym niepełnosprawnością
intelektualną, czasem też fizyczną,
za to zadziwiająco bezsprzeczną, wielką
sprawnością serca.
JoAnna Idzikowska-Kęsik, 7/8 IX 14
latanie
dzieci rezydujące w wariatkowie
lubią arteterapię
otwierają swoje wnętrza
słuchając muzyki relaksacyjnej
wesołych piosenek na każdą okazję
albo rysując czarne kruki
w brunatnych dziuplach
uśmiechają się czasem do mnie
i mówią że ładnie pachnę
bywa że opowiadają historie
głębokich rys na przegubach dłoni
lub podpitych mamusiek
fundujących cyklofrenicznie
za każdym razem gorszych
sadystycznych wujków
mają smutne a niekiedy puste
oczy podrasowane końską dawką
psychotropowej wycieczki w nic
od lat niezmiennie uczą mnie
pokory której tak bardzo brakowało
niewzruszenie zimnej siostrze Ratched
paradoksalnie wychodzę stamtąd
szczęśliwa że lekcja muzyki
nie została przerwana
własne dziecko lubi ze mną być
a moje intymne odloty na K-PAX
i czerwony nos Patcha Adamsa
to zupełnie naturalna sprawa
błogosławię chwilę gdy
uśmiechając się do Fisher Kinga
odnalazłam w sobie Świętego Graala
i biegałam boso po gołych ślimakach
nie bacząc na ciernie i etykietki
Don Juan DeMarco
byłby ze mnie dumny
* w wierszu odniosłam się do filmów i książek opowiadających o rzekomej inności, a przecież wystarczy słuchać i akceptować
dzieci rezydujące w wariatkowie
lubią arteterapię
otwierają swoje wnętrza
słuchając muzyki relaksacyjnej
wesołych piosenek na każdą okazję
albo rysując czarne kruki
w brunatnych dziuplach
uśmiechają się czasem do mnie
i mówią że ładnie pachnę
bywa że opowiadają historie
głębokich rys na przegubach dłoni
lub podpitych mamusiek
fundujących cyklofrenicznie
za każdym razem gorszych
sadystycznych wujków
mają smutne a niekiedy puste
oczy podrasowane końską dawką
psychotropowej wycieczki w nic
od lat niezmiennie uczą mnie
pokory której tak bardzo brakowało
niewzruszenie zimnej siostrze Ratched
paradoksalnie wychodzę stamtąd
szczęśliwa że lekcja muzyki
nie została przerwana
własne dziecko lubi ze mną być
a moje intymne odloty na K-PAX
i czerwony nos Patcha Adamsa
to zupełnie naturalna sprawa
błogosławię chwilę gdy
uśmiechając się do Fisher Kinga
odnalazłam w sobie Świętego Graala
i biegałam boso po gołych ślimakach
nie bacząc na ciernie i etykietki
Don Juan DeMarco
byłby ze mnie dumny
* w wierszu odniosłam się do filmów i książek opowiadających o rzekomej inności, a przecież wystarczy słuchać i akceptować
JoAnna Idzikowska - Kęsik,
25 I 15
***w tytule postu cytat z jednego z moich ukochanych wierszy: Jan Twardowski, Do moich uczniów
** zdjęcia pochodzą z filmu Petera Weira pt. Stowarzyszenie Umarłych Poetów
** zdjęcia pochodzą z filmu Petera Weira pt. Stowarzyszenie Umarłych Poetów