Translate

15 listopada 2025

UWAGA SPOILER czyli toksyczny związek w dobrym domu

 Witajcie moi Drodzy!

Dzisiaj opowiem Wam o filmie, który mną wstrząsnął, potelepał jak na elektrowstrząsach, który wbił mnie w fotel, z którego po seansie dosłownie nie mogłam wstać i chociaż byłam na seansie w środę, ten obraz wciąż we mnie i ze mną jest. Opowiem ze swojej, kobiecej perspektywy o filmie oplutym przez większość krytyków i tak zwanych znawców i moim zdaniem, niezrozumianym przez połowę widzów. Filmie już wrzuconym, zaszufladkowanym jako torture porn. A ponieważ nie chcę Was krępować  - ten post pozostanie bez komentarzy, bo dzisiaj akurat bardziej piszę dla siebie niż dla Was. Po prostu muszę wyrzucić z siebie kilka zdań.

Oczywiście będzie mi bardzo miło, jeśli nieliczni z Was przeczytają i pochylą się nad tym wpisem, tą recenzją, jednak spokojnie możecie ten post ominąć. Osobiście nie chcę też czytać komentarzy oceniających ad hoc, że jestem negatywna i piszę o negatywnych sprawach, bo - żyję już długo, interesuję się kinem i psychologią od wielu lat i jestem realistką - a życie to nie jest baśń o Kopciuszku czy innej Królewnie Śnieżce. 

Na początek kilka informacji o filmie, o którym dzisiaj piszę, kilka konkretów z Internetu:

 "Dom dobry" (Polska 2025, oficjalna premiera 7 listopada) Wojciecha Smarzowskiego w weekend otwarcia obejrzało ponad 310 tys. widzów! To drugi najlepszy wynik polskiego filmu w tym roku. 
Za scenariusz i reżyserię odpowiada Wojciech Smarzowski, zdjęcia – Paweł Tybora, montaż – Krzysztof Komander, kostiumy Magdalena Rutkiewicz – Luterek. Autorem muzyki jest Mikołaj Trzaska. Producentami są Wojciech Gostomczyk i Janusz Hetman z Lucky Bob, w który to studiu Wojciech Smarzowski pełni funkcję dyrektora kreatywnego. 
Za dystrybucję odpowiada Warner Bros. Entertainment Polska.


A teraz to, co czuję a propos filmu Wojciecha Smarzowskiego, to, czym chcę się podzielić z tymi, którzy zechcą ten post przeczytać i zauważyć. Piszę z poziomu serca, nie intelektu, piszę od siebie, bo uważam, że akurat ten film jest tego wart.

Wojciech Smarzowski (1963) jako reżyser i scenarzysta filmu kinowego debiutował dwadzieścia jeden lat temu popularnym do dzisiaj obrazem "Wesele" (2004) i od tamtej pory konsekwentnie realizuje swoją  wizję kina, wizję polskiego filmu traktującego o ludziach, o Polakach. Koncepcję wg niektórych krytyków określaną jako łopatologiczną, przyziemną, toporną, nieartystyczną, zbyt dosłowną, realną lub nawet przesadzoną. Reżyser (facet spod bardzo ziemskiego Koziorożca) praktycznie we wszystkich dziewięciu zrealizowanych przez siebie kinowych filmach, obnaża nas, Polaków i pokazuje nasze narodowe słabości i przywary, takie jak alkoholizm, kompleksy, chciwość, pseudoreligijność, zakłamanie, przemoc, patologia, wrogość, kolesiostwo, bigoterię i wiele innych. I co ciekawe, te jego filmy, tak nisko oceniane przez wielu krytyków, trafiają pod tak zwane strzechy i przemawiają do ludzi nawet wtedy, gdy ci ludzie uważają je za kiepskie, wkurzające, przerysowane. Po prostu mało kto pozostaje obojętny na propozycje reżysera, o jego dziełach się mówi, najczęściej średnio lub źle, ale się mówi. I chociaż Smarzowski opowiada głównie o Polakach i - jak często wypomina się reżyserowi - Polakach z prowincji, myślę, że pomimo wszystko, wielu Europejczyków i ludzi z innych kontynentów odnalazłoby w nich siebie. 

Znam wszystkie dzieła Smarzowskiego, nie przebrnęłam jedynie przez cały "Wołyń" (2016), gdyż po prostu moja wrażliwość nie była w stanie dotrwać do końca, potrafię wyć na takich filmach, nie płakać ani szlochać tylko wyć. Lubię i najbardziej cenię "Różę" (2011, choć ten film też bardzo mocno mną wstrząsnął), "Pod Mocnym Aniołem" wg prozy Jerzego Pilcha (2014) i "Kler" (2018). Natomiast najnowszy film reżysera jest mi bardzo bliski, bo - jak już niejednokrotnie pisałam i wspominałam - wspieram kobiety, znam doskonale poruszany w nim temat. Temat ważny, a - jakimś dziwnym trafem - rzadko w polskim kinie poruszany.

Główną, wiodącą postacią filmu jest Gosia, młoda, ładna dziewczyna, taka dziewczyna z sąsiedztwa, która stara się ułożyć sobie życie. Udzielając korepetycji z angielskiego oszczędza na studia, które przerwała i na podróże i jak wiele innych dziewczyn w okolicach trzydziestki, marzy o miłości i własnym domu zwłaszcza, że mieszka z przemocową, niespełnioną życiowo, toksyczną matką alkoholiczką, która na niej wyładowuje swoje życiowe frustracje, wciąż wypomina jej nieukończenie studiów, choć sama też ich nie ukończyła, znęca się nad nią psychicznie, rani słowami jakby strzelała z kałasza. 

Gosia, która straciła chłopaka, w Internecie poznaje starszego od siebie Grześka, z którym wymienia SMSy, bawi się w odgadywanie autorów lub źródła cytatów, rozmawia na Skype'ie, a kiedy proponuje spotkanie w kościele, na pasterce, Grzesiek się tam nie pojawia (a może tylko tak jej mówi, że nie był?). Jednak chwilę później, po kolejnej awanturze z matką, która ją poniża również przy siostrze, Gosia nie wytrzymuje i przyjmuje od Grześka zaproszenie na sylwestrową domówkę, po której  u niego zostaje... i szybko, bardzo szybko się to wszystko toczy wg znanego ofiarom przemocy schematu: słodzenie ofierze (Grzesiek śpiewa "Będziesz moją panią" i wmawia, że jest kobietą jego życia), love bombing, wypytywanie niby w luźnej rozmowie i mapowanie najczulszych miejsc, słabości i kompleksów ofiary, szybki, bardzo szybki gaslighting tuż po upojnej nocy oraz kontrola i manipulacja. I mamy typową sytuację życiową: dziewczyna z toksycznego domu ląduje w ładnym domu wzorcowego narcyza (który uchodzi za fajnego, zdolnego, dobrego i pomocnego) i tu zaczyna się całe narcystyczne zawłaszczenie ukazane idealnie, po prostu świetnie. Gosia, jak większość z nas, nie dostrzega czerwonych flag, które pojawiają się bardzo szybko, jest wycieczka w piękne miejsca, jest przygarnięcie psa zostawionego na ulicy, dużo seksu, ciąża i jest początek długotrwałego życiowego, patologicznie dewastującego ciało, psychikę, relacje, emocje -  koszmaru...

I tyle zdradzę z fabuły filmu, bo przecież musicie sami ten film obejrzeć. 

Reżyser opowiadał w którymś z wywiadów, że cały film oparty jest na opowieściach kobiet, z którymi się spotykał i ja mu wierzę, bo słyszałam gorsze historie, czytałam straszniejsze rzeczy i widziałam w filmach dużo większą przemoc (że wspomnę francuski film sprzed chyba dziesięciu lat pod polskim tytułem "Zabiłam, aby żyć"). Co mnie jednak urzekło? Ano to, że - nie wiem, czy było to zamierzone, czy też wyniknęło z doskonałego montażu tego filmu, ale stany psychiczne Gośki zostały w nim ukazane doskonale, bezbłędnie i zarzucanie mu braku artyzmu jest zwykłym nadużyciem. W całym tym przemocowym bagnie było go naprawdę sporo. Była czułość, zrozumienie i empatia zza kamery.

Pierwszy raz gaslighting pokazany został w amerykańskim filmie pt. Gaslight z 1944 roku (polski tytuł to Gasnący płomień, a sztuka pod tym samym tytułem ukazała się w roku 1938) i opowiadał historię kobiety, której mąż manipuluje jej postrzeganiem rzeczywistości tak długo, aż wydaje się jej, że - zdezorientowana - traci zmysły, że zwariowała, nie wierząc własnej percepcji. Do psychologii termin ten zaczął przenikać w latach 60. i 70. XX wieku, kiedy to psychologowie i terapeuci zaczęli używać go do opisu specyficznej formy manipulacji psychicznej i przemocy emocjonalnej. W filmie Smarzowskiego jednym z cytatów, które wymieniają między sobą na początku znajomości Gosia i Grzesiek są wersy z wiersza E.A. Poego o złym śnie we śnie . I ten film też taki jest. Jest jak feeria manipulacji narcyza w stosunku do ofiary, jak zły sen, jak przenikanie się światów równoległych, snów na jawie i snów zbyt głębokich, aby się obudzić w odpowiednim czasie. I nie raziła mnie przemoc, bo w kinie akcji jest jej mnóstwo, bo w realu bywa jej dużo więcej, bo historia ludzkości, choćby ta ze Starego Testamentu, to głównie historia przemocy, bo bożek domagający się ofiar był jak narcystyczny manipulator polujący na swoją zdobycz (każdy narcyz to drapieżnik albo myśliwy, co dla mnie na jedno wychodzi). Bo każdy, kto miał do czynienia z przemocą: słowną, ekonomiczną, emocjonalną, psychologiczną, narcystyczną dobrze ten film zrozumie, zobaczy w nim siebie.

Bo moja "przyjaciółka" narcyzka wciąż manipulowała mną jak chciała, wydzwaniała w środku nocy wiedząc, że rano idę do pracy i przez dwie godziny nadawała o sobie, a na koniec zrobiła z siebie ofiarę pisząc po wielu miesiącach elaborat w postaci e-maila, w którym projektowała na mnie wszystkie swoje wady, a mój "przyjaciel" narcyz często ze mnie kpił i lekceważył tekstami Grześka: "wydaje ci się", "przesadzasz", "Oj tam, jest jak jest" a na koniec nazwał mnie schizofreniczką, gdy mu powiedziałam, że dłużej nie zniosę tej tak zwanej relacji i zrobił z siebie biedną ofiarę złej kobiety. I jeszcze oboje gasili we mnie słońce, moją wewnętrzną moc i światło, mój naprawdę jasny, zadbany uśmiech i w tym filmie jest to wspaniale pokazane, jak główna bohaterka, skołowana, zrozpaczona, zaszczuta, traci swój wewnętrzny blask, jak gaśnie przy mężu, który nią steruje jak marionetką, który jest przemocowy w każdej możliwej dziedzinie, faceta, który momentalnie zasypia i chrapie po seksie, a znajomym pokazuje filmik z chrapiącą, zmęczoną po kolejnym jego wybryku Gośką, poniża i upokarza ją na każdym niemal kroku, w każdej sytuacji.

Dlaczego piszę o sobie? Piszę dlatego, że wiem, iż z osobą narcystyczną, która ma też cechy socjopaty, psychopaty, makiawelisty, sadysty, bo to jest szerokie spektrum, nie trzeba być od razu w relacji romantycznej ani intymnej, wystarczy rzekoma przyjaźń czy koleżeństwo, żeby mieć PTSD czyli zespół stresu pourazowego długo po jej zakończeniu odczuwany w ciele i psychice. Weźcie to pod uwagę i chrońcie się gdy tylko Wasze ciało zacznie Wam wysyłać sygnały, że to nie dla Was - mówię to z pełną odpowiedzialnością, ponieważ tego doświadczyłam. W obu przypadkach moje ciało i intuicja krzyczały "uciekaj", a ja, durna ratowniczka - empatka zostałam i mam za swoje.

Ten film wstrząsa i wali nas po głowach swoją realnością, prawdą, także tą psychologiczną. Zawstydza połowę widowni. Bo dawno już nie byłam na seansie, po którym NIKT, absolutnie nikt od razu gdy pojawiły się napisy, nie wstał z fotela. Czułam w powietrzu (lub jego braku przy pełnej sali) napięcie... i dobrze. I bardzo, bardzo dobrze! Bo to świadczy o tym, że ten film, chociaż krytykowany, jednak trafia w serca i umysły i inne zmysły widzów. W moje trafił bardzo wyraziście, mocno i na długo, bo jeszcze go przeżywam. 

Chapeau bas, wielkie brawa i niskie ukłony dla aktorów: wspaniałej Agaty Turkot w roli Gosi, Tomasza Schuchardta w niesamowicie realnej, obleśnie prawdziwej i przekonującej roli nastycznego psychopaty, Agaty Kuleszy jako matki głównej bohaterki, Marii Sobocińskiej - przepięknej i podobnej do mamy, Hanny Mikuć (ah, te cudne oczy!) w roli zagubionej siostry Gosi, jak zwykle dobrych, nawet w małych rolach Julii Kijewskiej w roli żony przemocowego policjanta i Natalii Sikory w roli ofiary przemocy w ośrodku dla kobiet. Przeurocza i niezwykle naturalna była też dziewczynka, która zagrała córeczkę Małgosi. Wszyscy aktorzy, nawet w epizodach byli świetni.

Nie każdy, niestety, tak zwany dobry dom jest nim w rzeczywistości, często w czterech ścianach rozgrywają się niepojęte sceny przemocy wobec kobiet, dzieci, seniorów, zwierzaków ale też wobec mężczyzn (był w tym filmie i taki mężczyzna - ofiara przemocowej kobiety). 

Cieszę się, że ten film zrobił mężczyzna, naprawdę bardzo się cieszę. Byłoby dobrze, gdy inni mężczyźni nie negowali jego postrzegania świata i sztuki tylko zastanowili się nad swoim. Byłoby naprawdę wspaniale, gdyby akurat ten film reżysera sprawił, że mężczyźni, zamiast dawać upust swojej agresji, zaczną wspierać i naprawdę kochać swoje partnerki czy kobiety, jak wielu je nazywa (niejednokrotnie słyszałam: moja kobieta - więc jeśli tak uważasz, to właśnie tak ją traktuj). Byłoby cudownie, gdyby kobiety szybciej odchodziły od narcyzów i byłoby rewelacyjnie, gdyby ludzie, którzy uważają się za dobrych i życzliwych, zaczęli reagować na zło i przemoc, zamiast pomijać je milczeniem lub zamiatać pod dywan. Byłoby rewelacyjnie, gdyby to właśnie dzieło Smarzowskiego trafiło na światowe ekrany, nawet kosztem polakierowanej biografii naszego wielkiego kompozytora, który przez cały seans bardziej przypominał mi Andersena.

Na koniec przytoczę cytat z mojego bardzo, ale to bardzo ulubionego pisarza, który co prawda traktuje o książkach, ale równie dobrze mógłby dotyczyć filmów. Naprawdę tak mogłoby być. Zostawiam Was z tym cytatem i szczerze zachęcam do obejrzenia w kinie filmu Wojciecha Smarzowskiego pt. Dom Dobry (polecam też filmy: "Chopin, Chopin!", "Franz Kafka" i "Ostatni Wiking"; a tak jeszcze a propos cytatu, to wielu krytyków mówi o Smarzowskim, że jego filmy są jak spod siekiery, ciekawe prawda?): 

"Uważam, że powinno się w ogóle czytać tylko takie książki, które człowieka gryzą i dźgają. Gdy książka, którą czytamy, nie budzi nas uderzeniem pięści w łeb, to po cóż ją czytamy? Żeby nas uszczęśliwiła? Mój Boże, szczęśliwi bylibyśmy właśnie, w ogóle nie czytając książek, a takie książki, które nas uszczęśliwiają, moglibyśmy od biedy pisać sami. Potrzebujemy jednak książek działających na nas jak bardzo bolesne nieszczęście, jak śmierć kogoś, kto był nam droższy niż my sami, jak gdybyśmy zostali porzuceni głęboko w lesie, z dala od ludzi, jak samobójstwo. Książka musi być siekierą na zamarznięte morze w naszym wnętrzu".
 
Franz Kafka

Jeśli ktoś z Was przeczyta ten post, tę recenzję i zechce mi o tym napisać, niech to zrobi w dowolnym miejscu na tym blogu - będę wdzięczna także za słowa krytyki, za każdy odzew. Film szczerze polecam i oceniam: 7/10. 

 Dziękuję za uwagę, za to, że jesteście.

11 listopada 2025

UWAGA POEZJA czyli "Hulał po mieście listopad, dmuchał w ulice jak flet".***

 
Witajcie Drodzy Czytelnicy!
 

Zapraszam Was dzisiaj do przeczytania kolejnego wiersza o listopadzie i obejrzenia jesiennych obrazów wspaniałego artysty.


Scherzo 
 
I znów jak wczoraj będzie lało,
a sercu zda się: już tak zawsze…
Listopad, tragik oszalały,
umiera w chmur amfiteatrze.
 
Skandując własny zgon na wietrze,
Na miasto runął niewidomy
i tarza się w swym heksametrze
poprzez świadomość, poprzez domy.
 
Przez takie dni to szuka przebrnąć:
gdzie tylko spojrzeć – czarna rozpacz,
a przy tym – byłoż mi potrzebne
tej nocy męczyć się, nie dospać?
 
Potrzebne było w noc się włóczyć,
wśród pocałunków w deszczu moknąć?
A z tego – zapalenie uczuć
I melancholii pełne okno.
 
Zdawało się i jeszcze zda się,
a w gruncie rzeczy – zda się na nic…
Zmądrzało serce poniewczasie,
A wtedy – buch! w irracjonalizm.
 
Listopad, tragik oszalały,
już skonał w chmur amfiteatrze.
Nie pytam serca, czy bolało,
bo ono swoje: << Już tak zawsze…>>
 
Władysław Broniewski 
 
 
 Władysław Broniewski (1897- 1962), jeden z moich ukochanych poetów polskich, który towarzyszy mi od zawsze. Poeta - socjalista, który odmówił komunistom napisania nowego hymnu państwowego. Autor m.in. doskonałego wiersza "Listopady", który publikowałam już na moim blogu.
 

Prezentowany dzisiaj wiersz pochodzi z tomu 
"Krzyk ostateczny" z  1939 roku. Uwielbiam również cykl wierszy poety napisany po tragicznej i wciąż tajemniczej śmierci jego jedynej córki Joanny (1929 - 1954) zwanej Anką.
 

Broniewski to poeta, do którego wierszy wciąż wracam, które znam na pamięć i bardzo lubię. A co Wy sądzicie o prezentowanym dzisiaj tekście? Podoba Wam się? Mnie bardzo i na pewno nie jest to ostatni tekst poety, który gości na moim blogu. Możecie się spodziewać, że jeszcze nie raz i nie dwa opublikuję jakiś tekst Broniewskiego.
 

         Cytat w tytule postu pochodzi z wiersza Władysława Broniewskiego pt. Bar Pod Zdechłym Psem, który już prezentowałam na moim blogu TUTAJ.
 

        Obrazy jesienne w dzisiejszym poście - moim zdaniem niesamowicie piękne - autorstwa Grahama Gerckena.  Gercken urodził się w 1960 roku w Southport (Queensland, Australia), jest wielokrotnie nagradzanym i docenianym australijskim artystą, którego prace prezentowane były na wielu wystawach w prestiżowych galeriach sztuki.
 

07 listopada 2025

"Odpuść grzechy szarlatanom, Panie Boże, wszak Ty jesteś takim samym szarlatanem". ***

xXx

odpuściłam chorą toksyczną relację
z zakochanym w sobie impotentem
intelektualnym który stale negował
moją inteligencję wiedzę i wykształcenie
a czytał jedynie nagłówki w Internecie
i bardzo się szczycił faktem że
ostatni raz odwiedził bibliotekę
w podstawówce

odpuściłam wiele pseudoprzyjaźni
jednostronnych znajomości i pracę
która doprowadzała mnie do szewskiej pasji

darowałam sobie nudne książki
kiepskie wiersze nieudane filmy
i celebrowanie chwil perfidnie
narzucanych przez system

odpuszczam i opuszczam wszystko na co moje
mądre jak każde inne na tej ziemi
ciało reaguje kurczeniem się w sobie
a intuicja krzyczy odejdź i nie wracaj
i wszystko co nie współgra z moim
patrzeniem na życie

odpuszczam też sobie
nie dlatego że przeczytałam
kilka kiepskich poradników
z top serii dla laików pod hasłem 
miej wyjebane a będzie ci dane
ale dlatego

że nie potrzebuję setek zbędnych
rzeczy oraz obcych gatunków
inwazyjnych w postaci
zaburzonych narcystycznie person
z kalkulatorami w miejscu
gdzie powinno być i bić

serce

Joanna A. Idzikowska - Kęsik, 7 XI 25 

Cytaty do przemyślenia, medytacji, zatrzymania się


*
"Niektórzy z nas myślą, że trzymanie się czyni nas silnymi, ale czasami jest to odpuszczanie".

Herman Hesse

*
"Życie polega też na umiejętności odpuszczania we właściwym momencie i czasie. Nikt z nas nie jest w stanie zrobić wszystkiego, co sobie planuje".

Ewa Kassala

*
"W procesie odpuszczania stracisz wiele rzeczy z przeszłości, ale odzyskasz siebie".

Deepak Chopra

*

"Trzeba nauczyć się odpuszczać miłość, której nie ma, przyjaźnie, które nie służą, i ludzi, których nie ma obok, gdy najbardziej tego potrzebujemy. I pamiętać o tym, by nie zmuszać nikogo do niczego. Wymuszone rzeczy nie są nic warte".

Tomasz Antosiewicz 

Cytat w tytule postu, Konstanty I. Gałczyński, Ulica Szarlatanów, wiersz, który kocham od dziecka.

Obrazy z Internetu, nie znam Autorów, a na koniec mem, który mnie wczoraj rozczulił i ubawił, jak mało który, zwłaszcza, że chciałam wczoraj zabukować bilety na lot do Włoch, jednak okazało się, że miejsca, które chcę odwiedzić w okresie, kiedy chcę tam być, są w większości zamknięte, więc zabukowałam hotel w zupełnie innym miejscu, no i dlatego, że pewna postać z memu jest moją ulubioną z... sami się domyślcie! Dodam, że 5 listopada był Dzień Postaci z Bajek i fragmenty z moich ulubionych książek z tą postacią poniżej czytałam moim szkolnym dzieciakom.

 The meme with the character from Tove Janson's "Moomins" says: All seats on the plane are booked. In the Polish language version this character is called Booka. :)

02 listopada 2025

"Miłość usprawiedliwia... narcyzm". ***


romantyczne oszustwo - wiersz prozą
 
nie przemawia do mnie pokolorowana sztuczna jak proteza 
wizja związku nie lubię czytać harlequinów romansów 
nie oglądam komedii romantycznych i przesłodzonych bajek Disneya 
wszystkie wykrzywiają i zakłamują rzeczywisty obraz miłości
robią dziewczynom i kobietom sieczkę z mózgów
 
największą miłosną pułapką i fejkiem są relacje z narcyzami
rozpoczyna je intensywne nachalne bombardowanie miłością
niestety udawaną krótką iluzyjną bo narcyz ma w oczach kalkulator
obserwuje sprawdza ile może zyskać a dla profitów zrobi wszystko
 
owszem na początku ma się wrażenie że to bliźniaczy płomień
bratnia dusza połówka jabłka czy pomarańczy przeznaczenie
ale to tylko wykalkulowana manipulacja perfidna roszczeniowa gra 
wyrachowana zabawa w miłość mapowanie wad kompleksów słabości 
 
kiedy narcyz zmęczy się udawaniem a na pewno to zrobi bo ileż można
być własnym avatarem powie że czas zalotów minął i masz być posłuszna
masz mu służyć i chodzić na paluszkach żeby go zadowalać
 
potem jest już tylko gorzej znudzony umniejsza poniża dewaluuje
drwi obgaduje staje się obojętny zimny perfidny agresywny 
 
dlatego uciekaj jak najdalej i przestań wierzyć w romantyczne blagi
nie jesteś Cindirellą Pretty Woman Pokojówką na Mathattanie
nie grasz w filmie ani w spektaklu reżyserowanym przez narcyza
nie jesteś szablonową nierealną postacią z bajki 
 
prawdziwy związek to współbycie bez emocjonalnych zrywów
porywów serca duszy to szacunek wzajemność obecność
to wybór wspólne milczenie uśmiech a nawet nuda
byle prawdziwie byle po ludzku byle z wzajemnością
bez nieba i piekła bez uwiązania zawłaszczeń
 
zejdź na ziemię i zrozum że szczęście jest wtedy
kiedy sama je wykreujesz i kiedy sama dla siebie 
jesteś opoką a człowiek obok jest z tobą bo oboje
tego chcecie bo wasze drogi splotły się po to
 
aby po prostu być razem i cieszyć się 
każdą wspólną chwilą tak długo
jak to będzie możliwe
miłość to wolność nie przywiązanie zależność
 
epoka zaczarowanych dzierlatek wierzących
w księcia na białym koniu i pocałunek
prawdziwej miłości minęła bezpowrotnie
 
na szczęście 
które jak najdroższą koronę
nosisz w sobie i śpiewasz
love romantic is an antique
 
Joanna Idzikowska - Kęsik, 2 XI 25 
 
 
Cytaty do zatrzymania, przemyślenia, do medytacji:
  
*
 "To, co nazywają miłością, to wygnanie, z pocztówką z bliskich sobie okolic, od czasu do czasu". 
 
Samuel Beckett, Pierwsza miłość
 
"Słynna wrażliwość naszych czasów jest tylko starą rzeczywistością narcyzmu".
 
Carlos Fuentes, Święta strefa 
 
*
"Ludzie głośni i lubiący na siebie zwracać uwagę w środku są nudni. Nie ma w nich nic ponad podręcznikowy zlepek kompleksów i narcyzmu". 
 
Mary H. K. Choi, Kontakt alarmowy 
 
*
"Ludzie nie są dla narcyza ludźmi, ale narzędziami spełniania potrzeb i kolekcją korzyści, emocjonalnych lub materialnych". 
 
Katarzyna Lorecka, Kolekcjoner krzywd 
 
```````````````````````````````````````` 
"Postrzeganie partnera w roli wyrozumiałej i oddanej symbolicznej matki nie kończy narcystycznego używania i nadużywania partnera ani dewaluacji. Anomalie rozwojowe z dzieciństwa wiążą się m.in. z tym, że ukryty narcyz pozostaje infantylny, nie chcąc dorosnąć, a towarzyszy temu silna, nieświadoma pokusa 'powrotu do łona matki'. Taka postawa skłania do wyzysku i nadużyć".
 
Katarzyna Lorecka, Ku sobie 
 
*
 "Narcyz już w początkowej fazie znajomości może wywierać presję, abyś podjął ważne decyzje dotyczące o wspólnej przyszłości. Bez skrupułów mówi o zaręczynach, planuje ślub i założenie rodziny, maluje wizje wspólnego życia, a nawet „przygotowuje” cię na posiadania wspólnego potomstwa,
a wszystko po to, aby cię uwiązać i omamić". 
 
~~~~~~~~~~~
 
 "Od samego początku, każda relacja z narcyzem jest związkiem opartym na ukrytej przemocy psychicznej i szantażach emocjonalnych, którymi usidla drugą osobę, przywiązując ją do siebie, uzależniając emocjonalnie i finansowo oraz obniżając jej poczucie własnej wartości". 
 
~~~~~~~~~~~~~~
 
 "Love Bombing jest skuteczną metodą manipulacji, ponieważ pozwala narcyzowi szybko uśpić naszą czujność i zwabić nas w swoje sidła, uzależniając nas od siebie".
 
Renata Zarzycka, Złam kod toksyka i wyjdź z gry. Rozstanie z narcyzem 
 
"Dla narcyza cały świat jest teatrem, a inni ludzie aktorami drugoplanowymi albo maszynistami sceny". 
 
 Richard Paul Evans, Sprzedawca marzeń
 
 "Osobowość narcystyczna jest zaburzeniem osobowości wzbudzającym chyba najwięcej niechęci. Ogromna arogancja, przekonanie o własnej niezrównanej inteligencji i świetności, pomiatanie zwykłymi śmiertelnikami, którzy zamieszkują naszą planetę, sprawiają, że osoby narcystyczne są nieznośne jako członkowie rodziny, partnerzy, współpracownicy". 
 
 Theodore Millon, Zaburzenia osobowości we współczesnym świecie
 
  "Osobowość i zachowanie ekstremalnego narcyza są wyrazem nieustannego wysiłku, aby uciec od poczucia wybrakowania i niższości. Wbrew pozorom narcyzm jest przeciwieństwem zdrowej samooceny". 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
 "Porzucenie lub wczesna strata rodzica, przemoc fizyczna, zaniedbywanie emocjonalne, wykorzystywanie w służbie rodzicielskiego narcyzmu, narażenie na zazdrość i nienawiść ze strony rodzica – ekstremalny narcyz nie „taki się urodził”, ale jest ukształtowany przez traumę". 
 
Burgo Joseph, Narcyz obok siebie
 
 "Narcyz nie tworzy relacji, narcyz używa ludzi, żeby budować swoją wielkość i robi piekło z życia swoich bliskich w momencie, w którym odkrywa, że nie są oni tak idealni, jak być powinni albo jak mu się wydawało, że są. Bo tworzy relacje z wyidealizowanym obrazem, a nie z drugim człowiekiem, którego w efekcie zaczyna karać za człowieczeństwo - co sprawia, że zaczynamy cierpieć, bo mamy poczucie coś zrobiliśmy źle, a przecież zrobiliśmy tak samo jak zwykle i nic się nie zmieniło, a zmieniło się wszystko".
 
Aleksandra Sarna, Debil. Studium przypadku
 

 "W dzisiejszej godnej pożałowania epoce triumfującego kapitalizmu, gdy staczamy się w konsumpcyjny narcyzm, zanosi się na to, że miejsce szekspirowskich siedmiu aktów ludzkiego żywota zajmie dzieciństwo trwające całe życie". 
 
  Benjamin Barber, Skonsumowani. Jak rynek psuje dzieci, infantylizuje dorosłych i połyka obywateli - nota bene bardzo polecam tę wciąż aktualną książkę autora słynnego "Dżihad kontra McŚwiat", zresztą polecam wszystkie książki tego autora (1939 - 2017).
 
"Wybrańcy Wybrańca (narcyza) ostatecznie czują, że rozpadają się na miliony kawałków, tracąc zdrowie i ledwie funkcjonując.  Są wiecznie zestresowani, długotrwale spięci, pełni poczucia winy z powodu wybuchów agresji u siebie i u partnera. Pogrążeni w skrytym płaczu, wciąż przepraszają".
 
Izabela Kopaniszyn, Antyczłowiek

Drodzy, mam nadzieję, że wiersz i cytaty przypadną Wam do gustu, będę teraz "wałkować" temat Narcystycznego Zaburzenia Osobowości (NPD), bo wgłębiam i zagłębiam się w nim terapeutycznie. Wiedza daje spokój. Życzę Wam dobrego, udanego tygodnia, niech to będzie ciepły i pełen dobra czas!

Cytat w tytule postu: Samuel Beckett, Sen o kobietach pięknych i takich sobie

Obrazy z filmów romantycznych: Cindirella Disneya (1950), Pretty Woman (1990), Pokojówka na Mathattanie (2002), Długo i szczęśliwie (1998), Zaczarowana (2007).