Witajcie!
Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami kilkoma refleksjami na temat śmierci i przedstawić Wam sylwetki moich bardzo, ale to bardzo ulubionych aktorów, których nie potrafię odżałować. Post ten - i tutaj się przyznaję bez bicia - piszę pod wpływem... żalu za Valem Kilmerem, który odszedł w dzień urodzin mojego psa.
Val Edward Kilmer (1959 - 2025) – był amerykańskim aktorem, którego karierę śledziłam od wielu lat i od dawna wiedziałam, że zmaga się on z ciężką chorobą po tym, jak w 2014 wykryto u niego raka krtani. Aktor pisał o tym w swoich social mediach, nie ukrywał choroby, nie mógł już mówić, a w ostatnich filmach, w których zagrał, głosu użyczył mu syn i sztuczna inteligencja.
Uważam, że był jednym z najzdolniejszych i najwybitniejszych aktorów swojego pokolenia. Był artystą wszechstronnym, wybitnym, grał także w teatrze, co było również widać na ekranie. To jemu pierwszemu zaproponowano rolę w sławnym "Dirty Dancing", bo świetnie śpiewał i tańczył. Był również poetą, o czym mało kto wie: wydał tomik poezji pt. "My Eden After Burns" i książkę pt. "24 dni w Wonderland".
Niezapomniane kreacje stworzył w wielu filmach, wystartował zresztą świetną rolą w filmie "Ściśle tajne" z 1984 roku, potem był sławny "Top Gun" u boku Toma Cruisa, którego - moim zdaniem - skasował aktorsko. Połowa płci pięknej, ze mną włącznie, pokochała go za rolę w filmie fantasy "Willow" (1988), w 1991 zagrał idola Jima Morrisona w "The Doors" Olivera Stone'a i tym mnie kupił do reszty, bo była to rola ryzykowna - zagrać ikonę i zrobić to świetnie.
Najlepszą - w moim odczuciu - rolą Kilmera był Doc Holliday w gwiazdorskim westernie z 1993 "Tombstone". I muszę tu przyznać, że byłam na tym filmie - oczywiście - dla Joanny Pacuły, która zagrała kochankę Doca, Węgierkę Kate Big Nose i zrobiła to wspaniale, jednak to Val Kilmer był niekwestionowaną gwiazdą tego filmu, to była jego życiowa rola mimo, że wielu świetnych aktorów stworzyło tam ciekawe kreacje, to był jego film, w którym zagrał fantastycznie. Wykreował tam człowieka targanego emocjami, dylematami i... nieuleczalną wówczas chorobą - gruźlicą, majstersztyk!Potem był "Batman Forever", "Gorączka" i inne ciekawe filmy, a później, niestety, przyszła choroba, która tak wiele zmieniła...
Val Kilmer odszedł kilka dni temu, na zapalenie płuc w wieku 65 lat. Szkoda. Naprawdę dawno żadna śmierć nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, nie wywołała tylu uczuć. Podobno ma powstać serial na podstawie oryginalnego scenariusza "Tombstone", myślę, że Doca mógłby zagrać trochę podobny do Vala Austin Butler, który zasłynął rolą Presleya. Spoczywaj w Pokoju Val!
Innym aktorem, którego bardzo, ale to bardzo mi brakuje i którego śmierć mną wstrząsnęła był Heat Ledger.
Heath Andrew Ledger (1979 - 2008) – był australijskim aktorem, fotografem i reżyserem teledysków, który zrezygnował na rzecz aktorstwa ze świetnie zapowiadającej się kariery hokeisty. Po zagraniu ról w kilku australijskich produkcjach telewizyjnych i filmowych w latach 90. przeniósł się do Stanów Zjednoczonych w 1998, aby dalej rozwijać karierę filmową. No i to mu się udało, zagrał kilka ciekawych ról, wyróżniał się nie tylko wyglądem, dzięki któremu mógł zagrać wszystko: od ról kostiumowych po role amantów, ale przede wszystkim talentem i osobowością. Dlatego śledziłam jego karierę wróżąc mu naprawdę świetlaną przyszłość, ponieważ już w "Patriocie" Mela Gibsona wykazał się wielką charyzmą, a cudowną i absolutnie niezapomnianą kreację cowboya zakochanego w koledze, stworzył w kultowym już filmie Anga Lee "Tajemnica Brokeback Mountain" (2005), do dziś wzrusza i rozkłada mnie na obie łopatki scena, w której Ledger wyciąga z szafy koszulę zmarłego przyjaciela i przytula się do niej. Aktor był również bezbłędny jako Joker, za co pośmiertnie otrzymał Oscara.
Ledger nie poradził sobie z pędem życia, ze sławą i przedawkował środki nasenne, opuszczając ten świat w wieku zaledwie 28 lat. Wielka strata dla kina, myślałam, że on i Joaquin Phoenix będą największymi gwiazdami swojego pokolenia... Czasem, gdy oglądam jakiś film i aktor nie pasuje mi do roli, myślę, że Ledger zagrałby to lepiej, albo że dostałby do danego filmu angaż. Niestety...
Kolejnym nieobecnym, za którego rolami bardzo tęsknię jest brzydki jak noc, niski, gruby i rudy, charakterystyczny, świetny aktor Philip Seymour Hoffman.
Philip Seymour Hoffman (1967-2014) – był amerykańskim aktorem i reżyserem filmowym i teatralnym. W 1989 ukończył studia aktorskie w Tisch School of the Arts na Uniwersytecie Nowojorskim i doświadczenia teatralne bardzo wzbogacały jego karierę oraz styl gry. Był laureatem Oscara w kategorii najlepszy aktor pierwszoplanowy, Złotego Globu i nagrody BAFTA za rolę pisarza Trumana Capote’a w filmie biograficznym "Capote" (2005) w reżyserii Bennetta Millera.
Zwróciłam na niego uwagę już w "Zapachu kobiety" (1992), bo bardzo lubię zdolnych brzydali i już wtedy byłam pewna, że ten gość ma szansę na stworzenie kreacji wyjątkowych, osobliwych a nawet wybitnych. Nie myliłam się. Zawsze, kiedy pojawiał się w filmie - robił wrażenie nawet w epizodach. Najwybitniejszą - moim zdaniem - kreację stworzył w filmie "Mistrz" z 2012 u boku Amy Adams i Joaquina Phoenixa. Zagrał tam charyzmatycznego religijnego przywódcę, manipulującego otoczeniem i coraz szerszą rzeszą wyznawców. Dostał za tę rolę wiele nagród i nominację do Oscara.
Niestety, aktor był uzależniony od narkotyków i alkoholu i to było przyczyną jego przedwczesnej śmierci w wieku 46 lat. Był mistrzem aktorstwa, zwłaszcza drugiego planu, świetnie grał dziwaków, psycholi, ekscentryków, ale też zwykłych ludzi. Po jego odejściu słusznie napisano w New York Times, że "prawdopodobnie był najbardziej ambitnym i powszechnie podziwianym amerykańskim aktorem swojego pokolenia”. Szkoda, że już nie pojawi się na ekranie.
Brakuje mi również bardzo rówieśnika Philipa Seymoura Hoffmana z naszego rodzimego podwórka.
Piotr Wawrzyńczak (1967 - 2001) – był polskim aktorem filmowym i teatralnym. Debiutował jako nastolatek w głównej roli w filmie "Kronika wypadków miłosnych" (1986) w reżyserii Andrzeja Wajdy. Ukończył studia na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie w 1992.
Uwielbiałam już w liceum prozę Tadeusza Konwickiego, dlatego bardzo czekałam na zapowiadaną adaptację jego powieści, wyreżyserowaną przez Andrzeja Wajdę i rola Wawrzyńczaka w tym filmie mnie zachwyciła jako nastolatkę, a on po prostu bardzo mi się podobał, totalnie mój typ faceta, zresztą był bardzo podobny do mojego ówczesnego, pierwszego chłopaka. Oczy miał cudne, można w takich utonąć. Czekałam więc na kolejne role aktora, zwłaszcza, że szkołę aktorską ukończył z wyróżnieniem w 1992 roku.
Pojawił się w epizodach w bardzo dobrym filmie z Anną Dymną "Tylko strach" (1993) i w kultowym "Kilerze" (1997). Zagrał również w austriackim dramacie „Jedermanns Fest”, w którym wystąpili także Klaus Maria Brandauer (mój zdecydowanie ukochany austriacki aktor) i Juliette Gréco. I niestety - nie dane mu było rozwinąć skrzydeł i pokazać na ekranie pełni swojego talentu, a jestem pewna, że talent miał, ponieważ zginął tragicznie w wypadku samochodowym w wieku zaledwie 34 lat. Wielka strata dla polskiego kina i teatru.
Wiem, że prędzej czy później śmierć się o nas upomni, jednak każdego życia żal, bo nawet jeśli istnieje reinkarnacja, to drugie życie takie jak to, które mamy tu i teraz, już się nigdy nie powtórzy, niestety.
Macie takich aktorów lub innych twórców, którzy Waszym zdanie odeszli zdecydowanie za wcześnie?