Translate

05 października 2025

UWAGA KSIĄŻKA czyli uśmiech podszyty głębokim smutkiem

 Witajcie!

Dzisiaj opowiem Wam o książce, która już stała się bestsellerem w Polsce i na świecie i która w pełni na ten status zasługuje. 

Ta na wskroś współczesna powieść napisana lekkim językiem, dość ascetycznym stylem z nutkami sarkazmu, niezwykle wręcz współgra - moim zdaniem oczywiście - ze starym wierszem naszej wspaniałej, wnikliwie obserwującej życie Noblistki, Wisławy Szymborskiej, któremu autorka nadała tytuł "Do zakochanej nieszczęśliwie" (wiersz ukazał się po praz pierwszy w 1952 roku), a który ja odczytuję w ten sposób, że niekoniecznie jest on o zakochaniu stricte w jakiejś osobie, chociaż tak też można go zinterpretować, jednak - być może - bardziej chodzi o zakochanie się w życiu...

Tego zakochania, w zarówno w życiu, jak i w ludziach, brakuje Marisie, bohaterce "Ogrodu rozpaczy ziemskich", wielbicielce sztuki przez duże "S", dla której wizyty w Muzeum Prado, w którym podziwia m.in. znany tryptyk Hieronima Boscha, stanowią medytacyjną, trochę uduchowioną odskocznię od szarej rzeczywistości.

Paradoksalnie ta rzeczywistość dla wielu byłaby szczytem marzeń: dobra praca na kierowniczym szczeblu w renomowanej agencji reklamowej w przepięknej stolicy Hiszpanii, wygodne mieszkanko w dobrej, bezpiecznej dzielnicy, drogie wakacje na egzotycznych wyspach, codzienne, drobne zakupy za ponad 100 euro, pyszne, świeże jedzenie w drogich restauracjach, przystojny sąsiad co jakiś czas wpadający na niezobowiązujący seks, wyjazdy integracyjne z pracy, markowe ciuchy, uroda, przebojowość, wiedza, kreatywność.
A jednak pojawiają się coraz częściej, coraz głębsze rysy na tym - zdawałoby się - idealnie ułożonym jak kolorowe puzzle życiu i coraz mocniej Marisie - dziewczynie z prowincji - doskwierają, są jak wrzód, który wciąż ropieje i nie chce pęknąć, żeby się zagoić. I właśnie ona, dziewczyna sukcesu, mająca w sobie coraz więcej wątpliwości, właśnie mogłaby zacytować stary wiersz Szymborskiej w odniesieniu nie tylko do ludzi, którzy ją otaczają, ale też do siebie samej:

"Znam ludzi, którym w sercach zgasło,
lecz mówią: ciepło nam i jasno,
i bardzo kłamią, gdy się śmieją.
Wiem jak ułożyć rysy twarzy
by smutku nikt nie zauważył".

Bo Marisa coraz bardziej, coraz wyraźniej dostrzega teatralną sztuczność świata, w którym funkcjonuje na oparach, widzi smutek w sobie i aktorach grających zadowolenie, dotkliwie zauważa swój własny żal, kamuflowany sztucznym uśmiechem, balsamowany oglądaniem filmików na YT i podrasowany tabletkami na uspokojenie lub czasem narkotykami. Coraz częściej płacze bez wyraźnego powodu i ostrzej widzi swoją tęsknotę za pięknem, prawdą, przyjaźnią, miłością i bliskością.


I chociaż autorce bliżej do mojej córki urodzonej w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, to ja, dwadzieścia lat starsza od autorki czytelniczka, bardzo się w tej powieści odnalazłam, mocno i głęboko w nią w weszłam, wsiąknęłam w jej świat, czułam, że jest o mnie. Zrozumiałam już dawno temu i wciąż tak mam, że wolałabym poświęcić więcej czasu na obcowanie ze sztuką, czytanie, pisanie wierszy, niż uczestniczenie w amatorskim życiowym teatrzyku, zwłaszcza tym odgrywanym w pracy, wśród ludzi, na których w jakiś sposób jesteśmy skazani, a gdyby to od nas zależało, nie chcielibyśmy ich nawet znać. Owszem, nie pracuję w korpo, ale pracuję z ludźmi (od wielu lat na półtora etatu, czasem więcej), wciąż się dokształcam i w zasadzie nic z tego nie wynika, bo niekiedy czuję się wypalona, wyeksploatowana, wyzuta z energii, pozbawiona sił życiowych; coraz częściej też dociera do mnie, że tak naprawdę nic po mnie nie zostanie, że wszystkie moje wysiłki pójdą na marne, a moje liczne świadectwa i dyplomy wyższych uczelni, wylądują w śmieciach do recyklingu.

Dwie ostatnie części książki dla mnie były i śmieszne i straszne zarazem, ostatni rozdział to tragifarsa, życiowa, słodko - gorzka, bardzo realna wbrew pozorom. Zdziwiło mnie, że tak wielu ludzi na całym świecie, w tym ja, marzą niekiedy o strasznych rzeczach tylko po to, aby zwolnić, przystopować, odpocząć, odciąć się od świata i być we własnej bańce informacyjnej, we własnym wszechświecie czy - jak wolicie - świecie równoległym, w każdym razie w czymś, w czym czujemy się bezpieczni, nie musimy grać, udawać, uśmiechać się jak pogrążony w depresji, nieodżałowany aktor - komik Robin Williams.

 Tytuł oryginalny to "El desconento" (2023), co znaczy "niezadowolenie", jednak uważam, że polski tytuł jest naprawdę świetny, ale też dzięki oryginalnemu tytułowi zrozumiałam, czemu w powieści nie ma aż tak wielu odniesień do dzieła Boscha, na które bardzo liczyłam; tekst przełożyła na język polski z hiszpańskiego Ewa Ratajczak, Wydawnictwo Znak 2025. Książka jest debiutem literackim znanej w Hiszpanii dziennikarki, urodzonej w 1989 roku Beatriz Serrano, która karierę zaczynała w Vanity Fair, Vouge, GQ, El Paris i jest także współautorką znanego podcastu. Debiutancka powieść została przetłumaczona na kilkanaście języków, sprzedano także prawa do jej ekranizacji, której jestem bardzo ciekawa.

 Moja ocena książki: 7/10. Ta ocena jest spowodowana błędem, naprawdę dużym faux pas. Nie wiem, czy jest to błąd autorki, w co szczerze bardzo wątpię, czy tłumaczki, ale jest w książce, na stronie 46 taki akapit: "Płótno przedstawia to, do czego ludzie się nie przyznają, choć o tym myślą, robią lub oglądają: wszędzie nadzy mężczyźni i kobiety różnych ras, złączeni narządami płciowymi".  Chodzi oczywiście o Ogród rozkoszy ziemskich i byłoby lepiej, gdyby przetłumaczono: obraz, dzieło - ponieważ ten obraz z płótnem nie ma nic wspólnego, jest typowym dla późnego średniowiecza, obrazem olejnym na dębowej desce i dobrze, gdyż m.in. dzięki temu, że namalowany został na drewnie, możemy go podziwiać i zachwycać się jego oryginalnością i wielowymiarowością ponad 500 lat później.

Wybrane cytaty z powieści: 

 To perfumowana dżungla, pawiany w garniturach, orangutany na szpilkach. Gdyby wszyscy sobie uświadomili, jak niewiele się liczą i z jaką łatwością można ich wymienić na kogoś innego z podobnym doświadczeniem, być może byliby dla siebie milsi.

*

 Myślę o wszystkich momentach, w których czujemy się samotni, dopóki nie pojawi się - kiedy najmniej się tego spodziewamy - ktoś, kto sprawi, że poczujemy się częścią czegoś większego. Jakbyśmy w końcu dotarli do Itaki.

*

 W sumie w życiu potrzebujemy niewielu rzeczy: kogoś, kto nas kocha, łóżka z wygodnymi poduszkami, kilku puszek dobrze schłodzonego piwa i pomidorów, które mają jakiś smak. 

*

 Substytutem terapii był teraz Bosch. Przestrzeń, w której wystawione są jego dzieła, stanowi kwintesencję dramatyzmu: przechodząc w głąb muzeum, wkracza się w świat półmroku i przechadza po oszczędnie oświetlonych salach, aż dociera się do najwspanialszego dzieła. Klejnot w koronie, tryptyk zatytułowany Ogród rozkoszy ziemskich, to trzy panele na ponad dwa metry, które zapraszają, by się zatracić w podziwianiu szczegółów, aż odkryje się coś, czego nigdy wcześniej się nie dostrzegło.

*

 Moja teoria jest taka, że to dzieło Boscha, człowieka pobożnego i żyjącego zgodnie z naukami swojego Kościoła, było jak masturbacja na oczach całej ludzkości. Ogród rozkoszy ziemskich to taki Pornhub z tysiąc pięćsetnego roku. 

 
Mimo wszystko, książkę Serrano polecam bardzo i z czystym sumieniem czytelnikom w każdym wieku. Jest to świetna, krótka (316 stron), kompletna powieść dla każdego, do której uśmiechnęłam się bez smutku, ale z lekką nutką nostalgii, były też chwile, że pozwoliłam popłynąć emocjom, chociaż rzadko jestem skora do płaczu. Bardzo podobał mi się angielski, czarny humor tej opowieści. 
 
Książka niebawem, za kilka dni, pojedzie do mojej córki, jej przyjaciółek, kolegów - niech idzie w świat, bo jest tego warta. Do mnie trafiła w odpowiednim momencie, jak jakiś znak od nieba: pół tegorocznych wakacji spędziłam w Hiszpanii (dwa tygodnie na cudownej, rajskiej wręcz wyspie, Teneryfie i dwa tygodnie w Madrycie i okolicach). W Muzeum Prado byłam dwa razy, bo po pierwszym pobycie w tym osobliwym przybytku sztuki, czułam ogromny niedosyt (muzeum jest wielkie, ma cudowne, bezcenne zbiory, na które można się patrzeć godzinami), ponieważ trypyk  "Ogród rozkoszy ziemskich" Hieronima Boscha, to jedno z moich ukochanych dzieł ever, które kocham miłością prawdziwą od dzieciństwa i zawsze chciałam zobaczyć - spektakularny, wręcz metafizyczny widok, niestety, nie można było robić zdjęć.
 

 Dodam jako ciekawostkę, że do tego potrójnego olejnego obrazu na desce z bardzo wymownym i oryginalnym frontem (strona zewnętrzna obrazu, zamykane prawe i lewe skrzydła), odnosił się często, ale w innym sposób i w innym kontekście, jeden z moich ulubionych polskich pisarzy s/f, Jarosław Grzędowicz, głównie w swoim najbardziej znanym dziele "Pan Lodowego Ogrodu", które już kiedyś polecałam na tym blogu, ale ta polecajka jest wciąż aktualna.
 

Grafika zamieszczona w poście jest z Internetu, nie znam autorów, zdjęcie 46 strony powieści i notatka w książce oraz ostatnie zdjęcie są mojego autorstwa.

03 października 2025

UWAGA CYTATY, UWAGA KSIĄŻKA czyli ciekawa, mało znana autorka


 Witajcie! 

Dzisiaj kilka słów o niezwykle utalentowanej, interesującej i intrygującej pisarce, która jest bardzo znana i ceniona na świecie, a mało znana u nas! 

Zapraszam serdecznie do lektury!


Już ukrywałam miłość w obawie, że ją stracę

Już ukrywałam miłość w obawie, że ją stracę, i straciłam miłość, bo ją ukrywałam.
Już trzymałam kogoś za rękę pełna strachu i byłam tak przerażona, że nie czułam ręki.
Już wyrzuciłam ze swojego życia ludzi, których kochałam, i potem było mi przykro.
Już płakałam całe noce i wyczerpana zasnęłam, już poszłam spać tak szczęśliwa, że nie mogłam zmrużyć oka.
Już wierzyłam w doskonałe miłości a następnie stwierdziłam, że ich nie ma.
Już kochałam ludzi, którzy mnie rozczarowali, i zawiodłam ludzi, którzy mnie kochali.
Już spędziłam godziny przed lustrem, próbując odkryć, kim jestem, i byłam tak pewna siebie, że zapragnęłam zniknąć.
Już kłamałam, a potem było mi przykro, już mówiłam prawdę i też było mi przykro.
Już udawałam, że nie zależy mi na ludziach, których kocham, a potem cicho w kącie płakałam.
Już wierzyłam ludziom, którzy nie byli tego warci, i przestałam wierzyć tym, którzy naprawdę byli wartościowi.
Już uśmiechałam się, kiedy miałam w oczach smutne łzy, już płakałam z szalonego śmiechu.
I śmiałam się, aż nie mogłam złapać tchu.
Już z wściekłością rozbijałam talerze, szklanki i wazony.
Już czułam, że kogoś bardzo mi brakuje, ale nigdy mu tego nie powiedziałam.
Już krzyczałam, kiedy należało być cicho i milczałam, kiedy powinna była krzyczeć.
Już wiele razy nie mówiłam, co myślę, żeby zadowolić niektórych ludzi, a wiele razy mówiłam, czego nie myślałam, by ranić innych.
Już udawałam, że nie jestem tym, kim jestem, aby zadowolić innych, i udawałam, że nie jestem tym, kim jestem, aby zdenerwować innych.
Już powiedziałam wiele głupich żartów tylko dlatego, żeby moi przyjaciele byli zadowoleni.
Już wymyśliłam wiele opowieści ze szczęśliwym zakończeniem, aby dać nadzieję tym, którzy jej potrzebowali.
Już tyle marzyłam i śniłam, że pomyliłam marzenia z rzeczywistością.
Już bałam się ciemności, a teraz w ciemności odnajduję siebie, zwijam się w kłębek i po prostu jestem.
Już wiele razy upadłam na ziemię, myśląc, że się nie podniosę, a następnie wiele razy podnosiłam się myśląc, że już nigdy nie upadnę.
Już dzwoniłam do kogoś, do kogo nie chciałam dzwonić, żeby nie zadzwonić do osoby, do której naprawdę chciałam zadzwonić.
Już pobiegłam za samochodem, który zabierał kogoś bliskiego.
Już wzywałam matkę w środku nocy, przerażona jakimś koszmarem, ale ona nie przyszła i to był jeszcze gorszy koszmar.
Już myślałam że niektórzy znajomi są moimi "przyjaciółmi", a potem zdałam sobie sprawę z tego, że nimi nie są, zaś niektórzy ludzie, których nigdy nie nazywałam przyjaciółmi, zawsze byli dla mnie czymś wyjątkowym.
Nie próbujcie skrępować mnie konkretnymi zasadami, bo nie zawsze mogę ich przestrzegać.
Nie pokazuj mi, czego oczekujesz ode mnie, bo ja podążam tylko za swoim sercem.
Nie każcie mi być tym, kim nie jestem, nie zachęcajcie mnie do bycia taką, jak wszyscy, bo, szczerze mówiąc, jestem inna.
Nie mogę kochać tylko połowicznie, nie mogę żyć w kłamstwie i nie mogę latać, kiedy moje stopy są na ziemi.
Nadal jestem taka sama, ale z pewnością nie będę taka na zawsze.
Lubię truciznę o powolnym działaniu i bardziej gorzkie napoje, największe wzloty i szalone pomysły, złożone idee i najgłębsze uczucia.
Mam ogromny apetyt i najdzikszą wyobraźnię.
Możecie mnie zrzucić w dół klifu, powiem po prostu:
 - Uwielbiam latanie!

Clarice Lispector
 Przełożyła Alena Mrázová
 
*
Inne cytaty z opowiadań autorki: 
 
 Ta kobieta była, zresztą, trochę cicha sama ze sobą i nie za dobrze się rozumiała sama ze sobą. 
 
*