Witajcie moi Drodzy!
Dzisiaj, zamiast wiersza, proponuję moje stare opowiadanie. Rzadko piszę opowiadania, ale czasem zdarza mi się coś takiego popełnić. Zwłaszcza, gdy temat jest ważny, kiedy dotyka coraz większej części społeczeństwa. I mimo, że nie jest łatwy, a dla mnie jest wciąż bardzo bolesny (zwłaszcza w święta), to na pewno jest wart nagłośnienia. Wiem, że może to nie jest odpowiedni temat na święta, ale teraz mam na tyle czasu, żeby zrobić ten właśnie post...
Nie będę zatem przedłużać wstępu, zapraszam do przeczytania postu. Tak po ludzku i po prostu...
*********************
Utracona tożsamość
Zdyszana wbiegła na klatkę i zobaczyła, że coś jest w skrzynce na listy. Zdenerwowała się jeszcze bardziej, zanim w torebce pełnej różnych przedziwnych rzeczy, znalazła klucze. Otworzyła skrzynkę, wyjęła kartkę i, zdziwiona, zobaczyła pismo mamy, z którą, nie dalej, niż wczoraj, rozmawiała przecież przez telefon. Dziwna zresztą to była rozmowa, nie kleiła się. Objęła wzrokiem tekst i poczuła się dziwnie: „Skarbie napisz do mnie bo ja mam w skrzynce listy” . Nielogiczny tekst bez znaków interpunkcyjnych, tak niepodobny do jej mamy - polonistki? Ale to jej pismo. Troszkę inne, bardziej wysilone, ale jej! Czytała, czytała i nie miała pojęcia, co się stało. Wbiegła do mieszkania. Na stole w kuchni znalazła kartkę od męża z informacją, że mała lepiej się poczuła i wyszli na spacer, ale słowa mamy nie dawały jej spokoju. Usiadła przy kuchennym stole i zeszło z niej powietrze. Nic jej się nie chciało, tak koszmarnie była zmęczona trzygodzinną jazdą pociągiem z Wrocławia do Jeleniej Góry, a kartka od mamy, zamiast ucieszyć, tylko ją zmartwiła.
Siedziała bez ruchu ponad pół godziny. Wykończona była pracą w policealnym studium w innym, odległym mieście, pisaniem pseudonaukowej pracy dyplomowej, brakiem snu. Wstała i leniwym krokiem przeszła do łazienki. Kąpiel zawsze stawiała ją na nogi, moczyła się więc kolejne pół godziny w zbyt gorącej wodzie z pachnącymi lawendą olejkami. Słuchała w kółko, jak Toni Braxton śpiewa prosto z trzewi swój genialny przebój „Unbreak my heart”, uwielbiała tę piosenkę, choć pod tekstem, ze swoją niezależnością, nigdy by się nie podpisała. Kochać trzeba, owszem, ale najważniejszy jest związek z samym sobą, a uzależnienie od drugiej osoby tylko umniejsza naszą osobowość. Ona kochała wiele razy, nawet do zatracenia, ale wiedziała, że pewnych granic się nie przekracza, że należy jakąś cząstkę siebie, zostawić tylko dla siebie.
- Skarbie, jesteś już w domu? – usłyszała głos męża.
- Jestem w łazience – i ledwo zdążyła odpowiedzieć, mała już siedziała przy
wannie.
- Cześć, mamuniu, byliśmy z tatulkiem nad rzeką i narwaliśmy kwiatków dla
ciebie.
- Dawaj buziaka, bo strasznie się stęskniłam – powiedziała i przyciągnęła małą
do siebie.
- Fuuu – powiedziała dziewczynka. – Mokra jesteś, mami, wychodź już z tej wody,
to ci bajeczkę opowiem z przedszkola!
Sylwia miała nieco ponad dwa latka, ale była na tyle samodzielna i tak świetnie
mówiła, że nie było żadnego problemu z przyjęciem jej do maluchów. Skazana też
była na to, że będzie jedynaczką, więc tym bardziej zależało im na tym, aby
była wśród dzieci. Kochała to swoje dziecko, jak każda matka, nad życie, bo
jego stworzenie wiele ją kosztowało. Z bardzo inwazyjną nadczynnością tarczycy, z którą się
borykała od czasów liceum, każdy lekarz odradzał jej zajście w ciążę. Ale
pragnienie było silniejsze i zaryzykowała. I choć większość z tych dziewięciu
miesięcy spędziła pod kroplówką w różnych szpitalach, to jeszcze dwa dni przed
porodem, oczarowała lekarza, wyszła na przepustkę i pomalowała nowiutkie,
drewniane łóżeczko w kolory tęczy, bo wyczytała, że dzieci powinny być otaczane
kolorami. Sylwia czuła, jak bardzo jest kochana i świetnie się rozwijała, nie
było też problemów z pójściem do przedszkola, bo lubiła dzieci.
Teraz siedzieli we trójkę i jedli przygotowaną przez Adama kolację, śmiejąc się
i rozmawiając o tym, jak minął dzień. Lubiła te ich wieczorne spotkania przy
posiłkach, uwielbiała patrzyć na podobieństwo swej córeczki do jej tatusia,
którego kochała od wielu lat, od czasów szkoły średniej.
Poznała go na pielgrzymce pieszej z Wrocławia do Częstochowy, bo w rodzinie
była akcja pt. wyprowadzamy Zuzę z jej złej ścieżki prowadzącej w ateizm i cioteczny brat, Mariusz, starszy od niej o dwanaście lat, artysta plastyk, namiętnie
co roku zabierał ją na pielgrzymki, a ona chodziła, bo ostatecznie były to
wakacje i mogła sobie pograć na gitarze, czym w domu, wprawiała mamę we
wściekłość. Podszedł raz do niej w czasie kolacji wysoki,niebieskooki
blondyn i od tej pory szli sobie razem, dwa lata z rzędu, a gdy na koniec,
poprosił ją o adres, bezczelnie, jak na głupią i butną gówniarę przystało,
stwierdziła, że nie zadaje się z ludźmi z zawodówek i że może do niej napisać,
jak się dokształci. No i dostała we wrześniu miły list, w którym napisał, że
rozpoczął naukę w technikum, a że zapewne, z zaocznymi nie chciałaby mieć do
czynienia, poszedł do dziennej szkoły z internatem, a potem pójdzie na
anglistykę. I od tej pory byli już właściwie nierozłączni, najpierw jako
świetni przyjaciele, potem jako para, aż wreszcie, już w trakcie studiów, jako
małżeństwo.
Po kolacji Adam wykąpał małą i usiedli razem w pokoju z kubeczkami gorącej,
pachnącej herbaty.
- Zuza, widzę, że coś cie gnębi, co się dzieje? Coś nie tak na uczelni?
- Nie, na uczelni i w pracy w porządku, choć mam dość tych dojazdów pociągiem, niech mi
naprawią to auto, bo zwariuję.
- To co jest? – zapytał i przytulił ją mocno.
Wstała, poszła do swojego pokoju i wróciła po chwili z kartką od mamy w dłoni:
- Przeczytaj.
Cisza. I jego wzrok biegnący po kartce kilkanaście razy w tę i z powrotem.
- Chyba ma depresję. Zawsze przecież poprawiała mnie, jak jej się coś nie
podobało w moich wypowiedziach – powiedział. – Dzwoniłaś do nich?
- Nie, nie ma sensu. Przecież w sobotę mamy tam pojechać. Może wyprowadzka
Tomka, ten jego nagły ślub, tak ją wyprowadziły z równowagi? Ona zawsze kochała
go bardziej, a może inaczej? Napiszę jej kartkę z Wrocławia, może chce
sobie posprawdzać, może brakuje jej pracy? Może to rzeczywiście jakaś ciężka depresja?
- Ja bym zadzwonił do ojca, Zuzka, a ty rób, jak uważasz. Masz jednak rację,
pojedziemy, zobaczymy, może trzeba będzie też pójść do lekarza. A teraz chodźmy
już spać, bo ty jutro wstajesz o świcie.
„Mamutko, pozdrawiam Cię najmocniej i najserdeczniej z Wrocławia. Kocham, przytulam i
uśmiech przesyłam, ZuzAnka.” – napisała i wysłała kartkę. Nie wytrzymała
jednak i zadzwoniła do ojca. Usłyszała, że nie chciał jej martwić, ale z mamą
dzieje się coś złego, pewnie ma depresję po przejściu na wcześniejszą emeryturę,
przepracowała tyle lat, a teraz, od września, nie może sobie znaleźć miejsca, chyba jest jeszcze za młoda na siedzenie w domu, ma dopiero 55 lat.
Nie poszła do liceum, w którym uczyła, nawet w Dzień Nauczyciela, choć była
zaproszona i przez uczniów i przez dyrektora.
Zuzanna nie wiedziała, co powiedzieć, ale po chwili wahania, umówiła się z ojcem, że zadzwoni
do znajomej psycholożki, może ona coś poradzi. Pomyślała, że chyba powinna
pomóc im obojgu. Zadzwoniła do koleżanki, która jednak odesłała ją do swego
znajomego psychiatry. Zapisała numer i adres. Zaczęła płakać.
Weszli do domu. Tato siedział w dużym pokoju ze spuszczoną głową, ale na ich
widok wstał i bardzo się ucieszył. Tulił małą długo, a córkę wycałował po
rękach. Należał do tego gatunku dżentelmenów, którzy własne córki traktują, jak
damy, bo na damę starał się ją wychować.
- Gdzie mama, tatusiu? – spytała Zuza.
- Gdzie babi, gdzie? – wrzeszczała Sylwia.
- Nie wiem. Zwyzywała mnie takimi słowami, jakich przez 35 lat u niej nie
słyszałem, trzasnęła drzwiami i wyszła. Może poszła do Tomka, ale jak do niego
dzwoniłem, to mówił, że jeszcze jej tam nie ma.
Zuza spojrzała na Adama, nie musieli nic mówić, wyszedł, jak tylko się ubrał.
- Jadłeś coś, tato?
- Nie, ona wciąż przypala obiady, już kilka czajników spaliła, nastawia wodę,
wychodzi, do zamrażarki wkłada koper i natkę pietruszki, bez woreczka, to potem się kruszy i
leci na wszystko, co jest w zamrażarce, mówię, tłumaczę, proszę i nic. I tak zaczęła kląć, że uszy
puchną. I ciągle kupuje nowe papierosy, bo nie wie, gdzie je schowała. I nie
bierze w sklepach reszty, jeden sprzedawca na rynku mi oddał, bo kupiła jogurt
i dała stówę, co robi z resztą kasy, nie wiem, ale chyba będę musiał przejąć
kontrolę nad naszymi finansami. Zbierałem tobie, dziecko, na nowy samochód –
mówił i prawie płakał.
- Tatuś, spokojnie. Zaraz zrobię obiad, ty się pobaw z Sylwią, tylko się
troszkę uspokój.
- A wczoraj złapałem ją na tym, że zamiast czesać, wyrywała Wacusiowi sierść i
przeklinała nad kociakiem, jak szewc. Do sąsiadki wczoraj powiedziała: won
suko, wyobrażasz to sobie?
Usiadła ojcu na kolanach i przytuliła go, ich cichym zwyczajem, głaszcząc go po
łysince i całując w czoło.
- Pójdę z nią w poniedziałek do psychiatry, wzięłam wolne, poleciła mi go
Kaśka, pamiętasz, ta z równoległej klasy z ogólniaka, z którą byłam w Paryżu,
studiowała psychologię na KUL-u.
- Tak, pamiętam Kasię – powiedział i uśmiechnął się. – Ładna czarnulka!
Uśmiechnęła się w duchu do taty i jego ulubionego typu urody, długowłosej
czarnulki, takiej, jak mama.
- Tato, nie zapominaj, że jestem blondynką – uśmiechnęła się. – Idę, zrobię
obiad, mam nadzieję, że Adam zaraz wróci z mamą.
Pocałowała jego i Sylwię i poszła do kuchni, gdzie na kątniku siedział biedny,
głodny, wystraszony Wacuś, ich wielki, perski, szary, a właściwie niebiesko - dymny kocurek z wielkimi,
żółtymi oczami.
- Cześć, bestia, chodź, mordeczko kochana.
Wacek był tak niedopieszczony, że łasił się do niej chyba z pół godziny. Nie
chciał nawet jeść, chciał się pieścić. Zobaczyła ze smutkiem, że ma wyrwaną
sierść na grzbiecie do krwi. Zaczęła podejrzewać najgorsze, ale odgoniła od
siebie złe myśli, przemyła ranę, dała kotu jeść i skupiła się na obiedzie.
Po wizycie u psychiatry świat wywrócił się do góry nogami. Potem jeszcze
kilku
psychologów, psychiatrów, neurologów, pobyt mamy w klinice na obserwacji
i ta
cholerna, najgorsza z możliwych diagnoza! I ten zagubiony, jeszcze
bardziej,
niż mama, biedny ojciec. Później trzeba było wziąć do siebie kota i
zatrudnić
panią do pomocy, ale większość z nich nie była zbyt uczciwa, albo,
przestraszone same odchodziły po paru dniach. Tomek się odsunął, chciał
żyć,
pracować, więc ona oddała duże, służbowe mieszkanie, jakie Adam dostał
od
pracodawcy, kupiła dużą kawalerkę w swym rodzinnym mieście i właściwie tylko w
niej
czasem nocowała, bo choroba mamy postępowała w zastraszającym wręcz
tempie.
Doszły problemy z dojazdami Adama do pracy w Jeleniej Górze, zasnął za kierownicą, roztrzaskał
dwa
samochody, a jej momentami odechciewało się studiować, pracować w obcym mieście i
pisać pracę o autystykach i jednocześnie
biegać za mamą, jeszcze mniej komunikatywną, niż ci wszyscy autystycy
razem wzięci, która wychodziła z domu w nocy z bochenkiem chleba pod
pachą, w
listopadzie, w kapciach i krótkiej koszuli nocnej. Jednak oddanie jej do
ośrodka
lub hospicjum nie wchodziło w grę. Ojciec by tego nie przeżył. Byli
zgodnym,
kochającym się małżeństwem, na spacery i zakupy chodzili za rączki,
wspierali
się zawsze i bardzo kochali, tylko teraz problem polegał na tym, że
ojciec
nadal ją kochał, a ona skasowała go w swej ulotnej pamięci.
Ona, kobieta, która uchodziła za chodzącą encyklopedię, która wychowała dwoje
dzieci tak dbając o nie i ich edukację, że w czasach zatęchłej komuny,
prywatnie, nauczyli się angielskiego do tego stopnia, że Tomek zdał na
filologię angielską, a Zuza zdała bez problemu egzamin FCE. Ona, ich mama,
która w Pewexie kupowała im pastę do zębów, bo w sklepach była tylko ta ohydna
Nivea, podpaski Zuzie, żeby nie bała się swej kobiecości. Ona, która biegała do
lasu na jagody, żeby Tomkowi poprawił się wzrok, nauczyła się szyć i robić na
drutach, żeby mieli ładne, kolorowe ubrania w tej nudnej, komunistycznej
rzeczywistości, czytała im „Ulissesa”, gdy mieli po pięć lat, uczyła gramatyki metodami, które teraz uchodzą za aktywizujące, uczyła dykcji i recytacji, wyganiała na teatralne spektakle, do kina, na koncerty! Ona, ich
najukochańsza mama, ginęła teraz w oczach, jej cudowną, ekspresyjną osobowość
pochłonął niemiecki doktor, na którego do tej pory nie wynaleziono lekarstwa.
Któregoś dnia, widząc, jak bardzo ojciec chudnie i cierpi, Zuza ustaliła z
Adamem, że w wakacje zamieszka z mamą, a ojca wyślą do sanatorium. Pojechał
niechętnie, ale namówiła psycholożkę Kaśkę, żeby mu wytłumaczyła, jak bardzo
potrzebny jest mu odpoczynek do dalszej opieki nad żoną. Mama już wtedy prawie
nie jadła, bo zapominała o jedzeniu, ale chodziła jeszcze i czasem nawet
mówiła, choć i mowę choroba zaczynała już zabierać. Adam zawiózł ojca do
sanatorium i pojechał z Sylwią nad morze, bo też był zmęczony zaistniałą
sytuacją, ostatecznie to byli tylko jego teściowie. Zuzanna siedziała w domu
rodziców, czytała książki i robiła notatki do pracy dyplomowej. Miała tego już bardzo
dużo, w komputerze dwa rozdziały, ale lubiła ręcznie pisać, bo wtedy więcej
zapamiętywała i jak już się naczytała i porobiła notatki, siadała do komputera
i dostawała słowotoku.
Czytała akurat dla relaksu o swoim ukochanym Witkacym, jako o pisarzu jedną nogą tkwiącym jeszcze w pięknej
epoce okresu Młodej Polski, drugą już w bardziej dynamicznym dwudziestoleciu,
gdy do pokoju weszła mama, która spała sobie słodko jeszcze dziesięć minut
temu.
- Pani, ja chce to – powiedziała cicho.
- Co chcesz, kochanie? Pić, jeść? Co byś chciała, dziewczynko?
- To – powiedziała i zesikała się na podłogę, stojąc w ubraniu.
Umyła ją, przebrała, posprzątała i poszła do apteki po pampersy, a kiedy
wróciła, zastała ją w pokoju, w którym się uczyła. Matka siedziała na dywanie z
segregatorem, a wokół leżały jej ważne notatki… podarte na strzępy. Chciało jej się
wyć, miała ochotę uderzyć matkę, krzyczeć. Przygryzła wargi do krwi, z trudem
pohamowała łzy, ale wzięła mamę za rękę i zaprowadziła do kuchni, żeby ją
nakarmić obiadkiem dla dzieci Gerber, bo ona nie umiała już gryźć. Mama opluła
ją kilka razy, marudziła, jak dziecko, ale coś tam udało jej się w nią wrzucić.
Potem cyrk z kąpielą, jeszcze większy z pampersem, którego nie pozwoliła sobie
założyć, szarpanie, gryzienie, wyzwiska i cała noc czuwania, żeby nie uciekła z
domu.
I tak to sobie trwało i trwało i było coraz gorzej i gorzej. Dziewięć
długich
lat patrzenia, jak najukochańsza osoba odchodzi w niebyt. Czytania
książek na
temat choroby, oglądania filmów, w hollywoodzkim stylu upiększonych i
przereklamowanych.
Zgłębiania na różne sposoby zrozumienia choroby, która niszczyła życie
nie
tylko jej matce, ale chyba jeszcze bardziej jej i ojcu, czyli tym,
którzy
świadomie w tym uczestniczyli. Cztery lata stanu leżącego, oklepywania,
zmieniania pampersów, zapobiegania odleżynom, kremowania, karmienia
przez
strzykawkę, potem zmieniania kroplówek. Nie wie już teraz, jak udało jej
się
skończyć studia podyplomowe, a potem jeszcze drugi fakultet, pracować na dwóch
etatach w dwóch miastach i na
wolontariacie z autystykami i dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną i opiekować się mamą. Nie wie, jak przeżyła
dzień jej śmierci: dzień po jej imieninach, dzień przed Dniem Matki. Nie
wie, jak zorganizowała
pogrzeb, stypę, nie pamięta, jak zemdlała prowadząc zajęcia i jak
prowadziła
grupę wsparcia dla rodzin dotkniętych chorobą Alzheimera. Nie wie, jak
udało jej
się nie zwariować, gdy trzy dni po pogrzebie mamy, Wacuś, który ją
kochał i
uwielbiał do końca, który ciągle gdzieś przy niej siedział, położył się
na
tapczan, przestał przyjmować pożywienie, zwinął się w kłębek i umarł.
Nie
pomogły witaminy, trzech wzywanych weterynarzy, kocurek miał chyba taką
wolę,
żeby odejść z tego świata.
Nie pamięta nic złego. Pamięta tylko swą bezgraniczną miłość do istoty, która
była jej mamą przez dwadzieścia osiem lat i dla której ona była mamą przez
kolejnych dziewięć. Pamięta tłum byłych uczniów mamy na jej pogrzebie. Pamięta
ból na twarzy ojca, gdy stali nad świeżo usypanym grobem, jego łzy i pełne bólu
wiersze, w które uciekł po jej śmierci.
Nigdy nie zapomni uśmiechu, ślicznego, bardzo kobiecego uśmiechu swojej mamy, jej
powiedzonek, pasji czytania książek, uporu w dążeniu do celu. Jej piwnych oczu,
w których do samego końca tliła się chęć i wola życia, walka o każdy oddech. Z
rozczuleniem wspomina ból matki, gdy oświadczyła rodzicom przy wykwintnym
obiedzie, że jest wegetarianką. Z żalem myśli o rodzinnych świętach, pełnych
miłości, prezentów i zapachu pierogów z grzybami i barszczu.
Czasem, gdy spogląda na Sylwię, widzi rysy twarzy swojej mamy, jej temperament
i uśmiech i tylko modli się, aby ten cholerny, niemiecki doktorek, nie dopadł
więcej jej bliskich. Bo w razie, gdyby dopadł ją, spisała już u notariusza,
odpowiedni testament.
***
Widzisz Mamo, minęło pięć lat,
A ja pisać nie mogłam o Tobie.
Może wtedy zawalił się świat,
Gdy myślałam, że nic już nie zrobię?
Może było mi smutno i źle,
Gdy bezradna trwałam przy Tobie.
Moje serce cierpiało jak cień
Twej istoty, zgubionej w chorobie.
Teraz wiem już, że miłość zwycięża
Śmierć, chorobę i inne zgryzoty.
Tylko powiedz, proszę,
powiedz, Mamo,
Jak mam żyć,
by nie umrzeć z tęsknoty?
*
Wszystkie postaci i cała historia są absolutnie fikcyjne i nie mają nic wspólnego z rzeczywistymi osobami i wydarzeniami, każda zbieżność w opowiadaniu jest zupełnie przypadkowa.
JoAnna Idzikowska-Kęsik, B-c, 5 VIII 2011, p.n.k.
*********************
Wybrane cytaty:
Alzheimer jest niestety bezwzględny, zabiera bezpowrotnie wszystko.
Nie sposób poradzić sobie z tą świadomością samemu, a nawet jeśli komuś się tak wydaje, zapłaci bardzo wysoką cenę. Na pewno nie warto czekać do ostatniego momentu z proszeniem o pomoc, tak jak ja. Gdy to zrobiłam, byłam już pod ścianą, rozsypywałam się na kawałki.
+
Ta choroba się nie zatrzymuje. Coś odda, coś zabierze, na koniec i tak wszystko zmiata.
Paulina Wójtowicz - cytat w tytule tego postu
~~
Tak jest z wieloma starszymi osobami z alzheimerem. Ci, którzy niczego nie ukrywali ani nikogo nie udawali, zachowują się jak dawniej, a inni, którzy całe życie się powstrzymywali, nadrabiają, kiedy postradają zmysły.
Nam - Joo Cho
~~
Jest taki stary dowcip o alzheimerze: jego plusem jest to, że co dzień poznaje się nowych ludzi.
Stephen King
~~
Na koniec, patrząc na to zamieranie, zaczęłam rozumieć, że człowiek istnieje, dopóki pamięta. Pozostaje sobą, dopóki potrafi kochać i wie, do kogo kieruje swoje uczucia. Nie ma nic gorszego niż to, że śmierć człowieka następuje dużo wcześniej, zanim umrze jego ciało.
Paulina Jóźwik
*********************
Książki i filmy w temacie opowiadania:
Wanda Żółcińska, Najdroższa - bardzo dobra, współczesna opowieść o kobiecie, której matka choruje na Alzheimera, powieść o życiowych decyzjach, wyborach, relacjach międzyludzkich.
William Wharton, Tato - klasyk sfilmowany w 1989 roku, wzruszająca opowieść o rodzinie, chorobie i sile miłości. Zarówno powieść Whartona, jak i film, są godne polecenia i uwagi. W filmie w tytułowej roli wystąpił wybitny aktor Jack Lemmon. Uwielbiam i książkę i film.
Nie zapomnij mnie -amerykański film z 1999 roku o kobiecie tracącej pamięć, w którą bardzo pięknie wcieliła się Mia Farrow.
Lisa Genowa, Motyl. Still Alice - zarówno powieść, jak i film, który przyniósł Oscara cudownej Julianne Moore są godne polecenia. Wyję za każdym razem, gdy czytam powieść lub oglądam jej wspaniałą ekranizację.
Iris amerykańsko - brytyjski film z 2001 roku opowiadający historię wybitnej pisarki (jednej z moich ulubionych) Iris Murdoch, która zachorowała na Alzheimera. Wybitną kreację w tym obrazie stworzyła wspaniała Judi Dench. Scenariusz filmu powstał na kanwie pamiętników męża pisarki.
Pamiętnik to wzruszająca powieść poczytnego pisarza Nicolasa Sparksa, która została sfilmowana w 2004 roku. W tym przypadku wolę film z Ryanem Goslingiem.
Miłość - cudowny, wzruszający francuski film z 2012 roku. Piękny!
Ojciec - film z 2020 roku z wybitną kreacją Anthony'ego Hopkinsa i wspaniałą jak zawsze Olivią Colman.
Strzępy - polski, wspaniały film z 2022 roku w reżyserii Beaty Dzianowicz z bardzo dobrą rolą Michała Żurawskiego i genialną Grzegorza Przybyła. Szczerze polecam, bo jest to najlepszy film w temacie, jaki do tej pory obejrzałam z niesamowitym zakończeniem.
A very moving story, Joanna. Still Alice and The Father are both my favourites. Happy Holidays to you and yours!
OdpowiedzUsuńThank you dear Angie,m hapoy Holidays!
UsuńI have seen several cases of Altheimer's disease in friends and family. It is not pleasant experience. Your story brought it home again. It is a story that needs to be told on occasion for the stark reality of it is known.
OdpowiedzUsuńHave a beautiful, full and merry Christmas. May the good Lord bless and keep you safe.
Love, Hugs and Blessings
Thank you for this comment, unfortunately, every story of this disease is very, very sad.
UsuńAll the best to you!❤
JoAsiu, dawno nie płakałam jak bóbr nad książką czy opowiadaniem. Historia, mimo że nie oparta na faktach, to chyba jedna z lepszych jakie czytałam. Alzheimer to straszna, wyniszczająca choroba, która jest nieustępliwym złodziejem, kradnącym wspomnienia i zakłócającym życie. Moja babcia chorowała na Alzheimera. Ta choroba jest wysoce dziedziczna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam świątecznie:)
Kochana Łucjo, kiedyś byłam na takim etapie, że mogłabym chyba napisac doktorat z tej choroby... Teraz smutek mnie ogarnia, gdy o niej myślę... Zwłaszcza w święta. Uściski! ❤
UsuńThank you so much for the moving story. Yes, it truly is something many of us are hit with in our own families where ever you live. It is universal. Thanks so much for your beautiful post! Merry Christmas 💕❤️✨🎄💕 All the best to your creativity!
OdpowiedzUsuńThank you very much dear Ellie. It's hard for me to remember this story, I don't want it to repeat itself. Hugs! I wish you all the best!❤
UsuńSuch a touching story! It is definitely a theme that can pull us apart or bring us closer. Wishing you a beautiful time this season with your family and friends. Merry Christmas 💕✨🎄❤️
OdpowiedzUsuńThank you so much! I wish you nice Sunday!❤
UsuńA touching story!
OdpowiedzUsuńGreat movie recommendations!
Merry Christmas!
Thank you dear Ivana, so many regards to you. ❤
UsuńJoasiu to co napisałaś jest nadzwyczaj prawdziwe, ta choroba zabiera wszystko nie tylko temu kogo dotyka, ale również jego bliskim. Ktoś kto wytrwał przy pacjencie do końca nigdy nie będzie tą samą osobą co przedtem. To niesamowita próba charakteru i człowieczeństwa, bardzo mało jest osób, które wychodzą z niej zwycięsko, większość rodzin nie daje sobie z tym rady. Znam to z autopsji, co prawda z chorobą Alzheimera zetknęłam się tylko na gruncie zawodowym, ale i tak było to nadzwyczaj trudne doświadczenie, więc jestem daleka od osądzania, jednak tym co wytrwali należy się naprawdę podziw i szacunek. Joasiu, przesyłam uściski, niech te świąteczne dni upłyną Ci w spokoju i atmosferze miłości!
OdpowiedzUsuńWiele jest sytuacji w życiu, po ktorych człowiek nie jest już taki sam... Tak myślę, bo tego doświadczam wciąż i wciąż. Najgorsze jest, gdy spotyka się ludzi, ktorzy gaszą nasze wewnętrzne światło. Uściski i serdeczności Kochana Elu! ❤
UsuńBella storia, ho conosciuto un ragazzo che si è ammalato prima dei 60 anni.Non riconosceva nè moglie,nè figli ,nè madre,e' morto 2 anni fa.
OdpowiedzUsuńSì, penso che l'Alzheimer sia il più grave prima dei sessant'anni e, purtroppo, il più invasivo. Un abbraccio Olga!
Usuń❤
Kilka z tych filmów widziałam, zawsze kończyłam poruszona do granic wrażliwości.
OdpowiedzUsuńDemencja z kolei zdarzała się u mnie w rodzinie, obym nie odziedziczyła tego genu!
Gdy ktoś bliski choruje, odchodzi , traci świadomość - choruje cała rodzina, a na pomoc trudno liczyć, często nie wiemy gdzie się po nią udać.
Trudno pogodzić się z utratą bliskiej osoby, relacji, radości życia...
To prawda, Jotko, cała rodzina strasznie cierpi... Buziaki! ❤
UsuńJoasiu moja kochana piekne i wzruszajace opowiadanie poryczałam sie jak płaczka zawodowa Asiu. Pieknych chwil ci zycze, buziaki papa.
OdpowiedzUsuńDziękuję! I za cudowny e-mail również! Buziaki. ❤
UsuńCiao JoAnna, tanti auguri di buon Natale 😘
OdpowiedzUsuńl'Alzheimer è una delle malattie più terribili che ci sono perché porta via l'essenza della persona: i suoi ricordi, le sue esperienze, la sua identità.
Un abbraccio forte.
Ciao Fra, sfortunatamente è probabilmente la malattia più invasiva che colpisce le persone.
UsuńTi saluto affettuosamente e con affetto, un abbraccio!❤
Still crying...that's very touching
OdpowiedzUsuńYou are such a sensitive person. I send a hug <3
Thank you dear, so mamy regards! ❤
UsuńFeliz Navidad
OdpowiedzUsuńMuchas gracias y saludos! ❤
UsuńMuy conmovedor. Terrible enfermedad la del olvido.
OdpowiedzUsuńGracias Maria! ❤
UsuńIt is such a bad disease :-(
OdpowiedzUsuńOn a lighter note, Merry Christmas. Thanks for your wonderful message JoAnna :-D
Thank yyou Ananka, many regards! ❤
UsuńPoruszające opowiadanie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w taki sposób wygląda życie osoby chorej. Nie ma nic gorszego od tego, gdy nie jesteś w stanie pomóc chorej osobie. Gdy wiesz, że już nikt nie będzie w stanie pomóc.. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ta choroba jest okropna. Uściski! ❤
UsuńWishing you a gorgeous and blessed Christmas. Stay bright and joyful!
OdpowiedzUsuńThank you dear Melody! ❤
UsuńAlzheimer to rzeczywiście straszna choroba. Niestety, pomimo tak wielkiego rozwoju, nie ma lekarstw na wiele potwornych chorób :( To jat takie smutne :(
OdpowiedzUsuńTak Aniu, to jest najsmutniejsze, brak lekarstw na tę straszną chorobę. ❤
UsuńEl Alzheimer es una enfermedad terrible yq que quita tanto a la persona que los sufre como a sus familias. Perder alguien que amas y ver como desaparece e s muy duró si bien mi papá no sufrió de esa enfermedad a él le derrame cerebral y quedo casi como vegetal y fue muy duro verlo partir pero más verlo sufrir. Te mando un beso y de nuevo te deseo una feliz navidad.
OdpowiedzUsuń¡Lamento mucho lo de tu papá, querida Judith! Sé lo triste que es ver a nuestro ser querido dejarnos en tal condición.
UsuńBesos. ❤
Ja pracuję z seniorami, więc widzę, co potrafi ta choroba, jak zabiera wspomnienia, tożsamość, potem podstawowe umiejętności i człowieczeństwo. Straszne to!
OdpowiedzUsuńNiestety, Karolino, ta choroba jest antyludzka. ❤
UsuńMerry Christmas, dear JoAnna! 😊
OdpowiedzUsuńYour story is touching; Alzheimer's disintegrates the identity of the person who suffers from it and completely transforms the family dynamic. It is very exhausting and tests the strength of family ties, the fragility of human relationships in the face of adversity. Meanwhile, the poor patient becomes a shadow of what he was, it is very sad.
My grandmother had that disease and had a bad time, poor thing. She was a saint and I remember her with love every day of my life.
Of those movies I saw the one with Nicholas Sparks and the one with Julianne Moore, both very good.
I thank you from the bottom of my heart for your wonderful message that filled everything around me with light; it was an unexpected gift for me and I adore it. Thank you, dear friend!
Dear Fairy, thank you from the bottom of my heart for this beautiful comment. Hugs and kisses, dear Friend.❤
UsuńThis subject hits home. I have had much experience with Alzheimer's with friends and family. It is heartbreaking.
OdpowiedzUsuńWishing you a very Merry Christmas season.
Love, Hugs and Blessings
It's true, this disease tears the hearts of the loved ones of the sick person.
UsuńHugs and greetings, Friend!❤
MERY CHRISTMAS TO YOU AND FAMILY.
OdpowiedzUsuńThank you dear Friend! ❤
UsuńW tym roku diagnozę Alzheimera dostała pewna osoba teoretycznie z mojej rodziny. Bardzo niedobra osoba. Która mi osobiście narobiła złego. Ale innym więcej. I tu wchodzi ambiwalencja moich własnych uczuć... Empatia i współczucie kontra rzeczywiste doświadczenia z tą osobą. Choroba okropna.
OdpowiedzUsuńTak też bywa, ale mnie zawsze żal tych ludzi. Ta choroba całkowicie odbiera nam to coś, coś ulotnego, co nazywamy człowieczeństwem. Uściski Kochana! ❤
UsuńHello dear JoAnna,
OdpowiedzUsuńAlzheimer's is a terrible disease, I have experienced it with a number of people, who have since passed away.
This disease is inhumane.
I wish you more pleasant and cozy days.
Greetings Irma
It's true, dear Irma, this disease is inhuman! I send you warm greetings, hugs.❤
UsuńJoasiu
OdpowiedzUsuńWiersz piękny i opowiadanie piękne! Poruszyłaś we mnie nawet te najgłębsze emocje, odżyły wspomnienia i wzruszyłam się do łez.
Znam bardzo dobrze temat, doświadczyłam przeżyć i wiem jak trudno jest zmierzyć się z tą makabryczną chorobą, szczególnie kiedy dotyka najbliższej nam osoby.
Można o tym opowiadać ale to i tak nigdy nie odda tego co się czuje bo nie ma takich słów, które byłyby w stanie to wyrazić.
Nie wszystkie filmy widziałam. Motyla najpierw przeczytałam, potem obejrzałam i bardzo przeżyłam.
Choroba straszna, okrutna i bezlitosna!
Oby nigdy nikomu się nie zdarzyła !
Pozdrawiam jeszcze świątecznie i przesyłam serdeczne uściski 🤗😘
Dla mnie Motyl to jedna z najlepszych opowieści o tej chorobie. Ale generalnie, to już bym nie chciała w czymś takim uczestniczyć, a pewne wspomnienia to chyba wyparłam. Może to i lepiej. Moc uścisków i serdeczności Kochana! ❤
UsuńJoana obrigada por compartilhar essa história, conheci uma senhora que teve essa doença, a família sofria, pois ela se esquecia muitas coisas. É uma doença que deixa todos preocupados é uma doença terrível mesmo, Joana bjs.
OdpowiedzUsuńSim, infelizmente, esta doença é inexplicavelmente terrível. Atenciosamente, querido amigo, abraços!❤
UsuńMy mom had dementia
OdpowiedzUsuńSo sorry, Christine. ❤
UsuńMamę naszego przyjaciela rodziny też zabrał Alzheimer. On zapisała sie do stowarzyszenia, którego teraz jest prezesem. Pomagają rodzinom alzheimerowców.
OdpowiedzUsuńNo i dobrze zrobił. To trochę pomaga. ❤
UsuńDroga Joasiu, Twoje opowiadanie jest bardzo poruszające. Prawdziwa mama nigdy by się tak nie odezwała i nie zachowała, to choroba ją zmieniła. Czytając Twój tekst, cały czas przewijało mi się w myślach, że w tak trudnej sytuacji, trzeba szukać pomocy i praktycznych rozwiązań. To za dużo dla jenej osoby, a nawet dla dwóch. Wiadomo, że w domu najlepiej, ale jeśli jest niebezpieczeństwo utraty życia, bądź zdrowia, to trzeba pozwolić sobie pomóc. Zresztą, sama napisałaś, że teraz w podobnej sytuacji nie zwlekałabyś z szukaniem pomocy.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że podzieliłaś się tą historią, a z poleceń filmowych i książkowych z pewnością skorzystam.
Życzę spokoju lub przeciwnie miłych spotkań i wartościowej końcówki grudnia. Pozdrawiam serdecznie 🤗
Po pewnych doświadczeniach życiowych potrzebuję pigułki pt. eutanazol (tak ją sobie nazwałam na własne potrzeby), bo nie chciałabym żyć w pewnych okolicznościach i chciałabym zdążyć odejść z godnością. Uściski Kochana! ❤
UsuńPiszesz, JoAnko, że to fikcyjne opowiadanie i nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi osobami i wydarzeniami? ... Ok.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się rzewnymi łzami, choć temat jest mi bliższy, niż można przypuszczać. Moja teściowa żyje już w swoim świecie tej choroby, nie ma jej wśród nas już dobrych kilka lat, choć ciało żyje sobie wbrew logice.
Obejrzę Motyl. Steel Alice koniecznie, bo uwielbiam Julianne Moore... na razie nigdzie nie mogę znaleźć tego filmu :(
Mocno Cię przytulam!
Ten film był na Netflixie, ja byłam na nim kiedyś w kinie, warto go obejrzeć, jest piękny.
UsuńCzasem bywa w życiu tak, że nie chcemy pamiętać pewnych spraw, a czas wcale nie leczy tych ran,
uściski Kochana!! ❤
Boa noite, amiga Joanna
OdpowiedzUsuńÉ sem dúvida uma terrível doença. Um doença que nos deixas incapazes de ter uma vida normal, e nos vai degradando progressivamente...
História muito comovente esta que aqui nos trazes.
Beijinhos carinhosos, e um feliz fim de semana, com tudo de bom.
Mário Margaride
http://poesiaaquiesta.blogspot.com
https://soltaastuaspalavras.blogspot.com
É verdade o que escreves, obrigado caro amigo, cumprimentos, bom fim de semana!❤
Usuń°º♫
OdpowiedzUsuń°º✿
º° ✿♥ ♫° Happy New Year, that your dreams come true, sweet JoAnna°º♫-:¦:-
-:¦:- ((¸¸.·´* ~ ~ -:¦:-
°º✿
º° ✿♥ ♫°*♡*.¸¸.*☆*¸.*♡*.¸¸.*☆*.¸¸.*♡*.¸¸.*☆*¸¸.*♡*.¸¸.*☆*¸ .*♡*.¸¸.*
Życzę Wam bardzo szczęśliwego roku 2025!
Pocałunek -:¦:-
-:¦:- ((¸¸.·´* ~ ~ -:¦:--:¦:-
-:¦:- ((¸¸.·´* ~ ~ -:¦:-
Thank you, muchas gracias querida Hada! ❤
UsuńDear friend, I hope you had a wonderful Christmas and are starting to prepare for the New Year!
OdpowiedzUsuńThank you deasr Irina! I wish you gret weekend! ❤
UsuńPiękny post.
OdpowiedzUsuńDziękuję Mirko! ❤
UsuńHello, JoAnna! Very interesting story, although, of course, sad. I will be happy to read your other stories. I liked it! Thank you for the recommendations of books and films, I will definitely use your recommendations. Happy Christmas to you, may you and all your loved ones be healthy and happy!❤❤❤🙏🙏🙏
OdpowiedzUsuń❤ Thank you dear Julia, the holidays are over for me, now I'm looking forward to the new year, although I don't feel like going back to work yet. Greetings, have a nice weekend! ❤
UsuńExperienced Alzheimer's with friends and family. Not a pleasant experience. Love your blog.
OdpowiedzUsuńHugs and Blessings
Well, unfortunately, more and more people are affected by this terrible disease. Greetings and thanks, hugs my friend!❤
UsuńPrzepiękne, poruszające i tak prawdziwe opowiadanie i wzruszający wiersz.
OdpowiedzUsuńMoja babcia nie miała alzheimera, ale po wylewie przez dziewięć lat była sparaliżowana (do śmierci) i momentami traciła świadomość. Byłam jeszcze wtedy dzieciakiem, ale pamiętam ból i bezsilność mojego dziadka, taty i cioci, którzy opiekowali się nią najlepiej jak potrafili. Doświadczenie wybitnie ciężkie.
No. W końcu znalazłam czas na przeczytanie.
OdpowiedzUsuńTeraz cała zalewam się łzami. Poruszające opowiadanie, trafia prosto w serce.
Podobne zachowania, które opisałaś, obserwuję u mojej chorej na demencję babci.
Straszne są te kłótnie, by ją wykąpać, nakarmić...
Ta babcia, która zawsze była łagodna i spokojna, teraz stała się agresywna...
Prawie jak inny człowiek.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Ależ popłakałam czytajac ten post. Oby nigdy nas to nie dotknęło. Potworna choroba. Wspaniale to napisałaś, trudno nie uronić choć jednej łzy. Bardzo ciężko się żyje z taką osobą i tej osobie też jest ciężko. Nagle nie poznaje nawet, siebie Wszyscy dookoła są obcy nawet zwierzęta. Z moją kochaną ciocią było bardzo podobnie. Ostatnio oglądałam przepiękny serial Navillera o starszym panu dotkniętym Alzheimerem, który bardzo chciał tańczyć w balecie i jego marzenie się spełniło dzięki pewnemu młodzieńcowi który uczył go tańca. Co odcinek to miałam mokre oczy. Relacja tego pana z tym nauczycielem była niesamowita.
OdpowiedzUsuń