Jestem zm臋czona. Brakuje mi 艣wiat艂a. To jest zreszt膮 cholerny paradoks, bo uwielbiam mroczne wiersze i pe艂ne ciemno艣ci powie艣ci i filmy o wampirach (szkoda, 偶e Anne Rice dozna艂a objawienia i teraz pisze o Chrystusie, wola艂am, jak pisa艂a o wampirze Lestacie).
Wiersz sprzed chwili, taki jaki艣...nijaki.
delikatnie
intymnie m贸wi臋 i szeptem
nie mo偶e by膰 przecie偶 inaczej
szeptanie i intymno艣膰
tak wiele maj膮 znacze艅
intymno艣ci膮 modlitwy
wpl膮tan膮 w zas艂uchanie
otwieram si臋 dla 偶ycia
i jestem z tob膮
w stanie
najtkliwszym i najczulszym
smaganym wra偶liwo艣ci膮
ludzie to nazywaj膮
poetycko
mi艂o艣ci膮
JoAnna Idzikowska-K臋sik
B-c, 14 XII 2012, p.n.k.,
*** cytat w tytule postu Micha艂 Zab艂ocki
Obrazek z netu i nie mam poj臋cia, kto jest autorem, ale podoba mi si臋. Uwielbiam czerwie艅, kupi艂am sobie przedwczoraj czerwony p艂aszcz, 偶eby doda膰 sobie energii. ;-)
/Boles艂awiec, 18 III 2012, p.n.k., JoAnna Idzikowska-K臋sik/
Czego dzisiaj s艂ucham? Dzi艣 nuc臋 piosenk臋Grzegorza Ciechowskiego: Odchodz膮c (uwielbiam ten tekst!)... To dla mnie jeden z takich utwor贸w, kt贸re si臋 nosi w sobie, g艂臋boko w duszy...
jestem l偶ejszy od fotografii z kt贸rych b臋dziesz mnie teraz wycina膰 b臋d臋 milcza艂 - i tak jestem martwy
odchodz膮c zabierz mnie
w nowym 偶yciu znajdziesz mi miejsce gdzie艣 na p贸艂ce lub parapecie raz na miesi膮c kurz ze mnie zetrzesz
odchodz膮c zabierz mnie
Nota bene, czy kto艣 22 grudnia powie w mediach, 偶e Ciechowski odszed艂 11 lat temu?
Fotka sprzed minutki: anio艂y znad mojego biurka, ten najwi臋kszy, szary, to r臋kodzie艂o os贸b niepe艂nosprawnych, ucz臋szczaj膮cych na Warsztaty Terapii Zaj臋ciowej, m贸j najnowszy nabytek. :-))) A 艣wieczka dzisiaj za Ojczyzn臋.
Lewe jest
z艂e. Lewe jest gorsze.Po prawicy
siedz膮 lepsi.Tak uwa偶a m.in.Pan w Muszce, ale nie tylko on (on
zreszt膮 twierdzi raz siak, raz inaczej). To jest znane od wiek贸w!
Wielu badaczy lewor臋czno艣ci ci膮gle podkre艣la, i偶: „Praktyka
pokazuje, 偶e lewor臋czno艣膰 nadal wzbudza niepok贸j, rodzi wiele kontrowersji i
pyta艅.”*
Lewor臋czno艣膰
od staro偶ytno艣ci postrzegana by艂a jako odmienno艣膰, szydzono z niej, wykpiwano,
pogardzano ni膮, czasem nawet, zw艂aszcza w 艣redniowieczu, osoby lewor臋czne
postrzegano jako te, kt贸re mia艂y z艂y charakter i kontakty z diab艂em. Lewor臋czne
kobiety w 艣redniowieczu najcz臋艣ciej ko艅czy艂y na stosach, pos膮dzone o czary i
podpisanie paktu z diab艂em (Joanna d'Arc by艂a najprawdopodobniej lewor臋czna).
W dawnej Japonii, kiedy kobieta by艂a lewor臋czna, m膮偶 mia艂 niepisane prawo
rozwie艣膰 si臋 z ni膮 bez podawania przyczyny.
Za czas贸w Adolfa Hitlera, w narodowo-socjalistycznych Niemczech, Heinrich
Himmler w swoim wyk艂adzie z 1935 r. powo艂ywa艂 si臋 na badania rzekomego zwi膮zku
pomi臋dzy lewor臋czno艣ci膮, a sk艂onno艣ciami do… homoseksualizmu!**(偶eby by艂o
艣mieszniej, motyw ten powr贸ci艂 kilka lat temu po badaniach przeprowadzonych na
Uniwersytecie w Toronto. To jest mniej wi臋cej tak samo, jak cz臋sto wysuwana
ostatnio teza, i偶 osoby niepe艂nosprawne intelektualnie s膮 w wi臋kszo艣ci
lewor臋czne i jakoby lewor臋czno艣膰 by艂a skutkiem wi臋kszych lub mniejszych
mikrouszkodze艅 m贸zgu. Ja tam si臋 ciesz臋, 偶e pracuj臋 z niepe艂nosprawnymi,
przynajmniej nie czuj臋 si臋 inna, cho膰 sk艂onno艣ci do kobiet, jako艣 jeszcze w
sobie nie odkry艂am, ale kto mnie tam wie!)
Nawet w s艂yn膮cych z demokracji Stanach Zjednoczonych, do艣膰
d艂ugo osoby lewor臋czne mia艂y obowi膮zek rejestracji (mia艂o to wp艂yw na ogromny
spadek lewor臋czno艣ci w tym kraju). Do oko艂o lat siedemdziesi膮tych na Zachodzie i
osiemdziesi膮tych w Polsce, przestawianie os贸b lewor臋cznych na r臋k臋 praw膮,
„lepsz膮 i w艂a艣ciwsz膮”, by艂o po prostu norm膮 i bardzo powszechn膮 praktyk膮, czego
jestem doskona艂ym przyk艂adem. Nikt nie zastanawia艂 si臋 nad tym, co dzi艣 wiadomo
na pewno: przestawianie na si艂臋, jest jak operacja na otwartym m贸zgu! Jaki艣 miesi膮c temu sma偶y艂am frytki dla ca艂ej bandy
koleg贸w mojej c贸rki i chyba wyrzuci艂am z obierkami do kosza, sw贸j jedyny n贸偶
dla lewor臋cznych, kupiony w Irlandii, kt贸rym pos艂ugiwa艂am si臋 sprawnie przez
dwadzie艣cia lat. M膮偶 biega艂 po sklepach, nakupi艂 mi kilkana艣cie nowych no偶y. No
i ukroi艂am sobie praw膮 r臋k膮 palca lewej tak, 偶e a偶 zemdla艂am z b贸lu.
Lewor臋czni, to najwi臋ksza mniejszo艣膰 na 艣wiecie. Odk膮d
odchodzi si臋 od przestawiania na praw膮 r臋k臋, liczba lewor臋cznych stale ro艣nie i
obecnie szacuje si臋, i偶 co dziewi膮ty cz艂owiek jest osob膮 lewor臋czn膮.
Ale wracaj膮c do Pana w Muszce i jemu podobnych...
Dobrze, 偶e mog臋 powt贸rzy膰 za Jackiem Kaczmarskim,
kt贸ry w 艣wietnym "Autoportrecie Witkacego" napisa艂 co艣, co pasowa艂o i
do Witkacego i co艣 pod czym ja podpisuj臋 si臋, nie tylko lew膮, ale i praw膮 r臋k膮:
dosy膰 sztywn膮 mam szyj臋 i dlatego wci膮偶 偶yj臋 偶e polityka dla mnie to w krysztale pomyje
umys艂 mam twardy jak 艂okcie wi臋c mnie za to nie kopcie 偶e rewolucja dla mnie to czerwone paznokcie
Kilka lat temu napisa艂am obszern膮 prac臋 o lewor臋czno艣ci,
wie艅cz膮c膮 moj膮 nauk臋 na podyplomowych studiach. Zg艂臋bianie tematu by艂o
niezwykle fascynuj膮ce, o wiele ciekawsze, od czytania gazet, periodyk贸w (i, nie
daj Bo偶e, magazyn贸w dla kobiet, gdzie redaktorzy my艣l膮, i偶 wszystkie mamy IQ na
pograniczu upo艣ledzenia umys艂owego!), przegl膮dania blog贸w ch艂opc贸w z plakat贸w
(Pan w Muszce te偶 prowadzi blog), porannego s艂uchania radiowych audycji (k艂ad臋
si臋 spa膰 ok. drugiej w nocy, wstaj臋 przed si贸dm膮, czyli w 艣rodku nocy, wi臋c
musz臋 s艂ucha膰 g艂upot, 偶eby si臋 zdenerwowa膰 i obudzi膰) i ogl膮dania wieczornych
news贸w (to jest dopiero sieczka; jak s艂ysz臋: w cudzys艂owiu, zadawala,
standartowe, SMSa czy - o, matko! - fakt autentyczny, rok czasu, w ka偶dym b膮d藕
razie i tym podobne z ust uznanych dziennikarzy, to zgrzytam swoimi
nadgryzionymi z臋bem czasu, z臋bami!).
Kilkadziesi膮t dni temu, napisa艂am, lew膮 r臋k膮 (praw膮 pisz臋
艂adniej, bo moja w艂asna mamusia-pedagog, nie chcia艂a mie膰 w domu odmie艅ca i
zmusza艂a mnie do pisania "po ludzku"; nota bene dzi臋ki temu, znam na
pami臋膰 mn贸stwo wierszy, bo 膰wicz膮c r贸偶ne warianty w艂asnej kaligrafii, po prostu
przepisywa艂am wiersze; by艂o to du偶o milsze, ni偶 pisanie w k贸艂ko debilnego
zdania: B臋d臋 pisa膰 tylko praw膮 r臋k膮!***), taki oto wiersz:
mit(o)logicznie
motto: "Bo偶e, b艂ogos艂aw ateizm..."
Pat Condell
urojeniami z pogranicza afektywnych biegun贸w wymy艣lam bog贸w zatroskanych moj膮 karm膮
w kosmicznym chaosie ka偶dy wasal ma swego wasala
Prometeusz nie wiedzia艂 偶e jego kreatywno艣膰 sko艅czy si臋 tysi膮cem nielogicznych mit贸w o mitologii wariacjami na temat bez-tematu
zaowocuje syzyfow膮 prac膮
wi臋c modli膰 si臋 do boga bog贸w w pierwotnej pr贸偶ni my艣li logicznie chyba mi nie wypada
nie si膮d臋 po prawicy wybieram fascynuj膮c膮 lewo(my艣lno)艣膰
JoAnna Idzikowska-K臋sik, 19 X 2012
Czy to aby naprawd臋 dobre, 偶e polityka jest mi obca,
zupe艂nie oboj臋tna? Pono膰 z艂o szerzy si臋 wtedy, gdy dobrzy ludzie milcz膮... (ale
c贸偶: osoby lewor臋czne cechuje charakterystyczny, bardzo specyficzny rodzaj
poczucia humoru i my艣lenia, dzi臋ki dominacji prawej p贸艂kuli m贸zgowej, co wida膰
na moim blogu i co ci膮gle podkre艣la moja dentystka, za艂amuj膮c r膮czki:
"A艣ka, naucz si臋 wreszcie gry藕膰 praw膮 stron膮, bo ta lew膮 masz ju偶 tak
st臋pion膮, 偶e szkoda s艂贸w!"). ;-)))
Moi ulubieni s艂awni lewor臋czni: Maria Sk艂odowska-Curie, Ludwig van Beethoven, Hans
Christian Andersen, Franz Kafka, Albert Einstein, Mark Twain, Greta Garbo, Marilyn
Monroe, Julianne Moore, Phil Collins, Greg Kinnear, Robert DeNiro, Sting,
Julia Roberts,Whoopi Goldberg, Jerzy Pilch, Philip Roth i obur臋czny Leonardo da
Vinci.
Notabene jestem strasznie ciekawa, czy
Leonardo w swoimgeniuszu, zdawa艂
sobie spraw臋 z tego,偶e 膰wicz膮c obur臋czno艣膰, 膰wiczy艂 jednocze艣nie sw贸j m贸zg?
Niewykluczone, 偶e tak, skoro powiedzia艂: "Jak 偶elazo z bezczynno艣ci rdzewieje, a
woda gnije lub marznie od zimna, tak umys艂 psuje si臋 bez 膰wiczenia."
* S.
Weber, Dziecko lewor臋czne, Warszawa
2007, s.5
** J.
–H. Zoche, Czym jest lewor臋czno艣膰 i jak z ni膮 偶y膰,
Warszawa 2005, s.65 ***Moja ulubiona prof. Maria Szyszkowska, napisa艂a kiedy艣, 偶e charakter mo偶na ukszta艂towa膰, dzi臋ki bardzo intensywnej pracy nad zmian膮 charakteru w艂asnego pisma. M贸j tato zawsze mi powtarza艂, 偶e mam nie tylko tzw. polski temperament, ale te偶 charakter. C贸偶 si臋 dziwi膰? Przepisa艂am dwa tomy wierszy Mi艂osza i R贸偶ewicza, teraz czyta je moja c贸rka i m贸wi: Mamo, ale偶 ty mia艂a艣 r贸偶norakie... czcionki!
/B-c, 04 VIII 2011, p.n.k., JoAnna Idzikowska-K臋sik/
❤❤❤
Urz臋dnicy Pana B.
Da艂e艣 mi Panie rozum i wiar臋, dusz臋 rogat膮, serce za ciasne,
No i sumienie, jak to sumienie - niedoskona艂e, za to w艂asne.
Z Tob膮 si臋 zawsze jako艣 dogadam, w smutku pocieszysz, w biedzie pomo偶esz,
lecz ten naziemny Tw贸j personel.... O, z personelem to ju偶 gorzej!
Sw贸j 艣wi臋ty nos pcha mi pod ko艂dr臋, poucza, w duszy grzeba膰 chce;
Chyba dlatego tak nie lubi臋 Twych urz臋dnik贸w, Panie B.
Kiedy pom贸wi膰 z Tob膮 musz臋, robi臋 to tak jak pewien mleczarz,
A Ty nadstawiasz bo偶e ucho i s艂uchasz mnie - i nie zaprzeczasz.
Bo chcesz zrozumie膰 l臋k cz艂owieczy, nasze zm臋czenie ponad si艂y
I jeste艣 dla nas wielkoduszny, a dla mnie bywasz nawet mi艂y.
Wi臋c si臋 nie mieszaj, s艂ugo bo偶y, gdy z Twoim Panem m贸wi膰 chc臋;
Nie potrzebuj臋 po艣rednik贸w w moich rozmowach z Panem B.
Panie B., Panie B., Panie B.!
W departamencie spraw niebieskich
S膮 moje akta personalne
I ka偶dy krok m贸j czujnie 艣ledz膮
Anio艂y Twe, Panie B.
Transcedentalne
Lecz je艣li przed Tob膮 kiedy艣 stan臋, sama chc臋 z 偶ycia si臋 t艂umaczy膰,
Proboszcz by nie da艂 rozgrzeszenia, a Ty zrozumiesz i przebaczysz.
Wi臋c p贸ki 偶yj臋, my艣l臋, czuj臋, niech r臋ka boska chroni mnie
Przed pych膮 i nadgorliwo艣ci膮 Twych urz臋dnik贸w, Panie B.
-No, cze艣膰, durniu! – us艂ysza艂a w s艂uchawce telefonu i od razu u艣miech zago艣ci艂
na jej twarzy.
-Cze艣膰, 艣wirusko, co tam, jak tam?
-Wybieramy si臋 z Ag膮 do Krakowa, zabierzesz si臋 nami?
-Jasne! Kiedy i na jak d艂ugo?
-Wyjecha艂yby艣my w pi膮tek, o 艣wicie, wi臋c si臋 nawet nie k艂ad藕, a wr贸cimy w
poniedzia艂ek wieczorem, pasi?
-Pewnie, 偶e pasi, a co z noclegiem?
-Agniecha ju偶 za艂atwia jaki艣 akademik, tylko nie wie, czy wzi膮膰 dw贸jk臋, czy
tr贸jk臋, wi臋c dzwoni臋.
-Tr贸jk臋… No i po艣wi臋c臋 si臋 wstaj膮c o 艣wicie… czyli o kt贸rej?
-O sz贸stej chcia艂yby艣my wyjecha膰, wi臋c ko艂o pi膮tej musisz wsta膰, a znaj膮c
ciebie, durniu, to, jak k艂adziesz si臋 o trzeciej, lepiej wcale nie zasypiaj!
-Rzeczywi艣cie, cholerny 艣rodek nocy… Ale damy rad臋. Czyli co? Jakie艣 spotkanie
organizacyjne przed wyjazdem?
-O, widzisz, masz pomys艂a! Zgadam si臋 z tym je艂opem i zadzwoni臋, nara!
-No, baj, baj, maszkaro! – rzek艂a z u艣miechem i od艂o偶y艂a telefon.
Zo艣ka, jej dobra kole偶anka od klasy pierwszej szko艂y podstawowej, obecnie
g艂贸wna ksi臋gowa w du偶ej, niemieckiej firmie, zawsze wprawia艂a j膮 w 艣wietny
nastr贸j. Lubi艂a jej niski, przeszywaj膮cy alt, spos贸b m贸wienia i ten
specyficzny, angielski dowcip, jakim dysponowa艂a, odk膮d z okazji bierzmowania,
do kt贸rego sz艂y razem, na z艂o艣膰 ksi臋dzu, wzi臋艂a sobie pi臋kne imi臋 J贸zefa, gdy偶
ten uzna艂, 偶e nie ma 艣wi臋tej Lidii. Ona, na cze艣膰 wielkiej aktorki i jej
wielkiej roli kr贸lowej w telewizyjnym serialu, wybra艂a imi臋 Aleksandra, do
kt贸rego, o dziwo, ksi膮dz si臋 nie przyczepi艂… Sta艂y wi臋c razem, grzecznie pod
o艂tarzem i za艣miewa艂y si臋 jak wariatki, gdy biskup czyta艂 ich trzecie imiona…
Fajne to by艂y i beztroskie czasy. Ale i teraz, jako panie w wieku akuratnym,
wcale nie by艂y m膮drzejsze, hormony buzowa艂y w nich tak samo, jak kiedy艣. Lubi艂y si臋 艣mia膰, 艣wirowa膰, nazywa膰 si臋
debilkami, durniami, maszkarami… Spotyka艂y si臋 w ulubionej knajpce, pi艂y piwo,
pali艂y papierosy, odreagowywa艂y stresy. Opowiada艂y o sobie, o pracy, m臋偶ach,
romansach, dzieciach. Wspiera艂y si臋 r贸wnie偶 w trudnych, 偶yciowych sytuacjach.
Taka prawdziwa, kobieca przyja藕艅 bez zb臋dnych upi臋ksze艅 i poufa艂o艣ci. Dla
r贸wnowagi, do艂膮czy艂a do nich bardzo ciep艂a, m膮dra i spokojna Agnieszka,
absolwentka krakowskiej AGH.
A ona? Humanistka po matematyczno-fizycznej klasie w LO. Niespokojna, artystyczna dusza, ryzykantka, kinestetyk,
uwielbiaj膮cy do艣wiadcza膰, dotyka膰, cho膰by kosztem obitej pupy. Uzupe艂nia艂y si臋
zatem we tr贸jk臋 i by艂o im z tym dobrze. Teraz postanowi艂y pojecha膰 na d艂u偶szy
weekend do swego ulubionego miasta, jednego z czterech miast, do kt贸rego ona lubi艂a wraca膰 (trzy pozosta艂e to Praga, Pary偶 i jej ukochany Wroc艂aw), bo generalnie wola艂a poznawa膰 nowe, nieznane miejsca.
Dzie艅 przed wyjazdem siedzia艂a w domu sama z dwoma bia艂ymi kotami i
zastanawia艂a si臋, co spakowa膰, gdy偶 lato w tym roku nie rozpieszcza艂o. By艂o jak z piosenki grupy Pod Bud膮: "jakie艣 szare i s艂owikom brak艂o tchu". Jej za艣 zdecydowanie brakowa艂o weny.
Pomy艣la艂a o Bartku i dok艂adnie w tym momencie zadzwoni艂 telefon… Pomy艣la艂a, 偶e
to kto艣 obcy, bo numer, kt贸ry si臋 wy艣wietla艂 by艂 jej nieznany.
-S艂ucham, Daria Makowska?
- Cze艣膰, kobietko…- us艂ysza艂a znajomy tenor. – Co u ciebie s艂ycha膰?
-Witaj, Bartosz, nie uwierzysz, ale w艂a艣nie o tobie my艣la艂am!
-Uwierz臋, zawsze by艂a艣 czarownic膮. Jak 偶yjesz, wybierasz si臋 mo偶e w moje
strony?
- Wybieram si臋…
-呕artujesz, kiedy? I nie m贸w, 偶e jutro!
- Jutro. Co prawda nie wiem, jak wstan臋, jak b臋d臋 funkcjonowa膰, ale jutro jad臋
do Krakowa.
- Daru艣, musimy si臋 spotka膰, 艣ci膮gn膮艂em ci臋 my艣lami. Musimy… Prosz臋, b艂agam… B臋d臋
grzeczny…
Rozbawi艂 j膮 jego s艂owotok, lubi艂a jego g艂os, bardzo jej si臋 podoba艂 jako
m臋偶czyzna…
- Na pewno nie w pi膮tek, bo wiesz… mamy imprezk臋, jad臋 z dwiema kole偶ankami,
ale w sobot臋 mog臋 si臋 wyrwa膰 spod ich opieku艅czych skrzyde艂, pod warunkiem, 偶e
p贸jdziemy gdzie艣 nad Wis艂臋.
- Dok膮d tylko zechcesz, babo! Tylko b膮d藕…
-B臋d臋. Spotkamy si臋 w Rynku, pod pomnikiem wieszcza, OK.? O kt贸rej ci pasuje?
- Daria, ja si臋 dostosuj臋, tylko b膮d藕, cholernie si臋 st臋skni艂em, do b贸lu.
-Nie przesadzaj… No, dobra, w sobot臋 o czternastej, wcze艣niej pewnie nie
wstan臋.
-Super, to do soboty, ciesz臋 si臋, jak g艂upi i ju偶 nie mog臋 si臋 doczeka膰.
- Spokojnie, Bartolino, przynie艣 swoje nowe wiersze, ch臋tnie poczytam.
- Dobrze. Mam klienta, musz臋 ko艅czy膰, ale naprawd臋 ju偶 skoml臋 z t臋sknoty.
-Pa, wariacie.
-Pa, cudno艣ci!
Pozna艂a go cztery lata temu na popularnym portalu spo艂eczno艣ciowym, zaprosi艂 j膮
na forum poetyckie, potem do grona znajomych. Rozmawiali cz臋sto drog膮 mailow膮,
potem na gg i na skype’ie. Powoli odkrywali swoje pokrewne dusze. On, m艂odszy
od niej o trzy lata, wysoki, zielonooki, wytatuowany, d艂ugow艂osy brunet o
niesamowitych d艂oniach. Ona, do艣膰 wysoka, zgrabna, piwnooka blondynka o bardzo
ciemnych brwiach dla kontrastu. Oboje lewor臋czni wielbiciele poezji, zw艂aszcza R贸偶ewicza
i Le艣miana. On, po wielu zwi膮zkach i przej艣ciach, ona w szcz臋艣liwym, zgodnym
ma艂偶e艅stwie. Czasem denerwowa艂 j膮 w rozmowach, gdy zaczyna艂 g艂o艣no my艣le膰 o
tym, co by by艂o, gdyby byli razem, ale ich przyja藕艅 by艂a silniejsza, ni偶 sprawy
damsko-m臋skie. Lubili si臋 z lekk膮 nutk膮 subtelnego erotyzmu, co tylko dodawa艂o
pikantnego smaku ich przyja藕ni.
Teraz zastanawia艂a si臋, w co si臋 ubra膰… Kole偶anki posz艂y na spotkanie z innymi
kole偶ankami, a ona siedzia艂a z fili偶ank膮 gor膮cej kawy i my艣la艂a… Widzieli si臋
ostatnio jaki艣 rok temu i wtedy uciek艂a. Zabroni艂a mu dzwoni膰 dop贸ty, dop贸ki
sama tego nie zrobi. Przestraszy艂a si臋, po raz pierwszy w 偶yciu, w艂asnych
uczu膰, skasowa艂a gg i skype’a, nie odbiera艂a telefon贸w. Wiedzia艂a, ze jest
zdezorientowany, 偶e – by膰 mo偶e – ma j膮 za egzaltowan膮 idiotk臋 – ale milcza艂a.
Zadzwoni艂a w styczniu, w jego urodziny. Dat臋 pami臋ta艂a doskonale, gdy偶 urodzi艂
si臋 w ten sam dzie艅, co jej ukochany poeta, Krzysztof Kamil Baczy艅ski.
Najlepiej zapami臋tywa艂a w艂a艣nie takie daty, kt贸re kojarzy艂y jej si臋 z czym艣, co
lubi艂a, z datami urodzin, 艣mierci, wielkich poet贸w, aktor贸w czy premierami
ulubionych film贸w. Nigdy nie zapomni, jak bardzo si臋 ucieszy艂, gdy us艂ysza艂 jej
g艂os, jej mi臋kki alt, jak mawia艂. Rozmawiali wtedy chyba ze trzy godziny,
czyta艂 jej przez telefon swoje, jak to po Witkacowsku nazywa艂, bebechowo-orgazmowe wiersze.
Nie pozwoli艂a mu jednak dzwoni膰 do siebie, egoistycznie uzna艂a, ze tak b臋dzie
lepiej, ale obieca艂a, 偶e sama si臋 odezwie. I tak min臋艂o kolejne p贸艂 roku, a
teraz siedzia艂a, czeka艂a na to spotkanie, chcia艂a si臋 wtopi膰 w ziele艅 jego oczu
lecz nadal ba艂a si臋 swoich uczu膰. Postanowi艂a w艂o偶y膰 zwyk艂e d偶insy, w kt贸rych
zreszt膮 bardzo dobrze wygl膮da艂a i kolorow膮 tuniczk臋. W艂osy spi臋艂a w kok, oczy
pomalowa艂a fioletowym cieniem, kt贸ry doskonale podkre艣la艂 ich dziwny,
zielono-piwny odcie艅, delikatnie wytuszowa艂a rz臋sy i b艂yszczykiem podkre艣li艂a
usta, ubieraj膮c si臋 w sw贸j ulubiony zapach bzu marki Yves Rocher.
Ju偶 z daleka zobaczy艂a jego wysok膮 posta膰 i purpurow膮 r贸偶臋, kt贸r膮 trzyma艂 w
lewej r臋ce… Pami臋ta艂, co lubi, kiedy艣 nawet napisa艂 specjalnie dla niej pi臋kny
wiersz o r贸偶y. Serce zabi艂o mocniej, szarpa艂o si臋, jak ptaszek uwi臋ziony w
klatce, co j膮 dodatkowo zdenerwowa艂o. Zanim si臋 zorientowa艂a, podbieg艂 do niej
i wzi膮艂 w ramiona, a potem wbi艂 si臋 w jej usta tak, 偶e poczu艂a si臋, jak Louis,
bohater „Wywiadu z Wampirem”, w momencie, gdy Lestat po raz pierwszy spija艂 mu
krew… Poczu艂a po prostu, 偶e lata… Chcia艂a krzycze膰, paln膮膰 go w twarz, ale nie
mia艂a si艂y…
- Cudnie pachniesz…- us艂ysza艂a jego szept. – Ju偶 b臋d臋 grzeczny, ale musia艂em… -
powiedzia艂 z rozbrajaj膮cym u艣miechem i wr臋czy艂 jej wreszcie t臋 cudn膮 r贸偶臋, po
czym szybkim gestem, zdj膮艂 jej z w艂os贸w spink臋. – Lubi臋 burz臋 twych w艂os贸w –
rzek艂 zachrypni臋tym g艂osem.
- Dobra, Bartolino, id藕my st膮d, nie lubi臋 t艂umu.
No i poszli w kierunku Wis艂y. Rozmawiali i rozmawiali, patrzyli sobie w oczy,
艣miali si臋, w jednej knajpce pili kaw臋, w innej piwo, w jeszcze innej,
偶ydowskiej, zjedli wegetaria艅ski posi艂ek. Opowiada艂 o swojej pracy, czyta艂
swoje wiersze, m贸wi艂 o problemach z by艂膮 偶on膮, utrudniaj膮c膮 mu kontakty z
synkiem, pokaza艂 sw贸j nowy tatua偶, na ramieniu, wykonany przez c贸rk臋 Andrzeja
Zauchy, jednego z najciekawszych polskich wokalist贸w, kt贸rego zd膮偶y艂a zobaczy膰 na Przegl膮dzie Piosenki Aktorskiej we Wroc艂awiu, w roku jego tragicznej 艣mierci.
Czas strzeli艂, jak z bicza, a oni wcale nie mieli ochoty si臋 rozsta膰.
-Darka.. cholernie si臋 ciesz臋, 偶e jeste艣, wiem, mia艂em by膰 grzeczny, ale chyba
nie mam si艂y, sama wiesz, jaki jestem narwany, wiesz, ze nie mog臋 tak sobie
chodzi膰 i gada膰… - powiedzia艂 i chwyci艂 ja w obj臋cia.
Zrobi艂o jej si臋 gor膮co, poczu艂a si臋 rozdarta. Z jednej strony bardzo chcia艂a,
aby j膮 dotyka艂, ca艂owa艂, komplementowa艂, ale z drugiej wiedzia艂a, 偶e nie t臋dy
droga, 偶e takim post臋powaniem, mog膮 zniszczy膰 to, co ich 艂膮czy na zawsze.
- P贸jd臋 z tob膮 do 艂贸偶ka… i co? – rzuci艂a w powietrze…
Cisza… Bolesna, najcichsza z mo偶liwych cisz… Wieczno艣膰… I tylko te trzepoty rz臋s…
- Daria… Wiem, rozmawiali艣my o tym wiele razy… wierno艣膰… Ale sama powiedz, czy
nie jest to dzia艂anie wbrew sobie? Ja wiem, do jasnej cholery, co czuj臋. A bajki o monogamii, naprawd臋 mo偶na w艂o偶y膰 mi臋dzy bajki!
- Nie jest to dzia艂anie wbrew sobie, Bartosz. Ja kocham i ufam. I kto艣 mnie kocha i ufa mi z
wzajemno艣ci膮. Dzi臋ki temu zaufaniu mog臋 tu teraz z tob膮 by膰. Mog艂am podr贸偶owa膰
po 艣wiecie, studiowa膰 ile tylko chcia艂am i przyja藕ni膰 si臋 z wieloma
m臋偶czyznami… Bo on mi ufa. Sam powiedz, czy gdybym posz艂a z tob膮 do 艂贸偶ka,
nadal by艂abym dla ciebie tak intryguj膮c膮 i interesuj膮c膮 kobiet膮, jak teraz?
Znowu cisza… ale ju偶 inna. Ale mniej cicha… Cisza zadumana, ci臋偶ka…
A po niej:
- Dario… szacunek… - i jego usta na jej czole. – Ale zawsze b臋d臋 mu zazdro艣ci膰…
-Zrobi臋 co艣 teraz. Co艣, co musz臋 zrobi膰, a ty grzecznie milcz i nic nie r贸b,
OK? -OK.
Wspi臋艂a si臋 na palcach i zdj臋艂a gumk臋 z jego g臋stych, si臋gaj膮cych ramion
w艂os贸w... Zanurzy艂a w nie place, poczu艂a ich ciep艂o, zanurzy艂a w nie nos...
pog艂aska艂a... Jej serce znowu zrobi艂o zdj臋cie... Kiedy艣 zdoby艂a nagrod臋 za sprawno艣膰 aktorsk膮 na og贸lnopolskim konkursie recytatorskim za monodram na motywach "duszyczki" R贸偶ewicza, gdzie na scenie animowa艂a peruk臋 z puklami g臋stych, ciemnych w艂os贸w. Teraz nie gra艂a. Teraz by艂a, czu艂a. Chcia艂o jej si臋 p艂aka膰, ale nie pozwoli艂a sobie na takie emocje. Zacisn臋艂a z臋by, wzi臋艂a g艂臋boki oddech...
- Chod藕my ju偶, prosz臋 - wyszepta艂a.
I odprowadzi艂 j膮 do hotelu, milcz膮c, pieszcz膮c w swej lewej d艂oni, jej lew膮
r臋k臋…
***
Gdzie艣 w Krakowie dogoni艂 mnie spleen. Nie poj臋艂am - dlaczego on? Gdzie艣 na Brackiej, pozby艂am si臋 win. Deszcz mnie obmy艂 ze wszystkich stron.
Gdzie艣 w Krakowie spotka艂am Ciebie, Czarem d艂oni i blaskiem oczu... Napisa艂am - przez Ciebie - swym cieniem - Roz偶alony, niemi艂osny list do losu...
Wszystkie
postaci i ca艂a historia s膮 absolutnie fikcyjne i nie maj膮 nic wsp贸lnego
z rzeczywistymi osobami i wydarzeniami, ka偶da zbie偶no艣膰 w opowiadaniu
jest zupe艂nie przypadkowa.
i dlatego wci膮偶 偶yj臋
偶e polityka dla mnie to
w krysztale pomyje
umys艂 mam twardy jak 艂okcie
wi臋c mnie za to nie kopcie
偶e rewolucja dla mnie
to czerwone paznokcie